Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 62)
  • Autor
    Wpisy
  • Mary Yellan
    Uczestnik
      Liczba postów: 63
      w odpowiedzi na: Wsparcie w wyprowadzce #483851

      Cześć, trochę późno zauważyłam tą wiadomość. Ale mimo to napiszę, bo ogromnie ucieszył mnie Twój post. Tak jak @kurianna napisała 30 to wspaniały wiek na takie zmiany. Rozumiem też sytuację, która dała Ci tego kopa bo podobnie mialam sama (choć troszkę inne warunki w domu) ale ten impuls, że trzeba coś zmienić by żyć. I czasem wystarczy ta 1 osoba, która podtrzyma w tym zamiarze. Czasem wystarczy tylko jej słowo, a czasem konkretniejsza pomoc. Trzymam kciuki i wierzę, że się wszystko poukłada, bo powiedziałaś to na głos. Że chcesz zmian, chcesz sobie pomóc. To bardzo ważne na samym początku drogi. Może zabrzmi to trywialnie, ale CZAS zrobi wiele. Trzymaj się swojego planu, czyli terapii i pozytywnych osób wokół Ciebie oraz w miarę możliwości podtrzymuj odcięcie od toksycznej więzi i powolutku się poukłada. Nie poddawaj się 🙂 masz w sobie moc!

      Mary Yellan
      Uczestnik
        Liczba postów: 63

        Cześć, jeśli masz chęć to napisz:

        m.yellan@interia.pl

        Mary Yellan
        Uczestnik
          Liczba postów: 63
          w odpowiedzi na: Samotność #483839

          @Makadamia

          No wlaśnie to jest dziwne. Do niedawna tak wlaśnie myślałam też o sobie, że mieszczę się w tej drugiej grupy podobnie jak Ty lubię obecne swoje życie, liczę się z tym, że będę sama, pogodziłam się z tym. Ale właśnie odkąd to do mnie dotarło i wręcz swoje życie ułożyłam w ten sposòb by żyć sama to zapragnęłam żyć dla kogoś. Z kimś, ale ta na serio z zaangażowaniem emocjonalnym. Z bliskościa taką prawdziwą. I teraz serio mi tego brakuje. Starość i owszem myśli się o niej, ale tym razem nie na zasadzie paniki, że nie będzie pomocnej dłoni w sensie opieki pod względem fizycznym tylko raczej zrozumienia wsparcia psychicznego w drugim człowieku. Czyli znowu trudne będzie nadejście kolejnego etapu życia bez zrozumienia przez drugą osobę.

           

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Mary Yellan.
          Mary Yellan
          Uczestnik
            Liczba postów: 63
            w odpowiedzi na: Samotność #483838

            @mmmmmart

            Jakbym czytala o sobie sprzed kilku lat. Ogromny strach i stres jeśli przechodziłam gdzieś koło grupki facetòw. Taka sama blokada w pracy z dogadaniem się w sprawach zawodowych i nieudolne maskowanie tego. Myslalam, że nigdy się tego nie pozbędę. A jednak czas zrobil swoje i… rozmowy. Z ludźmi, z facetami takie na prawdę szczere. To dało mi więcej niż terapia, z której zrezygnowałam. Poniekąd u obcych dostalam to czego nie miałam w domu jeśli chodzi o uwagę, o próbę zrozumienia męskich emocji. I że nie wszyscy mężczyźni są źli tylko trzeba umieć wyłapywać te niuanse w zachowaniu by nie wikłać się w te toksyczne znajomości ale nie uciekać przed wszystkimi. Dać się poznac i zaufać. Zaryzykować. Trochę jak jazda na rowerze. Nie nauczysz się jeździć jeśli się nie przewrócisz:)

            Mary Yellan
            Uczestnik
              Liczba postów: 63

              I powracające natrętne pytania dlaczego o pewnych rozwiązaniach nie wiedziało się wcześniej jakby przestają mieć znaczenie 🙂

              Dzięki

              Mary Yellan
              Uczestnik
                Liczba postów: 63

                Jeśli chodzi o taą osobę to czasami wydaje mi, się że brakuje mu empatii i, że to wyniósł z domu. Była spora rywalizacja i jest nadal między nim i jego rodzeństwem. I być może stąd brak głębszych uczuć. Albo to też kolejny dowód na istnienie maski. Zadziwiające jest dla mnie łatwość rozmowy z nim na tematy które kiedyś nie przeszłyby mi przez gardło. Widzę w nim siebie sprzed kilku lat. I chyba głównie dlatego dobrze się czuję w jego obecności. Z resztą to jak się okazuje pierwszy wyznacznik dobrej relacji dla mnie: zrozumienie, albo może brak umniejszania moich problemów czy nakazywanie ich tłumienia. On ich nie kwestiinuje. Przyjmuje to jak u mnie wyglądało życie w domu i ja przyjmuję to jaki on miał start. Jedynie to wypieranie problemu u siebie może być dla mnie taką lampką ostrzegawczą. Więc staram się obserwować na ile jego przejścia wyostrzyły w nim cechy utrudniające życie w związku. A już kilka takich znalazłam. Aby być sprawiedliwą i u siebie kilka podobnych widzę, więc dlatego nie chcę skazywać na szybkie zakończenie znajomości. Tym razem chcę zaryzykować. Tu akurat odnajduję te 80 procent.

                Co do cech osób narcystycznych to miewałam znajomości, które właśnie objawiły się bardzo szybko, albo może też akurat ja jako przewrażliwiona na punkcie manipulacji uczuciami je widzę szybciej niżbym nawet chciała. Przez to nie potrafiłam się zakochać albo bylo i jest to bardzo trudne. Więc wydaje mi się, że potrafię się przed takim toksycznym związkiem ustrzec. Inna sprawa, że moja niewiara we własną wartość jako człowieka, kobiety jest tak wielka, iż nie potrafię uwierzyć ani w oznaki ani ani zapewnienia o miłości ze strony mężczyzn. Więc komuś kto chce mnie oszukać jest na prawdę trudno 🙂 albo poczucie bliskości jest u mnie jednak mniejsze niż strach przed schematem uwięziania w manipulacjach i szantażach emocjonalnych jest silniejszy niż ta potrzeba.

                Z kolei tą zasadę, że muszę ciągłe dopasowywać się do kogoś by mnie akceptował odrzuciłam przy zwykłych przyjacielskich znajomościach. I póki co się sprawdza. Dlatego mam niewielu znajomych. Często z tego powodu myslalam  sobie, że jestem aspołeczna. I to ogromnie podbijało niskie poczucie wlasnej wartości.

                Zauważylam również, że im mniej się przejmuję krytyką i robię swoje tym przybywa tych pozytywnych ludzi obok mnie a znikają ci toksyczni.

                Żadnej z tych cech nie widzę w najnowszej znajomości, więc zastanawiam się z której strony coś zaskoczy. Ale ciągłe analizowanie to norma u dda.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Mary Yellan.
                Mary Yellan
                Uczestnik
                  Liczba postów: 63

                  Cerber

                  Doskonale rozumiem to uczucie. Ja miałam taką sytuację, że była niepisana umowa jako najmłodsze dziecko zostanę w domu i prawdopodobnie zostanę z mamą. Ale sytuacja z ojcem i wieczne poczucie wstydu plus świadomość, że będę zawsze sama bo nie potrafię stworzyć związku a wczesniej w ogóle otworzyć się przed obcym człowiekiem doprowadziły mnie do takiego stanu, że postawiła mnie przed trudnym wyborem by wziąć kredyt na mieszkanie i uciec stamtąd. Trochę na zasadzie wyboru mniejszego zła. To odcięcie od tej małej miejscowości gdzie nawet dziś przechodząc obok szkoły nadchodzi dziwne uczucie w żołądku przypominające dawny stres to był krok milowy w moim życiu. Dlatego dziś myślę, że warto czasem przewartościować swoje potrzeby. A przynajmniej spróbować. I odcinać te toksyczne więzi. Sporo złego jest od innych, którzy widzą kogoś cichego zamkniętego w sobie i go niszczą bo sami mają niskie poczucie wlasnej wartości. I robią to za zasadzie tonącego, który spotkał innego słabszego i na nim się chcą „zawiesić”. Przynajmniej u mnie było sporo takich ludzi w otoczeniu a nikt nie pokazał mi, że ludzie są różni tylko, że mam być grzeczna, cicha, nie sprawiać kłopotów i zapomnieć o wlasnych potrzebach bo się nie liczą. Jak to na małych wsiach masz przyjaźnić się ze wszystkimi nawet tymi którzy sprawiają, że płaczesz. A jak często płaczesz, albo masz nieobecny wzrok i puste spojrzenie z maską na twarzy to jesteś gburem albo dziwakiem. Oj znam to dobrze. Dziś nie tęsknię za tymi znajomościami i nie wracam do nich. Staram się też przypominać dobre chwile z tych czasów (bo i takie były), ale dobrowolnie do tego piekła nie chcę wracać. Wydaje mi się więc, że czasem ucieczka taka prawdziwa na prawdę działa cuda. Ale nie jest to łatwe.

                  Makadamia

                  Oj tak, wstyd i mała miejscowość to okropne połączenie a właściwie zależność. Ja o wstydzie  często słyszałam głównie od mojej mamy. Albo o byciu niedoskonałą i niedorównywaniu innym. Dzisiejsze moje małe sukcesy nagle chwali. I jakoś mnie to już nie cieszy. Dziwne, ale jej pochwaly dziś sa dla mnie tak samo (mało) istotne jak obcych ludzi. A kiedyś dałabym za to wiele. Oczywiście jej tego nie powiem, bo wiem jak by to odebrała. Jako atak na nią. To, że ucieklam z domu rodzinnego i toksycznego otoczenia dalo mi wiarę w to, że będąc inna, nawet bez własnej rodziny nie jestem nikim a tak długo się właśnie czułam i wręcz bylo mi to wmawianie. Oczywiście nadal czasem nachodzaą refleksje i poczucie samotności, ale to inna sprawa, która tkwi we mnie w środku, ale nie wynika z zewnątrz od toksycznych ludzi.

                  Ephik

                  Ta walka między logicznym rozumowaniem, że świat się nie zawali jak inni pomyślą o mnie źle a tym, że jestem beznadziejna to chyba też ma jakiś związek z aktualnym poczuciem pewności na dany dzień. Np gdy jest się zmęczonym fizycznie, albo nawarstwi się więcej problemów do ogarnięcia wtedy częściej przychodzą takie myśli. A gdy czuję kontrolę nad swoim życiem wtedy mam gdzieś te natrętne mysli o niedoskonałościach z których zdaję sobie tak na prawdę sprawę. Czy macie tak? Czy u Was jest to zależne od czegoś innego?

                  mmmmmmart i @Jakubek

                  Czyli ten toksyczny wstyd jest w jakimś sensie powiązany z uczuciem sztywnej maski na twarzy broniącej przed wypływem głębszych uczuć na twarz i blokujący dobre leracje z ludźmi pozytywnymi lub neutralnymi? Dzięki za poruszenie tego tematu.

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Mary Yellan.
                  Mary Yellan
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 63

                    Cerber – pytam dlatego, bo pomyślalamn o zasadzie odcięcia się od przeszłości. Wydaje mi sie ze u mnie to zadzialalo. Choć podobnie jak Ty spotykając sporadycznie osoby ze szkoĺy mijam je tylko ze słowem cześć. A proby nawiazania relacj z tymi neutralnymi również odcinam, bo nie chcę wracac do tamtych powiazan. Wydaje mi się że wracajac do tego robię krok w tył. A osoby nowopoznane maja ten plus, śe nie neguja na starcie mojego poczucia wartości. I latwiej się wtedy otworzyć.tak to widzę. Stąd moje pytanie o to pozostawanie w dawnych relacjach.

                    Mary Yellan
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 63

                      Mnie tak jak napisał dda93 powyżej blokuje nagłe uzyskanie spokoju w pracy i życiu domowym, o których osiągnięciu tak długo marzyłam. Gdy nagle mam czas na oddech. Nie żyję z zegarkiem w ręce, w ciągłym  pędzie jak ostatnie ileś lat  i nie umiem przestawić się jeszcze. Czuję się winna, że nie jestem zabiegana i przytłoczona np życiem rodzinnym jak moja Mama odkąd pamiętam, albo zbyt wykanczającym trybem pracy, że nie mogę grać roli męczennicy. A gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że jest teraz zbyt dobrze, że to tylko na chwilę i przyjdzie mi zapłacić za ten luksus odzyskania swojego życia przynajmniej w tym częściowym zakresie. Może stąd wynika smutek spowodowany  trudnością w stworzeniu związku takiego jak chciałam.  I ciągłe analizowanie i/lub torpedowanie swej gotowości na związek.

                      I podobnie jak wskazała kurianna, perfekcjonizm nie pozwalający na poczucie zadowolenia z efektu działań. Lub gdy się nie zdąży zrealizować zamierzonego planu to poczucie nieudolności. To ciągłe bycie niedoskonałym dla innych a tym razem dla siebie. Rozczarownie własnej osoby.

                      Mary Yellan
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 63

                        <p style=”text-align: justify;”>2wprzod1wtyl u mnie to nie dokońca tak. Ale zgadza się z tym dzieleniem włosa na czworo. Tak robilam jakiś czas temu, az w końcu dotarło do mnie, że kręcę się  w kólko i muszę dać się otworzyć, choćbym dostała „po łapach”. Że lepsze jakiekolwiek uczucie choćby i porzucenia, oszukania niż ta wieczna pustka. Podjęłam ryzyko. Aktualnym problemem jest u mnie albo może ja to tak odbieram, że jeśli już kogos poznaję to zawsze jest to osoba albo z dda albo z rodziny gdzue jakiś konflikt między rodzicami istniał. Każdy z poznanych miał jakiś nieprzepracowany problem i pół biedy jeśli sobie to uświadamiał i chciał coś z tym zrobić dla poprawy swojego życia choćby dla siebie (niekoniecznie dla mnie). Z obecnym niestety tak nie jest. Dla niego osoba mająca jakieś problemy natury psychicznej to osoba stracona wg niego. Ucieka od takich  nie dziwię się, nie mam o to do niego pretensji, ale widzę jednocześnie u niego zachowania, które powinien dla dobra przyszłego związku przepracować. On nie widzi u siebie żadnych problemów. Widział u swego pijącego brata. U rodziców, ale nie u siebie. Stąd te moje obawy. Jaka przyszłość mnie czeka z taką osobą. No i przyszle dziecko na.przyklad. To, że jako dorosła osoba mogę zerwać taki związek to też daje mi inne wyobrażenie – do tej pory myslalam, że to jest po prostu kolejna moja ucieczka. Tak zostałam zaprogramowana. I to zarzucono mi kilka razy. Choc wtedy myślałam, że to mój rozsądek. Być może czas zacząć myslec inaczej.  I nauczyć się tego, że nie zbawię świata. I kogoś kto nie widzi u siebie problemów. Umieć odcinać się w sytuacji gdy nie ma innego wyjścia, a nie być tarczą ochronną, dla kogoś kto tego w cale nie oczekuje.</p>
                        Ta wzmianka o idealnym punkcie życia identyfikuje mnie również. I to zasugerowało mi że jestem gotowa na związek taki prawdziwy a nie oparty na wiecznych ucieczkach albo próbie sił. Tak jakby na zasadzie, że.ja też zasłużyłam wbrew temu co w gniewie slyszalam od rodziców lub innych żle nastawionych ludzi. Ale chyba jak widać wciąż nie mogę wyjść z dziecięcego, naiwnego idealnego wyobrażenia miłości i związku tak różnego od związku moich rodziców. Chcę dostać coś idealnego albo nic, pomimo nabrania odwagi w otwarciu się na miłość w ogóle. Taka sprzeczność.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 62)