Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 796)
  • Autor
    Wpisy
  • Katarzynka21
    Uczestnik
      Liczba postów: 808
      w odpowiedzi na: zazdrość #58241

      Wiesz co, a moze opisz tu kilka sytuacji zwiazanych z zazdroscia i swoich zachowan, to mi np czy komukolwiekinnemu beidze latwiej napisac co to znaczy pracowac nad soba w tej konkretnej sytuacji.

      Mi troche trudno tak na predce cos wymyslic, a moje zachowania powoli ida w niepamiec 😉

      Katarzynka21
      Uczestnik
        Liczba postów: 808
        w odpowiedzi na: zazdrość #58240

        Dobre pytanie, bardzo dobre 😉

        No to ja sprobuje 😉

        Idziesz z chlopakiem do knajpy, na impreze, gdziekolwiek. Jest ladna dziewczyna. To co normalnie robisz: sledzisz kazde jedno najmniejsze spojrzenie swojego partnera, patrzysz czy przypadkiem nie spojrzla w jej strone, a jak spojrzal to jak to zrobil. Zaczynasz byc zla, wrecz wsciekla itd, itd.

        Praca nad soba: Idziesz na impreze, gdziekowiek. Jest ladna dziewczyna. Zaczyna Cie korcic, zeby kontrolowak kazde spojrzenie swojego chlopaka. Ale, myslisz sobie, kurczeczego sie teraz bole, czego sie lekam, z czego wynika ten moj nadmiar kontoli, dlaczego cvzxuje sie zagrozona. W razie potrzeby wychodzisz i notujesz sobie swoje przymyslenia na karteczce 😉 Potem mowisz swojemu partnerowi, ze bylo Ci ciezko, bo bylas zazdrosna, ale to dopeiro po fakcie,z eby wiedzial,z e moze sie czuc przy tobie swobodnie i bezpiecznie , ale tez ze powiesz mu o swoich uczuciach, ale juz wtedy kiedy beda was laczyc (budowac bliskosc), a nie dzielic (poprzez wymuszanie na nim braku kontaktu z dizewczyna).

        Genralnie, ja bym powiedziala, ze praca nad soba, to opanowanie tych emocji, ktore moga niszczyc. Zastanowienie sie na biezaco, skad sie biora, z czym mi sie kojarza, dlaczego akurat teraz sie pojawiaja itp. Skupic sie na sobie w takich waznych,kluczowych momentach. Bo po czasie nie jest tak latwo przywoolac w pamieci uczucia i interpretowac je. Najlepiej na goroco. Dla mnie to jest praca nad soba. A jak juz dojdziesz do pewnych wnioskow to nawet po imprezie nie bedizesz tego chciala roztrzasac, bo jak zacznie spadac lawina mysli, to nie bedizesz miala czasu na uzalanie sie i zlosci 😉

        Katarzynka21
        Uczestnik
          Liczba postów: 808
          w odpowiedzi na: muszę ranić #58239

          Adamo, mysle ze z wiara jest dokladnie tak samo jak i bez niej. Ja np. zawsze bylam uwazana za osobe bardzo uczuciowa, dobra, jak to zawsze mowila moja babcia, ze ja tylko o ziwerzatkach, pomaganiu itd i z reszta ja tez taks ie czulam i tak ocenialam-jako osobe dobra, wspolczujaca, kochajaca, ale, no wlasnie to ale. Jak przychodzil zly moment to wszytkie te ludzkie odruchy rzucalam w kat tzn. kompletnie zapominalam o tym jesli chodzilo o konkretne osoby lub sytuacje, jesli wyzwolil sie we mnie moj lek to doprowadzal mnie do kompletnego wariactwa i o ironio! z wiekiem bylo coraz gorzej!

          Wiesz, to jest tak, ze jak pojawiaja sie te zagrazajace uczucia-u mnie dominujacy byl chyba lek, to zrobilabym wszytko, zeby sie przed nim bronic, a potem zeby jakos moc z tym zyc znajdowalam sobie wytlumaczenia, ktore skladaly sie w mniejsza lub wieksza calosc, ale pozwalaly mi przetrwac. Czasem ukladaly sie w klamstwa, mijane sie z prawda, byle tylko przetrwac, bo czlowiek w takiej sytuacji nie moze popatrzyc na siebie obiektywnie, bo by po prostu ze smutku chyba umarl.

          No, ale ja z kolei nie bardoz potraie cos powiedziec na temat Twojej zaony, bo ja jestem kompletnie w druga strone, w druga skrajnosc, we mnie mnostwo emocji i bynajmniej nigdy nie krylam sie za murem obojetnosci czy ucieczki od uczuc.

          W kazdym razie nie sadze, zebys mogl pomoc zonie siegnac dna. Raczej np zostawiajac ja moglbys utwierdzic ja w przekonaniu, ze taki ten swiat wredny i trzeba jeszcze bardziej sie zdystansowac.

          Katarzynka21
          Uczestnik
            Liczba postów: 808
            w odpowiedzi na: obojetnosc… #58170

            Allladyna, tak tlumaczy odczucia i przezycia,a le tez wg mnie ogromnie wazne jest to co napisalas, ze taki letarg jest lepszy od cierpienia i strachu.

            Uwazam,z e czasem po prostu wybieramy ta znieczulice, bo ona jest dla nas latwiejsza niz przezywanie ciezkich emocji i uczuc.

            A jak z tego wyjsc? Wg mnie, zlapac kontakt z tym co nas rani, przypomniec sobie to co cholernie ceizki i dac sobie prawo do zaplakania nad soba i zlosci

            Katarzynka21
            Uczestnik
              Liczba postów: 808
              w odpowiedzi na: obojetnosc… #58168

              Allladyna zapisz:
              ” Taki letarg nicość mi towarzyszą temu uczuciu obojętności i nic nie czucia…….
              (…)
              To straszne ,ale z drugiej strony to lepsze od cierpienia i strachu ,który czułam latami ….”

              Mysle, ze to zdanie wszytko tlumaczy

              Katarzynka21
              Uczestnik
                Liczba postów: 808
                w odpowiedzi na: zazdrość #58167

                Zgadzam sie z tym, ze praca nad soba, a nie mowinie daja najwieksze efekty.

                Mowienie wg mnie ktorys tam juz z rzedu nie daje kompletnie nic. Wcale nie pomaga stworzyc bliskosci tylko jest tlumaczenierm swojego zachowania.

                Co do przemawiania do siebie i prob pozytywnego nastawiania to… znowu chcesz do siebie mowic, tak jak do partnera. Mam takie wrazenie, ze chcesz zagadac problem zamiast go rozwiazac. Chcesz sobie cos wmowic, wepchnac do glowy zamist zrozumiec geneze. Ja osobiscie tez nie wierze w proby pozytywnego nastawienia. Wg mnie pozytywne nastawienie jest jakby konsekwencja zdarzen, konsekwencja pracy nad soba, rozpracowania problemow, zrozumiania ich i uporzadkowania. Samo pozytywne myslenie i proby jego wprowadzenia moga raczej skutkowac usmiechem na twarzy i zloscia w serduszku.

                To jest troche tak, mozna zakryc brud i smrod nakladajac caly flakonik perfum na siebie, a mozna sie umyc i pachniec swiezoscia.

                Katarzynka21
                Uczestnik
                  Liczba postów: 808

                  Krako, gdzie i do kogo chodzilas na terapie? Polecam Wielicka, pania kierowniczke 😉 Jest swietna.

                  Moze byc tak, ze akurat ten terapeuta CI nie przypasowal, moze sie zdazyc, wiec warto zmienic i sprobowac jeszcze raz.

                  A czytajac Twoj post mysle, ze chyba chcesz w terapeucie znalezc kogos wiecej niz po prostu osoba ktora ma Ci profesjonalnie pomoc rozwiazac twoj problem. Nie masz wrazenia,z e szukalas u niej akceptacji, sympatii z tego powodu, ze zalezalo Ci na nawiazaniu z nia relacji bliskosci? Ja doszukiwalabym sie tutaj, tego ze chcialas, zeby traktowala Cie wyjatkowo jak mama dziecko. Moze chcialas w tym pokoju terapeutycznym znalezc mame, a nie terapeute? Takie podejscie moze od razu sprawiac,z e uruchamiaja sie u Ciebie mechanizmy takie jak w kontakcie z rodzicem i tym sposoboem utrudniaja prace, bo przeceiz z rodzicem nie da sie rozpracowywac spraw dziecinstwa.

                  Z ty6mi celami to troche dziwne, bo chyba terapeuta powinien pomoc znalezc te cele. Ale tez jest tak, ze ktos podsiwadomie nie chce wspolpracowac z terapeuta i terapeuta to wie, to nie ma sensu prowadzenia dalej takiej terapii.

                  A dlaczego sprawia Ci tyle problemow znalezienie celow?

                  Katarzynka21
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 808
                    w odpowiedzi na: muszę ranić #58165

                    Adamo, przeczytalam Twoj post wklejony do tego temetu prze Gandi.

                    Nooo coz, uwazam, ze moj przypadek jest zupelnie inny, bo ja czulam sie sama ze soba emocjonalnie zle i wiedzialam, ze cos jest nie tak mimo tego, ze czesto zaprzeczalam, nie chcialam sie przed innymi do tego rpzyznac to to wiedzialam. Z Twoja zona jest inaczej, jest szczelnie zamknieta w swoim kokonie i nie dopuszcza nawet mysli,z e moze z nia byc cos nie tak. Przypuszczam, ze szybciej pozwolilaby Ci odejsc niz zgodzila sie na podjecie jakiejkowliek pracy nad soba.

                    Tak jak pisalam, u mnie maz "pomogl" mi sie gnac dna odchodzac ode mnie. Ale fakt, tez jest taki ze ja po prostu nie potrafilam bez niego zyc i w tamtym momencie zrobilabym wszytko, poszlabym na terapie, skoczylabym z 10pietra byleby tylko przestac cierpiec lub byc znowu z nim. Obawiam sie jednak, ze na Twoja zone moglo by to nie zadzialac ;-( POwiem szczerze, ze nie mam pojecia jak postepowac z takimi osobami. Moja siostra jest podobna i absolutnie nie dopuszcza do siebie mysli,z e cos z nia nie tak, nie chce rozmawiac ze mna na takie tematy. To przykre, ale musialam odpuscic, bo taki jej wybor.

                    Edytowany przez: Katarzynka21, w: 2008/10/12 21:31

                    Katarzynka21
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 808
                      w odpowiedzi na: muszę ranić #58164

                      adamo zapisz:
                      „Jeśli kiedyś byłem bardzo bliski udowodnienia jej kłamstw, to podnosił sie wrzask że chcę ją zniszczyć, dlaczego jej to robię, rwanie włosów z głowy itp. Spazmy typu Boże ! Boże! Jakbym ją katował po pijaku….

                      Katarzynka21 – jeszcze jedno:

                      Dlaczego ty się przyznałaś swojemu facetowi, że masz problem? Po co? Nie mogłaś iść jak moja w zaparte? Frajerka jesteś chyba. Jak to było u Was. Kiedy i jak to sie stało. Czy była w tym zasługa faceta, czy ty juz sięgnęłaś dna? Jeśli tak, to jak to dno wyglądało?<br><br>Edytowany przez: adamo, w: 2008/10/12 10:23”

                      Ja sie przyznalam mojemu facetowi, ze mam problem, bo chcialam go tym emocjonalnie szantazowac ;-( Niestety to przykra,a le prawda. Z reszta bardzo czesto stosowalam ta metode na poczatku. Jak np. czegos nie chcialam robic, to opowiadalam jaka to ja biedna bylam, jak mnie zycie pokrzywdzilo, jak strasznie zostalam zraniona, chcialam zeby sie nade mna litowal. Raz nawet jadac do -wtedy jeszcze nie tesciow-na obiad poweidzialam mojemu mezowi o najwiekszym koszmarze mojego dziecinstwa, zeby tylko miec pretekst,z eby sie zle czuc i wrocic do domu (bo do tesciow nie maialm ochoty jechac). Potem sie tego wstydzilam, bo chcialam jednak zataic i tak w kolko. MOj maz po prostu wiedzial jakie mialam dziecinstwo, dlatego to wlasnie on znalazl mi moja terapie, zaproponowal, ze moze pojade na spotkanie, poszedl ze mna. I ja tez wiedzialam, ze ze mna jest tak zle, ze jesli ktos mi nie pomoze to niebawem mnie juz nie bedzie. Siegnelam dna. A wygladalo to tak, ze emocjonalnie bylam tak rozwalona,z e brakowalo mi zaledwie kilku krokow,z eby mnie juz tu nie bylo. Ale zaslugi mojego meza bylo bardzo duzo, po pierwsze stawial mocne granice, co emocjonalnie rozwalalo mnie strasznie, bo czulam sie zagrozona, niekochana itd, po drugie, wspieral mnie caly czas i kochal-to czulam, jesli tylko nie bylam zla czy wrecz wsciekla, bardzo mina nim zalezalo, bardzo go lubilam, i to on znalazl mi terapie, to on ze mna na nia poszedl.

                      Co do udawadnianai klamstw, mysle, ze to nie najlepszy sposob na podejscie kogos. NIe da sie chyba wywolac porzadanym efektow jak sprawi sie, ze ktos czuje sie zagnany w kozi rog, bo wtedy rodzi sie chec ataku w obronie samego siebie.

                      Katarzynka21
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 808
                        w odpowiedzi na: muszę ranić #58163

                        Adamo, moje malzenstwo przeszlo bardoz ciezkie chwile, emocjonalnie wykanczalam mojego meza mimo jego silnej osobowisci, bo nawet bardzo silna osoba z mocnymi granicami wysiada zyjac w cizglym napieciu.

                        Ale odpowiadajac na Twoje pytania: moj maz na poczatku duzo robil wbrew sobie, bo wydawalo mu sie, ze tak bedize lepiej, ale z czasem (a nie trzeba bylo mu go bardoz duzo) zauwazyl,z e cokolwiek by nie robil i tak jest zle, bo ja chce wiecej, wiecej i wiecej. Wiec zaczal stawiac granice w ten sposob, ze na moje nastroje, depresje odpowaidal troska, ale nic nie bylam w stanie na nim tymi nasttojami "wymusic". Jak mialam "bardoz zly dizen" a mielismy wtedy isc np do tesciow, to mowil, ok pojde sam. NIe rezygnowal dla mnie z siebie, ze swoich planow. Oczywiscie mialam do niego wielkie pretensje, ze ja taka biedna, bo mam dola, depresje, a ten sobie idzie i przedklada pojscie gdzies nad zostanie ze mna. Na co on odpowaidal: "z mojej perspektywy to Ty przedkladasz lezenie w lozku nad bycie ze mna tam gdie zaplanowalismy, ze dzis bedziemy" Strasznie czesto to powtarzal,a le na to nie mialam argumentow. Jak mowilam, ze np. nie chce jechac do jego dziadka na urodziny, bo chce spedzic czas z nim sam na sam, mowil, ok spedzimy dzis sam na sam, a jutro pojedizemy do dziadka, na to moge sie zgodzic. Zawsze zalatwial sprawy tak, zeby zaspokajac swoje potrzeby przynajmniej w duzej czesci. I nie wynikalo to z egoizmu, bo egoista nie jest, a z tego, ze wiedzial, byl pewny,z e jego rezygnacja z czegos do niczego nie doprowadzi. Jak sie na niego zloscilam, to byl oziebly przez pare dni. Jak plakalam i mowilam, ze jest mi przykro,z eby juz sie nie zloscil. Mowil, Tobie szybko przychodzi sie zloscic mi wolno sie godzic. Taki juz jestem i musisz to zaakceptowac, bo ja nie bede udawal, ze wszystko jest ok jak przed chwila robilas awanture, drake czy jakies sceny i…zloscil sie przez tyle ile potrzebowal mimo moich depresji z tym zwiazanych. Po prostu w tym wszytkim staral sie pozostawac soba.

                        No, a udalo nam sie nad tym zapanowac dzieki terapii, na ktora poszlam wlasnie w momencie jak poczulam, ze dalej juz nasz zwiazek nie pojdzie, ze oddalamy sie od siebie zamist zblizac, jak moj maz….po prostu nie dal juz rady i zrezygnowal, a ja wpadlam w najgorsze emocjonalne bagno, jakiego do tej pory nie doswiadczylam. Chwala Bogu moj maz jednak stanal na wysokosci zadania i pomogl mi sie podniesc, towarzysazyl mi w czasie calej terapii i wspieral, dalej bedac w tym soba.

                        Nooo, tylko ze ja wiedzialam,z e ze mna jest mocno nie tak, ranilam sama siebie, kisilam sie w swoich emocjach, doswiadczalam permanentnej depresji przeplatanej ze stanami euforii, optymizmu. To wszysto wykanczalo mnie calkowicie i emocjonalnie bylam wrakiem czlowieka i mimo, ze nie latwo mi bylo zdecydowac sie na regularna terapie i gdyby nie maz to bym na nia nie poszla, wiedzialam gdzies wewnetrznie ze sama nie dam rady.

                        Wierz mi, gdyby moj maz nie byl takim czlowiekiem z silnymi granicami (choc i tak strasznie go poranilam) to nigdy bym nie poszla ta droga. Wolalabym go zajezdzac, podporzadkowywac, narzucac mu swoje niezdrowe zasady. Tylko to, ze nie bylam w stanie go nagiac zmusilo mnie do refleksji, bo jednak tak bardzo mi na nim zalezalo, ze chcialam zbudowac z nim dobry zwiazek. Z tym, ze wczesniej wydawalo mi sie,z e wiem jak zbudowac dobry zwiazek i chce zeby bylo tak jak uwazam, potem zobaczylam ze budwoanie zwiazku to praca na rowni jednego i drugiego partnera, kompromisy, szacunek.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 796)