Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: MOJA HISTORIA I SYTUACJA #486840
Karolina92 z tą potrzebą wejścia w relacje to skomplikowane. Faktycznie nie czuję jakiejś silnej potrzeby. Główną motywacją jest strach przed byciem samemu w przyszłości, na starość. Z drugiej strony fajnie byłoby kogoś mieć już teraz, więc to trochę „chciałabym a boję się”, a skoro już tyle czasu byłam sama to może nie warto, widocznie się nie nadaję. Chociaż zrzucam to na ogólną ostatnio niechęć, zobojętnienie i moje nastroje depresyjne, z którymi żyję już długo. Inna sprawa, to świadomość, że zawiodłam przez to bliskie osoby (babcia, mama) i przynoszę wstyd rodzinie. Zwłaszcza babcia, której bardzo zależy bym ułożyła sobie życie. Mam przez to ogromne poczucie winy. Ona tyle dla mnie zrobiła, a ja nie umiem się przemóc. A jeszcze bardziej boję się zabrać z domu (chociaż nie czuję się w nim najlepiej) i zostawić mamy samej z ojcem tyranem/draniem, babcią, która wymaga opieki i wszystkimi problemami. Niby jest jeszcze brat, ale on bardziej jest po stronie ojca, więc za dużo wsparcia nie ma.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 54 minut temu przez
Makadamia.
w odpowiedzi na: MOJA HISTORIA I SYTUACJA #486831@Cerber doskonale Cię rozumiem. Ostatnio też dopadają mnie myśli co będzie w przyszłości, jak sobie poradzę na starość. Nigdy nie garnęłam się do relacji damsko – męskich. Nie czułam potrzeby. Spotykam się z kimś od dłuższego czasu. Chociaż on ma poważne plany wobec mnie, ja nie potrafię przeskoczyć w tej relacji z poziomu przyjaźni na coś poważniejszego. Najgorsze, że porównuję się z innymi i widzę, że ze wszystkim zostałam w tyle. A jeszcze mieszkam w takim środowisku, gdzie gdy ktoś nie założy rodziny to jest wyrzutkiem społecznym.
Dokładnie miałam te same problemy w relacjach w rodzinie pochodzenia. Nie wiem czy do końca to zaważyło na tym, jak wygląda teraz moje życie. Możliwe, że tak, bo rodzina dysfunkcyjna. Zastanawia mnie tylko to co napisałeś, że Twoje siostry mają swoje rodziny. Dlaczego im się udało, a Tobie nie? Jesteście z tego samego domu. Wiadomo, że jeszcze dochodzą odrębne charaktery, sposoby reagowania. W swoim otoczeniu też widzę osoby z domów z jeszcze poważniejszymi problemami, a jednak ludzie powchodzili w relacje. Dlaczego nam nie wyszło? Nie potrafię zrozumieć…
w odpowiedzi na: Niezdecydowana narzeczona z DDD #485881U osób ddd są mocno zakorzenione w psychice negatywne wzorce i schematy związku czy małżeństwa, które osoba wyniosła ze swojej rodziny pochodzenia. Dokładnie tak jak Twoja narzeczona to określiła: rozum chce, ale emocje nie pozwalają. Ataki lęku, paniki i chęć ucieczki przy decyzji o ślubie, który jawi się jako coś nieodwołalnego. Wyobraźnia czy wspomnienia podsuwają same negatywne scenariusze i człowiek broni się przed przeżywaniem znowu trudnych dla siebie emocji, sytuacji. Jest nadzieja, bo narzeczona podejmuje terapię.
Dla naszego społeczeństwa problemem jest, gdy ktoś nie ma męża /żony, dzieci i kredytu. Zresztą chyba nie tylko dla naszego, bo w innych krajach są plany takich ludzi opodatkować. Jakby to była gorsza kategoria ludzi, których jeszcze trzeba ukarać. Tak jakby to był obowiązek konstytucyjny zakładać własną rodzinę. A kto się z tego wyłamuje to jest dziwny, inny, odmieniec. Nikt nie myśli, że może niektórzy nie czują potrzeby bycia w związkach. Jakoś nikt nie dziwi się wegetarianom, że nie jedzą mięsa. To już jest do przyjęcia. Niektórzy pewnie decydują się na związek nawet jeśli tego nie czują, tylko po to, by być jak reszta, by tak nie odstawać. Niewielu ma odwagę się przyznać, że tego nie chcą i zamierzają żyć w pojedynkę.
w odpowiedzi na: pomoc dobra rada #485792A mnie właśnie żal takich zagubionych osób. W ogóle osoby DDA czy DDD mają z góry przechlapane życie, często nie z własnej winy. To ktoś im je zmarnował. Niewiele mają szans na normalne życie, zwykłe ludzkie szczęście. Tylko odrzucenie, bo lepiej trzymać z normalnymi. Terapia czasem pomoże, czasem nie, trzeba mieć na nią siły, a taki człowiek już zawsze będzie pokręcony.
w odpowiedzi na: Mój mąż dda – zblokowanie uczuć , odkochanie #485578Co do niechęci do terapii mogę napisać tylko na własnym przykładzie. (Terapia przerwana z braku funduszy). Brak motywacji, obojętność na wszystko. Strach i niechęć do rozdrapywania i przerabiania wszystkiego od nowa. Lęk, że można dowiedzieć się o sobie czegoś co może być trudno zaakceptować. Poczucie, że to nie ma sensu, bo to przeszłości nie wykreśli z pamięci. Zbyt wiele straconych, najlepszych lat, których nic nie wróci, czasu nie cofnie. Może gdybym była 10 lat młodsza, a teraz nie ma już o co walczyć… Obawa, że terapia jeszcze pogorszy niż poprawi samopoczucie. To może niektóre z przyczyn niechęci do terapii, każdy ma inne.
w odpowiedzi na: Mój mąż dda – zblokowanie uczuć , odkochanie #485573Ogólnie rzecz biorąc osoby DDA i DDD mają w życiu przechlapane jeśli terapia czy leczenie farmakologiczne nie wyprowadzi ich na prostą. A i to nie zawsze pomaga. Nie dość, że sami mają małe szanse na szczęście, bo zawsze przeszłość, chore emocje i schematy będą się za nimi ciągnąć to jeszcze unieszczęśliwiają innych. Może to jednak dobrze, że związki rozpadają się (zwłaszcza te, które nie trwały długo). W ten sposób takie osoby mogą uchronić innych przed konsekwencjami bycia razem. Chociaż rozstania są bolesne.
w odpowiedzi na: Jak żyć.. Jak znaleźć sens życia? Jak się ogarnąć? #485516<p style=”text-align: justify;”>abcd Czyli ma jeszcze „tatusiowi” współczuć i głaskać po główce, że biedaczek sam ma problem i dlatego jej rujnuje psychikę? Bo sam jest usprawiedliwiony przez to że coś złego się z nim dzieje? Porażka….</p>
w odpowiedzi na: Już nie wiem co ze sobą zrobić, samotność mnie zjada. #485472A może jakiś wolontariat jeśli oczywiście masz trochę wolnego czasu? Lub jakaś grupa przy parafii? Tam chyba można poznać wartościowych ludzi.
w odpowiedzi na: Dwie sceny z życia obrazujące ròżne drogi #4854492wprzod1wtyl Nie chcę porównywać sytuacji dda i ddd. Racja, że dla każdego jego sytuacja jest najcięższa. Dobrze, że ktoś tak wyraźnie zarysował te dwie różne sytuacje dzieci z trudnych rodzin. Tylko żal tych dzieci z rodzin alkoholowych czy innych dysfunkcyjnych, bo mogłyby być zupełnie innymi ludźmi, szczęśliwszymi, lepszymi. Życie jest tylko jedno, a ktoś „naznaczony” od wczesnych lat nie zawsze jest w stanie wykorzystać później cały swój potencjał. Oczywiście nie każdy, bo znam ludzi z rodzin gdzie był alkohol i nie widać po nich żadnych lub tylko niewielkie negatywne skutki tych przeżyć. A wiem, że z terapii nie korzystali. Ale to temat na osobny wątek.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 54 minut temu przez
-
AutorWpisy