Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 87)
  • Autor
    Wpisy
  • Meliska
    Uczestnik
      Liczba postów: 98

      Przepraszam, ze pisze bez polskich znakow, ale pisze to z telefonu. Dziękuje, ze opisalas swa historie. U mnie to taki moment uporzadkowania, pewnego poczucia, ze probuje cos zrobić, kiedy tak grzebie w swej przeszlosci. Z Twoim chlopakiem sytuacja byla identyczna jak u mojej bylej przyjaciolki, tyle, ze jej partner byl narkomanem. Coz, bycie w takim zwiazku jest trudne, bo zarowno hazard jak i narkomania to powazne uzaleznienie, choroba, z ktora bardzo ciezko wygrac samemu. Nie wiem, jak skonczy sie Twa opowiesc, bo napisalas, ze „ciag dalszy nastapi” ale ona zalezy od Ciebie, tylko od Ciebie, a jesli czujesz, ze nie dajesz juz rady( pewnie tez przez trudne doswiadczenia, przeszlosc, bycie w relacjach, w ktrych nie bylo prawdziwego wsparcia),  moze warto pozwolic sobie na kolejne poszukanie pomocy  u kogos kompetentnego, kto pokazalby Ci pewne sciezki w poukladaniu czesci rzeczy na nowo…

      Meliska
      Uczestnik
        Liczba postów: 98
        w odpowiedzi na: Zagubiony #472525

        Ok, odezwij się, jak założysz gadu gadu. Sama załozyłam gadu- gadu na potrzeby własnie takich spraw. 🙂

        Meliska
        Uczestnik
          Liczba postów: 98
          w odpowiedzi na: Złe uczucie #472507

          Wydajesz się, z tego, co piszesz, być jakaś niespokojna. Być może plotkowaniem o innych chcesz zagłuszyć swoją „niedokończoną” historię o chłopaku, którą chciałabyś jakoś zakońcyć, zamknąć? Ja przez wiele lat nosiłam w sobie uczucie niedokończenia telacji, niedomkniecia. Źle mi było z tym, bo tego potrzebuję, mam jasność i wiem na czym stoje. Ale wiem, ze tęsknota za kimś w nieskończoność nie ma sensu, sama tego doświadczyłam i myśle, że nie jest to zdrowe. Lepiej chyba albo coś załatwić, skonfrontować, albo dać spokój. Choć wiem, że to nie jest łatwe.

          Meliska
          Uczestnik
            Liczba postów: 98
            w odpowiedzi na: Zagubiony #472502

            „W każdym razie niepokój, poczucie winy i brak radości z siebie, życia i mojej rodziny towarzyszy mi ciągle, z małymi przerwami. Myśli o tym by uciec ? mam na co dzień.”

            Kiedyś, jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej terapii- też miałam takie myśli rezygnacyjne. Chciałam się po prostu odciać, schować, zaszyć gdzieś bardzo głęboko i nie wychodzić, oraz nie dopuścić do tego, by ktokolwiek mnie wyciągnął stamtąd. Bo świat zewnętrzny mnie przerażał. Mnie choć tyle tak pierwsza terapia pomogła, ze teraz już tego ne czuję… Nadal przeżywam lęk, ale to już nie ten sam, paraliżujacy lek, że myśle tylko o tym, by zwiać.

            Meliska
            Uczestnik
              Liczba postów: 98
              w odpowiedzi na: Zagubiony #472500

              Hm… dobre pytanie, myślę, że zależy od relacji i ludzi, jacy w niej byli. Wydaje mi się jednak, że w Twoim przypadku lepsze i zdrowsze byłoby całkowite odciencie się od te kobiety. Zobacz, to Ty masz poczucie, że spieprzyłeś, czujesz się z tym źle, cierpisz… odczuwałeś manipulację z jej strony, ta relacja nie była relacją, która Ci służy.  Cóż, tak działają hormony w fazie zauroczenia, normalne… jest ich tyle w organizmie, że chodzimy jak gdyby „naćpani szczęściem”. 🙂 Nie mówię, że Ty też robiłeś wszystko dobrze, ale bycie z osobą, która nie potrafi zrozumieć i zaakceptować takiego syndromu nie jest dla nas łatwe, bo cierpimy. Sam wiesz najlepiej… Ona Cię rani, a Ty tłumaczysz to emocjami, by tylko jej nie stracić. To nie jest dobre dla Ciebie. Kiedy tłumaczysz kogoś przed samym sobą, a podświadomie czujesz, że coś jest nie tak. Ja wszelkie relacje jakie miałam,  a wktórych już nie jestem, zakończyłam definitywnie. Co prawda, jedna kosztowała mnie długie lata, by powrócić potem do normalności, ale wiem, ze było warto. Nie budzę się każdego dnia myśląc o tym kimś… Budzę się dla siebie, dla dnia, dla realizacji swych planów…

              Meliska
              Uczestnik
                Liczba postów: 98
                w odpowiedzi na: Zagubiony #472498

                Nie wiem, czy dobrze to rozumiem, co napisałeś, ale jawi mi się postać jakiegoś samotnika, bojącego się ludzi. Też tak miałam, w sumie to nadal nie mam z wieloma ludźmi kontaktu, to jest parę osób, a stały kontakt mam z 2, może 3 osobami, ale to jakoś mi wystarcza. Bo myślę, że mnie w lepiej jest lepiej 🙂 Ale z drugiej strony, bycie samotnym, gdy tego nie chcemy jest bardzo cieżkie i przykre. Zapytaj siebie, czy chcesz być samotny? Chyba nie, skoro napisałeś, choćby na tym forum… To już jest jakiś sukces.

                Odnoszę też wrażenie, że dajesz sobie radę w życiu z punktu praktycznego, jakaś firma, itd. A doradzanie innym… my często tak mamy. Jak nie potrafimy pomóc sobie to pomagamy innym. Ale dasz radę przepracować to, co masz w sobie 🙂 To też kwestia „poradzenia sobie” w tej sytuacji. Każdy chcący coś zrobić, próbuje… musi. Przypomina mi się teraz takie zdanie z piosenki Video „Kto chce latać, musi skoczyć..” I coś w tym jest, bo skok czasem bywa… bardzo trudny do wykonania, ale potem, z czasem, jest już tylko łatwiej.

                Pisałeś, że nie masz z kim pogadać, więc zostawiam swoje gg- 50016022.

                Meliska
                Uczestnik
                  Liczba postów: 98
                  w odpowiedzi na: Zagubiony #472490

                  Witaj na forum Zagubiony. Kiedy ja pierwszy raz dowiedziałam się o tym, że mogę być DDA był to dla mnie szok. Wydawało mi się, że jestem silna, że to ja powinnam pomagać, a nie sama potrzebować pomocy. Cóż, w relacji z rodzicem, w takiej byłam roli. I nie za bardzo widziałam inną dla siebie. Z resztą, nawet teraz chyba, nie za bardzo widzę… Ciągle jestem w relacjach, gdzie jakieś osoby potrzebują mojej pomocy. Pogodzenie się z tym, że jest się DDA, nie jest łatwe. Słyszysz bowiem coś, czego nie chcesz na swój temat słyszeć, a obraz siebie jaki miałeś i posiadałeś w reprezentacji umysłowej Ci się zamazuje, zniekształca. U mnie to było (jest) nadal jakieś obce… Z dość odważnej w świecie kryzysowym dziewczyny, stałam się a powrót zagubioną. Dlaczego? Bo to nie ten świat… My świetnie funkcjonujemy w świecie „kryzysowym”, ale w świecie „bez kryzysu, bez picia, bez zaburzeń ze stony środowiska” już nie… bo tam działają inne mechanizmy, musimy się więc ich nauczyć. DDA staliśmy się nie na własne życzenie, to nie była magiczna różczka złośliwej czarodziejki, tylko zachowanie, postępowanie i myślenie bliskich nam osób. Wobec tego TO NIE NASZA WINA…

                  Dla Ciebie sytuacja jest o tyle trudna, że rozstałeś się z partnerką, cóż, ja mam tak, ze nie lubię samotności. Ty być może też jej nie lubisz. Ale ona jest… niestety, tak już jest zbudowany ten świat. Myśle jednak, (bez wnikania w to, co się iędzy Wami zadziało), że to dobry czas by skupić się na sobie i poszukania pomocy ze strony innych.Wtedy będziesz mógł się na spkojnie zastanowić, czy chcesz np. jeszcze coś wyjaśnić z nią, czy nie. Zaopiekować sie sobą po prostu… Ja też wiele razy kogoś traciłam. I wiem, że to nie jest łatwy czas.

                   

                  Meliska
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 98
                    w odpowiedzi na: Za co się lubię #472478

                    Dobry temat nasz Fenixik założył :))) Hm… za co się lubię? Przydało mi się tak zastanowienie na dzisiejszy wieczór, pomiędzy jedną książką, a drugą- sesja wzywa 🙂

                    Za to, że chcę mieć pasje i mam ich kilka, coś w życiu „robię” i chcę robić to, co kocham, co daje mi satysfakcję, bez tego moje życie byłoby zupełnie inne. Za to, że do wielu ludzi, których spotkałam na swej drodze miałam (w moim odczuciu i rozumienia słowa dobry, a każdy rozumie je jednak nieco inaczej) dobre intencje. Za to, że nie chciałam nigdy w życiu świadomie komuś wyrządzić krzywdy. Za to, że mam łądną figurę i kręcone włosy (zawsze chciałam mieć kręcone 😉 Za to, że mam dość dużą wrażliwość i potrafię czasem dostrzec coś nowego. Za to, że chcę się rozwijać, chcę zobaczyć nowe możliwosci (choć czasem całkiem ich nie widzę…przez sytuację)

                    A za co siebie nie lubię?  Za to, że zbyt często (w ojej opinii) się boję i czuję lęk. Za to, że mam problem z podejmowaniem czasem błahych decyzji, za to, że czasem nie wiem, co jest dobre. Za to, że ciągle się porównuję do innych, za to, że chcę zadowolić wszystkich wokół a nie siebie za to, że obwiniam siebie zbyt często, a przynajmniej tak mi się wydaje…

                    Meliska
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 98

                      Dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi na mój wątek. Nie spodziewałam się takiego odzewu.

                      @Fenix- „Kiedyś byłam mistrzynią czarnych scenariuszy” 🙂 Mogłybyśmy się prześcigać 🙂

                      @Alizee- Tak, często jest tak, że doprowadzamy do tego, tzw. samospradzająca się przepowiednia, podświadomie dążymy do tego, by nie spotkało nas coś, na co nie jesteśmy przygotowani.

                      Kiedyś natomiast usłyszałam takie zdanie, że „Lepiej się miło zaskoczyć niż negatywnie rozczarować”. I coś w tym jest, mianowicie zdaje mi się, że tworząc taki scenariusz w głowie, próbujemy (aczkolwiek nieudolnie) przygotować się na złą wizję, by później tak bardzo nie cierpieć. Choć to zgubne, cierpimy tak samo… To takie „zapobieganie”, tworzenie sobie tarczy. Przynajmniej ja to tak odczuwam.

                      U mnie te scenariusze dotyczą głównie relacji miedzyludzkich, a mówiąc dokładniej -często damsko-męskich. Zawsze gdy kogoś poznawałam, obojętnie, czy relacja trwała dłuzej, czy też krócej, w końcu kończyło się fiaskiem. Cóż, tarfiałam na osoby niezrównoważone, to trzeba przyznać, więc to nie tylko moja wina, że się relacja się rozpadała(choć próbowałam ją ratować), ale i tej drugiej strony. Teraz juz nie ratuję i nie chciałabym na siłę czegokolwiek robić. Przecież związek to decyzja dwóch osób…

                      Teraz jestem w dosć trwałej relacji, choć z nie najłatwiejszym charakterem drugiej osoby 🙂 Jednak mimo to, gdy zdarzają się kłotnie, czasem (choć już dużo, dużo rzadziej niż na początku tej relacji) włacza mi sie myślenie, że znów mogę zostać sama. A tego nie chcę. Wiem, że muszę znaleźć oparcie w sobie, a nie w relacji, drugiej osobie… I wciąż tego „swojego” oparcia szukam, takiego przeświadczenia, że potrafię dać sobie radę. Myśle sobię jednak, że może mieć to związek z tym, że nie wychowywali mnie rodzice w sensie mieszkania z nimi, byli „na weekendy”. I już jako dziecko mogłam czuć się odtrącona. Tylko myślałam, że tak ma być… Teraz natomiast potrzebuję „człowieka” i czasem właśnie znów właczają sie takie „czarne wizje przyszłości”, że wszystko się zawali.

                      U mnie tak to działa.

                       

                      Meliska
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 98

                        Wiesz, sama znam osobę, która chcę „ratować” swoje drugie połówki. Napisałam to specjalnie, w liczbie mnogiej, gdyż związki jej zawsze kończyły się fiaskiem. Ale to już inna sprawa. Wiem tyle, że bardzo cierpi, kiedy nie uda jej się uratować kolejnego partnera, a robi to swoim kosztem, zdrowia, siły, pieniędzy, czasu… zaniedbując siebie po prostu i widzę, jak dziewczyna ta mimo szczerych chęci, cierpi. Dlatego napisałam, że nic na siłę. O siebie też trzeba umieć zadbać… Możesz posukać książki, którą podrzuciła Fenix . O kobietach, które kochają za bardzo… taki „małopopularny” zdawałoby się temat zawsze warto rozwinać.

                        A co do miłości, mam wrażenie ( ale tylko wrażenie), że on może nadal Cię kocha, tylko… ze sobą sobie nie radzi… musi najpierw uporać się ze sobą. Wtedy może będzie potrafił podjać bardziej świadomą decyzję, ze świadomoscią swoich słabości, lęków, przeżyć i możliwości.

                        Miłego wieczoru wszystkim! 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 87)