Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • krystyna2012
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

      @Pablooo dobrze przeczytać, że u Ciebie toczy się to inaczej niż standardowo. Napawa nadzieją.

      Ja mam poczucie, że na takie mobilizacje i ultimatum jest u nas za późno 🙁

      Mój mąż nie chce zobaczyć problemu ani zrozumieć o co mi chodzi, a ja nie czuję się na siłach, żeby stawiać na szali małżeństwo, rozpad rodziny. Nie mam w sobie ani gotowości ni sił.

      Zawsze byliśmy najlepszymi kumplami, jedno spojrzenie wystarczyło i rozumieliśmy się bez słów. Teraz, coraz rzadsze rozmowy nie przynoszą żadnego skutku, nawet jeśli uda mi się przykuć jego uwagę i wygląda na to, że dobrze się rozumiemy, to po jakimś czasie wszystko wraca do normy, a jeśli znajdę w sobie siły na kolejną rozmowę, to mam wrażenie, że ta poprzednia się nie odbyła.

      Ja jestem zmęczona jego ciągłym gadaniem o pracy i puszczam to mimo uszu, a on widzi to i coraz rzadziej mówi, zamiast tego podsypia po kątach ze zmęczenia.

      Nie wiem jak mogłabym go nakłonić na terapię. Nie widzę takiej opcji. Zależy mu na dzieciach i niby ma z nimi dobre relacje, ale jak wyjechał ostatnio w kilkudniową delegację, nikt specjalnie tego nie zauważył 🙁 On niby za nami bardzo tęsknił, ale wrócił, to przez kilka dni się do nikogo nie odzywał. Myślałam, że się obraził, ale potem wyjaśnił, że był tak zmęczony, że nie miał siły, a między nami jest przecież wszystko dobrze.

      Piszę to tu, nie widzę opcji priv.

      Pozdrawiam

       

       

       

       

       

       

       

      krystyna2012
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Cześć:)

        To rzeczywiście brzmi podobnie.

        Z jednej strony wielki strach przed działaniem i całkowity brak poczucia sprawczości u męża, a z drugiej strony moja ogromna samotność i poczucie bycia niezrozumianym. U nas różnica jest taka, że mąż mnie nie zwodzi mówiąc, że zmiana nastąpi wkrótce. On jest tak sparaliżowany strachem, że nie bierze zmiany pod uwagę.

        I tak, nie można ignorować tego co się czuje i tłumaczyć sobie, że przecież wszystko jest z grubsza ok.

        Mój mąż od jakiś 10 lat, wracając z pracy oznajmia mi, że to był kolejny najgorszy dzień w pracy. W zależności od sytuacji potrzebuje godziny, dwóch, żeby dojść do siebie.

        To mądry, wykształcony facet z doświadczeniem.  Nawet nie ma pomysłu, że zmienić tą robotę. Mieszkamy w miejscu, gdzie o pracę nietrudno. Nie mamy żadnych zobowiązań finansowych. Ja pracuję. Ale on woli codziennie połykać tę gorzką żabę:(

        Jeszcze kiedyś próbowałam zmobilizować go do zmiany, potem zupełnie przestałam. Pewnie trochę licząc na to, że lepiej żeby sam doszedł do takiego wniosku. Nie zmieniło się nic:(

        Myślę o terapii dla siebie i jestem zapisana na termin (niestety bardzo odległy). W międzyczasie czytam sobie trochę o sztuce komunikacji – początkowo w kontekście dzieci (Jesper Juul), ale to chcąc nie chcąc przekłada się też na nasz dialog. Widzę światełko w tunelu.

        Coraz częściej mówimy o tym co nam leży na sercu i trochę mniej zaciskamy zęby;) Dla mnie to już bardzo dużo.

        Obejrzałam taki serial bbc couples therapy. Też Dużo mi dał.

         

         

         

         

        krystyna2012
        Uczestnik
          Liczba postów: 8

          Trochę się zagalopowałeś, Szerloku!

          Odnośnie rozmowy z mężem, tak jak napisałam była dobra i serdeczna, a refleksja odnośnie mojego stosunku do macierzyństwa (ta która pojawiła się po Twoim pierwszym poście) stanowiła jej mały fragment. Na marginesie, na moje, totalnie kołtunskie jest założenie, że rozmawiać o swoim związku możemy tylko z partnerem. Widzę, że jak mąż sobie z kimś o mnie/nas pogada, to takie dodatkowe spojrzenie z zewnątrz daje inną perspektywę i tym samym wzbogaca dialog między nami.

          Co do tej tajemniczej sprawy, totalne pudło (aż nie wierzę, że się tłumaczę), chodziło o zupełnie prozaiczne SPRZĄTANIE. Nie chce mi się wchodzić w szczegóły, a i pewnie bez tego posądzisz mnie o maniakalny pedantyzm;)

          Za wskazówki w jaki sposób prowadzić rozmowę nie dziękuję, bo o nie nie prosiłam. Choć oczywiście z ich treścią nie ma co polemizować.

          Z mojej strony rada (wiem , nieproszona) jest taka, żeby mniej czytać między wierszami, bo można nagadać strasznych głupot.

          krystyna2012
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Pisząc o niepodzielnej uwadze, którą obdarzała mnie mama dałeś mi do myślenia. Rzeczywiście to mój problem, nad którym muszę popracować.

            Jakiś czas temu porozmawialiśmy. To była dobra, serdeczna rozmowa, pełna dobrej woli, gdzie powiedziałam mu też o Twojej uwadze. Pod koniec zahaczyłam jeszcze o temat, który krąży między nami od kilku lat. Powiedzialam mu, że to dla mnie ważne, że chcę chociaż spróbować, a on przez te lata o tym wie i nawet nie chce o tym rozmawiać i że to mnie boli . Czekam cierpliwie 2-3 tygodnie. Przy okazji jakieś sprzeczki wracam do sprawy i pytam, czy o tym myślał. Zdziwiony spojrzał na mnie i powiedział, że w ogóle o tym nie myślał, bo nie myśli o takich rzeczach. No ej, bez kitu!

            Ręce mi opadają.

            On nie ma do mnie żadnych uwag, niczego nie chce (mam wrażenie, że na wszelki wypadek, żebym i ja czegoś nie chciała).

            Pytasz, czy w ogóle go kocham. Ja też się nad tym zasawiam. Dla mnie miłość to bliskość, szczerość i intymność.

             

             

            krystyna2012
            Uczestnik
              Liczba postów: 8

              No właśnie mój model rodziny, w którym się wychowałam jest zupełnie inny. Alkoholu praktycznie w nim nie było.

              Moja mama młodo została wdową (prawie nie pamiętam taty), ale  czułam, że jesteśmy z moim rodzeństwem dla niej najważniejsi. Nie wszystko było idealnie, ale mialam duże poczucie bezpieczeństwa.

              Na pewno mam w głowie mocno wyidealizowany obraz ojca. I to głównie budzi moje wątpliwości. Czasami zastanawiam się, czy nie przesadzam, porównując  męża z obrazem nieżyjącego, ale idealnego taty.

               

              krystyna2012
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                gonzo,
                no dobra, czyli nie ma prawa mu powiedzieć, że ignoruje moje prośby i moje problemy i mam siedzieć cicho? on skakał i się cieszył, że ja przyjeżdżam i pisał codzinnie, że nie może z tęsknoty wyrobić. "wojaże zagraniczne" to kewstia 200 zł, a przyjazd na weekend już byłby super.
                męczyłam się z tym strasznie, bo nie chciałam mu tego wyrzucać i wzięłam na siebie ciężar widywania się. ale mnie to zwyczajnie bolało, więc w końcu powiedziałam.

                krystyna2012
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  nie zrozumiałeś do końca.
                  ja nigdy mu nie wspomniałam o jego pracy! a już zwłaszcza o konieczności zmiany.
                  on chcę ze mną zamieszkać i sam wyszedł z taką inicjatywą. po jakimś czasie sam (!) powiedział, że nie ma sensu liczyć na jego obecną pracę bo nigdy nie bedzie w stanie się wyprowadzić od rodziców ze wzglęu na finanse. To rodzinna firma jego ojczyma, która radziła sobie całkiem nieźle, ale dopadł ją kryzys i on tam tkwił bo miał nadzieję na lepszą passe.
                  pieniądze to ostatnia rzecz, o która mi chodzi! Niech sobie ulice zamiata, jeśli bedzie go to cieszyło. On sam nie lubi swojego zajęcia i źle się z tym czuje, ale ma poczucie, że się do niczego lepszego nie nadaje i dlatego nie szuka niczego innego. Razem napisalismy jego cv, tylko dlatego, że o to porosił, bo nie miał zielonego pojęcia jak sie do tego zabrać.
                  On jest super i go uwielbiam i nie mam zamiaru zmienieć, a widze jak się meczy i zmaga ze sobą. A te jego "wpadki" polegają na tym, że przez 8 pierwszych miesięcy żylismy w związku na odległość i on ani razu mnie nie odwiedził bo nie mógł dostac urlopu oraz miał mało kasy. I zwyczajnie zaczęłam watpić, w to, że mu zależy, bo oczywiście zapraszałam go kilka razy, ale potem się poddałam. Wiedział, że mi to stało ością w gardle, ale liczył, że przełknę żabę i ze mi wynagrodzi jak już wrócę (pracowałąm za granicą).
                  Moj problem wygląda tak: kocham go i nie mam zamiaru go zmieniać, ale kiedy on jest nieszczęsliwy to ja też. I zastanawiam się, czy nie wchodze w toksyczną relację.
                  Wiem, że każdy ma problemy, jeśli on mówi, że jakiś tam moje zachowanie go boli to robię wszystko, żeby to zmienić. Jego pewne zachowania też mnie bolą (jak ten brak odwiedzin) i on tez stara się nad tym pracować. Tylko boję się właśnie, ze te jego starania to zamiatanie brudu pod dywan. że bedzie szukał nowej pracy, ale tylko dlatego, że mu na mnie zależy, a nie dlatego, że ma poczucie, że może robić coś bardziej interesującego. Ogólnie używam tego przykładu pracy, bo wydaje mi się , ze dobrze obrazuje sytuacje. i nie o pieniądze tu chodzi na boga!

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)