Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
Mnie się wydaje, że dopóki ja sama ze sobą nie dojdę do ładu, to i tak nie mam szans zbudować z kimś trwałej relacji. Z drugiej strony nie chcę też kogoś "narażać" na bycie z osobą która tak jak ja ma poważne problemy z poczuciem wartości, z wiarą w siebie z wahaniem nastrojów. Nie sądzę by "normalny" facet jakiego szukam, był w stanie to znieść i mimo to trwać przy mnie bez żadnego uszczerbku na własnej psychice. Zresztą znam to z autopsji… Nie chcę być sama, chyba nikt nie chce – z wyboru, ale nie chcę też komuś stworzyć czegoś toksycznego a sama jednak mam tyle obaw, tyle lęków że już na wczesnym etapie znajomości ja zawsze widzę tylko "ale", boję się więc brnąć w to dalej i najczęściej się wycofuje lub świadomie (bądź nie) zrażam tą osobę i sama się wycofuje a ja kolejny raz zostaję z poczuciem goryczy. I tak w kółko.. Samotność to straszna rzecz ale związek to ogromne wyzwanie i ciężka praca a ja na razie tą pracę muszę raczej nad sobą wykonać niż pakować się w coś i być odpowiedzialną jeszcze za to czym kogoś obdarzę. To są na tą chwile dla mnie ciężkie tematy. Z jednej strony bardzo chciałabym być z kimś i czuć że jestem kochana, ale z drugiej ten lęk i przerażenie są chyba nadal silniejsze…
skoro Ci brakuje tej przyjaciółki to może da się jeszcze wszystko wyjaśnić, naprawić? Skoro była naprawdę Twoją przyjaciółką to jej też na pewno Ciebie brakuje i myślę, że jeżeli zależało jej na tej przyjaźni tak samo jak Tobie to również będzie chciała to naprawić. Ja od jakiegoś czasu mam taka straszną znieczulicę w relacjach z ludźmi, bardzo łatwo odpuszczam sobie bo zawsze gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że nie warto bo wcześniej czy później i tak mnie znów ktoś zawiedzie, opuści. Dlatego jako mechanizm obronny stosuje właśnie totalne zobojętnienie. Z mężczyznami również tak mam, nawet jeśli ktoś mi się podoba ale popełni jakiś błąd, lub mnie zawiedzie, od razu znikam, odpuszczam. Nie chcę już z tą osobą mieć nic wspólnego. Boję się samotności ale jednocześnie wolę uprzedzać fakty i boję się w cokolwiek zaangażować by nie cierpieć znów tak jak cierpiałam po odejściu mojego byłego… Ale myślę że raz warto spróbować,jeżeli była to osoba Ci bliska, piszessz że prawie jak siostra. Może warto ten ostatni raz zawalczyć?
przetracona,
czytając Ciebie poczułam się jakbym czytała o sobie i chyba sama nie umiałabym nawet tego tak opisać, bo bałagan jaki mam w głowie sprawia, że już nawet czasem wydaje mi się iż nie umiem się wypowiadać – na temat. Moja historia jest nieco inna ponieważ u mnie w rodzinie to matka pije, nie byłam ofiarą przemocy fizycznej ale od 10 roku życia miałam wątpliwą przyjemność obserwować jak wygląda życie z alkoholikiem w rodzinie gdzie nikt poza mną problemu nie widzi, i gdzie to ze mnie robi się "wariatkę" która jako niewdzięczna córka opowiada bujdy o mamie. Ja studia prawie skończyłam, zostało mi napisanie i obrona pracy mgr i nie wiem czy zdołam to zrobić bo w ostatnim czasie moja psychika nie pozwala mi normalnie funkcjonować a co dopiero podjąć się czegoś twórczego i to jeszcze w języku angielskim bo taki kierunek studiowałam. Podobnie jak Ty straciłam chłopaka, znajomych, przyjaciół bo jestem "dziwna" bo się obrażam, bo nie potrafię wybaczać, bo ciągle zmienia mi się nastrój. Ludzie pamiętają o mnie tylko kiedy czegoś potrzebuję bo w niektórych sprawach jestem faktycznie pomocna ( kasa, wysłuchać kogoś, znajomości w pewnych kręgach, dobra rada..) Niedawno zaczęłam terapię, traktuję ją bardzo poważnie bo w zasadzie jak ostatnią deskę ratunku, zanim się pogrąże, popadnę w depresje albo jakieś uzależnienie. Czuję, że jestem na skraju przepaści i staram się jeszcze czegoś złapać bo nogi się ślizgają. To forum ostatnio dużo mi pomaga, chociażby właśnie poczucie że nie tylko ja tak mam, że skoro inni też tak mają to znaczy, że nie tylko ja codziennie się zmagam z życiem i sobą i czytanie o tym, że wbrew pozorom ludzie walczą próbują zrobić to by ratować siebie, utrzymuje mnie jeszcze przy nadzieji że może i ja mam szansę … Chciałabym aby nam wszystkim się tu udało, abyśmy mogli życ normalnie i zasypiać spokojnie bez tej całej "bani" w głowie…
w odpowiedzi na: Moża aż tak siebie nienawidzić? #149268a ja z kolei mam takie myślenie, że nawet jeśli zaczynam się z kimś spotykać to po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że on i tak mnie zostawi, że na pewno znudzę mu się szybko.. i ze strachu przed tym zaczynam się wycofywać.. Nie uważam bym była warta czyjejś miłości a jednocześnie wiem, że pokochać kogoś takiego jak ja… to prawie niemożliwe…
w odpowiedzi na: DDA z Łodzi #148491Hanka,
Powiem Ci jak ja zaczęłam. Znalazłam w swoim mieście ośrodek zajmujący się profilaktyką psychiatrii (NZOZ) i napisałam do nich maila z pytaniem czy można w ramach funduszu uczestniczyć u nich w terapii DDA. W odpowiedzi dostałam już namiary na terapeutkę i to z nią już resztę uzgodniłam na spotkaniu – ona mnie doinformowała i pokierowała. Także wygoogluj sobie wpisując terapia dda i miasto i na pewno się dokopiesz do czegoś, bo później juz tylko kwestia wyjscia z domu i załatwienia tego wszystkiego.
w odpowiedzi na: Prawie wszyscy są DDA #148484Na pierwszej wizycie u terapeuty dostałam od niej listę cech zachowań typowych dla DDA.Kazała mi zaznaczyć tylko te, które mogę poprzeć faktami z mojego życia a nie te, które mi się wydaje, że mam… Z 24 cech (zachowań) zaznaczyłam 22.
Nie wątpię, że każda osoba która nie wychowywała się w rodzinie alkoholowej lub dysfunkcyjnej mogłaby również na tej liście znaleźć cechy bliskie sobie, ale nie wierzę że taka "normalna" osoba zaznaczyła by tak jak ja 22 z 24 a jeśli tak to znaczy że jednak coś w jej dzieciństwie było dysfunkcyjne.
Takie jest moje zdanie. W taki sam sposób lekarz diagnozuje chorobę, polega na zbiegu pewnych określonych objawów które występujące razem i w określonych okolicznościach dają przesłanki do określenia "tak jest Pan chory na to i na to, taka odmiana choroby". I od razu mówię, że to co piszę to moje laickie rozumienie diagnozy.
w odpowiedzi na: kolejny raz sięgam dna #148449Wydaje mi się że wiele problemów wynika z myślenia, owszem ciężko z dnia na dzień ten sposób myślenia zmienić. Ale ostatnio zauważyłam, że człowiek sam stwarza sobie atmosferę w jakiej żyje i to tak naprawdę wybieramy jak się w danej chwili czujemy (psychicznie). I w większości to nie życie nas dołuje – bo każdy ma jakieś problemy – to my sami pozwalamy sobie na myślenie które sprawia iż czujemy się tak a nie inaczej. I to jest obieg zamknięty. Jeśli myślimy negatywnie o świecie i sobie to świat właśnie tak postrzegamy. Nie mówię żeby być "naiwnym" optymistą, ale żeby chociaż trochę spróbować (każdego dnia) znaleźć coś pozytywnego… sama dopiero raczkuję. Ale takie ostatnio dostałam zadanie od terapeutki – żeby prowadzić dziennik radości i wpisywać każdego dnia co sprawiło, że poczułam radość i sama jestem ciekawa co z tego wyniknie 🙂 zaczynam od dziś!
w odpowiedzi na: kolejny raz sięgam dna #148332czytam Was wszystkich i jestem….. poruszona…Jestem DDA – niedawno zaczęłam terapie bo doszłam do wniosku, że chcę zawalczyć o siebie. Każdy z nas tutaj jest wyjątkowy, jest piękny, ma wiele do zaoferowania temu światu. Ja sama często marzę ile mogłabym zrobić dla siebie i dla innych, ile uśmiechów na twarzy mogłabym przywołać ile wzruszeń, niezapomnianych chwil mnie czeka jeśli tylko dojdę ze sobą do ładu i spróbuję. Zyczę tego Wam wszystkim, przestańcie udawać, że nie jesteście fajni 😉
w odpowiedzi na: wpisujcie gg #147455Edytowany przez: drozdzyk, w: 2013/03/03 15:07
-
AutorWpisy