Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 203)
  • Autor
    Wpisy
  • „Iść w stronę słońca”
    Uczestnik
      Liczba postów: 203

      Jesteś partnerką DDa, „Lęk przed bliskością?” to pozycja, która wiele wyjaśnia, uczy jak żyć z DDa. Będzie Ciebie odrzucał i wracał. Na pewno mu zależy. Czy  jesteś w stanie tak żyć?

      mogę Ciebie uspokoić, że praca w terapii, daje pozytywny oddźwięk, ja jestem tego przykładem. Trzeba dużo pracy włożyć i jeśli tylko sam DDa chce coś zmienić istnieje szansa, ze tak będzie.

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203

        Rola rodzica w życiu dziecka jest bardzo ważna. Wszyscy o tym wiemy. Natomiast nie da jej się zaplanować, wymarzyć. Ma na nią wpływ właśnie nasza przeszłość i to jaka ona była w naszym rodzinnym domu. Niby wiemy, ze powinno być inaczej, a jednak powtarzamy wzory niekoniecznie dobre. Prawdopodobnie innych nie znamy i choć wiemy, że są toksyczne powielamy je. Dobra jest świadomość, że jest coś złe i praca nad tym, uczenie się innych zachowań. Nikt nie jest ideałem. Każdego dnia tworzymy relację, jeśli coś nie wychodzi przepraszamy i poprawiamy ją, szukamy rozwiązań.

         

        Zanim zostałam matką miałam wizję jaką będę, jakie moje dziecko będzie mieć wspaniałe dzieciństwo. Wcale takie nie miało. Terapię rozpoczęłam dopiero gdy syn miał rok, żyłam w toksycznym związku. Darłam się jak mój ojciec, chociaż negowałam to zawsze. Ja miałam cierpliwie tłumaczyć, miałam pokazać matce jak wygląda prawdziwy związek. Prawdą jest, że nie mając dobrych wzorców nie wiedziałam jak wygląda prawdziwy związek, czym jest miłość. Wyjechałam daleko, by znaleźć kopię ojca, faceta, który potrafił wymagać i krytykować. Przy nim czułam się jak taka malutka, nic nie znacząca, utwierdzał mnie każdego dnia małymi krokami. Latami naprawiałam siebie, by moje dziecko miało spokojną matkę. Dziś wiodę spokojne, bezpieczne życie, syn jest nastolatkiem. Nie jest tak, że jest idealnie, relacje buduje się cały czas. Jeśli popełniam błąd to przepraszam, daję prawo do złości, zwątpień. Każdego dnia uczę się być dobrą matką.

        „Iść w stronę słońca”
        Uczestnik
          Liczba postów: 203
          w odpowiedzi na: Co mam robić #471192

          Witam, napisałaś, że pracujesz. Czy masz możliwość wyprowadzenia się z domu? toksyczny dom, nieleczony takim pozostanie. Niewątpliwie jakakolwiek Twoja decyzja w kierunku ojca, czy to zgłoszenie go czy nie, nadal pozostawia Ciebie w toksycznym domu. Ojciec jest chory. Jeśli nie będzie się leczył nie zrozumie, natomiast leczenie to też długa droga. Na co chcesz czekać? Jeśli zastanawiasz się nad tym czy masz ojca zgłosić zapewne w środku nie jesteś tego pewna do końca. To ma być Twoja decyzja. Spróbuj zrozumieć, że zachowanie ojca to po części lub w całości jego choroba. Walka z rodzicem, tym bardziej w relacji ojciec – córka, jest trudna. Wiąże się z poczuciem winy, może żalu. To ta relacja jest niewątpliwie ważna, dla późniejszego życia córki jako kobiety. Niedostateczna relacja to potem niskie poczucie wartości, wybieranie nieodpowiednich partnerów, pozwalanie na nie szanowanie siebie itp. Jeśli córka jest dla ojca ważna, to czy jest gruba czy chuda nie ma znaczenia dla jej samopoczucia. Nie kocha się za coś dziecka, a za to, że jest naszym dzieckiem.

          Mój ojciec już nie żyje. Zanim trafiłam na długą terapię, zeznawałam w sądzie przeciwko niemu, był we więzieniu. Chciałam pomóc mamie. Dziś bardzo tego żałuję. Po terapii wiele zmieniło się w moim myśleniu. Spojrzałam na niego inaczej. Przed śmiercią mu wybaczyłam, pogodziłam się z nim i to jest to co teraz pozwala mi spokojnie żyć. Był niechcianym dzieckiem, potem alkoholikiem w ostatnim stadium rozwoju tej choroby. Na moich oczach się staczał, żebrał o parę złotych na picie. Dziś modlę się za niego. Wspominam te dobre chwile. Relacja między mną, a nim ciągnie się za mną jak kula. Czuję niedosyt. Głód emocjonalny, którego już nigdy nie zaspokoję. Czasem płaczę i idę dalej.

           

          Nie wygrasz z jego chorobą, jeśli on sam nie weźmie się za siebie. Odejdź z domu i zacznij swoje życie. Idź na terapię. Spotykaj ludzi, którzy mają podobnie. Jeśli cokolwiek robisz, pytaj swojego sumienia, nie innych. Nie podejmuj decyzji w chwili rozchwiania emocjonalnego.

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Psycholog nie ma racji, nie Twoją rolą jest prowadzenie partnerki do lekarza. I też nie wie czy ten defekcik się nie powtórzy i ile będzie trwał. Nie jest przecież wróżką. Psycholog to nie wyrocznia. Masz prawo do zdrowego związku, a Twój takim nie był. Nie chodzi też o szukanie winy, kto nim jest, ale o sam fakt funkcjonowania Was w tym związku. Dobry związek otwarty jest na rozwój, DDA mają tendencję do myślenia, że nie ma odrębnych jednostek. Masz prawo do spotykania się ze znajomymi, do własnego hobby i nie wszystko musicie robić razem. Prawidłowo widzisz to w perspektywie przyszłości, gdzie będą dzieci i będą wymagały opieki. Praca nad dysfunkcjami trwa zazwyczaj długo, każdy ma swój czas. Może to być krócej albo dłużej, część można wyleczyć ,część nie. Generalnie musiałbyś nastawić się ,że mniej wiecej tak będzie wyglądało Twoje zycie w najbliższym czasie. Potem, o ile partnerka będzie kontynuowała terapię, następuje poprawa, są nawroty. Piszę to z autopsji bo jestem DDA po terapii dla DDA i współuzaleznionych, maratony złosci, poczucia wartości, stresu. W moim domu była cisza, by w niespodziewanym momencie nastąpił wybuch awantury, nigdy nie wiedzieliśmy kiedy to nastąpi. To samo przeniosłam do związku, który był burzliwy. Partner z rodziny dysfunkcyjnej. Nie mogłam już wytrzymać i podjęłam terapię, on nie chciał. Po terapii byłam inną osobą, z innym myśleniem, to mnie oddalało coraz bardziej od partnera. Odeszłam z małym dzieckiem, psycholog powiedziała, że na tyle już umiem z terapii, że powinnam wiedzieć jak funkcjonować w w związku gdzie partner nie chciał pracować nad sobą. Ja byłam podobnie jak Ty już tak wypalona, że mimo, iż nie miałam pracy ani własnego kąta chciałam odejść . Większość osób jak i pani psycholog mówili ,że sobie nie poradzę. Wtedy nie wiedziałam czy robię dobrze. Dziś minęło sporo lat, radzę sobie bardzo dobrze. Dziś wiem, że tamta dezycja była dobra. To była moja decyzja i moje życie. Rób tak jak czujesz, to Twoje życie. I na pewno nie myl miłości z litością. Każdy jest dorosły i każdy ma wpływ na swoje zachowanie.

            „Iść w stronę słońca”
            Uczestnik
              Liczba postów: 203
              w odpowiedzi na: Cześć wszystkim #467391

              Oczywiście, że nie ma skali nad przemocą fizyczną czy psychiczną. Nawet ta druga może być czasem gorsza, bo zostawia ślady,może niewidoczne gołym okiem, ale ogromne w psychice, które ciągną sie za nami przez całe życie i mimo, iż wiemy, że większość tego co w nas siedzi to irracjonalne myśli o świecie, o nas samych to i tak poddajemy się im dając przejmować nad sobą kontrolę. Paradoksalnie uciekając z domu, mając wiele wyborów, niestety wybieramy podobnie, w Twoim przypadku związek z dziewczyną z domu dysfunkcyjnego. Zdawaćby się mogło, że chcemy inaczej, a jednak idziemy ku temu co znajome (niekoniecznie konstruktywne), bo wiemy jak się w tym poruszać, tego uczyliśmy się latami, to nam wpajano. W tym co normalne, nie czujemy się komfortowo, bo tego nie znamy, musielibyśmy od nowa się uczyć jak stawiania kroków. Człowiek z normalanej rodziny wchodząc w destrukcyjne związki zazwyczaj pryska stamtąd, bo to nie jego klimat. On szuka tego co wyniósł z domu, to oc brzmi znajomo. Uzależnienie jak i współuzaleznienie trzeba leczyć, ponoć to drugie jest wyleczalne, czego jestem ja przykładem. Jestem córką nieżyjącego alkoholika, który powtarzał, że nie chciał córki. Z domu uciekłam daleko, by związać sie z mężczyzną podobnym w zachowania do mojego ojca, również popijał, czy był alkolikiem, nie wiem, dziś już mnie to nie interesuje. Zajmuję się swoim zyciem, ciągle jest mnóstwo pracy. Nie wiem jak jest jeśli chodzi o depresję, bo nigdy nie miałam styczności z tą chorobą, tematem. DDA jest sie przez całe życie, z autopsji wiem, że już do końca, jak kiedyś wspomniałam tu na stronie, zbity dzban nigdy nie będzie oryginałem, choćby był bardzo dobrze sklejony. Można nauczyć się odczuwania emocji, poznać je, można wybaczyć, można nauczyć się żyć inaczej, radośniej, bez ciągłego patrzenia do tyłu. Wszem zagladam tam czasem, bo to moja przeszłość, ona musi być, ale na krótko. Mam już nowy rozdział. Szukaj dróg do siebie, zacznij od czegoś małego, każdy krok do przodu najmniejszy niech będzie dla Ciebie motywacją i radością, każdy do tyłu neich Ciebie nie zraża, na początku jest ich dużo, potem coraz mniej, ale im wiecej tego ogladania wstecz tym znaczy to jak bardzo mocno jesteśmy zakorzenieni w tej destrukcji. W każdym czasie swojego życia warto odkrywać cząstkę samego siebie. Ja już teraz idę razem z moim wewnętrznym dzieckiem, odkąd je poznałam, ciągnę do przodu mimo oporów. Najpiękniejszy jest śmiech, który słyszę, nie było go latami, teraz spontanicznie się wydobywa.Jesteśmy dorośli i mimo tego co nas spotkało, trzeba iść do przodu. Nikt za nas tego nie zrobi, a przecież chodzi o nasze życie. Już wiesz, że jesteś DDa, to ten pierwszy krok, przed Tobą wiele drzwi, w które musisz pukać, czasem walić. My jak orlęta z gniazda wypuszczone, lecz nasze skrzydła pokaleczone…musimy mieć więcej siły, by nauczyć się latać. Jest to możliwe.

              „Iść w stronę słońca”
              Uczestnik
                Liczba postów: 203

                Ja siebie akceptuję i kocham, co też przedkłada się na moje relacje z ludźmi. Natomiast ciągle gdy przychodzą wspomnienia o ojcu czuję wielką gulę, wiem, że to ciągle nieprzepracowane pewne sprawy, które utknęły we mnie, raczej już tego nie ruszę, nie poczuję ulgi. Potrafiłam przebaczyć, nie czuje żalu, pamiętam co dobre było. Natomiast zabrakło mi tego by pokazał mi świat, ostrzegał, chronił, gdy byłam dzieckiem. Ja byłam bohaterem rodzinnym, nie mogłam pozowlić sobie na słabość, uczyłam się dla siebie, moje sukcesy były moimi sukcesami. Czuję się uboga jeśli chodzi o relacje z ojcem, myślę, że każdy odgrywa swoją role w naszym życiu, rola ojca jest bardzo ważna w życiu córki. Niespełniona ciągnie się latami. Dla mnie jest powodem braku nawiązania relacji z mężczyzną, mam przeczytane mnóstwo książek, terapie, warsztaty i cóż rzeczywistość mnie przerasta. Czasem myslę, że szukam czegoś czego nie ma, nie istnieje i obudzę się z tą świadomością w wieku 80 lat na przykład…bolesne jest to.

                „Iść w stronę słońca”
                Uczestnik
                  Liczba postów: 203

                  U mnie ojciec nie chciał mieć córki. Czekał na syna, potem jak popił w chwilach złości mi o tym mówił, że wolałby mieć 5 synów niż mnie. Często w mojej obecności chwalił brata, adorował go. Jak byłam mała nie kazał mi wskakiwać do nich do łózka, ponoć pytałam czy już pojechał do pracy i dopiero wskaiwałam do mamy. Nie pamietam by mnie tulił, za to wymagał, zakazywał, bił. Wbrew temu wszystkiemu wyrosłam, na ciepłą osobę, ale szukałam długo drogi do siebie, czułam się bardzo źle ze sobą, miałam kilka lat bulimię, niestety nawet mama tego nie zauważyła, zajęta była ojca piciem i ratowaniem go. Tułałam się po ludziach, dom nie był moją przystanią. Potem poznałam kalkę mojego taty, który mnie podobnie traktował. Zaczęła się walka o siebie i dziecko, które miałam. Lata pracy nad sobą. Dziś poukładane emocje, swój kąt, spokój, czuję miłość i ciepło. Ojcu wybaczyłam, niech sobie spokojnie odpoczywa, jest kilka dobrych słów od niego, które pielęgnuję niczym skarb. Jestem zaradną, wykształconą kobietą, ładną, atrakcyjną, a środku zżera mnie głód ojcowskiej miłości. Nigdy nie będę już małą dziewczynką, nigdy tato nie weźmie mnie na kolana, nie zatańczy ze mną, nie powie do mnie „moja mała księżniczko” To moje marzenia, które nigdy się nie spełnią i muszę żyć z tą bolesną prawdą.

                  „Iść w stronę słońca”
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 203
                    w odpowiedzi na: Ojciec alkoholik #467371

                    Nie będziesz w stanie pomóc ojcu, jeśli on sam tego nie zechce. Alkoholizm to ciężka choroba, wkrada się niespodziewanie i miażdzy wszytko po drodze. Gdybyś miała szansę pójść na terapię, poznać tę chorobę, byoby łatwiej zrozumieć, że nie jesteś odpowiedzialna za rodziców, za ich zachowania. Poczucie wstydu jest irracjonalne. Natomiast jesteś odpowiedzialna za rodzinę ,którą stworzyłaś. Mąż ma rację, nie chcąc się wprowadzić do takiego klimatu i chcąc chronić dziecko. Zamęczysz się budowaniem domu rodzinnego, gdzie krąży alkohol, jesteś współużalezniona i sama potrzebujesz pomocy, ojciec jest dorosły, musi poznać konsekwencje picia, za każdym jego chronieniem przez Was pogłebia się jego choroba. Oddaj mu odpowiedzialność za jego zycie. Nie masz wpływu na to, żeby przestał pić ,a nawet jak przestanie trzeba pracy nad sobą, by do tego nie wrócić, ale to jego rola i jego zycie. Tym masz wpływ na swoje życie i tu zmieniaj i buduj szczęsliwą relacje z małżonkiem. Nie wprowdzaj dziecka w taki świat, gdzie jest alkohol, pierwsze lata dziecka są najwazniejsze, to fundament jego późniejszego zycia, co mu dasz: obraz pijaństwa, wstydu, braku poczucia bezpieczeństwa? Dla dziecka potrzebna jest spokojna mama. Dąż do tego na co masz wpływ, na picie ojca nie masz żadnego.

                    „Iść w stronę słońca”
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 203

                      Tak bardzo chcemy bliskości, a jednocześnie obawiamy się jej. To własnie wynika, że nie mamy wzorców jak powinien wyglądać zdrowy związek. Ja jestem sama już 10 lat, taki kawał czasu, nawet nie wiem kiedy to minęło. Nie boję się samotności, bo potrafię w niej funkcjonować, ale boje się osamotnienia, opuszczenia. Jako dziecko bohater rodzinny, potem życie tak się układało, że musiałam radzić sobie sama. Nie boję się życia, mam wyćwiczoną zaradność. Poukładałam siebie, stworzyłam przystań bezpieczną, do której nie potrafię „wprowadzić” żadnego mężczyzny. PO kilkuletnim destrukcyjnym związku poczucie wartości mam zszargane, sama wychodząc z domu alkoholowego gdzie były bijatyki, zdrady, wyzwiska, nie najlepiej dawałam przykład. Dopiero terapia, lata pracy dały mi odpowiedź czego chcę w życiu, co mogę dać drugiej osobie. Paradoksalnie poczucie bezpieczeństwa zapewniłam sobie sama. Jestem wymagająca bo sama ciężko na wszystko pracowałam, na to materialne i niematerialne. Mam swoje nawyki, przywyczajenia, które lubię. Nie chce mi się niczego zmieniać, ale jednocześnie tęsknie tak bardzo za bliskością, że czasem ryczę, czy ja potrafię jeszcze zaufać, otworzyć się, zmienić swój świat,za cenę przytulenia, tęsknoty, być może miłości? tego nie wiem do dziś. Za dużo analizuję, nie daję szansy, gubię się jak ślepiec, w końcu rezygnuję bo jestem zmęczona i wracam do swojego zbudowanego świata.

                      Do Staszek: cechy, o których napisałeś, małomówność, skromność, domator, to cechy bardzo pożądane w dzisiejszym świecie. Powinieneś być dumny, że jesteś takim człowiekiem. Nie do końca jest prawdą, że kobiety poszukują przebojowych, w pewnym momencie zycia szukamy spokoju stabilności, a cisza, spokój, to pozytywne stany. „Mowa jest srebrem, milczenie zaś złotem”

                      „Iść w stronę słońca”
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 203

                        Zadaj soie pytanie: jak chcesz żyć? nie, jak wyglądałoby Twoje życie gdyby on się zmienił, bo być może nigdy to nie nastąpi. Jeśli widzisz jego u swojego boku, w takim „stanie” jak jest teraz to z nim żyj, bądź, ale nie koncentruj się na tym by go zmieniać. Miej swoje pasje, zainteresowania i zmnieniaj to na co masz wpływ. Inaczej się zamęczysz.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 203)