Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484374
Cześć Ramoiram,
miło mi, że zajrzałeś do mnie. Właśnie zamierzałam zamknąć wątek. Toczy się już ładnych kilka lat. Postanowiłam przeczytać swoje pierwsze wpisy- czytam i jakbym to nie była ja. Ale nie wiem, którą tak naprawdę wolę. Chyba chciałabym się cofnąć w czasie. Wtedy miałam chyba więcej nadziei. Jakaś taka milsza i do ludzi byłam, teraz omijam samą siebie. Stałam się obca dla samej siebie.
Ale nawiązując do tego co piszesz, do diety, to faktycznie właściwie już mięsa nie jadam.
Samoistnie odrzuciło mnie, a raczej świadomość, że zwierzęta wcale nie chcą być zjadane.
Nie zgadzam się z niejadaniem śniadań, gdyż trudniej się myśli i działa.Fakt zjadam za dużo cukru i to pewnie gubi mnie. Zmiana diety jest makabrycznym wysiłkiem. Przestałam też ćwiczyć, bo na to też trzeba mieć siły.
Najbardziej co pamiętam (jeżeli coś Cię znam) Twoje problemy w zaadaptowaniu się w pracy. Ja poszłam po wielu latach do pracy i mam to samo. Czuję jak w innym wymiarze. Nie jestem w stanie poczuć się na równi, częścią zespołu. Wiem, że to moje wykrzywione postrzeganie rzeczywistości, jednak nie umiem przeciwdziałać, ani nic zmieć. Mam ochotę tylko uciekać. A ileż można jechać na tzw. przetrwaniu?
Relacje, to co moim największym problemem, z powodu którego cierpię -Nie umiem wychodzić już do ludzi, szukać sposobów, pomocy. Wiele robiłam, próbowałam,wyczerpałam się jednak. Nawet podejmowałam niejedną próbę „przyklejenia” się do jakiejś wspólnoty religijnej. Kilka razy do chrześcijańskiej i w desperacji do innej też się zdarzyło. Odpuściłam. Nie robię już nic. Jakoś czuję się „wyrzucana”, nieprzyjmowana. Kiedyś, wieki temu przez jakiś czas były one moim „domem”. Ciągle szukam tego domu, swojego bezpiecznego miejsca. Straciłam już nadzieję. Jest coraz puściej, samotnie i męcząco.Nie wiem co się ze mną stało. Siedzę i patrzę na siebie jak na obcą osobę, dla której nie mam cienia dobrych uczuć. Tak mi się wydaje, że inni maja do mnie to samo. Nie wiem czy to oni, czy ja, kto zerwał, odpuścił, przerwał relacje. W każdym razie, ci na których mi zależy znikają.
Ewentualnie…. teraz, siedzę w internecie. Ale jest to tylko iluzja relacji, wiemy o tym doskonale. To chyba do niczego nie prowadzi. Ale w totalnym dole może być „substytutem”, „protezą” relacji. Nie chcę tego oceniać. Sama nie raz „korzystałam”.
Nie wiem co mam już próbować, cokolwiek robię, czyni się takim ułomnym. I wiem, że jest we mnie zbyt dużo beznadziei, zawiedzenia. Taki ciemny, już coraz bardziej niemy dół.
Ale marudzę. Muszę już przestać.
Dzięki, za Twoją wizytę, widać, że zależy Ci na pomocy innym, tak po prostu bezinteresownie.
Ciekawa jestem co u Ciebie?
Pozdrawiam serdecznie.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484348Jest mi znacznie gorzej niż te kilka lat temu. Doszłam do zimnej ściany i jestem przeraźliwie sama. Zimno, pusto z poczuciem byle jakości siebie i obrzydzeniem. Jakiekolwiek osiągnięcia nic nie zmieniają. W relacjach leżę na łopatkach, cofnęłam się . Siedzę i zastanawiam się, czy jestem w stanie dalej żyć, tak bardzo męczę się. Kiedyś żyłam pomaganiem innym a teraz stwierdzam, że świat doskonale radzi sobie beze mnie i naprawdę moje istnienie jest jak źdźbło trawy. No właśnie, idzie jesień i zbliża się czas przemijania. I znowu niestety piszę bardziej do siebie i jak widać, że o kontakt mi nie chodzi….
Już nie tylko wszechobecne poczucie odrzucenia, ale i zawiedzenia mnie przytłoczyło. Czuję się jak w najgłębszym kręgu piekła, ale nie chce tam zostać, bo zbyt boli i za dużo lęku. Nie widzę jednak drzwi do wyjścia… Wieczne zawieszenie, którego już nie mogę znieść.
Ciągle jestem tym sponiewieranym, zbitym dzieckiem zostawionym samemu sobie, a „ktoś” z boku patrzy się z zadowoleniem uważając że kara mi się należy. Osoby zmieniają się, a sytuacja jest ciągle ta sama. To ciągle odtwarza się… Jest czasem przeszłym i obecnym. Jak w jakimś zaklętym kręgu
Powiedzcie mi jak długo tak można żyć? Jak wyłączyć się z czucia emocji nie kończąc życia?
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484110<p style=”text-align: right;”>Niewątpliwie nam nie po drodze. Za to widać nadmiarowe interpretacje z dwóch stron – dobry temat do przerobienia na terapii. Prostych dróg życzę.</p>
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484101Chyba miałbyś ochotę się pokłócić… Nie wchodzę to.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484095@0utsid3
Nie wiem co się kryje w Twoim pytaniu. Prowokacja do wynurzeń…może zadziwienie a może ocena? Zapytaj samego siebie, dlaczego np. związek nie wychodzi, dlaczego przynosi cierpienie?
Rodzina, mąż, dziecko…. czy „posiadanie” ich gwarantuje poczucie szczęścia?
A może patrzysz zbyt bardzo przez pryzmat tego czego Ci brakuje. Każdy ma swoją tzw. biedę.
Nie oceniaj mnie proszę.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484086Cerber
tak to czuję. A czy chciałbyś coś więcej opowiedzieć o swojej przeżywanej samotności…?
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484085<h2 class=”entry-title fusion-responsive-typography-calculated” data-fontsize=”18″ data-lineheight=”27px”>@0utsid3r</h2>
Dziękuje za Twoją wypowiedź. Tak odczuwam wewnętrzny „brak”, który mnie wykańcza. Jeżeli myślisz, że mąż,dzieci mają mi wypełnić cały świat i poczucie bezpieczeństwa, to się mylisz. Tak to nie działa. Poza tym nie wszystko jest po mojej stronie odnośnie choćby tego jak działa związek, rodzina…A tak zapytam, co Ciebie skłoniło do tej wypowiedzi?
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484076Cerber
Dziękuję za wypowiedź. Znowu Ktoś mnie usłyszał.
Z Twojej wypowiedzi jedno co wybrzmiewa, to „ból samotności”, i przykro mi, że tak masz.
Jest się wśród ludzi a samemu. Realnie próbuje się nawiązać kontakt a nie wychodzi. Jest się jak za grubą szybą albo ciemnym gęstym murem.
Uruchamia mi się coś takiego, że chciałabym Ci pomóc jednak w tej kwestii jestem „upośledzona”. Ja sama poddałam się i nie staram się też już, nie czekam na zmianę . Po prostu żyje, ponieważ mam „obowiązki” i łaski nikomu nie robię, że je wypełniam.
Pozdrawiam
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484001Napisałeś, dziękuję i mam wrażenie, że ktoś mnie usłyszał i jest to ważne dla kogoś.
Już rozmawialiśmy kiedyś ze sobą, nawet mailowo. Pamiętam twoje problemy w pracy. Naprawdę Ci współczuję, być może przeczuwałam, że jak zdecyduję się na pracę to czeka mnie coś podobnego.
Ja od niedawna podjęłam pracę i też ledwo ciągnę, ledwo wytrzymuję, mam ochotę uciec. Wiem co czułeś, być może dalej z tym zmagasz się z tym. Nie wiem czy mamy podobne powody, żeby iść w zachowania ucieczkowe….
Mam strasznie dużo nauki i pracy, a jestem tak zblokowana, że nie jestem w stanie tego robić. Jakbym celowo sabotowała to co może mnie doprowadzić do polepszenia warunków pracy, polepszenia swojego funkcjonowania. Nie umiem. Mój brak wewnętrzny jest silniejszy i nawet do końca nie wiem co to jest. Niestety jest to ujęte w opisach psychodynamicznych pasujących do zaburzenia borderline, aż do stanów dysocjacyjnych. Nie wiem gdzie zaczyna się droga, żeby wyjść z chaosu, z zaplątania. Która to ścieżka i gdzie jej początek? Potrafię siedzieć tylko i oglądać to co jest za oknem, nie będąc tak naprawdę nigdzie, zawsze to pogranicze….. zawsze to zawieszenie
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #483991Nie rozumiem co się dzieje ze mną, wokół mnie, ciągle, jak w matni. Naprawdę starałam się zmienić to co jest najbardziej trudnego w moim przeżywaniu. Trwa to od tego czasu jak zaczęłam tu pisać. Było to 6 lat temu, szmat czasu. Wydaje się na zewnątrz, że dużo zmieniło się u mnie. Dużo… w sensie, skończone studnia psychologiczne, praca w zawodzie, ciągła terapia. Podejmowałam nieustanne próby wchodzenia w relację, próbowałam wytrzymywać, wmawiać sobie, że tylko coś mi się wydaje, wcale ludzie mnie nie odrzucają, że ja źle interpretuję rzeczywistość. Jednak rzeczywistość jest taka, że pod względem relacyjnym jest gorzej niż było. Jestem sama, nie mam z kim blisko rozmawiać. Gdy zdarza mi się „faza”, zjazd „nastroju”, gdy już nie wytrzymuję to naprawdę nie mam z tym do kogo pójść. Czasami na siłę wynajduję osoby, z którymi mogłabym spróbować. I nawet to robiłam, w realu i w necie. Ludzie chyba nie dają rady, albo te moje emocje są takie „brzydkie”, czuję i widzę ich blok. Nie próbuję już. Czy moje zaburzenie (które w końcu uznałam swoje borderline, przyjęłam tą diagnozę) jest naprawdę takie zawinione? Czy jestem tak bardzo sama sobie winna? Czuję, że nie jestem w stanie naprawić już tego stanu rzeczy. Po prostu emocjonalnie, społecznie jestem wadliwa. Jeszcze niedawno wierzyłam w to, miałam nadzieję (tak mawiał mój terapeuta, już dawno nie słyszałam tego od niego…), że jest to tylko kwestią zrozumienia, stworzenia jakiejś wspólnej przestrzeni relacyjnej, kwestia być może spotkania właściwej osoby… już straciłam nadzieję… ale nie umiem żyć z takim stanem rzeczy… ciągle na pograniczu, ciągle w zawieszeniu. Ani tak, ani inaczej. Nie umiem żyć bo ciągle boli wewnętrznie, ale nie umiem też jeszcze tego zakończyć. Było też dużo farmakologi.
Nie umiem już nic zrobić aby poczuć ulgę, aby nie bolało. Złudnym jest to, że ma się nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto wypełni ten brak, ten ból oraz, ze znajdę gdzieś poczucie bezpieczeństwa i spokoju, kiedy przestanie boleć to „coś” w środku.
Przez to, że nic relacyjnie mi się nie udaje, przestał wierzyć w to co czuję, w swoje odczucia, intuicję a nawet potrzeby. wszystko mi się rozsypało. Nie mam ani skrawka gruntu.
Piszę, bo już nie mam co z tym zrobić, przelewa mi się….
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
-
AutorWpisy