Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • MalaMi007
    Uczestnik
      Liczba postów: 9

      Piszę do Was znowu, naprawdę nie mam już siły.  Urodziłam na początku września, nic się nie zmieniło mam wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej.

      Nie przespałam żadnej nocy, początek był bardzo ciężki bo bardzo hormony dały mi się we znaki, od męża dostałam tylko raz czy dwa podziękowanie za dziecko bez jakiegoś specjalnego szału, prezentu. Od początku jestem sama w domu bo on pracował na zlecenie i nie mógł wziąć urlopu ani zwolnienia na mnie.

      Prawda jest taka, że w moim życiu nie ma teraz w ogóle czasu dla mnie. Związku mam wrażenie, że nie ma – zniknął już dawno temu. Mój mąż co jakiś czas przejawia dowody nieodpowiedzialnosci ja już nie mam to tego siły. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czuję do niego taką nienawiść taką złość której nie potrafię opisać i nie wiem skąd się bierze. Z bezradności? Z tego że nie mam wpływu na swoje życie? Mam go naprawdę dosyć i swojego życia i męża… Kocham innego człowieka którym on już nie jest. Powtarza, że kocha, ale nie robi nic żeby naprawdę to pokazać. Może u mnie ma już za wysoko postawiona poprzeczkę i zwyczajnie już jej nie da rady przeskoczyć, może naprawdę powinnam się z nim rozstać i zacząć nowe życie…

      Nie ma nic co mnie miałoby przy nim zatrzymać, coś co miałoby sprawić że dam mu kolejną szansę a było ich multum.

      Prawie wszystko co jest do zrobienia w domu muszę sama mówić, pokazywać palcem, sam nie wpadnie praktycznie na nic. Psu nie potrafi dać jeść sam z siebie, starszemu dziecku też rzadko kiedy sam zrobi coś do jedzenia. Obiadów nie gotuję nigdy…  Jesteśmy po ślubie 7 lat ja nie pamiętam kiedy on był romantyczny, kiedy ja czułam się kochana…

      Zmęczona jestem tym życiem, stoję teraz przed podjęciem decyzji o rozwodzie. Nigdy nie byłam tak blisko tej decyzji jak teraz…

      MalaMi007
      Uczestnik
        Liczba postów: 9

        Monia widzę, że rozumiesz moją obecną sytuację i wielkie dzięki Ci za to. Ogólnie jestem bardzo bliska podjęcia dezycji o rozstaniu z tym, że tak jak pisałam to on musi się wyprowadzić a nie ja. Ja mam tu wszystko czego potrzebuje, syn również.

        Tak jak piszesz było milion obietnic z których nic nie wynika, poprawa była chwilowa albo w ogóle nie zauważalna i tak jest w kółko. Nie wiem, to działa chyba jak uzależnienie? Próbuje jakoś to zrozumieć, ale tego nie ogarniam. Chcę szczęścia i spokoju dla siebie i dzieci. Chciałabym je wychować na silne, pewne siebie osoby, ale tak jak pisałaś w takiej rodzinie się nie da i ja to doskonale widzę. Ma iść do innego lekarza, łudzę się że zmiana leków cokolwiek pomoże, albo jak urodzi się dziecko…

        Głupia jestem bo ciągle to odwlekam, wiem, że nie będzie mi łatwo chociażby z pieniędzmi których nawet teraz brakuje. Psychicznie na pewno dam sobie radę, przeszłam wystarczająco aby móc to ocenić.

        Monia dziękuję za wszystkie miłe słowa.

        MalaMi007
        Uczestnik
          Liczba postów: 9

          To, że on zmienia pracę niczego nowego nie wnosi to co opisuje jest czymś co trwa lata i coraz bardziej się pogłębia.

          Ciężko dziękować za kwiatka którego dostanie się raz na kwartał lub rzadziej a za chwilę słyszy się wyrzuty na temat zwracania uwagi na jego zachowanie. Nie popieram tego aby go chwalić za to jak się źle zachowuje lub udawać, że nic się nie stało następnego dnia. Nie po tylu latach walki i tłumaczenia…

          Moim zdaniem dawno powinien wiele rzeczy zrozumieć, a zmiana pracy już któraś z rzędu jest również z jego winy bo sobie zwyczajnie w żadnej nie radzi. Rozumiem, że facet może być nie domyślny, ale nie chce za każdym razem mu powtarzać że jest to zrobienia ta sama rzecz jak odkurzanie, sprzątanie toalety np. Po jakimś czasie sam powinien to sobie zakodować.

          Ja nie miałam łatwego życia bo dzieciństwo jako tako było znośne i nie uważam aby to było rodzina patologiczna tutaj nie chodzi o mnie. Później zostałam bardzo doświadczona, ale nie chce o tym pisać.

          Nie mam siły na to żeby walczyć, żeby dalej odpuszczać, szukać cierpliwości i puszczać w niepamięć wszystko to co sprawia mi przykrość bo z tego nic nie wynika. Pełno rozmów nie daje najmniejszych efektów, tak jak ktoś wyżej napisał on sam musi tego chcieć z całych sił bo leki czy terapia same tego za niego nie zrobią.

          On twierdzi, że chce, że próbuje a jak dla mnie nie jest to wystarczające, nie ma efektów zachowanie jest to samo a może i gorsze. To wszystko działa na mnie destrukcyjnie i nie chce żyć tak dalej.

          MalaMi007
          Uczestnik
            Liczba postów: 9

            Teraz przez 2 tygodnie mąż jest na urlopie bo zmienia pracę więc jest trochę inaczej, ale przez ostatnie miesiące wstaje rano zaprowadzam syna do przedszkola wracam, robię porządek w domu i siedzę sama. Potem odbieram syna i tak każdego dnia. Przez te 2 tygodnie jak on jest w domu ani razu nie poświęcił większej chwili dla mnie, tak aby mnie gdzieś zabrać samemu poczuć się, żeby coś zrobić wszystko trzeba pokazywać palcem. Fakt w domu robi kilka poprawek budowlanych, ale sądzę, że wystarczyłoby mu czasu na inne rzeczy skoro ma czas np na to żeby siedzieć w telefonie i grać. Ja jak sama o sobie nie pomyślę to nikt tego nie zrobi, na samą myśl mam łzy w oczach i czuję straszny ciężar na sercu. Tyle razy mówiłam że się nie stara, a jak raz na jakiś czas kupi mi jeden kwiat potem to wypowina tygodniami… Nie ma ani jednego dnia w ostatnim czasie żeby on od rana i wieczora był normalny i spokojny. Zawsze jest coś co wyprowadzi go z równowagi albo doprowadzi do kłótni. Najbardziej boli jak zwala winę na mnie, mówi że u siebie nie widzę błędów, że nikt nie jest idealny, że powinnam spojrzeć na siebie i wiele innych przykrych słów… A potem dziwi się i pyta dlaczego płaczę…

            MalaMi007
            Uczestnik
              Liczba postów: 9

              Fenix przeczytałam co napisałaś i od razu się popłakałam…

              Rodzę za niecałe 3 tygodnie, jeśli chodzi o pomoc to mam mamę, która mieszka z 20 km ode mnie więc o pomocy w każdej chwili nie ma tu mowy. Sama też nie do końca rozumie moją sytuację i mam wrażenie, że twierdzi że wiele rzeczy wyolbrzymiam chociaż nie raz mówiła, że widzi jak mąż się zachowuje.

              MalaMi007
              Uczestnik
                Liczba postów: 9

                Fenix, a co mogę zrobić jak zadbać o siebie skoro jeszcze tkwie w tym wszystkim? Mówiłam mu nie raz, że chce odejść, że nie mam siły i nie będę już tolerować jego zachowania i mam wrażenie, że nie bierze tego na poważnie.

                Sytuacja i tak wygląda tak, że to on będzie musiał się wyprowadzić a nie ja. Wczoraj błaha sprawa, to że nie dostał lodów na które miał ochotę doprowadziła go do szału, przeklinał i stał się mega nerwowy w ciągu kilku sekund a potem nie widział w tym nic złego bo nic mi nie zrobił ani nie powiedział a ludzie na niego patrzyli jak na furiata na mnie też nie szczedzili dziwnych spojrzeń. Pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce w miejscu publicznym, mam czekać co będzie następne?

                Mówiłam już nie raz, że nie zależy mi na nim bo stał się innym człowiekiem, nie tym którego pokochałam. Pojęcia nie macie jaka jestem wypalona tym wszystkim i widzę sama, że przez tyle lat walki stałam się bardziej nerwowa, nie pamiętam jak to jest być szczęśliwą. Też nie miałam łatwego dzieciństwa, dużo w życiu przeszłam i tak bardzo chciałam stworzyć normalną i kochającą się rodzinę, ale uwierzcie, że już nie wiem skąd mam brać na to siły. Od dłuższego czasu myślę nad rozstaniem to słyszę że dzieci powinny mieć oboje rodziców i owszem to prawda, ale czy powinna to być rodzina która żyje w nerwach i kłótni? Tak jak pisałam nasz kilkulatek już naprawdę dużo rozumie i widzę, że cała sytuacja ma na niego wpływ i nie chce aby to się pogłębiało. Jak zwracam mu uwagę i mówię, że on się tak zachowuje przez to jak z nim postępuje to kpi z tego.

                Z jednej strony mówi, że kocha, że mu zależy itd a z drugiej jest kimś kto jest nieobliczalny potrafi zachowanie zmienić w ciągu chwili… Jak dwie różne osoby…  Czasem, naprawdę widzę w nim tą osobę w której się zakochałam, ale jest to bardzo rzadko. Nie chcę już pisać o sobie i o tym, że czuję się zwyczajnie nie kochana, to na pewno nie jest związek w którym jedno widzi i spełnia potrzeby drugiego…

                MalaMi007
                Uczestnik
                  Liczba postów: 9

                  Ja po tylu latach nie wierzę już w to, że on może się zmienić. Było milion rozmów, pełno cierpliwości i wyrozumiałości z mojej strony ale uważam, że wszystko kiedyś się kończy. Wolę wybrać spokój dla siebie i dzieci niż nerwy i niepokój dla każdego. Tym bardziej, że widzę jak syn zmienił się pod wpływem zachowania męża, jest nerwowy i tak na niego reaguje a nie chce tego pogłębiać i pozwolić na to aby drugie dziecko doświadczyło czegoś podobnego. Mam dawać miłość sama jej nie otrzymując? Sądzę że przez tyle lat wystarczająco już się poświęciłam i nie chce już tracić życia na nerwy i na to aby po prostu się o siebie upominać. Rozumiem przez pierwsze kilka lat tłumaczyć swoje zachowanie DDA ale po kilku terapiach, lekach uważam że do każdego w końcu powinno dotrzeć jak wszystko powinno wyglądać właściwie, chociaż w połowie a tu niestety tego nie ma. Dlatego sądzę, że rozejscie się jest jedynym wyjściem najgorsze tylko jest podjąć ostatecznie tą decyzję i ciągle to odwlekam tak naprawdę nie wiem dlaczego…

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)