Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 861 do 870 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      Do Staszek

      Ciekawe są Twoje uwagi o spotkaniach. Uczestnicząc w moich (2) odniosłem wrażenie, że panuje na nich niepisana zasada, aby nie komentować wypowiedzi innych osób, właściwie nie zdarzyło się, by czyjaś wypowiedź była rozwijana czy kontynuowana przez inne osoby. Raczej, wypowiadając się, dana osoba jakby zrzuca z siebie ciężar danego przeżycia, wspomnienia, uczucia, uwalnia się od niego. A grupa w milczeniu bierze od niej ten ciężar na siebie. Myślę, że to bardzo uzdrawiający proces, bo naprawdę czuje się w powietrzu to, że grupa rozumie i chce pomóc, odciążyć. Nie zauważyłem nigdy żadnego gestu, miny czy słowa, które mogłyby być źle odebrane przez wypowiadającą się osobę. Nie oznacza to jednak, że odważyłbym się tam rozpłakać:))

      Sceptyczne nastawienie terapeutów do syndromu DDA może być dość rozpowszechnione. Jednak raczej nie kwestionują oni objawów i konsekwencji, które istnieją w życiu dorosłego człowieka, a wynikają z wychowywania się w alkoholowej rodzinie. Terapeuta, u którego byłem, sam prowadzi grupy „DDA”, a jednocześnie na zwyczaj podkreślania w innych grupach i terapiach przez ich uczestników, że są DDA, spoglądał krytycznie.

      Pozdrawiam:)

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Do Just a Girl

        Mam nadzieję, ze weekendowy wyjazd się udał. Fajnie, że masz tak blisko do morza. Wobec morza człowiek chyba zawsze jest sam. Małe sylwetki siedzące na plaży zapatrzone w zachodzące słońce, samotne lub przytulone do siebie, tak niewiele znaczące wobec ogromu wody rozciągającej się po horyzont. Nad morzem ogarniał mnie dziwny spokój. Wieczorami chodziliśmy z K. na plażę i siadaliśmy na mokrym piasku. Nawet jeśli kłóciliśmy się tego dnia, w tamtej chwili przechodziła nam złość, odchodziłem za jej plecy i robiłem zdjęcie, była taka malutka, a za nią nieogarniona przestrzeń, ja też byłem malutki, nigdy nie spytałem, czy – tak jak ja – czuła wtedy, że wszystkie nasze spory są nieważne, że szkoda na nie czasu, że trzeba cieszyć się sobą.

        Dawno temu, jeszcze przed wstąpieniem Polski do UE, spędziłem krótki czas w Walii. Była jesień, a ja zupełnie sam w obcym kraju. Wcale nie było wtedy łatwo spotkać rodaków. Z braku zajęcia często odbywałem samotne spacery po kamienistych nabrzeżach. Wchodziłem na piwo do małych knajpek w portowym miasteczku. Odwiedzałem nawet stare walijskie cmentarze i próbowałem odczytywać napisy z omszałych nagrobków. Najbardziej pamiętam późne wieczory, kiedy wychodziłem na promenadę rozciągniętą na wysokim klifowym nabrzeżu i wsłuchiwałem się w dochodzący z dołu i ciemności odgłos fal uderzających o skały. Do dziś słyszę ten dźwięk. Regularny i powtarzający się. Jak mechanizm zegara odmierzającego czas tego świata. Czułem wtedy wielki spokój.

        Dobrze rozumiem Twoje obawy przed samotnym uczestnictwem w koncercie. Ja mam nawet obawy przed samotną wyprawą do kina. Tak wielu rzeczy nauczyliśmy się wstydzić, tak wiele ukrywać. Znam wiele osób, które bez obaw chodzą same do teatru, kina, na koncerty czy inne imprezy – bo po prostu są tym zainteresowane. Jakby się nad tym zastanowić, wstydzenie się samotności – chyba najbardziej naturalnego stanu człowieka – jest jednak idiotyczne. Ostatecznie zawsze można udawać krytyka, wziąć jakiś notes i pozorować, że się coś zapisuje:))

        Tak miło się z Tobą pisze, że gdyby nie inne przeciwwskazania – związane z celem, dla którego przyszliśmy na to forum – zgłosiłbym się do udziału w tym koncercie. Wykluczam jednak od razu taki rozwój wypadków, bo, niestety, raczej nie pomogłoby to w drodze ku zdrowiu, którą każde z nas podąża.

        Indywidualne spotkanie było bardzo emocjonujące. Terapeutka sympatyczna, aczkolwiek nieco sceptycznie nastawiona do syndromu DDA jako takiego. Sam przyznam, że ciągłe podkreślanie tego, że jestem DDA (co ma miejsce na spotkaniach) trochę mnie drażni – czy na Twoich też tak było? Uznaję jednak, że to przemyślany zabieg – podobnie jak u alkoholików – który ma być może zburzyć wewnętrzny opór przed przyznaniem się do bolesnej przeszłości.

        Ponieważ już wcześniej podrzuciłem tu parę piosenek, możesz i Ty zareklamować tu swojego muzyka – może spodoba się forumowiczom, a dobrej muzyki nigdy za wiele:)

        Pozdrawiam:)

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Niby wakacje, a ja mam mnóstwo roboty do wykonania w lipcu. To terminowe zadania, a czas ucieka nieubłaganie. Brakuje mi sił, żeby się za to zabrać. Wciąż sobie powtarzam, że jutro to już na pewno się wezmę. I tak mija dzień za dniem. A potem, przed ostatnim dzwonkiem będę zarywał noce.

          Za to wciąż rozmyślam o przeszłości rodzinnej w tym nowoodkrytym kontekście – alkoholu. Często dopada mnie jakiś taki fizjologiczny szloch. Analizuję też spotkania grupy (2) i zastanawiam się, co zrobić, żeby moje zaangażowanie w nie przynosiło efekty. Otworzyć się? Opowiedzieć o sobie? Wiem, że wtedy będę ostro płakał. Boję się jak to mogłoby być odebrane. Dotychczas nie byłem tam świadkiem podobnych załamań. Wiele osób opowiada o sobie ze smutkiem i wzruszeniem, ale raczej się kontrolują. Jest też sporo żartów i uśmiechów, jak na spotkaniu starych znajomych. Tymczasem ja, co do tego jestem przekonany, ryczałbym jak bóbr. Nie wiem czy to mieści się w konwencji tych spotkań. Tam jest dużo kobiet, obawiam się wrażenia jakie mógłbym wywrzeć – zaryczny, zasmarkany facet.

          Tak sobie myślę, że może lepiej takie łzawe ekscesy zostawić sobie na czas wizyt indywidualnych. W kameralnej atmosferze łatwiej popuścić hamulce. Mam już takie doświadczenia.

          A na grupowych po prostu chłonąć atmosferę. Tak na marginesie, nie zorientowałem się dotąd, na czym właściwie polega udział w tej grupie. Nie ma tam zwyczaju „wprowadzenia” nowego uczestnika. Po prostu przychodzisz i jesteś. Doceniam jednak tę konwencję i uznaję za zaletę. Decyzja i inicjatywa pozostaje w gestii przybysza. To daje poczucie bezpieczeństwa. Konsekwencją jest ta niepewność – co jest akceptowane, a co nie? Trzeba ją samodzielnie rozproszyć, wypytując ludzi – i to w gruncie rzeczy też jest dobre. Zarazem jednak mam wrażenie, że trzeba tę formę samopomocy/terapii wspierać jakąś bardziej usystematyzowaną.

          Sporo tam się wspomina o mityngach w różnych rejonach kraju, ale nie dopytałem jeszcze co to za zjawisko ten miting. Może to okazja do jakiegoś wyjazdu?

          Ciekaw jestem Just a Girl, czy te wypady nad morze odbywasz samotnie. Zawsze miałem duży opór/lęk przed samotnymi podróżami. Podziwiam za to samotnych podróżników, żeglarzy, wspinaczy górskich, zazdroszczę im odwagi i niezależności. Dla mnie podróż nabierała sensu dopiero wtedy, gdy miałem u boku bliską osobę. Z nią i dla niej potrafiłem przełamać strach. Kusi mnie obecnie wizja samotnej wycieczki (już o podróży nie wspomnę), ale zaraz ją dyskredytuję, jako pomysł pozbawiony sensu. W rzeczywistości nadal boję się samotnie opuścić „dom”. Te moje wewnętrzne „podróże”, to po prostu łatwiejszy wybór.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Do Just a Girl

            Wczorajsze spotkanie nie wywołało już takich gwałtownych emocji. Myślę, że po tym pierwszym, które tak bardzo mnie poruszyło, na drugim oczekiwałem jeszcze większego poruszenia, spotęgowania doznań emocjonalnych. Tymczasem spotkanie przebiegło w spokojnej, podobnej do poprzedniej, atmosferze. Też wychodziłem z niego rozedrgany wewnętrznie, ale już nie do tego stopnia. Przyznam się, że po pierwszym sporo płakałem:( To moje dążenie do eskalacji emocji chyba nie jest dobrym podejściem. Jednak bardzo się spieszę do zmian. Czuję się trochę tak jak więzień po zakończonym wyroku, kiedy otwierają się przed nim drzwi celi, muszę tłumić chęć rzucenia się na oślep przed siebie, byle dalej od murów więzienia. Dlatego działania, które nie pozostawiają we mnie mocnego psychicznego śladu wydają mi się stratą czasu, ślepą uliczką. Muszę opanować ten pęd, dać sobie czas, pozwolić sobie na dłuższą pracę.

            Troszkę przełamałem anonimowość na tym spotkaniu, stając się dla niektórych również nazwiskiem (poza imieniem). Nie bardzo tego chciałem, ale tak się złożyło, może to dobrze.

            Na pewno wrócę na kolejne, ale muszę też dobrze się zastanowić, czego chcę od tych spotkań. To jednak grupa bez terapeuty, bez wyraźnego prowadzącego, trzeba się wobec niej samodzielnie określić, wyznaczyć sobie cele.

            Byłem też na indywidualnej konsultacji i jestem z niej zadowolony.

            Potrzebuję odpoczynku, odcięcia się od bieżących spraw, a chyba tego nie zaznam w najbliższym czasie.

            Życzę miłych i słonecznych chwil nad morzem:))

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Bardzo piękna i budująca opowieść. Jej smutną stronę pomijam celowo, bo smutek przenika wszystkie forumowe opowieści. Ciekawe są Twoje spostrzeżenia dotyczące grup i terapeutów. Co do terapeutów miałem kiedyś podobne refleksje, ale wydaje mi się, że zapominałem wtedy, że są tylko ludźmi i oczekiwałem od nich zbyt wiele (idealnej wręcz postawy). Poza tym sądzę, że dużo zależy od wzajemnego dopasowania się i terapeuta doskonały dla jednego pacjenta/klienta może stworzyć niezbyt udaną relację z innym. Terapia to też rodzaj związku – podporządkowanego określonemu celowi – a jak trudno w życiu o udany związek wszyscy wiemy.

              A jeszcze bardziej zaciekawiło mnie krytyczne spojrzenie na grupę. Moje skromne dotychczasowe doświadczenie jest pozytywne, ale być może zaczynam już przeczuwać pewne ograniczenia tej formy pomocy, o których Ty wspominasz. Wydaje mi się jednak, że można je kompensować właśnie terapią indywidualną. Mimo wszystko, tylko grupa może dać to wyjątkowe poczucie wspólności. Nie chodzi tylko o wyzbycie się przeświadczenia, że jest się życiowym dziwolągiem i zyskanie pewności, że mnóstwo osób zmaga się z podobnymi problemami. Chodzi o coś nieuchwytnego, delikatną, eteryczną aurę otaczającą życzliwych sobie ludzi, którzy spotykają się w jednym miejscu i w spokoju zastanawiają nad swoją tak podobną przeszłością. Momentami niemalże widać jak ich myśli skupiają się w jednolitą mgiełkę unoszącą się nad głowami.

              Praca nad sobą w odosobnieniu jest wspaniała i prowadzi często do wielkich rezultatów. Niemalże każdy, kto ponadprzeciętnie rozwinął swą duchowość, do tego stopnia, że aż stał się wzorem dla potomnych, miał w życiorysie okresy dłuższego odosobnienia. Budujące jest to co piszesz, że można samemu. Czy faktycznie szłaś tą drogą zupełnie sama, czy miałaś jakiegoś przewodnika?

              Osobiście jednak jestem zwolennikiem łączenia pracy w samotności z wyjściem do ludzi. Spotkanie człowieka z człowiekiem to także ogromne pole do autorefleksji i pełne niespodzianek spotkanie z samym sobą.

              Poszukujmy:)

              Pozdrawiam:)

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Do: Just a Girl

                Wybieram się na grupę.

                Ależ zazdroszczę Ci tego morza. Uwielbiam plaże, szum fal, wylegiwanie się…:) Masz tam słońce?

                Miłego odpoczynku:)

                Też lubię swobodną jazdę. Poza tym auto zapewnia poczucie bezpieczeństwa, izolację, niewidzialność, kiedy świat przesuwa się za szybą, nie może cię dotknąć, skrzywdzić, nie musisz dostosowywać się do niego, uważać na jego oceny.

                Co do diabła za kółkiem, znam dziewczyny drobniutkie i spokojne, które za kierownicą auta zmieniają się w prawdziwe żądne krwi pantery. Krzyczą, gestykulują, obrzucają innych kierowców wyzwiskami, pokazują nieprzyzwoite gesty… To naprawdę ciekawe zjawisko psychologiczne.

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Zaciekawiłeś mnie tym innym sposobem na zdrowienie – z chęcią zajrzę do takiego wątku.

                  Pozdrawiam

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    Do Just a Girl.

                    Spokojnej drogi. Jazda po naszych drogach to też niezły test kompetencji psychologicznych. Jakiś miesiąc temu dosłownie otarłem się o czołowe zderzenie przy prędkości ok. 100 km. Ktoś jadący z naprzeciwka wyjechał na mój pas, wpadłem w poślizg, cudem go ominąłem omal nie kończąc w rowie. A on oczywiście uciekł. Ciekaw jestem jak ocenisz siebie jako kierowcę, czy wstępuje w Ciebie diabeł za kółkiem?:)

                    Co do szczytu Twojej góry, zrozumiałem od razu, co miałaś na myśli, ale świadomie pozwoliłem sobie na taką dowolną interpretację (bo ładnie tu pasowała) i trochę byłem ciekaw, czy to sprostujesz – bo mam Cię za osobę niezwykle skrupulatną:) Trochę też chodziłem po górach i dobrze wiem, że schodzenie nie jest łatwe. Z radością odnotowuję, że żadna niekonsekwencja Ci nie umknie:)

                    Jeśli masz takie sny, to może powoli otwierasz się na coś nowego? Potrzebujemy troskliwego przytulania. Wszyscy, jako ludzie.

                    To jednak dobrze brzmi, kiedy piszesz, że koleżanka jest na początku Twojej drogi. Kawał już pokonałaś. Maszeruj dalej:)

                    Pozdrawiam:)

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Do Fenix Fenix,

                      Please:) , nie wklejaj takich ilości tekstu:) Wystarczy tytuł książki (nawet z podaniem numerów stron) lub link:)

                      Ale dzięki za zainteresowanie wątkiem. Choć troszkę mało o swoich osobistych doświadczeniach piszesz, a właśnie to najbardziej interesuje czytelników forum.

                      Może warto dodatkowo otworzyć własny wątek, w którym pozwierzasz się trochę? Ale oczywiście w moim zawsze jesteś mile widzianym gościem. Początkowo nie liczyłem na jakiekolwiek zainteresowanie.

                      Pozdrawiam:)

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        Just a girl.

                        Zauważyłem, że użyłaś porównania do wierzchołka góry. Że na nim stoisz. Jeśli już się tam z wysiłkiem wdrapałaś, rozejrzałaś po okolicy, wypatrzyłaś miejsce, do którego chcesz dotrzeć, to teraz pozostała Ci tylko droga w dół. Na piękne zielone niziny, na których mieszkają szczęśliwi ludzie. Droga wcale nie jest łatwa, ale mimo wszystko schodzi się raźniej. Nabrałaś już sił, więc ruszaj:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 861 do 870 (z 919)