Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)
  • Autor
    Wpisy
  • Makadamia
    Uczestnik
      Liczba postów: 37

      Podpisuję się pod tym co napisałeś Jakubek. Też widzę ludzi z trudnych rodzin, dysfunkcyjnych, alkoholowych, którzy mają udane życie. Bez problemów w nawiązaniu relacji, związków. Mają normalne rodziny, spotykają dobrych ludzi na swojej drodze, korzystają z życia. I zawsze mnie to zastanawia. Ja nie jestem z jakiejś głębokiej patologii, a nie umiem ułożyć sobie życia, ogarnąć go, wchodzić w relacje, czuć zadowolenia. Ja mam jakieś braki w tych obszarach, może brak właściwych umiejętności. Na innym portalu tego typu ktoś napisał, że ludzie z mocno patologicznych rodzin, z trudnymi doświadczeniami mają paradoksalnie więcej motywacji, napędu do walki o swoje życie, działania, dążenia do zmian. Może dlatego mają lepiej.

      Makadamia
      Uczestnik
        Liczba postów: 37

        „Można powiedzieć że jestem i wierząca i wątpiąca (ale to też częste u nas, zachwiana relacja z Bogiem). Niemniej jednak, kilka nowenn, w tym nawet wymagająca Pompejańska w intencji ułożenia sobie życia osobistego mam „zaliczone „. Z tym, że ja jako nastolatka nie modliłam się o to, jakoś nie czułam od zawsze potrzeby posiadania rodziny. Nie wiem, fascynowały mnie podróże, świat, lubiłam się uczyć. Często czytam właśnie świadectwa i dziewczyny które poznają kogoś w miarę wcześnie, też wcześnie się o to modlą, już jako nastolatki, wiedzą że tego chcą. Ja koło 25 roku życia dopiero zaczęłam się o rodzinę kiedyś modlić. ”

        Myślę, że to nie jest kwestia modlitwy. Można się modlić latami, a i tak nikogo się nie spotka. Bo Pan Bóg wie, co dla nas dobre i może to nie ten moment, może związek nie będzie dla danej osoby korzystny. Chociaż ciężko to zrozumieć widząc wokół szczęśliwe pary, dla których to akurat jest dobre i korzystne. Wiele osób wcale się o to nie modli, a spotyka właściwą osobę.

        Makadamia
        Uczestnik
          Liczba postów: 37
          w odpowiedzi na: Trudny związek z DDA #487125

          No tak, osoby DDA/DDD niepotrzebnie w ogóle że są, że istnieją. Bo tylko niszczą innym życie sami nie mając szansy na szczęście. Niestety rodzice ich tak urządzili. To niesprawiedliwe, że muszą płacić za cudze błędy.

          Makadamia
          Uczestnik
            Liczba postów: 37

            Cześć Karolina 🙂 u mnie właściwie wszystko po staremu. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze.

            Makadamia
            Uczestnik
              Liczba postów: 37

              Karolina92 dziękuję za miłe słowa pod koniec Twojej wiadomości 🙂 niestety nie jestem typem, który ma zdolność do szybkiej ciętej riposty. Chociaż jeśli chodzi o opisywane sytuacje, to mama czy babcia powtarzały mi, że ktoś coś powiedział, więc nawet nie miałam okazji spróbować. Pracuję w szkole podstawowej z dziećmi z orzeczeniami. Praca mi się podoba. Czy jestem z czegoś dumna? Chyba nie. Mam tendencję do porównywania się z innymi i we własnych oczach wypadam dość blado w porównaniu z nimi. Może za dużo od siebie wymagam.

              Cerber:

              Gorzej jeśli ktoś powie mi wprost coś o mnie negatywnego , co sam o sobie uważam wtedy zaboli bardzo . Bo to takie potwierdzenie tego co sam o sobie myślę i co mnie dobija a tu kolejny kamień do stosu który mnie przygniata.

              Mam dokładnie tak samo. Czasem człowiek myśli, że może tylko mu się wydaje, że jest taki albo taki, że coś z nim „nie tak”. Ale jak usłyszy od kogoś, to bierze za pewnik, potwierdzenie swoich przypuszczeń. Bo to nie złudzenia, tylko rzeczywiście coś jest na rzeczy skoro inni też to zauważyli.

              Makadamia
              Uczestnik
                Liczba postów: 37

                Karolina92 napisałaś w jednym poście, że „Każdy zasługuje na szczęście, my DDA(dodałabym jeszcze DDD) szczególnie” Zgadzam się. Bo swoje już przeszliśmy. Ciężkie dzieciństwo, dorastanie. Bagaż złych doświadczeń. Tylko tak się składa, że właśnie nam DDA, DDD, o to szczęście tak trudno. Często ono nigdy nie przychodzi, a przeszłość się za nami ciągnie mimo leczenia czy terapii. Pisałam w innym wątku, że czasem myślę, że los takich jak my jest z góry przesądzony.

                Makadamia
                Uczestnik
                  Liczba postów: 37

                  Karolino w tym roku skończę 34 lata. Nie czuję się na swój wiek. Za to mam poczucie, że zatrzymałam się mentalnie na etapie poprzednim, może na czasie studiów. Coraz częściej odczuwam, że nie jestem na swoim miejscu, że moje życie powinno już wyglądać inaczej. Być takie jak ludzi w moim wieku, z własną rodziną, dziećmi. Dlatego wśród takich ludzi z „ułożonym życiem” czuję się dziwnie. Czasem myślę, że wszyscy o mnie mówią, że to ta samotna, nieogarnięta życiowo. Chciałabym się schować wtedy. Kilka razy ja sama, ale też babcia i mama słyszały od sąsiadów przytyki odnośnie mojego życia np. „wy nie macie wnuków, prawnuków, zięcia” itp. Jedna ciotka też ciągle tylko się przechwala „bo pilnowałam wnuków, bo dzieci to albo tamto”. Stąd odczuwanie wstydu. Nie wiem czy wszędzie ludzi tak interesuje życie innych, czy tylko w moim środowisku. Odbieram to jako osobiste wbicie szpili. Ludzie widzą to co na zewnątrz, na podstawie tego oceniają drugich. Nikt nie wie co dzieje się w głowie, psychice, jakie są rozterki, lęki itp. Nie rozumieją, z jakich powodów komuś może być trudniej żyć jak innym, budować relacje itp. Boję się być sama, a nie wiem czy umiałabym być z kimś.W tym cały problem.

                  Makadamia
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 37

                    Karolina92 z tą potrzebą wejścia w relacje to skomplikowane. Faktycznie nie czuję jakiejś silnej potrzeby. Główną motywacją jest strach przed byciem samemu w przyszłości, na starość. Z drugiej strony fajnie byłoby kogoś mieć już teraz, więc to trochę „chciałabym a boję się”, a skoro już tyle czasu byłam sama to może nie warto, widocznie się nie nadaję. Chociaż zrzucam to na ogólną ostatnio niechęć, zobojętnienie i moje nastroje depresyjne, z którymi żyję już długo. Inna sprawa, to świadomość, że zawiodłam przez to bliskie osoby (babcia, mama) i przynoszę wstyd rodzinie. Zwłaszcza babcia, której bardzo zależy bym ułożyła sobie życie. Mam przez to ogromne poczucie winy. Ona tyle dla mnie zrobiła, a ja nie umiem się przemóc. A jeszcze bardziej boję się zabrać z domu (chociaż nie czuję się w nim najlepiej) i zostawić mamy samej z ojcem tyranem/draniem, babcią, która wymaga opieki i wszystkimi problemami. Niby jest jeszcze brat, ale on bardziej jest po stronie ojca, więc za dużo wsparcia nie ma.

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Makadamia.
                    Makadamia
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 37

                      @Cerber doskonale Cię rozumiem. Ostatnio też dopadają mnie myśli co będzie w przyszłości, jak sobie poradzę na starość. Nigdy nie garnęłam się do relacji damsko – męskich. Nie czułam potrzeby. Spotykam się z kimś od dłuższego czasu. Chociaż on ma poważne plany wobec mnie, ja nie potrafię przeskoczyć w tej relacji z poziomu przyjaźni na coś poważniejszego. Najgorsze, że porównuję się z innymi i widzę, że ze wszystkim zostałam w tyle. A jeszcze mieszkam w takim środowisku, gdzie gdy ktoś nie założy rodziny to jest wyrzutkiem społecznym.

                      Dokładnie miałam te same problemy w relacjach w rodzinie pochodzenia. Nie wiem czy do końca to zaważyło na tym, jak wygląda teraz moje życie. Możliwe, że tak, bo rodzina dysfunkcyjna. Zastanawia mnie tylko to co napisałeś, że Twoje siostry mają swoje rodziny. Dlaczego im się udało, a Tobie nie? Jesteście z tego samego domu. Wiadomo, że jeszcze dochodzą odrębne charaktery, sposoby reagowania. W swoim otoczeniu też widzę osoby z domów z jeszcze poważniejszymi problemami, a jednak ludzie powchodzili w relacje. Dlaczego nam nie wyszło? Nie potrafię zrozumieć…

                      Makadamia
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 37

                        U osób ddd są mocno zakorzenione w psychice negatywne wzorce i schematy związku czy małżeństwa, które osoba wyniosła ze swojej rodziny pochodzenia. Dokładnie tak jak Twoja narzeczona to określiła: rozum chce, ale emocje nie pozwalają. Ataki lęku, paniki i chęć ucieczki przy decyzji o ślubie, który jawi się jako coś nieodwołalnego. Wyobraźnia czy wspomnienia podsuwają same negatywne scenariusze i człowiek broni się przed przeżywaniem znowu trudnych dla siebie emocji, sytuacji. Jest nadzieja, bo narzeczona podejmuje terapię.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)