Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Trauma alkoholizmu.. Czy mój mąż ma problem z alkoholem ? #486983
Xlibertas,
ech… Współczuję. Też nie cierpię imprez, gdzie są dzieci i używki, to jest trudny balet. Zwłaszcza jak jedna osoba ma być w kontroli i jeszcze sprzątać jointy, a druga puszcza kontrolę zupełnie i się bawi. Teraz staramy się to mieć dogadane. Kto pije, kto nie. Kto za co odpowiedzialny. Jak kładziemy dzieci, ile oglądają, ile im czasu poświęcamy (mamy sporo znajomych bez dzieci, imprezowych, ale raczej w trybie planszowo-dansowo-ogniskowym, choć alko jest i czasem marihuana). Wiem jednak że dzieci są szczęśliwe i zaopiekowane na takich wyjazdach, cieszą się też różnymi wujkami którzy grają w piłkę z nimi, rozmawiają i grają w planszówki. Nie jest to takie czarno-białe na pewno. Wracają zachwycone.
Natomiast kurczę u nas jedno albo drugie się bawi… Pamiętam jednak swoją bezsilna wściekłość gdy mąż siedział do rana przy ognisku, a ja z dziećmi, wściekła, niewyspana, opuszczona… Miałam ochotę go zabić jak wracał. Tyle że on mi mówi: rok temu Ty siedziałaś do rana, teraz ja. No bo oboje w terapiach jesteśmy, to się wzajemnie pilnujemy. I wspieramy. I on też rozumie, że nie na niego jestem wściekła, tylko mała kurianka się wkurza na tatę który wybierał wódkę zamiast niej. Bo oboje rozmawiamy dużo o naszych wewnętrznych światach. Żadne nie jest idealne. Problemów jest bardzo dużo do pogodzenia gdy są dzieci, praca, inflacja i chęć do spędzania czasu wolnego w jakiś konkretny sposób. Bardzo długo dochodzilismy do jakiejś równowagi w tym temacie. Nadal jej szukamy, teraz np. jadę z dziećmi sama, żeby mąż miał czas dla siebie i spokój.
Przede wszystkim, nie ma u Was dialogu… To musi być bolesne, dusić wszystko w sobie (uczucia, opinie, chęć bronienia dzieci). Jedyny „silver lining”, jaki mi przychodzi do głowy, że to jest kryzys. Ze już tak dłużej oboje nie dacie rady, napięcia wychodzą na wierzch. To jest ciężki moment, ale lepszy od napiętej atmosfery i unikania tematu. Masz projekty, ja wiem… Ale dom jest ważniejszy niż praca. A Twoja wytrzymałość wydaje się być na granicy. Mam wrażenie że dotarliscie do granicy, gdzie trzeba karty na stół wyłożyć.
I nie martw się że on Cię zostawi… Albo Ty jego. To jest ostateczność, możliwa, ale to nie jest następny krok. Macie dzieci. Najpierw warto uzdrowić u Was komunikację. Masz prawo do wolności emocjonalnej w związku. Powiedzenia o swoich odczuciach. Nie do nadmiernej kontroli, ale do wyrażenia co Cię boli i do bycia wysłuchana- jasne. Podobnie Twój partner. A jeśli dojdzie do rozstania, to terapia w najgorszym razie pomoże Wam się ładniej rozstać. Nie na gadzich mózgach. Ale do tego jeszcze długa droga.
Brzmi że macie ogromne rozbieżności… I styl życia różny. Ale ja bym uważała z czarno białą ocena. Używki to jest problem. Ale pod nim leżą o wiele większe rzeczy – brak porozumienia i szacunku dla Waszych potrzeb. Może dojść w.efekcie pogłębionych rozmów do rozejścia – ale to się nie dzieje szast prast. A próby dogadania granic wyjdą Wam na dobre.
Napiszesz coś więcej o pracy? Uciekasz w nią trochę? Bo z tego co mówiłaś, mąż na co dzień jest bardziej obciążony dziećmi (może nakładam, u mnie tak było i wiem jak bardzo to mojego męża uwolniło że odpuściłam w pracy).
A propos dzieci jeszcze… U nas jest zasada – nie wychowujesz, nie krytykujesz. Nie ma wpieprzania się komuś w proces dydaktyczny. Chcesz interweniować – zajmij się problemem (typu bajka kolacja kapiel etc.) od początku do końca.
Napisz też czego ewentualnie potrzebujesz – może za dużo wrzucam ze swojego podwórka? A Ty potrzebujesz się wygadać? Bardzo Cię pozdrawiam
Ps. Co do skrajnych opinii… Zwykle (jeśli sytuacja nie jest ewidentna, a u Ciebie moim zdaniem nie jest typu uzależniony, wspoluzalezniona ofiara; raczej problem z granicami, komunikacją i przestrzenią na wyrażanie emocji) bardziej mówią o osobie, która je wypowiada niż o problemie. Rzeczywistość rzadko jest czarno biała, to jest zwykle mechanizm obronny.
Niestety (albo i na szczęście) – tylko Ty jesteś blisko siebie i swoich potrzeb. Nasze spojrzenie jest fragmentaryczne i zależne bardziej od naszych doświadczeń. A.co Ty.o tym myślisz? Jak jesteś w dobrym momencie, masz zdrowy osąd? Jest co ratować? Moim zdaniem – warto pracować, a jeszcze nie uciekać. Na to zawsze będzie czas, jak się okaże że się nie dogadacie.
Już widać np. ile miałaś założeń w związku z tą imprezą. Dla mnie np. fakt braku używek w dzisiejszej klasie średniej na imprezie z dziećmi raczej nie jest oczywistym założeniem. Więc sporo pozostaje do dogadania następnym razem – po stronie Was obojga. Ja mam tak mega często – ładuje się w coś, bo założyłam że będzie tak i tak, zamiast dopytać. OK, dobra, next time dopytam, uczymy się na błędach.
w odpowiedzi na: Trauma alkoholizmu.. Czy mój mąż ma problem z alkoholem ? #486979Mileno, z przyjemnością wypełnię ankietę. Jednak to wątek na konkretny temat, konkretnej osoby – jest zasada, że generalnie wypowiadamy się w temacie. Proponuję zamieścić Twój post w dziale ogłoszenia (inne niedotyczące terapii).
@Xlibertas, czy masz wolę napisać, jak u Ciebie? Jak u Was? Taki dość dramatyczny moment odczytałam u Ciebie z chwilą ostatniego wpisu. Trzymam kciuki i pozdrawiam.w odpowiedzi na: Molestowanie a późniejsze problemy w związku #486978Wracam. Żeby było jasne – nie chcę Cię od idei listu odwodzić. Dla mnie to był ważny rytuał – przeczytałam go ojcu na grobie, spaliłam, a potem przepracowałam też z terapeutą. Mama przyjęła dziwnie, ale przynajmniej dowiedziała się mojej perspektywy. Po prostu taki list robisz dla siebie, dla wolności bycia w prawdzie i wolności emocjonalnej – nie licz na żadną zaprojektowaną reakcję. A przynajmniej nie od razu.
Co do blokady w związku, blokady bliskości seksualnej – współczuję. To jest poważna rzecz. Tym bardziej jak po alko nie było problemu, to widać ile leku się z tym u Ciebie wiąże. Ile dyskomfortu. Tym bardziej jak mówisz że lubisz się tulić (uwielbiam!!!🥹) – widać że potrzebujesz czułości. A sferę pożądania seksualnego masz jakby odciętą.
Ja generalnie nie miałam takich problemów (unikanie zbliżeń) , ale myślę że miałam silne odcięcie od swojego ciała. Tylko w inną stronę poszło (spełniania oczekiwań, a nie blokady). Lekarstwem na to dla mnie jest terapia. Lektury (przeczytałam cały internet na te tematy, też sprawdzałam terapeutę, czy dobrze mnie prowadzi, czy mogę mu zaufać). Szukanie w sobie opieki. I coraz lepszy kontakt z ciałem, z własnymi potrzebami. To jest bardzo bolesny proces jeśli doszło do nadużyć. Ale konieczny żeby ciało odzyskać.
Pomaga mi np. Marzena Barszcz (na Spotify np. rozmowy holistyczne, odcinek z nią jako gościem; bardzo polecam) – psychoterapeutka w nurcie Lowena. Pięknie mówi o tym, jak powolutku i praktycznie tę więź z ciałem odbudowywać, zwłaszcza po zranieniach. Też fajnie mówi o tym że najgorsze już się stało – tylko jak się zbliżamy do tego i schodzą nam mechanizmy, to jest lęk taki sam i blokuje. A tamto już było. Teraz tylko się przypomina po to żeby zostało uleczone. Jak mówi @dda97, nie jest łatwo o dobrych specjalistów. Choć wydaje mi się że świadomość rośnie, także w tym środowisku, i się to zmienia.
Równie ważnym elementem jest więź z partnerem. Otwarta komunikacja. Czy rozmawiacie? Omawiacie swoje potrzeby w kontekście bliskości? Jak on sobie radzi z tak długim brakiem zbliżeń? Czy frustracja o jakiej piszesz dotyczy jedynie sfery seksu? U nas tak naprawdę chodziło o kontrolę. I nieumiejętność przyjmowania czułości. Popracowalismy nad tym (nie bez gruuubych wtop) i jest dużo lepiej. Ale np. po każdym akcie czułości sprawdzam więź, pytam jak się czuje (i nawet mówię: zapytaj jak ja się czuję 😅, bo to jednak facet jest). Omawiamy sobie to, co zaszło. Też zeszliśmy z oczekiwań, perfekcjonizm dda zakradł się niezauważenie też do łóżka, a to bardzo blokujące. To oczywiście nasz sposób.
w odpowiedzi na: Molestowanie a późniejsze problemy w związku #486972Cześć, Ania!
Fajnie, że tu napisałaś. Wydaje mi się, że otworzenie się z takimi sprawami wymaga dużej odwagi (przynajmniej u mnie tak jest).
Powoli kończę 3.5-letnią terapię w podobnym temacie. Moja historia naruszenia jest nieco inna, ale też nieodpowiednia relacja z tatą (który pił) zaowocowała już regularnym wykorzystaniem poza domem. Mój tata też naruszał granice bez dotykania, więc też aż do terapii nie miałam świadomości pokiereszowania i pokrzyżowania ról w tej sferze.
Mój mąż też doświadczał naruszenia w sferze seksualnej w podobnym stylu do opisanego przez Ciebie. Zmagamy się więc z tymi tematami u nas obojga.
Super że masz mądra terapeutkę i że dosyć wcześnie rozpoczęłaś terapię (ja np. parę lat później). Natomiast z mojego doświadczenia i lektur wynika, że jest to zdecydowanie bieg długodystansowy. Żeby też dać sobie czas, nie oczekiwać za szybko efektów.
Jesli chodzi o list do ojca, bardzo bym uważała. Każdy rodzic stara się jak najlepiej – nawet jak kompletnie nawalił. Gdy wychodzisz do niego ze skalą naruszenia, z którego on nie zdawał sobie sprawy (jak przypuszczam), reaguje obronnie. Raczej nie empatia w stronę twoich zranień. Więc list dałabym tylko w momencie jeśli jesteś gotowa na reakcję, która może być dla Ciebie kompletnie raniąca i lekceważącą Twoje uczucia (a pewnie będzie próba obrony siebie i/lub swojego wizerunku jako rodzica). Oczywiście może być różnie. Ale generalnie list jest dobry jedynie w sytuacji, jeśli kompletnie niczego nie oczekujesz w zamian, zależy Ci jedynie na zakomunikowaniu Twoich uczuć i prawdy. Np. moja mama zareagowała dość tragicznie na mój list, bardzo mnie to uraziło. Tata nie żyje.
(Jestem w połowie odpowiedzi, dopiszę po powrocie, bo inaczej mi się skasuje).
w odpowiedzi na: Trauma alkoholizmu.. Czy mój mąż ma problem z alkoholem ? #486948Xlibertas, aż nie chce mi się wierzyć. Tak bardzo rezonuje ze mną to, co piszesz, że to aż niewiarygodne. Może podobieństwo sytuacji wzmaga podobieństwo mechanizmów. W każdym razie przytulam Cię mocno. Widać, jak cierpisz.
Ale jesteś też w tej swojej pracy nad sobą TAK wytrwała! Gratulacje. Przyjrzenie się mojej kontroli było dla mnie bardzo trudne i odsłaniające (pamiętam jak nienawidziłam terapeuty za te słowa, które tu przytoczyłam, że jestem kontrolująca – zanim zdołałam je przyjąć, upłynęło sporo wody w rzece). A Ty robisz to tutaj, tak otwarcie. Czytelnie. To jest ogromna rzecz taki wgląd. Domyślam się, jak trudna.
Myślę że z taką świadomością i dobrą wolą droga przed Wami jest jasna. Trudna, ale jasna.
Wspieranie męża… Ja tak świetnie wspieram innych! Powoli do mnie docierało że tę empatię, którą mam na 1. miejscu w teście Gallupa, tak rzadko jemu okazuję. Albo wtedy, kiedy mi wygodnie. A kiedy on prosi – zamykam się przytłoczona.
Pomogło mi, że zaczął prosić otwarcie. Wręcz wymagać! „Wysłuchaj mnie. Ja to robię dla Ciebie”. I pomogło mi jeszcze ćwiczenie empatii. Praca nad empatia jako umiejętnością – nie muszę przejmować czyichś uczuć, to przeciwieństwo empatii. Pozostaję spokojna, dając się wygadać. Nie radząc od razu (to najtrudniejszy etap). Parafrazując . Nazywając uczucia. Trochę jak w Faber Mazlish (pewnie kojarzysz książkę) – dużo hmmm acha, więc poczułeś się rozczarowany etc. Starając się nie brać do siebie jego uczuć i nie przekierowywać na mnie od razu (bo np. czuję się winna, więc chcę się oczyścić, obronić – i już nie mówimy o nim i jego pogrzebach).
To, co piszesz o pijanym ojcu… Doskonale Cię rozumiem. Mój mąż ma inną ekspresję po alko, ale wiem, jak to może podziałać (ja mam ten problem, że długo szukałam brakującego ojca w obcych osobach, co prawie zniszczyło moje małżeństwo – uratowała nas otwarta komunikacja i dobra wola, oraz terapia).
Ale jaki to jest ogromny krok że to zobaczyłaś! Tego się nie da przecenić. To jest pierwszy krok, ale najważniejszy. Czasem niemal wystarczający. Bo widzisz jego dziecko. Jego bezbronność w tym. Granice swojego wpływu i jego reakcje. Zaczynasz odróżniać ojca od męża. I toksyczny taniec w Waszym związku ma szansę się zmienić na wspierający, autentyczny, pozwalający na uwolnienie każdej ze stron.
Serio wiem jakie to trudne. To odróżnienie ojca od innych ważnych mężczyzn. Np. na sesjach miałam aż iluzję optyczną – tak mi się mój terapeuta wydał podobny do ojca. Na szczęście tam to było pożądane i możliwe do przepracowania. Dużo mi pomogło, że aż tak nakładam, też w innych relacjach. Oczywiście bardzo się wstydziłam, że tak się „mylę”, ale teraz widzę, że to mechanizm ujawnial się i schodził. A potężnie kierował mną spod spodu przez praktycznie całe życie. Zresztą nadal próbuje to robić kiedy się nie pilnuje albo jestem w emocjach. Terapia pomaga tu budowaniem ja obserwującego, gdzie mogę się schronić i popatrzeć na to z góry.
Przegadalam Twój wątek z mężem. Powiedział, żebyście się skupili też na dobrym rozplanowaniu obowiązków między siebie. On też pracuje zdalnie, zajmuje się dziećmi, ja wychodzę do pracy, na szkolenia… Odkąd lepiej się dzielimy, a on sygnalizuje swoje potrzeby, nie ucieka tak w nałogi. Po prostu został odbarczony. Nie tak do końca… Ale w dużej mierze.
Bardzo fajnie że idziecie na terapię, że oboje chcecie! To jest super okazja dla Was do zobaczenia się takimi, jakimi rzeczywiście jesteście, w Waszych potrzebach i tych zranionych częściach💖 uwolnienia się od tego, co Wam w relacji szkodzi, a wzmocnienie tego, co buduje i uwalnia. życzę Ci dużo sił i dużo powodzenia, Xlibertas!
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #486944Kurczę, tylko do dr Kajosz też terminy mogą być odległe…😐 Mam nadzieję że się nie zniechęcisz w szukaniu pomocy. Bardzo Cię pozdrawiam!
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #486943https://www.znanylekarz.pl/agnieszka-magdalena-kajosz/psychiatra/tychy
Ja się umawiam telefonicznie: przychodnia mens sana, 605-637-072 (jakby ten tel nie zadziałał, to na stronie mens sany na pewno mają drugi).
Dobrze, ze jesteś w kontakcie, Cerber, i że walczysz o siebie. Jak jest ciemność, to nie bardzo się widzi jakiekolwiek jasne strony. I też każdy ma inaczej. Ja Ci tylko mogę z mojego doświadczenia (i np. przyjaciela, też miał podobnie) napisać, że taki kryzys to jest znak tego, że schodzą silne mechanizmy. Uczucia się odmrażają. Wiadomo, znasz siebie, może chodzić o coś innego. Ale mam wrażenie, że ostatnio też pokonałeś drogę.
Trzymaj się, Cerber. Dużo sił.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #486942Cieszę się, że napisałeś, Cerber. To takie ważne, że się nie poddajesz.
To jest jego strona. Jeśli chodzi o wizytę online,to można się też u niego zarejestrować się przez klinikę SWPS.To link do ich strony: klinika.swps.pl
To jest namiar na psychiatrę od mojego terapeuty (w końcu poszłam do swojej starej psychiatry, więc nie skorzystałam).
Niestety, widzę, że tamta druga psychiatra zmieniła nazwisko i nie przyjmuje przez kilka miesięcy – zakładam że jest w ciąży.
Podam Ci więc namiar na sprawdzona psychiatrę u mnie w przychodni (też prywatnie). Ona też konsultuje telefonicznie, jest bardzo dokładna, empatyczna osoba, na co dzień pracuje w szpitalu i bardzo dobrze dobiera leki, zna też te najnowsze (moje obecne nie mają np. żadnych skutków ubocznych, w przeciwieństwie do poprzednich).
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #486939Cerber, cześć!
Współczuję pogorszenia. Wiem też jak ciężko jest, gdy wizyta u psychiatry wydaje się za wieczność (miesiąc, kurczę, jak człowiek ma kryzys).
Podać Ci namiar na psychiatrów online? Mam dwoje sprawdzonych – jedna wypróbowana, empatyczna i konkretna, drugiego poleconego przez mojego terapeutę. Wiadomo, prywatnie i kasa, ale czekanie na psychiatrę to jest męka.
Podszedł do mnie syn. Zapytał co robię, odpowiedziałam jednym zdaniem, że rozmawiam z osobą która ma trudno – on na to: to wpiszesz mu te numery? Chodziło mu o infolinie wsparcia, które widział w domu kultury. Nie korzystałam nigdy z tej formy, ale bardzo bym nie chciała, żebyś został sam teraz.
Jeśli potrzebujesz kontaktu z kimś, komu kryzys nieobcy, to jestem tutaj. Wystarczy napisać.
Pamiętam swój kryzys psychiczny. Uczucia wylały się ze mnie jak z rozdartego worka piasek. Przytłoczyło mnie całkiem. Każde auto wydawało się kuszace. Sama nie dałabym rady, mąż mnie bardzo wspierał. Mogłam jeść, spać i chodzić po lasach. Też nie jesteś sam Cerber.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #486936Cześć, Cerber!
Pechowo – wczoraj odpisałam Ci szumnie, ale niestety się nie zachowało :/. Dawno mi się to nie zdarzyło, kopiuję zawsze i sprawdzam. Więc teraz krócej przed pracą.
Przejście na mejla – trochę się boję… Po prostu jak raz przeszłam na mejla, to się urwało. Ja mam taki nieregularny rytm – dużo, dużo, potem dłużej nic. Na forum to jest chyba do przeżycia, ale w wymianie 1 na 1 może triggerować odrzucenie. Nie chciałabym tego. Utracić, tego, co wypracowaliśmy.
Nie mam też wrażenia, że spamujemy… Przestrzeń jest wspólna, poczucie odrzucenia nadal rządzi:D Może komuś się te nasze wymiany przydadzą, dla mnie są ważną pamiątką tworzenia relacji (Ty i jeszcze jedna osoba z forum jesteście pierwszymi ludźmi, z którymi „kumam się” przez internet w ogóle).
Chyba że chcesz przejść level wyżej i podzielić się rzeczami, których na forum nie za bardzo. To wtedy może bardziej whatsapp? jakoś bardziej mi się sprawdza. I jeśli nie będzie Ci przeszkadzać właśnie ta moja nieregularność, nie będziesz jej brać do siebie. Łatwo mnie przytłoczyć, a mam pracę też silnie relacyjną. Więc okresy wycofania zdarzają mi się długie, długaśne.
Dzięki za to co napisałeś ostatnio… O Bogu… Dotarłam do tego wreszcie na terapii (wymagało to przełamania niezłego wstydu, mój t. zawsze tak sympatycznie śmieje się ze mnie, że wstydzę się nie tego, co powinnam). I Twoje przemyślenia też mi pomagają teraz, gdy powolutku układam sobie ten temat.
A jak u Ciebie w ogóle? (chyba że jednak przechodzimy na 1:1, to wtedy acidiosus[at]gmail.com).
-
AutorWpisy