Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 771 do 780 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      PannaNikt: nie można porównywać bólu po stracie.

      Bardziej chodziło mi o taką myśl, że dda już nigdy w pełni się nie naprawi. Zawsze będzie miał w sobie tę dziurę po utraconej części siebie. Będzie musiał nauczyć się z nią żyć, jeśli będzie chciał być szczęśliwy. Można próbować stać się dla samego siebie kochającym rodzicem, ale i tak zawsze będzie to tylko działanie „w zastępstwie” (jak mówią: in loco parentis). Ten prawdziwy rodzic nieodwołalnie stracił swoją szansę.

      Z drugiej strony bólu po utracie dzieciństwa nie można bagatelizować, z tego tylko powodu, że już jesteśmy dorośli i to było dawno temu. Trzeba spojrzeć na ten ból oczami tamtego dziecka, którym byliśmy. Wtedy to była największa tragedia na świecie. Dziecko cierpiało. Nikt by nie chciał tego samego dla swojego dziecka. W tym ujęciu można płakać nad utraconym dzieciństwem, nad tamtym dzieckiem z przeszłości.

       

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Wczoraj widziałem film z Willem Smithem „Ukryte piękno”. Howard (Smith) stracił 6 letnią córeczkę i mimo że upłynęły dwa lata nie może się wydobyć z otchłani rozpaczy. Nawet nie jest w stanie wymówić imienia dziecka. Nocą chodzi pod dom, w którym spotykają się rodzice próbujący radzić sobie z podobną tragedią, podgląda ich, ale boi się wejść. Pewnego razu z tego domu wychodzi do niego na ulicę młoda terapeutka i wciąga go w rozmowę. Ona też straciła synka. Howard rozpaczliwie próbuje jej wytłumaczyć, że tylko stara się wrócić do równowagi. Stoją nocą na ulicy. Howard na granicy płaczu, wykrzywia twarz i wyrzuca z siebie.

        • I try to fix my mind!

        A wtedy ona spogląda na niego i mówi łagodnie:

        • You’ve lost the child Howard. You will never be fixed.

        W wolnym tłumaczeniu:

        • Próbuję tylko uleczyć swój umysł.
        • Ty straciłeś swoje dziecko Howard. Ty nigdy nie będziesz uleczony.

        Bardzo mnie to uderzyło, bo pomyślałem, że to odnosi się też każdego DDA, który traci to dziecko, jakim sam jest już we wczesnym dzieciństwie. Potem zostaje już tylko żal i radzenie sobie z nim. Nie będzie uleczenia. Ale trzeba sobie z tym poradzić i szczęście jest możliwe.

        O.K. skazili nas, odebrali nam wiele, nie musimy wybaczać, nie możemy zapomnieć, ale nie mogą nadal codziennie odbierać nam prawa do szczęścia.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Ja nie chciałbym ryzykować, bo widzę ile ona wkłada wysiłku w uzdrowienie swego życia. Szkoda by było, gdyby zwolniła tempo lub cofnęła się o krok.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931
            w odpowiedzi na: Praca a dda. #469820

            No nieźle:))

            Mimo wszystko warto dalej szukać drogi do porozumienia.

            powodzenia

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Ze strony tej, to nie wiem. Jestem raczej tylko pod jej urokiem, a i wyczuwam u siebie jakiś niezdrowy podtekst męskiej rywalizacji. Nie bardzo wierzę w związek, ani nawet udaną relację, dwojga dda, którzy nie przepracowali przeszłości. Pewnie byłbym „unikaczem”, starając się nie zwodzić równocześnie, chyba że złamałbym zasady i postanowił spróbować, nie bacząc na konsekwencje. Nie wiadomo. Wolę bezpieczne założenie, że to tylko efekt wygłodzenia samotnością. Myślę, że w każdym innym środowisku znalazłbym sobie podobny „obiekt zainteresowań” (że tak nieładnie, ale prawdziwie, to określę), a środowisko mityngowe akurat najmniej się do tego nadaje (no a tego innego obecnie nie mam).

              Słowem nic pewnego nie da się powiedzieć.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Polecam artykuł w weekendowej wyborczej – rozmowa-wywiad o dzisiejszych kobietach i mężczyznach. Dziś już nikt nie jest kimś określonym w związku. Kobiety utrzymują mężczyzn, pozwalając im nadal udawać pana i władcę. Mężczyźni porzucają kobiety, gdy pojawi się dziecko, bo boją się odpowiedzialności. Coraz popularniejszy model rodziny, to samotne mamy. Faceci gonią za seksem, ale radzą sobie z samotnością lepiej niż kobiety dzięki… pornografii. A kobiety szukają mężczyzny „gotowca”, zapominając, że to dopiero przy nich staje się mężczyzną ten, kto się z nimi wiąże. Facet na ulicy, jeszcze mężczyzną nie jest, stanie się nim dopiero przy swej kobiecie, o ile ona mu na to pozwoli. Tymczasem stopień męskości kultura masowa każe kobietom oceniać na podstawie atrybutów zewnętrznych i często pozornych. Kobiety i mężczyźni powinni pamiętać o tym, że druga osoba staje się kobietą lub mężczyzną dopiero w relacji z nimi, o ile na to pozwolą.

                Ponadto dowiedziałem się ostatnio od terapeutki, że relacja nawet długoletnia, to jeszcze nie jest związek. Związek to jakby trzeci , bogaty treściowo, element, który pojawia się między kobietą i mężczyzną wtedy, gdy oboje wyrażą na to zgodę. Dopiero wtedy pojawia się „miejsce” np. na dziecko. Z tego wynika wniosek, że wiele dzieci nie rodzi się w związkach, lecz tylko z relacji, która zaszła między mężczyzną i kobietą.<!–more–>

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  W pewnym sensie to trafne określenie. Jednak nie ona jest poligonem ćwiczebnym a sama relacja z nią. Odkrywam, sprawdzam i zmieniam siebie w tej relacji i w każdej innej mityngowej. Staram się przy tym hamować moje niezbyt zdrowe „ego” i dbać o wrażliwość i szacunek dla drugiej strony. Nie wyczuwam jakiegoś wielkiego zaangażowania u dziewczyny, to raczej moja  wyobraźnia, więc też próbuję podejść do tego lekko. Gdybym wyczuł coś poważniejszego nie igrałbym sobie z cudzymi uczuciami.

                  Ale nie jest to przygotowanie do jakiejś przyszłej bitwy w innej sprawie. Nie planuję takiej. To jedynie odkrywanie na nowo, że mam w sobie różnorodne emocje i przyglądanie się im z większym niż kiedyś zrozumieniem.

                  Ludzie z grupy mityngowej pozwalają mi te emocje odnajdywać. Każdy inne.

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    Cześć FF:)

                    Ja właśnie ostatnio staram się nie liczyć, że to będzie „trafienie”. Próbuję nie obciążać znajomości rozbudowanymi oczekiwaniami (że skończy się w łóżku, zostaniemy parą, itp.). Po prostu czerpię przyjemność z obecności, z rozmowy, ze zwykłych okoliczności.

                    Nawet nie sądziłem, że udział w mityngach wyzwoli we mnie takie zadowolenie z przebywania wśród ludzi. Wchodzę tam w bardzo wiele interakcji, tak różnych od interakcji zawodowych, wśród których głównie ostatnio się obracam. Ta dziewczyna jest interesująca i trochę się zafiksowałem na niej, ale nie muszę zmierzać do czegoś więcej bez przekonania, nie muszę nadinterpretowywać gestów, spojrzeń, słów, bo najpewniej byłaby to mylna interpretacja. Mogę ją po prostu nieco cielęco uwielbiać:)) i nic z tym dalej nie robić. Od rozstania z K nikogo tak nie uwielbiałem, więc odświeżam w sobie w ten sposób cały szereg nieco przywiędłych emocji, a rozkwitną one być może w innym czasie i w stosunku do innej osoby.

                    Dlatego nie mam tutaj wielkiego lęku przed skrzywdzeniem, bo – całkiem świadomie i z rozwagą – nie angażuję się całym sobą w tę relację. Co w przeszłości często mi się zdarzało i nie było zdrowe.

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Cytat z Szatańskich wersetów, które ostatnio nadrabiam. Facet opisuje jak na artystowskiej imprezie poznał przyszłą żonę:

                      „Stała pośrodku sali pełnej aktorek o trockistowskich poglądach i przyszpiliła go spojrzeniem oczu tak jasnych, tak jasnych. Nie odstępował jej przez cały wieczór, a ona nie przestawała się uśmiechać, a potem wyszła z innym mężczyzną.”

                      Dalej już wszystko toczyło się standardowo (dopisek mój):

                      „Wrócił do domu i marzył o jej oczach i uśmiechu, jej smukłości, jej skórze. Uganiał się za nią przez dwa lata. […] – Pozwól mi – błagał ją, grzecznie wijąc się na jej białym dywanie, by potem na nocnych przystankach autobusowych czekać z poczuciem winy cały utytłany w białych kłaczkach. – Uwierz mi, to ja jestem tym jedynym.”

                      Tak to właśnie się dzieje.

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        No więc… pojechałem wczoraj do pobliskiego miasta na mityng. Obiekt moich ostatnich westchnień też tam był. Pracowałem jednak w ciągu tygodnia nad tym tematem, również przy pomocy terapeuty, tak więc byłem dość spokojny i uważnie obserwowałem swoje reakcje. Z przyjemnością odnotowałem, że emocje nieco (tylko niestety) przygasły i pojawiły się u mnie przebłyski racjonalnego myślenia, tak jakby wcześniejsze spotkanie na kawie zdjęło z niej trochę czaru. Już nie tylko myślałem o zbliżeniu się do niej, ale też o tym co miałoby być dalej (nasza krótka rozmowa uświadomiła mi, że ze względu na podobieństwo kobiecych losów, mogłaby z powodzeniem wcielić się w rolę K nr 2 w moim życiu – K2 aż do samego równie bolesnego i na pewno szybszego końca). Uświadomiłem sobie, że niewiele mogę jej dać z tego co aktualnie potrzebuje, a i ona chyba mnie także. Moje zainteresowanie nią jednak żyje. Z jednej strony pojawia się chęć poznania jej bliżej jako człowieka. Z drugiej zazdrość (już na takim etapie znajomości!:)), kiedy widzę, że nadskakują jej inni faceci.
                        Po mityngu podwiozłem ją do stacji metra i powiedziała mi, że jestem „kochany”.

                        Wy Kobiety (o ile któraś to czyta) potraficie mącić w głowach. Dobrze wiem, że „kochany” nic tu nie znaczy, ale przypuszczam też, że nie używa się takich słówu bez ukrytego, może nawet podświadomego, celu – którym jest oszczędne dokarmianie męskiego uwielbienia dla waszej osoby, chociaż ani myślicie ofiarować mu coś więcej. Po prostu niektóre z Was lubią takie cielęco zapatrzone męskie oczy. A najlepiej wiele par takich oczu. Niebezpieczne Związki się kłaniają.

                        Jestem pewien, że moje podwójnie cielęce (bo i ze swej natury) oczy nie uszły jej uwagi.

                        Potem zniknęła w podziemnym świecie, zeszła w czeluści Hadesu. A ja zostałem na górze, pod dogasającym słońcem, próbując poukładać sobie wszystko w rozpalonej głowie, aż wreszcie lunął deszcz i zagonił mnie z powrotem do auta…

                        Nie nie, wcale tak nie było. Rzuciła tylko, że jestem „kochany” i poszła sobie, nie oglądając się nawet.

                        Przyznam jednak, że brakowało mi takich kobiecych urokliwych zachowań. Cieszę się samą obecnością kobiet i nawet tym, że mogę przeżywać przez nie takie huśtawki emocji, bo dają mi niezły materiał do pracy nad sobą.

                        Tak więc lepiej nie mieć rozbudowanych oczekiwań i cieszyć samą obecnością „pierwiastka” płci przeciwnej, w naszym życiu.

                        Zważywszy na mój samotny od długiego czasu rejs (p. Aleksander Doba) jest to radosna i ożywiająca odmiana.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 771 do 780 (z 919)