Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 7 wpisów - od 81 do 87 (z 87)
  • Autor
    Wpisy
  • Meliska
    Uczestnik
      Liczba postów: 98

      ja-czynieja Witaj! Bardzo dużo w Tobie lęku, a w sumie to lęków. Znam to, choć nie przechodziłam takich sytuacji jak Ty z małżeństwem. Moi rodzice pili. Niestety, Tata nie żyje, Mamie udało się z tego wyjść dzięki pomocy mojej i rodziny. U mnie jednak jest ten problem, że z Mamą lepiej, wyszła z tego, znalazła męża, jest szczęśliwa, a przynajmniej tak mówi i tak ją odbieram. A moje życie wygląda, jak wygląda… Nie chce się tu stawiać w pozycji ofiary, tak po prostu piszę.

      Tak sobie myślę, że to, co mówią Ci bliscy musi dotykać, np. zarzut, że zostawiasz rodzinę, ale, z drugiej strony, przy kim masz trwać? Przy ludziach, którzy Cię nie widzą?  Każdy z nas chce być zauważony i „otoczony” w jakiś sposób w rodzinie ludźmi, przecież po to ona jest, żeby nie być samemu. Mam troszkę podobnie, w tym sensie, że też słyszę, że nie mogę zostawić rodziny itp. Tylko, że oni mnie nie rozumieją i nie zrozumieją, więc chciałabym znaleźć ludzi, którzy mnie zrozumieją choć w jakimś małym stopniu. Stąd chyba też pomysł na dołączenie to tego forum.

      Wydaje mi się, jeśli oczywiście mogę Ci to napisać, że takie relacje trzeba traktować na dystans. Nie odgradzać się, to Twoja rodzina i zawsze będziesz ją kochać i to jest świetne, tylko… nie dać tym ludziom zabrać sobie swojego życia. Czujesz się winna? Takie mam wrażenie. Też z tym walczę, bo u mnie mówią, że powinnam z nimi być… ja już nie mam siły niekiedy, rodzi się poczucie winy…

      Co do lęku, wydaje mi się, że pomocna by była terapia, mogłabyś powiedzieć, czego się boisz, a terapeuci mogliby wskazać Ci zasoby, które możesz wykorzystać, aby przestać się bać. Życie to słowo worek, może boisz się reakcji rodziny? Może reakcji partnera, może swojej reakcji na pewne sprawy? Musi być jakaś przyczyna konkretna tego lęku. Gratuluję, że zdecydowałaś się z kimś być po takim związku, to wielka odwaga i krok naprzód. Nigdy nie jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka dogłębnie, więc nie czuj się winna znowu,  że może źle wybrałaś.

      Ja też nie potrafię niekiedy znaleźć się w życiu, w normalnym, prostym funkcjonowaniu, kiedy jakaś sprawa zajmuje moje myśli, odcinam się od świata. Wtedy najlepiej bym nie wychodziła z domu, tylko rozgryzała to w swojej głowie, podczas gdy inni ludzie żyją i funkcjonują wśród swoich problemów. To było dla mnie zawsze zastanawiające. Kiedyś doszłam do wniosku, że przecież nie muszę się zadręczać… Czasami to pomaga.

      Takie pytanie mi się nasuwa… Może warto zapytać siebie samej, czy chciałabyś coś z tym wszystkim zrobić?

      Meliska
      Uczestnik
        Liczba postów: 98

        Aż 70 zł za 3 godziny? Czasowo fajnie, ale cenowo drogo…

        Meliska
        Uczestnik
          Liczba postów: 98
          w odpowiedzi na: Długa historia #464789

          dda18

          Przykra historia i jak dla mnie przerażająca… Molestowanie, ciągłe kłótnie, nie posiadanie własnej przestrzeni do ciszy i rozwoju (pokój). To nie jest normalne życie i zdrowa rodzina, ale wiedz, że Twoje życie leży w Twoich rękach, nawet, jeśli nie masz teraz możliwości jego poukładania lub nie wiesz, jak to zrobić. Twoje decyzje będą zawsze Twoimi decyzjami i nikt nie może Ci tego odebrać. Nie… nie kończ swojego życia, możesz zdziałać więcej niż myślisz, trzeba tylko to zobaczyć i w to uwierzyć, co nie jest łatwe- wiem, sama wątpię. Masz chłopaka, on Cię akceptuje, to myślę dużo. Niektórzy nie mają tego… Trzeba nauczyć doceniać się też to, co się ma. Wtedy może łatwiej przyjąć myśl o tym, czego się nie ma. życie zawsze ma dwie strony.  Tylko my tej drugiej często nie widzimy. Chodzisz jeszcze do szkoły? Po jej skończeniu pomyślałabym o poszukaniu pracy, może takiej z zakwaterowaniem gdzieś w innym miejscu. Wymaga odwagi, ale trzeba coś ze swoim życiem zrobić, bo sytuacja w domu nie jest normalna (nikogo w tych słowach nie obwiniam).

           

          Meliska
          Uczestnik
            Liczba postów: 98

            maala Dziękuję…  i też rozumiem, chęć wyizolowania się też jest w niektórych z nas silna, doświadczyłam jej, ale w końcu się nie wyizolowałam… Wydaje mi się, że to zgubna ucieczka.

            Meliska
            Uczestnik
              Liczba postów: 98

              malina32 Ludzie wokół z którymi mam kontakt teraz w zasadzie nie okazują mi jawnego odrzucenia, tylko właśnie sęk w tym, że ja w nie wierzę, bo tak kiedyś zrobiła osoba mi bliska i większa część ludzi, z którymi przebywać musiałam chcąc czy nie chcąc… Taki schemat się utrwalił i nie wiem już jak z tym sobie radzić.

              Meliska
              Uczestnik
                Liczba postów: 98

                Takjakmabyc dziękuję za taki odzew, nie spodziewałam się tego. Dziękuję również za słowa zrozumienia. Widzisz, ja jednak nigdy nikomu nie powiedziałam, ze potrzebuję tych zapewnień o tym, że jest dobrze. Cały czas duszę to w sobie, bo kiedyś dałam sobie wbić do głowy, że muszę być silna. I choć terapeuta mówi mi, że nie muszę być z tym sama- jakoś nie potrafię komuś powiedzieć o tym, że potrzebuję jawnej i wyrażonej słowami lub gestami akceptacji… Kiedy jeszcze chodziłam na terapię łatwiej mi było o tym mówić, teraz natomiast czuję jakąś pustkę… Znów zamykam się w sobie i nie dopuszczam ludzi do swych emocji, czy przeżyć, a także potrzeb i pragnień. Nie mówię o tym, taka już jestem, przynajmniej na razie. Wiąże się to z tym, że zawsze, kiedy próbowałam się otworzyć, spotykała mnie albo krytyka, albo niezrozumienie. To przykre i stworzyłam sobie taką kulę, w której jestem. Paradoksalnie potrafię mówić o swoich uczuciach, czy emocjach… tylko tego nie robię.

                Wiem, że sami prowokujemy odrzucenie takim właśnie nastawieniem, o jakim tutaj piszesz. Kiedyś czytałam na ten temat artykuł. Ja jednak mam wrażenie, że chyba nie prowokuję odrzucenia, bo tak jak pisałam wyżej- nie jestem nachalna z prośbami o zapewnienia. Nowych ludzi, których spotykam, też traktuję miło, ostatnio też odbieram parę osób tak, że mnie lubią. Tylko tego nie okazują na każdym kroku- i tu właśnie zaczyna się moja „jazda”. Wymyślam sobie różne rzeczy w głowie, że może – ktoś się nie odezwał, bo coś złego sobie pomyślał na mój temat, lub moje zachowanie go zniechęciło. Tymczasem np. podczas kolejnego spotkania z tym kimś zachowuje się tak, jakby mnie lubił nadal. Najgorzej właśnie jest kiedy nie mam z kimś ciągłego kontaktu, takiego np. raz na parę dni i nie mogę zobaczyć, czy nie zostałam odrzucona, czy to się już stało.

                To przechodzenie przez barierę strachu, a może bardziej lęku i mierzenie się z nim przerabiałam, czasami pomagało zrozumieć, że tylko ja sobie wymyślam. Oczywiście wtedy, kiedy nie zostawałam odrzucona. Teraz jednak jakoś nie pomaga, ciągle z tyłu głowy towarzyszy mi jakiś lęk… Choć od wczoraj już mniejszy, bo spotkała mnie jedna miła sytuacja…

                „Inni ludzie nie określają naszej wartości”- piękne… teraz żeby jeszcze w to uwierzyć. Mam nadzieję, że ostatnie zdanie będzie odzwierciedleniem w moim życiu. Dziękuję.

                Meliska
                Uczestnik
                  Liczba postów: 98
                  w odpowiedzi na: Znowu atak #464778

                  Też przeżywam ostatnimi dniami coś, co mnie rozwala od środka, nie pozwala się uspokoić i zająć jakimś działaniem… Nie jesteś sama. Może rzeczywiście, spotkanie z terapeutą byłoby tu pomocne, albo choć zracjonalizowanie tego, co czujesz, bo nasz emocje nie są adekwatne do rzeczywistości. Na początek chyba uspokojenie i pomyślenie, jak sobie pomóc… Wiem, łatwo napisać, ciężej zrobić…  Ale trzeba próbować.

                Przeglądasz 7 wpisów - od 81 do 87 (z 87)