Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Dziś czuję się ….. #463756
Witajcie,
dawno nie zaglądałam do Was. Moje życie jest coraz lepiej poukładane. A ja od długiego czasu jestem na terapii indywidualnej. I przyszedł moment, gdy jestem w kropce – czuję, że terapeuta nie może mi indywidualnie pomóc a na grupę nie mam szans. Zastanawiam się, co mi daje ta samoświadomość i ostatnio ogarnia mnie wątpliwość w sens tych lat pracy, które mam za sobą. Bo co z tego, że wiem, skoro deficytów, które posiadam, nie sposób zmienić, wyprostować…. naprawić? Mam giga deficyty związane z brakami wychowawczymi z dzieciństwa. Jak u licha mam teraz je zapełnić? Terapeuta też nie ma pomysłu.
w odpowiedzi na: Akceptacja rzeczywistości #226462zgadzam się z Tobą, dlatego nadal poszukuję źródła. Ale co, jeśli źródłem jestem ja?
Jako dziecko urodziłam się i wychowywałam w specyficznych warunkach. Od urodzenia co oznacza, że taka jestem. Wyrwanie tych kart nic nie da – jak piszesz, to rodzi tylko kłopoty (udawanie, że się czegoś nie przeżyło).w odpowiedzi na: Dziś czuję się… #226388boję się, że nic mnie już dobrego w życiu nie spotka.
w odpowiedzi na: Akceptacja rzeczywistości #226385właśnie przerabiam ten temat. usiłuję nakłonić siebie do zaakceptowania tego, że jedyne co mogę zrobić, to naprawiać i zmieniać siebie.
od trzech dni z tym walczę. moja podświadomość jest taka przebiegła, że dzisiaj np. zorientowałam się, że usiłowałam ponownie uknuć w głowie plan wywarcia wpływu na kogoś… jestem przerażona samą sobą. potem czuję się rozczarowana – ale nie mam prawa powiedzieć, że rozczarował mnie on/ona – sama siebie rozczarowuję.
znam etiologie tej mojej paskudnej potrzeby zmieniania kogoś. nie potrafię odciąć się od źródła 😕
w odpowiedzi na: Dziś czuję się… #226360ręce cycki opadają 🙂 dwa lata pracy poszyły się paść 🙂 ale śmieję się, bo tak naprawdę ten, który mnie skrzywdził zrobił mi ogromną przysługę 🙂 zobaczyłam, co osiągnęłam już i czym muszę się zająć jeszcze. Priorytety. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 😀
w odpowiedzi na: Pierwszy krok pracy nad sobą – jestem DDA #226359Najtrudniejszy krok masz za sobą.
Gdy człowiek godzi się z rzeczywistością i przyjmuje, że jest ona krzywym zwierciadłem – można iść dalej. To trudna i mozolna praca. Ale do wykonania.
Mi grupa pomogła najbardziej. Mam nadzieję, że szybko uda mi się wrócić. Ciągle tyle jest do zrobienia a czas ucieka :/ Mam 2 letnią córkę i jestem przerażona, że ona załapie te chore schematy ode mnie :/w odpowiedzi na: Lęk przed okazaniem słabości #119382lęk lękiem a co jeśli ktoś wcale silny nie jest i wcale nie chce być postrzegany jako silny a mimo to, uparcie jest przez otoczenie za takowego uważany????
w odpowiedzi na: Dziś czuję się… #119381Dziękuję za słowa otuchy – czasem potrzebuję usłyszeć od kogoś, że nie jestem zła – tak to bywa, gdy ktoś ciągle wmawia, że jednak jestem…
Ostatnio mnie uświadomił np. że 'gdyby diabeł miał zstępować na ziemię, byłby kimś takim jak ja’…
MANIEK a co z Twoimi plecami się dzieje? i jak wizyta u ’eminencji’ ?
NIUNIA, wiosenne przesilenie aż prosi Cię o wypoczynek 🙂 na szczęście zbliża się weekend – zrób z tego pożytek tym bardziej, że ma być piękna pogoda ! Chętnie zaprosiłabym Cię na spacer, ech dawno nie byłam w jakimś fajnym miejscu, parku… mojej małej by się spodobało:)
w odpowiedzi na: Dziś czuję się… #119340niestety, nie da się przewidzieć przyszłości.
moje osobiste doświadczenie każe mi twierdzić, że lepiej aby rodzice nie byli razem niż byli razem tylko 'z powodu dziecka’. jedyny wyjątek stanowiłby tutaj przyjacielski stosunek rodziców do siebie, jednak brakowałoby elementu 'miłości’ (piszę w cudzysłowie ponieważ nie wierzę już w miłość pomiędzy kobietą i mężczyzną), czułości i relacji typowych dla związku i byłaby to patologia tak czy siak ponieważ rodzice musieli by żyć w celibacie… w co chyba nikt by nie uwierzył…
jakikolwiek scenariusz się obmyśli – nie znajdzie się najlepszego rozwiązania. w takich okolicznościach trzeba zatem wybierać tzw. 'mniejsze zło’. z punktu widzenia mojej sytuacji obecnej – jestem przekonana, że lepiej dla mojego dziecka będzie, gdy będziemy trzymać się z dala od jej ojca. Być może w przyszłości on się zmieni – nigdy nie mówię nigdy i nigdy. jednak uważam, że obecnie jego wpływ na dziecko byłby toksyczny. na szczęście nie angażuje się on w jej życie. przynajmniej na razie.
myślę, że kwestie oceny kto jest kim i jaki pozostawię córce. przyjdzie czas, gdy będzie mogła sama oszacować co trzeba.MAŃKU, masz rację
maniek413 zapisz:
„zapomniałem dopisac ze jestes wielka szczesciara według mnie bo masz dziecko,masz cel w zyciu ,bardzo ci zazdroszcze.tam gdzie ty widzisz problem inni by zobaczyli swoje szczescie……”
ona jest dla mnie największym szczęściem, to cud zwarzywszy na fakt moich wcześniejszych problemów zdrowotnych. to dla mnie oczywiste. bardziej głowię się nad tym, czy dam radę sprostać zadaniu, czy dam jej to na co zasługuje, czy dam radę być wystarczająco dobra dla niej, czy nie skrzywdzę jej wychowujac ją ponieważ zadaję sobie sprawę, że jestem bardzo nieidealna, że mam wiele braków osobowościowych…
ale absolutnie, w żadnym wypadku moja córka NIE JEST DLA MNIE PROBLEMEM!!!! nie wiem skąd Ci to przyszło do głowy 🙁
moje dylematy dotyczą jw i spraw bytowych. nie faktu istnienia dziecka! dziecko to dla mnie świętość.
ojciec małej tak mną zawładnął, tak mnie zmanipulował, że skończyłam na bruku. gdy już doprowadził mnie do takiego przerażenia, że stojąc przyparta do ściany, zasłaniając brzuch, modliłam się żeby jego pięść trafiłe wszędzie, tylko nie w brzuch – po prostu uciekłam. przed siebie. pamiętam ten moment jakby się dzisiaj to działo. biegłam tak chyba dobre pół godziny. gdy się zatrzymałam potrzebowałam chwili, aby skojarzyć gdzie jestem. tułałam się cały dzień a bez pieniędzy, ciepłych ciuchów… a on maglował mnie esami i telefonami i przekonał mnie, że niem innego wyjścia jak tylko wrócić, że wyolbrzymiam sytuację, że to hormony mną kierują i wróciłam ale mnie wyrzucił.
teraz dziękuję za to w duchu.
ale zostałam na bruku i z niczym. nawet aby odzyskać ciuchy musiałam parę miesięcy się borykać z prawem. nie miałam dokąd pójść, nie miałam za co żyć. miałam szczęśćie spotykając dobrych ludzi. obecnie jest w miarę stabilnie. ale co dzień trzeba walić głową w mur. niedawno straciłam samochód – spalił się z powodu instalacji nielegalnej którą on. ojciec dziecka sam tam założył, nie dopracował i wiedział o potrzebie zrobienia z tym do końca, od grudnia obiecywał się tym zająć… ale już nie musi. byłam wtedy z dzieckiem w samochodzie – pamiętam jak wyskoczyliśmy z auta – współlokator porwał z tylnego siedzenia małą i w tym samym momencie, gdy nawet drzwi nie zdążyliśmy zamknąć – całe wnętrze zapełniło się dymem. o mało nie zginęliśmy. mała miała wtedy parę dni. a ojciec jej stwierdził, że mam pecha….
dzisiaj np. dowidziałam się, że nie dostanę żadnego zasiłku ponieważ mój dochód przekroczył wytyczne ustawowe o – UWAGA – 8 złotych…
mogłabym tak wymieniać jeszcze długo. suma sumarum – nie potrafię sobie wybaczyć, że wybrałam dla tego małego cudu, mojego marzenia, mojego szczęścia tak nieszczęśliwą sytuację, tak nieodpowiedniego tate… jak ma sobie to wybaczyć?
w odpowiedzi na: Społeczne oczekiwania #119264znam jedno powiedzenie może na miejscu 🙂 :
nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów zawsze …z tymi rozwodami to masz rację niby jest ich coraz więcej tak, że mało kto zwraca uwagę ale czy to zmienia stereotyp hm.
a w ogóle to ma znajomą, która pochodzi z bardzo szczęśliwej majętnej rodziny. jej rodzice to przykładni rodzice, są ze sobą szczęśliwi. gdy byłyśmy w podstawówce był jakiś taki okres, w którym wielu naszych rówieśników borykało się z problemem rozwodzących się rodziców. ciągle ktoś opowiadał o kłótniach, sporach rodzinnych a w rodzinie koleżanki to się nie zdarzało. ta zamiast się z tego cieszyć – zaczęła uważać, że coś jest nie tak z jej rodzicami… i zaczęła chodzić na wagary, aby 'zepsuć’ ten nienormalny normalny obraz jej własnej rodziny i nie czuć się taka 'inna’… -
AutorWpisy