Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
Na myśl o wakacjach uśmiecham się szeroko:)
Uwilebiam wyjazdy z mężem a teraz także z synkiem, najchętniej w miejsca, gdzie znajduję ciepłe morze i wysokie góry:)
Przed nami aktualnie ok. 3,5 tys. km w jedną stronę a na miejscu dużo zwiedzania i aktywny wypoczynek. Lubię zapach zmęczonego ciała męża, przesiąknięty letnim słońcem i polnymi kwiatkami . chciałabym wyciągnąć już traperki z szafy, zarzucić plecak, zanucić którąś z piosenek synka i pognać przed siebie:)
Na wakacjach moje życie jest idealne:)
Anna, jakże rozmarzyłaś mnie tym wątkiem:)
A ja mieszkam w mieszkaniu rodziców. Oni już w domku, ja po kilkuletnim wynajmowaniu mieszkań wróciłam do miejsca mojego dzieciństwa.
Mieszkanie jest po rodzicach, ale to moj dziadek zadbał o to, bym je dostała (pomagając rodzicom aw budowie domu). Jestem mu oczywiście za to bardzo wdzięczna. Jakoś rodzicom nie, ponieważ to nie była ich inicjatywa i ich starania. A poza tym, wstyd mówić, ale mieszkanie było tak zdewastowane, brudne, że nie może mi się w głowie pomieścić jak oni mogli tu mieszkać. Był jeden wielki syf. Wyburzyliśmy ściany, zdzieraliśmy podłogi, wymienialiśmy drzwi i okna. Nie zostalo nic, co by mi się kojarzyło z poprzednim miejscem, no poza sąsiadami i podwórkiem:)
I czasem tylko przypominam sobie jak moja matka wyrzucała mi, że jestem bałaganiara, brudas i flejtuch a ona tak lubi porządek. Zresztą cały czas tak uważa a mnie skręca w środku, bo przecież dlaczego mówi takie bzdury.
Kolejna rzecz, której nie mogę rozwikłać …. Czy moja matka sama wierzy w to, co opowiada czy tylko ze mnie chce zrobić wariatkę ….
w odpowiedzi na: Kim jestem ? #43244Krzytob,
Czytaj tutaj, że nie przeszedłeś terapii. Więc może dlatego czujesz to co czujesz, czyli nie potrafisz kochać żony i wydaje Ci się to bez sensu.
Wiedza, że problem jest bardziej w Tobie i nie chodzi o zwykła nudę w związku, niedopasowanie, zanik uczuć, jest już cenna.Przyjmij do wiadomosci, że rodzina jest ważna, wsparcie i miłość żony bardzo Tobie potrzebne. Później to odczujesz. Później czyli po terapii.
Ja nie przeszłam terapii (jeszcze) ale znalazlam sobie sposób (może chory) na uświadomienie, ze rodzina jest ważna i ile mozna stracić. Wchodziłam na forum : rozwód i co dalej. Nie udzielałam się, czytałam.
Jestem tu nowa, nie daję rad, dzielę się przemyśleniami,
pozdrawiam:)
Anna,
Nie uraziłaś mnie, mam dużo dystansu do siebie i chętnie słucham tego, co mają do powiedzenia inni, zwłaszcza bardziej doświadczeni.
Daltego nie piszę, że nie pójdę, że mi nie potrzebna terapia. Ale ja dopiero zaczęłam czytać o dda. Może nie umiem się zdecydować teraz? Może to muszę przetrawić?Przyznam się, że się boję wywlekania wszystkiego, wielu rzeczy nie pamiętam. Nie mieszkam z rodzicami już 12 lat, emocjonalnie nie czuję się z nimi szczególnie związana. Odżyłam ale oczywiście, że "coś" siedzi we mnie: nieśmiałość, strach przed kontaktem z ludźmi, nowymi sytuacjami, wyzwaniami. Trochę to przeszkadza.
pozdrawiam i dziękuję za wszelkie uwagi:)
Myślę, że do terapii trzeba dojrzeć, po prostu.
Samo czytanie, dotarcie do tego forum to pierwszy krok. Każdy musi sam zdecydować czy jest już gotowy na kolejny.Ja czuję, że jest mi już lepiej, zaczynam rozumieć siebie, jestem inna (lepsza) dla dziecka i meża. I nie uważam, że to koniec mojej przemiany. O terapii zaczynam mysleć bardziej jak o warsztatach doskonalących. Zatem skłaniam się bardziej w kierunku grupowej niż indywidualnych spotkań. Tylko, że jeszcze nie teraz, na razie rozmawiam sama ze sobą lub z Wami i układam wszystko w glowie. To dziwne, jak odkrycie DDA systematzuje i uporzadkowuje mnie samą. To tak jakbym znalazła zagubione ogniwo. Znając przyczynę, mogę walczyć z działaniami i wpływać na skutki.
w odpowiedzi na: Dlaczego szczęście przeraża? #43155Może to strach przed założeniem rodziny?
Ja pamiętam, że miałam traumatyczną podróż poślubną, byliśmy spięci i ja się cały czas martwiłam, że on w końcu odkryje moje prawdziwe "ja" i mnie zostawi. Nie chciałam być żoną, nie wiedziałam jak nią być, nie wiedziałam co mogę a czego nie. Bałam się, że małżeństwo to koniec wolności ….
I też mam taką spokojną miłość a wydawało mi się, że powinna być szalona … To szaleństwo jest złudne. Być może DDA nie potrafią żyć w spokoju, miłości, doświadczać tych wszystkich ciepłych, bezpiecznych uczuć, bo przecież w ich domach rodzinnych było na odwrót. Może to stąd …
Zaufaj, potrzebujesz czasu …
Witaj,
Jeśli Twój ojciec pił, to dlaczego nie miałbyś być DDA?
Ja się sama zdiagnozowałam niedawno, po awanturze z mamą.
Daję sobie jakoś radę ze sobą i nie odnajduję wszystkich cech DDA w sobie (lub są mniej intensywne). Ale przecież nie zaprzeczę, że moja rodzina była ok, była i jest toksyczna.
Dobrze, ze tu zajrzałeś i napisałeś. Teraz kolejny etap to terapia. Ja się nie zdecydowałam jeszcze, ale zobaczymy.
Pozdrawiam!
Edytowany przez: doris, w: 2007/08/05 15:35
w odpowiedzi na: Kim jestem ? #43139Krzytob …
Ja też mam takie ataki krzyku, zwykle "akcje" zaczynają się w sobotę. Drażni mnie mąż, dziecko, wszystko. Wystarczy, żeby wszedł do łazienki, żeby mnie dotknął a ja warczę. Wystarczy, że zobaczę porozrzucane rzeczy, dziecko coś wyleje i awantura gotowa.
Tak było do niedawna. Teraz się hamuję lub po prostu mówię mu, że jestem zła, nie wiem dlaczego ale nie chcę się kłócić. Mówię, że nie chcę by mnie dotykał teraz. Przechodzi mi zwykle szybko. Mąż stara się nie prowokować awantur, daje mi sygnał, gdy zaczynam przeginać. Dziecko woła: nie krzycz. To mnie stopuje.
Rozstanie nie jest dobrą decyzją. Spróbuj się powstrzymywać, może spróbuj na głos mówić co czujesz. Może czasem lepiej wyjść z domu i się przewietrzyć.
w odpowiedzi na: Ukryty alkoholizm #43138Pisząc "ukryty" alkoholizm miałam na myśli coś niejednoznacznego dla otoczenia.
Na pytanie od kiedy mama pije, nie potrafię odpowiedzieć. Czyjest to przymus? Dla mnie tak, dla niej nie. Do niedawna nikt o tym nie mówił. Może dlatego, że u nas w rodzinie pił dziadek, ale tak, że było to jednoznaczne – szedł w cug na tydzień lub dłużej, potem przywoził go ktoś z rodziny, bo na szczęście ilość met była ograniczona i wszystkie znaliśmy. To był dla rodziny alkoholik. Poza tym, że pił do upadłego, był dobry, kochający i troszczył się o rodzinę (po wytrzeźwieniu).Nie mieszkam z rodzicami od 12 lat, mam własną rodzinę. Radzę sobie w miarę dobrze. Ale zaczęłam gubić się w życiu, nie potrafiłam docenić tego co mam (dobry, kochjący mąż i cudowny synek). Myślałam, że to nuda wkradła się do naszego małżeństwa. Szukałam potwierdzenia tego, że jestem dobra, atrakcyjna … No niestety, szukałam tego w ramionach innych … Następnie stwierdziłam, że ja chyba nie kocham już męża, skoro to robię, oddaliliśmy się od siebie. Nadal nie wiedziałam o co chodzi. Któregoś dnia poczułam, że już tak dalej nie mogę. Wydawało mi się, że mnie nie ma, że jest ciało, ale bez duszy … Powiedziałam o wszystkim pierwszej osobie, dotarliśmy aż do korzeni czyli do dzieciństwa i wyszły zmory … Powiedziałam jeszcze komuś i ze zdziwieniem stwierdziłam, że ci ludzie się ode mnie nie odwrócili. Znalazłam Was …
Od tego czasu czuję spokój, wsparcie (z mężem też rozmawiałam), radość z zabaw z dzieckiem. Jakbym w końcu odnalazła przyczynę i sam ten fakt mnie ukoił. Czy konieczna jest profesjonalna terapia dla mnie. Czy każdy DDA MUSI ją przejść? Czy nie wystarczy uczestnictwo w grupach wsparcie jak ta? Czuję się silna, jestem pozytywnie nastawiona do życia i siebie samej. Czuję że dam radę sama. Czy się mylę?
I oczywiście dobrze, że jestem z Wami. Dziękuję, że jesteście
🙂 -
AutorWpisy