Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 87)
  • Autor
    Wpisy
  • Meliska
    Uczestnik
      Liczba postów: 98

      Dziękuję Ci za tą odpowiedź, wiele może być racji w tym, co piszesz. Być może to lęk przed wzięciem odpowiedzialności, być może pesymizm, że mi i tak nie wyjdzie. Co do lęku, byłam nim przesycana i wciąż jestem w domu. Ktoś ciągle mówi mi, że np. jak będę mieszkać w mieście i wyjdę o 21 w nocy na chodnik, to na pewno ktoś zrobi mi krzywdę. Akurat w to nie wierzę, ale dużo we mnie leku… bardzo dużo. Choć do tej pory na terapii nie trafiłam na kogoś, kto by się zająć stricte lękiem, bardziej jestem w terapii ukierunkowanej na mechanizmy dda.

      Dokładnie, odebrano mi siłę sprawczą i obecnie jej nie czuję, dlatego pewnie przyszłość jawi mi się jako ciemna i negatywna, przykra dla mnie.  Napływająca zewsząd kontrola mnie uwięziła. Kontrola w takiej dawce jest niestety dysfunkcją, nadopiekuńczość także.  Ok, na pewno poszukam o tym artykułów 🙂 Świadomość tego, że nie jestem jakimś ewenementem, nieznanym dotąd nauce jest miła i daje uczucie ulgi, że są sposoby rozwiązania tego, bo do tej pory wydawało mi się, że z tej sytuacji nie ma wyjścia.

      Obecnie nikogo nie szukam, partnera tym bardziej, bo wiem, że może zadziałać mechanizm, że chce znaleźć rycerza na białym koniu, by mnie uratował.  Z resztą, boje się związku, odrzucenia i cierpienia z tym związanego. Super, muszę odnaleźć te nr charakterów.

      Meliska
      Uczestnik
        Liczba postów: 98

        Jestem niejako w podobnej sytuacji, również mam 20 kilka lat i odczuwam osamotnienie w kontaktach z ludźmi, nie mam znajomych, przyjaciół, kontakty z rodziną są bardzo trudne, bo naznaczone awanturami, krzykiem i szantażem emocjonalnym. Są tez dobre chwile, jednak pandemia nie pomaga. Jestem w terapii od prawie 2 lat… niby jest ciut lepiej, choć zdrowienie w domu w którym mieszkam jest trudne i mozolne. Też jestem na początku swojej drogi, która nie rysuje się kolorowo…

        Meliska
        Uczestnik
          Liczba postów: 98

          Dziękuję Wam za odpowiedzi.

          Czerwonewino, cóż, u mnie sprawa wygląda nieco inaczej. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się udać, kogoś, kto mógłby mi pomóc w wyprowadzce w domu. Z drugiej strony ucieczka do toksycznego faceta nie jest żadnym rozwiązaniem, wiem, bo przerabiałam to poniekąd. Cieszą się, że Tobie się udało wyjść na prostą. Jestem dopiero na początku tej drogi i jest mi ciężko, dom przypomina trochę zakład karny, o określonych godzinach są zamykane niektóre pomieszczenia. Jak mi coś upadnie albo się rozleje, to od razu dostaje opieprz za to od domowników, choć nie mieszkam z rodzicami. Na samą myśl, że coś mi się potłucze cała chodzę, jak się coś zepsuje, nawet nie z mojej winy, to od razu jest awantura, bo na pewno ja to specjalnie zepsułam, np elektronikę. Wyjście z domu również wiąże się z awanturą, szantażem, że ktoś odbierze sobie przeze mnie życie i scenami rozdzierającymi krew w żyłach. Nie mogę mieć własnego zdania, nie mogę nic zrobić tak jakbym ja chciała. Zawsze tak było. Dlatego nie wiem, czy będę kiedyś potrafiła funkcjonować normalnie… A co do mężczyzn, nie ufam, boje się, faceci kojarzą mi się obecnie tylko z cierpieniem i odrzuceniem, wykorzystywaniem i manipulacją. Więc wolę już być sama.

          2wprzod1wtyl – Jeżeli się nie uda być może będę zmuszona wrócić do domu i znowu zacznie się to samo co w dzieciństwie, krzyki, awantury, dantejskie sceny… Tego się boje. No i ocena, że przecież oni wiedzieli, ze sobie nie poradzę… Chyba, że nie wrócę do domu, ale wtedy nie wiem, dokąd pójdę.

          Co do pracy, jestem aż nad wyraz odpowiedzialna, co oczywiście wyniosłam z domu, będąc odpowiedzialną za szczęście wszystkich dookoła. Eh… Przełożyło się to tez na wykonywanie powierzonych obowiązków i perfekcjonizm. Na praktykach mnie chwalili, ale wiadomo, praktyki to nie praca.

          Meliska
          Uczestnik
            Liczba postów: 98

            @dda93 Pytania będą się powtarzać w różnej formie, bo to kwestionariusze psychologiczne 🙂 Ja też musiałam się ciut zastanowić przy wypełnianiu, szczególnie nad ostatnim czasem.

            Meliska
            Uczestnik
              Liczba postów: 98

              Wypełniłam, mam nadzieję, że pomoże to nazbierać sporo osób chętnych badaniem 🙂

              Meliska
              Uczestnik
                Liczba postów: 98

                Witaj. Nie chciałabym Ci radzić ani podważać propozycji teraputki, jednak wydaje mi się, że spotkanie po godzinie raz na 3 tyg to mało. Wydaje mi się, że terapia wtedy wydłuży się w czasie. Choć zdarzają się takie sytuacje. Ja np. Do tej pory uczęszczałam do ośrodka na NFZ i miałam spotkania co 2 tygodnie, chyba, że nie mogłam być lub terapeutce coś wypadło. Czasem miałam wrażenie, że to za długo, bo tyle się działo w moim życiu, a czasem miałam wrażenie, że nie mam o czym opowiadać na kolejnym spotkaniu. Teraz jestem na rozdrożu, jeśli chodzi o terapię, o którym napisałam w swoim wątku, więc nie będę tutaj tego powielać. Tak, poczytaj o rolach dda, mnie samej to dużo wyjaśniło i pozwoliło inaczej spojrzeć na zachowania członków rodziny. Stały się jakby one dla mnie bardziej zrozumiałe. Polecam też opracowania naukowe na ten temat.

                Meliska
                Uczestnik
                  Liczba postów: 98

                  Pewnie masz rację, kiedyś doszłam do wniosku, że pewne stany zawężają patrzenie i prowadzą do generalizacji, jakby zamykanie się tylko w swoim własnym świecie i patrzenie na resztę świata przez jego pryzmat. Tak, wiele razy to słyszałam…jaka ty jesteś uparta, tylko pozazdrościć. Wysoko zajdziesz i taka świetna w swoim fachu… A ja myślę sobie, no tak świetna i w ogóle, tylko jakim kosztem. Nikt nie wie ile mnie to kosztuje. Tak, oby ci, którzy nam tak mówią, nie chcieli żadnych z tych naszych cech. Ale cóż, oni nie znają naszego wnętrza i tego, co w nim przeżywamy. Ja w terapii jestem od 1,5 roku. Wcześniej skończyłam taką grupę zaznajamiającą z tematem. Jednak do tej pory nie udało mi się dostać na żadną terapię grupową DDA. Cóż, teraz przyszedł wirus i już w ogóle jest to utrudnione. Tak, ja to zrozumiałam jakiś czas temu. DDA żyją wśród nas i osiągają nie małe sukcesy, najczęściej chyba, jeśli w domu byli bohaterami… (nie wiem, czy czytałeś o rolach dda, jakie przyjmują). Osiągają oni bardzo często sukcesy zawodowe, bo są szalenie ambitni, zorganizowani, punktualni, zdyscyplinowani… tego nauczył ich dom, że mają wszystkiemu dawać radę, najlepiej sami. Więc dda bohaterzy tacy są. Ja taka jestem, Ty może też. I dlatego tacy ludzie dochodzą bardzo wysoko, tylko właśnie jakim kosztem? Kosztem rozgrywającej się w ich głowie walki, braku czasu często na coś innego poza pracą, kosztem ogromnego poświęcenia i nerwów. Dziękuję za wiarę, jednak wiem, że sama musze zacząć działać i to zaraz. Inaczej nic się nie wydarzy. Jestem akurat na etapie zmiany terapeuty, z kobiety na mężczyznę i też nie za bardzo mi to pasuje szczerze mówiąc, ale z pewnych powodów, nie mam wyjścia. Ciężko mi na pewno będzie otworzyć się przez terapeutą, a już na pewno ciężej niż przed terapeutką. Tak, w domu również jestem traktowana jak dziecko, ba, nawet czasem zwracają się do mnie jak do dziecka 5 letniego. Nie ma traktowania jak osoby dorosłej. Moi dziadkowie byli wychowywani w żelaznych zasadach, że to co powie starszy jest święte i starszy nigdy się nie myli, a młody ma się go słuchać, tak urządzony jest świat. I takie podejście stosują do mnie. Niestety, nie widząc tego, że mogą się niestety pomylić w czymś. Ja tez uwielbiam naturę i książki, dlatego poszłam też na filologię polską, bo to moja pasja, ale rodzina nic nie wie o tym, bo by mnie chyba wyklęła, po co tyle tych studiów, to głupota i wyrzucanie pieniędzy w błoto na takie głupie studia o książkach. Ja mam 2 koty 🙂 Tak,  u mnie też nie wolno płakać w dzień i przy innych członkach rodziny, to taki nie pisany a nawet nie mówiony przepis. Ja też czasem sobie wizualizuję to, jak będzie po terapii, kiedy ją skończę, choć terapeutka mówi, ze jeszcze długa droga przede mną na terapiach grupowych, a teraz wszystko zatrzymane prze covid. Eh.. i nawet nie ma jak z tym ruszyć. To mnie też smuci, choć wiem, ze terapia to trudna i żmudna praca nad sobą. Jednak chciałabym mieć to już za sobą, bo wiem, że będzie ciężko. Jest we mnie jakaś taka gotowość do tego rozwoju, zagłębiania się we własną psychikę. Ja też piszę całe ściany tekstów, bo… jestem pisarką haha 🙂 Ciężko mi ograniczać się do 2 czy 3 zdań zazwyczaj. Z tego, co piszesz, wnioskuję, że mamy podobne domy i rodziny, w których się wychowaliśmy, jakbyś chciał porozmawiać tak nie ma forum to zostawię kontakt do siebie, w dobie pandemii brakuje  mi kontaktu z ludźmi, bo nigdzie nie wychodzę. Możesz napisać zolnierka( at) interia.pl Mail taki, bo czasem czuję się jak żołnierz na wojnie pod ostrzałem…niestety… przestraszona, a zarazem gotowa do walki.

                   

                   

                   

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Meliska.
                  Meliska
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 98

                    Witaj Sigurd!

                    Dziękuję Ci a taką odpowiedź. Poczułam naprawdę, że ktoś ma podobnie… Też tak mam, na zewnątrz jestem niczym chodzący ideał, a przynajmniej tak odbierają mnie inni ludzie. Na studiach same 5, same pochwały, w domu , jak robię to co mi każą, najlepiej jak potrafię, to też czasem usłyszę, jaka do ja jestem dobra i grzeczna. Tylko, że ja już nie jestem 4 czy 5 letnim dzieckiem, żeby być grzeczną… i posłuszną… A chyba za taką mnie mają. Mam tak samo jak Ty, też mam poczucie winy, jak się nie uczę, wtedy, kiedy czuję, że muszę się uczyć, że mam jakieś zadanie do wykonania. Też rzadko kiedy odpoczywam, a przez ostatnie 2 miesiące wcale nie odpoczywam. Cały czas tylko praca i nauka. Kontynuuje już 4 swoje studia w wieku 23 lat… bo robię je równolegle, dostałam propozycję doktoratu, a moja matka i tak mówi mi, przecież Ciebie nikt nie zechce, jak Ty w ogóle piszesz te prace mgr, przecież nie tak masz to robić, bo…. (ona wie lepiej). I tak ciągle. O związkach już nawet nie wspomnę, bo ciągle tylko byłam ta gorsza i ta, co nic nie robi, tylko się uczy, a powinnam np. chodzić na imprezy  upijać się i ciągle się bawić, według np. jednego chłopaka. Ludzie mnie nie rozumieją… albo ja takich nie spotkałam jeszcze, bo pasjonuje się literaturą, sztuką, naturą, lubię zwierzęta. W świecie gdzie liczy się pieniądz i dobra zabawa nie jest łatwo trwać… Dziękuję Ci Sigurd. Czasem bardzo brakuje mi kogoś, kto by powiedział mi, że może być mi ciężko, dom i inni ludzie nigdy nie dawali mi takiego przyzwolenia, na to, że po prostu może być mi ciężko, mogę się czuć przytłoczona tym wszystkim. Bardzo mi tego brakuje. Ja też często płaczę, szczególnie w nocy, jak nikt nie widzi. W moim domu bowiem nie wolno płakać „publicznie”. A i tak za to zrozumienia bym nie dostała. Więc to bez sensu. Ja jednak nie płaczę już nad przeszłością, ja płaczę nad przyszłością. Boję się jej i nie wiem jak sobie poradzę. Nie wiem, czy będę miała siłę na to, by cokolwiek zmienić jeszcze w swoim życiu. Boje się, że to będzie trwać cały czas… eh…

                    Meliska
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 98

                      Nie, na terapii nie dano mi podpowiedzi. Właśnie z wychodzeniem bez mówienia gdzie i po co, zapewne byłaby awantura i tyle. Bo oni dla mnie wszystko, a ja tak ich traktuje i bijam nóż w plecy i gwóźdź do trumny i jak mogę? Nigdy też nie wychodziłam, więc pewnie byłoby to dziwne… A pretekst do wyjścia… Teraz jest covid więc mają jeszcze jeden argument, że się zaraze i mam siedzieć w domu na tyłku. Kropka. Traktują mnie jak małe dziecko i tak już chyba zostanie. Każda próba przeciwstawienia się, czy nawet wytłumaczenia kończy się krzykami i awanturą. A potem ja płaczę i czuję się źle, bo oni dla mnie tyle robią a ja jestem taka niewdzięczna i wbijam im gwóźdź do trumny… Eh…

                      Meliska
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 98

                        Wychodzić z domu nie mogę, wiem, ze to chore, ale oni myślą, że jak wyjdę z domu sama to coś mi się stanie, ktoś mnie napadnie, pobije, zabije itd. Poza tym, jakby nie miałam do tej pory nawet z kim wychodzić, oprócz chłopaka, z którym tylko mi na to pozwalali. Co do wyprowadzki… żeby się wyprowadzić potrzeba wynająć choćby pokój, a mnie na to nie stać. Nie mam pieniędzy aby płacić komuś za choćby pokój, nie mówiąc już o mieszkaniu. I dopóki nie pójdę do pracy to nie będę miała takiej możliwości. W domu zostałam też ze względu na studia, został mi jeszcze rok do ich skończenia i pomyślę o pracy. Niestety, moje marzenia są zupełnie inne niż praca po 8 h dziennie tylko po to, by zapłacić za dach nad głową, ale cóż, chyba trzeba się zmierzyć z rzeczywistością… Wiem, że chcący się przeciwstawić dziadkom być może zostanę sama i nikt mi finansowo nie pomoże.  Jednak smuci mnie taka wizja, zasuwania po 8 h do pracy, a po pracy jeszcze do pracy, by przeżyć i utrzymać się sama. Promotorka zaproponowała mi robienie doktoratu po studiach, ale cóż… chyba wszystko pójdzie się… kariera też, bo potrzebna mi będzie kasa na dach nad głową i jedzenie…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 87)