Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      Chciałem napisać Oliwio: „jak to możliwe”, że dotąd nie poradziłaś sobie z traumami dzieciństwa, skoro tyle już pracy w to włożyłaś (przynajmniej takie odnoszę wrażenie).  Nie zadam jednak tego pytania, bo właśnie jestem po słownym „starciu” z moim ojcem i muszę przyznać, że czułem się wobec jego niepohamowanych wrzasków, jak dziecko, jakbym się cofnął do wczesnych nastoletnich czasów. To jednak siedzi głęboko w psychice. Mimo to wierzę, że można z tego wyjść, ważne by otoczyć się wspierającymi ludźmi, którzy dają siłę, a oddalić się od tych osłabiających, wpędzających w regresowe dziecięce stany umysłu. Po pewnym czasie opanowałem zdenerwowanie i znów jestem sobą dorosłym.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931
        w odpowiedzi na: Trudna rozmowa z mamą #487180

        Moja mama, której niestety nie ma od niedawna, przybierała podobną postawę wobec moich wyrzutów (których jej nie szczędziłem w pewnym okresie). Twierdziła, że za dużo „grzebię” w przeszłości, że terapie to marnowanie pieniędzy, że nie ma co szukać usprawiedliwień, tylko trzeba samemu „brać się w garść”, bo nikt nam nie pomoże… Budziło to we mnie ogromny bunt. Perswadowałem jej, że lepiej by było nam wszystkim, gdyby odeszła od ojca. Czasem nawet potrafiła przyznać, że może faktycznie byłoby to lepsze, jednak – niezbyt chętnie to wyznawała – po prostu nie miała dokąd pójść, kobieta koło trzydziestki z dwójką małych dzieci, z niewielką pensją.

        Wydaje mi się, że liczni krewni, znajomi i przyjaciele musieli wiedzieć, jak odnosi się do niej (i do dzieci) mąż, jednak racjonalizowali swoje spostrzeżenia lub odwracali wzrok. Nikt nie zaoferował wsparcia. Nie pomogło nawet starsze zamożniejsze rodzeństwo i rodzice. Została z tym sama. Z drugiej strony była też dumna, nie umiała sama z siebie okazać bezradności, skarżyć się czy prosić o pomoc – a może kiedyś spróbowała, ale nacięła się boleśnie? Zacisnęła więc zęby i trwała w milczeniu. DLA DOBRA DZIECI. Tak twierdziła.

        Moim zdaniem żony alkoholików, to jedne z najtwardszych kobiet na świecie. Musiały odpuścić bardzo wiele marzeń. Skupić się na przetrwaniu. Otoczyć swą wrażliwość grubym murem. W pewnym sensie musiały zaprzeć się siebie – swojego dawnego radosnego „ja”. Tylko tak mogły wytrzymać z nałogowcem.

        Moja matka mówiła, że dopiero małżeństwo z ojcem ją „zbudowało”. Zmusiło do myślenia i walki o siebie. Wcześniej była naiwną dziewczynką.

        Myślę, że te kobiety z czasem uznają, że „opanowały” sytuację. Na tyle, że czują się w niej pewnie, nic ich nie zaskoczy i mają wypracowane reakcje obronne. Dlatego w tym trwają. Nie wiem, czy to jest szczęście. One chyba jednak nie myślą o szczęściu. Wystarczy im kontrola.

        Jestem jednak pewien, że płacą swoim zdrowiem za taki wybór. Ciągłe napięcie, czujność, stres musi odbijać się na ciele. Taki alkoholik (o ile nie zapija się w trupa), często jest w ogólnie lepszej kondycji zdrowotnej niż jego niepijąca żona. Ją dopadają dziwne i przewlekłe choroby autoimmunologiczne, nowotwory, zaburzenia różnych narządów, itd. To ciernista droga.

        Myślę, że głównym powodem pozostania przy alkoholiku jest jednak właśnie to, że te kobiety nie mają dokąd pójść. Nikt nie wyciąga do nich ręki.

         

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931
          w odpowiedzi na: jak pomóc tacie #487168

          Przepracowanie poczucia winy zapewne zajmie Ci sporo czasu. Pomyśl jednak, że – jeśli istnieje „coś” poza tym światem – tata jest już wolny od wszelkiej ułudy, również na własny temat. Wierzę, że w tych ostatnich chwilach człowiek ma łaskę dostrzeżenia Prawdy o swoim życiu. Zobaczenia krzywd, które wyrządził innym, kłamstw, którymi się karmił i które rozpowszechniał, całego tego galimatiasu dobrych i złych intencji i czynów, którymi było wypełnione jego życie. I wierzę, że w tej ostatniej chwili człowiek rozumie, na czym polegały jego błędy i szczerze ich żałuje. W tej ostatniej chwili świadomości tata z pewnością prosił Cię o przebaczenie. Rownież za ten bałagan, który zostawił w głowach innych i z którym teraz musicie się zmagać.

          Nie ma tu Twojej winy. Wygląda wręcz na to, że postępowałaś wobec uzależnionego ojca wręcz wzorcowo – dbając o swoje i rodziny zdrowie psychiczne, a równocześnie, dając tacie szansę na relację, z której nie skorzystał.

          Sądzę, że warto poświęcić tacie trochę łaskawych myśli i polecić jego duszę opiece jakiejś Siły Wyższej.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Cześć Oliwio.

            Czy czułaś się zadowolona w tym wirze pracy? Robiłaś coś pożytecznego, co przynosiło Ci satysfakcję i spełnienie? Czy po prostu zmuszona do pracy nie miałaś już czasu i sił na regresywne myślenie?

            Może akurat ten spadek sił psychicznych jest usprawiedliwiony wcześniejszym wysiłkiem. Może potrzebujesz dłuższej regeneracji i tylko trzeba znaleźć na nią dobry sposób. Chyba zapracowałaś na taką nagrodę. Zbliża się jesień – czas dołowania. Oliwio, skorzystaj z ostatnich ciepłych dni. Opuść, choć na krótko, ten dom, w którym nie czujesz się najlepiej i spraw sobie przyjemność.

             

             

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Myślę, że mało tu opisów happy endów w relacjach, głównie dlatego, że trafiamy tu sfrustrowani, cierpiący, pogubieni. Forum, to raczej wymiana myśli, dzielenie się problemem, ale nie kopalnia cudownych rad życiowych, czy prostych rozwiązań. Samo wypowiedzenie się i dowiedzenie, że ktoś też „tak ma” niesie otuchę. Szczęśliwi DDA nie piszą już na forach, tylko zajmują się życiem.

              Więcej osób DDA, którym udał się związek, małżeństwo, a nawet wielodzietna rodzina można spotkać na mityngach. Choć i tam zauważalny jest odpływ tych osób, które mogłyby być dla innych przykładem udanego zdrowienia, a  jednak opuszczają grupy i własne życie ich pochłania. Wyraźnie widać to, że w miarę poprawy własnego losu, osoby DDA przestają dostrzegać przydatność dla siebie grup wsparcia i już nie dzielą się radościami.

              Co do dziewczyny nie skupiałbym się tak mocno na tym, że pochodzi z alkoholowej rodziny. Dość nieładnie wygląda taka stygmatyzacja: jestem w związku z DDA. Raczej warto przyjrzeć się konkretnym zachowaniom. Co we mnie jej przeszkadza? Co w niej mi przeszkadza? Co mogę i chcę w sobie zmienić? A czego nie? Dziewczyny nie zmienisz.

               

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Myślę, że trafienie na dobrego i dopasowanego do nas sponsora lub terapeutę, to wielkie szczęście. Przy czym jednak wsród terapeutów szansa wydaje się większa z uwagi na ich profesjonalne przygotowanie.

                To jednak tylko teoria. Znam sporo osób rozczarowanych zarówno kolejnymi sponsorami, jak i terapeutami. Sam mam ambiwalentne spojrzenie na terapeutów, których spotykałem. Obecnie, po raz pierwszy, rozważam czy poprosić pewną osobę o bycie moim sponsorem. Trochę tę osobę poznałem, czuję do niej sympatię i widzę, że mamy podobne zainteresowania. Wiem też, że przerabiała Program już wiele lat temu i zmieniła swoje życie na lepsze. Spotykałem ją na mityngach. Liczę na to, że będzie „chemia”. Uważam, że „chemia” jest ważna zarówno w terapii jak i wobec sponsora. Rozumiem pod tym słowem: poczucie bezpieczeństwa i bycia rozumianym oraz zaufanie i bycie ważnym dla tej osoby. A nie np. tylko doręczycielem kasy za każdą sesję terapeutyczną lub uciążliwym niedochodowym obowiązkiem sponsorskim wynikającym z Programu 12 kroków. Chcę czuć, że tej osobie na mnie zależy.

                Biorę jednak poprawkę na to, że moja ddaowska tożsamość może oczekiwać od drugiego człowieka nadmiarowych i wypaczonych przejawów atencji i oddania. Dlatego trzeba uważnie i krytycznie (w pozytywnym znaczeniu) obserwować siebie i wyłapywać momenty i sytuacje, w których uruchamiają się moje wady i dysfunkcyjne skrypty zachowań. Przy uważnej samoobserwacji relacja sponsorska lub terapeutyczna może być świetną „szkołą relacji„, która zaprocentuje w naszych związkach i kontaktach z innymi osobami.

                Co do żółtej książki, to myślę, że jest potrzebna swoista wewnętrzna gotowość na pracę z nią. Można oczywiście bezrefleksyjnie wykonywać zadania i odpowiadać na pytania. Może to jednak upodobnić się do przerabiania nielubianego przedmiotu w szkole. „Nie czuję tego, ale robię, bo muszę.”. W sytuacji takiej „blokady” rzeczywiście relacja z terapeutą mogłaby nam pomóc nawiązać kontakt ze źródłem wewnętrznego problemu i emocjami. Moim zdaniem terapia bez równoczesnego  przerabiania Programu 12 kroków – ma sens. Jednak przerabianie samego Programu, bez wsparcia terapeutycznego, może zaprowadzić na manowce.

                 

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Jakubek.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Jakubek.
                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Ciekawy.

                  Uderzyły mnie takie zdania:

                  „…pacjenci Ci nie potrafią zrozumieć własnego funkcjonowania psychicznego jak również przyczyn zachowania innych ludzi z powodu braku zdolności poznawczo-emocjonalnych.”

                  „Głównym tematem pierwszych spotkań podczas terapii jest silne poczucie pustki, które dotyka pacjenta nieustannie. Pacjent doświadcza intensywnej złości z powodu trudności, które są obiektywnie niewielkie. Może przejawiać zachowania samookaleczające i samobójcze, a także czasami doświadczać przejściowych objawów paranoidalnych. W stresowych sytuacjach traci kontakt z rzeczywistością.

                  „Obrazowe określenie „od miłości do nienawiści”” – myślę, że dotyczy to obu stron w takim związku, zarówno osoba z tym zaburzenie, jak i jej partner przeżywają maksymalne huśtawki uczuć wobec drugiego.

                  Pytanie, co z tym robić. Zostać, czy uciekać? Czy da się tak żyć.

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931
                    w odpowiedzi na: Nie wiem jak to nazwać #487077

                    Myślę, że przyznanie się przed sobą do niewłaściwego zachowania w przeszłości i nawet zrozumienie, że ówczesna „karząca” reakcja otoczenia była tego konsekwencją, to przejaw dużej samoświadomości.

                    Natomiast nie oznacza to, że ówczesne poniżające komunikaty jakoś Cię określają. Ci ludzie zareagowali na Twoje zachowanie, ale przecież oni nie określają kim jesteś.

                    Przykładowo, można mieć w swojej historii epizod kradzieży. Dajmy na to, ukradłem coś jako nastolatek w sklepie. Złapano mnie. Nazywano złodziejem, degeneratem, patologicznym elementem społecznym, wyznaczono jakąś publiczną i upokarzającą karę, itd. Czy to oznacza, że od tamtego momentu już na całe życie stałem się złodziejem? Czy 5, 10, 20, 50 lat później, mam myśleć o sobie „jestem złodziejem”?

                    Otóż nie! Mogę o sobie myśleć: kiedy byłem nastolatkiem ukradłem coś w sklepie. Nazywano mnie złodziejem i poniżano. Jednak dziś widzę, że to był błąd. Wiem też dlaczego to zrobiłem i wiem, że dla tamtego nastolatka, którym byłem ta kradzież miała sens, on właściwie nie mógł postąpić inaczej, jego konstrukcja psychiczna i cechy osobowości (zwł. te dysfunkcyjne, typowe dla dda) narzuciły mu takie zachowanie.

                    Dziś jestem innym człowiekiem. Mogę przytulić tamtego zagubionego nastolatka, okazać mu troskę i zrozumienie. Ja nie jestem złodziejem. On też nie stał się ZŁODZIEJEM przez to wydarzenie. Był biednym, zakompleksionym i poszukującym akceptacji chłopakiem, który poddał się niezdrowym pokusom i zdecydował się na kradzież. Żałuję. To było niewłaściwe i karygodne. Jednak nie determinuje tego, kim jestem dziś.

                     

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana temu przez Jakubek.
                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Tak sobie myślę, że terapia jednej osoby w bliskiej relacji jest dla partnera/partnerki takiej osoby dużym wyzwaniem, polegającym również na zbudowaniu w sobie gotowości do zmiany. To nie jest tak, że wyłącznie mąż coś przerabia z terapeutą, a żona i związek małżeński stoją sobie „w miejscu”. To jest szansa na poprawę całego związku, który tworzycie.

                      Jest zupełnie naturalne, że mąż zajmuję się własnymi uczuciami na terapii. Na tym właśnie ona polega. Łapie kontakt z głębokimi emocjami i to sprawia, że jest nieco pobudzony i „rozchwiany”. Musisz mu na to pozwolić, oczywiście w granicach swojego własnego zdrowia emocjonalnego.

                      Zwróciłem uwagę na pewne Twoje słowa:

                      „Z mojej strony czasem może bezmyślne, ale tez nigdy jakieś z premedytacja powiedziane- by było ale czy by urazić zdenerwować itd.”

                      „To nie moja wina ze mierzymy się z ta sytuacja, ja tylko wyartykuowałam co oboje wiemy o czym mówiliśmy nie raz nie dwa, jak to kobieta – sobie musiałam pogadać o tym”.

                      Tak sobie myślę, że być może gotowość do zmiany w Waszym związku będzie też polegała na gotowości do zmiany sposobu komunikacji. Być może trzeba będzie porzucić mówienie „bezmyślne” lub pochopne „artykuowanie”, tego o czym wiecie oboje albo nawet zrezygnować z realizacji potrzeby „pogadania sobie, jak to kobieta”. Język, słowa, komunikaty w dziecięcym życiu DDA odgrywały ogromną rolę. W dorosłym życiu nadal  z jednym słowem czy zdaniem potrafi otworzyć się cała bolesna rana na psychice. Człowiek dorosły „cofa się” wtedy do swej dysfunkcyjnej roli skrzywdzonego dziecka. Słowa potrafią sparaliżować, doprowadzić do rozpaczy, złości, itd.

                      Odwołam się do mojego związku. Przez długi czas byłem zablokowany na pewne słowa mojej partnerki. Reagowałem milczeniem, wycofaniem się lub próbami zadowolenia jej i zmiany jej nastroju na lepszy. Mówiłem sobie „No wiadomo, to prawdziwa kobieta. Emocje. Sprzeczności. Gwałtowność. Babskie gadanie.”. Dopiero z czasem dotarło do mnie, jak ogromne poczucie zranienia wypieram, kiedy słyszę to, co mówi do mnie osoba, którą kocham. Zrozumiałem, że ona narusza moje granice (których istnienia wcześniej nawet nie byłem świadom). Ta granica było moje poczucie krzywdy, mój psychiczny ból i negatywne emocje, które się we mnie rodziły. Zapragnąłem szacunku dla moich uczuć. Ważne stało się dla mnie, by nauczyć się chronić siebie samego. Zacząłem dopuszczać do głosu złość, poczucie urazy, prawo oczekiwania przeprosin, itd. Przestałem się zastanawiać, czy pogłębię zły nastrój partnerki, wyrażając otwarcie moje uczucia i mówiąc, że coś mnie rani, dotyka, budzi uśpione upiory z przeszłości. Zrozumiałem też, że ona nie miała gotowości na moją słabość. Chciała faceta – skałę, wzniosłą, stabilną, nieporuszoną. O którą można się oprzeć, ale też w nią walić w napadzie złości, a skała ani drgnie. Przestałem chcieć być takim facetem.

                      Związek dwóch osób, to układ naczyń połączonych. Jeśli jedna osoba wprowadza terapię do swojego życia (naczynia), to istniejący PROBLEM siłą rzeczy przelewa się na drugą osobę (gdy nikt nie pracuje, „problem” jest rozłożony w miarę równomiernie po obu stronach). Najlepiej chyba wtedy skorzystać z kontaktu z własnym terapeutą z myślą poprawie funkcjonowania całego związku.

                       

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931
                        w odpowiedzi na: takie tam o mnie #487060

                        Widzę w tym pewną mądrość. Nadanie sobie etykietki DDA naprawdę nic nie zmienia w życiu. Może za to prowadzić do zbytniego utożsamienia się z tym, co o syndromie DDA wyczytamy w literaturze pomocowej lub usłyszymy od ludzi o podobnej etykietce. Myślę, że można w ten sposób wbić się w „fałszywą tożsamość”. Przecież człowieka nie określa wyłącznie to, że wychował się w alkoholowej rodzinie. Nawet jeśli go to w jakiś sposób ogranicza, to przecież mnóstwo innych rzeczy również go ogranicza. Jeśli ktoś ma 150 cm wzrostu, to nie sięgnie na górę szafy wysokiej na dwa metry. Jeśli ktoś ma jedną nogę, to raczej nie wygra w sprincie na olimpiadzie. Tylko czy ma sens organizowanie swojego życia wokół zagadnienia: „Mam 150 cm wzrostu” albo „Mam jedną nogę” albo „Miałem rodziców alkoholików”. Wydaje mi się, że nie.

                        Kojarzy mi się to z poglądem psychiatry o zaburzenie borderline, który wkleiłem w dziale z linkami do stron www. On stwierdził:

                        „… od lat tłumaczę pacjentom, że moim zdaniem nie powinni prowadzić pogłębionej diagnostyki w tym kierunku (BPD), jako nie wnoszącej niczego poza stygmatyzacją. Zamiast tego uważam, że pacjent powinien raczej opierać się na ocenie klinicznej diagnosty, który zdecyduje, czy natura zaburzenia wymaga psychoterapii, a jeśli tak, tę metodę terapii należy wdrożyć.”

                        Czy nie podobnie można spojrzeć na syndrom DDA. Zamiast wygodnie i z ulgą „rozsiadać się” w tej etykietce (bo nareszcie wiem, co mi jest!), czy nie lepiej konkretnie wziąć się za zmianę życia. Zamiast użalać się – działać. Oczywiście nie chaotycznie. Myślę, każdy DDA trafia w swoim życiu na momenty idealnie pasujące do podjęcia konkretnego działania. Jest dobry czas na mityngi. Jest dobry czas na robienie Programu 12 kroków. Jest dobry czas na terapię. Indywidualną lub grupową. Jest czas na autoterapię (może przez całe życie). Jest też dobry czas na podejmowanie wyzwań życiowych, co do studiów, pracy, opuszczenia domu rodzinnego, związku, małżeństwa, rodzicielstwa, itd. To wcale nie znaczy, że wszyscy mamy podejmować te same wyzwania. Przeciwnie, każdy powinien sam je sobie wyznaczyć, słuchając głosu swojego serca.

                        Dlatego, myślenie w tonie: przecież już przez całe życie będę DDA – jakoś nie przekonuje mnie. To, jakie mieliśmy rodziny, to naprawdę tylko jedna z naszych „okoliczności” życiowych. Ważna, nie powiem. Jednak nie warto czynić jej głównym elementem swojej tożsamości. Jesteśmy czymś więcej niż naszymi doświadczeniami.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 919)