Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 72)
  • Autor
    Wpisy
  • ona.ddd
    Uczestnik
      Liczba postów: 73
      w odpowiedzi na: Głód uwagi #479807

      Bezpośredniość bez emocji mnie nudzi, emocjonalność bez otwartości budzi we mnie nieufność.

      Ciekawe.

      ona.ddd
      Uczestnik
        Liczba postów: 73
        w odpowiedzi na: Głód uwagi #479806

        Źle było bez haju bo była totalna pustka, bezsens jakiś, nicość. Tyle że zaraz mi emocje wróciły (…) Zaczął się oddalać. I mi wtedy oczywiście widząc że go tracę włączyły się emocje. Już go chciałam i?już było fajnie. Bo miałam ?co robić?, o czym myśleć i już nie było pustki.

        A ta pustka to wcale nie brzmi mi jak pustka. Słyszę, że są jakieś emocje, które ona przykryła, i jakieś emocje w reakcji na pustkę. Na przykład niepewność co robić, bo tego nikt cię nie nauczył, co robić jeśli twoje potrzeby bliskości nie są spełnione.
        Ale schemat gonienia najwyraźniej doskonale znasz, bo tu się nie zastanawiasz co robić, tylko działasz. Jest bezpieczny nie dlatego, że przyjemny, tylko bo znajomy. I teraz pytanie jak rodzice cię tego nauczyli.

        Czyli była zapewne kiedyś ta fascynacja mamą ale mi minęła bo nie dostałam tego czego chciałam. Co ciekawe, zrobiło mi się coś takiego dziwnego już w dzieciństwie, że jak czegoś chcę i chcę ta potrzebę zrealizować, to nie umiem spokojnie, tylko rzucam się jak lew na ofiarę, albo jak nie wiem co.

        A co było, gdy czegoś chciałaś jako dziecko? Dostawałaś to? Miałaś czas się tym nasycić, czy mogło w każdej chwili zostać ci odebrane, nawet bez ostrzeżenia??

        To był ważny fragment. Bezbłędnie trafiłeś. Mocno to do mnie dotarło jakoś. Czyli wracamy do tej fascynacji… Jakie to powiązane wszystko. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Znowu zaczęłam analizować tamten związek z tamtym partnerem ważnym, te sytuacje przez które się to wszystko rozleciało. A mogło być inaczej…
        Z tym dostawanie czegoś jako dziecko, to jest dwojako. Dlatego ja chyba tak późno zdałam sobie sprawę z mojego problemu. W dzieciństwie niczego mi nie brakowało. Miałam kupę zabawek, ciuchy, wakacje, jedzenie, zwierzaki, czy spełnianie hobby typu chciałam się uczyć grać na pianinie to mogłam – kupili, zapisali, itd. Mama szyła mi nocami ciuszki dla lalek, a tata robił mi domek. Generalnie było tak że jak coś chciałam to miałam. Ale nie miałam czegoś takiego głębszego, nienamacalnego:

        Bezpieczeństwo –  nigdy nie było wiadome co ojca wkurzy, kiedy wybuchnie, kiedy znienacka przyleci z kapciem i dostanę tak że aż się posikam, albo czy przyjdzie pijany, czy będzie prał mamę (dźwięk uderzenia pięści o twarz mam w głowie do dziś – nie wybaczę!), na ile mama mnie obroni a na ile nie. /Sorki, musiałam opisać jeszcze raz to i wyrzucić z siebie./

        Poczucie własnej wartości, godność – nigdy nie wiadome było kiedy, z jakiego powodu i przy kim co najważniejsze ojciec zrobi idiotę ze mnie albo z mamy, będzie się o nas pogardliwie wyrażał, będzie się naśmiewał z mamy.

        Beztroska – nigdy nie było wiadome kiedy ojciec zrobi awanturę po pijaku i będę musiała łagodzić, przepraszać, bronić psa, mamy i siebie.

        Intymność – nie mogłam się rozwijać i dojrzewać, mieć sekretów, swoich spraw, wstydu, nie mogłam dorastać! (takie miałam poczucie i mam do dziś co jest okropne; bycie dorosłą kobietą jest czymś złym, wstydliwym, bo seksualnym – nie wiem dlaczego tak myślę ale tak mam i strasznie mi źle jak to piszę teraz- pali mnie wstyd i wstręt ). Poza tym trzeba było przytulać się do taty, a czasem z nim spać na jakichś wyjazdach (raczej nie byłam molestowana – nie wyszło na terapii a ja nie pamiętam). Oczywiście były inne możliwości rozlokowania do spania ale nikomu nie przyszło do głowy że wczesnej nastolatce może to przeszkadzać, a ja nie mogłam się odezwać bo > tata pomyśli że go nie kocham, że mnie obrzydza (a tak było – obrzydzał mnie, to całe przytulanie i spanie, a jak miałam 2 albo 3 lata to się kąpał ze mną w wannie i co ciekawe – nie mama tylko tata) > pomyśli że tylko na mamie mi zależy > będzie znowu awantura, bicie. Nie znosiłam przytulania i całowania z rodziną a trzeba było… W usta! Kto wymyślił to całowanie dzieci w usta do chu… wafla!

        Bliskość – zawsze zadawałam dużo pytań i wydaje mi się że mądrych, takich rozwijających, np. zawsze pytałam kto jest na pieniążku, co robił, czy był dobry czy był zły. I pamiętam że męczyło to moją mamę i kazała mi się już nie pytać. Do dziś mi zostało. Sama dojdę, a nie zapytam bo na głupka wyjdę że nie wiem.
        Mama niby utulała mnie niby do snu, czytała mi bajki ale zawsze mi jakoś mało było – za krótko była ze mną. Pamiętam że chciałam się z nią bawić być z nią, coś robić, ale jakoś zawsze jej nie było. Miała ręce pełne roboty w domu albo jej nie było bo była w pracy i trzeba było zostawać wtedy z tatą co mnie przerażało.

        No więc tych rzeczy nie miałam. Czyli tak:

        Dostawałaś to? Miałaś czas się tym nasycić, czy mogło w każdej chwili zostać ci odebrane, nawet bez ostrzeżenia??

        Miałam i mam poczucie że tych rzeczy które wymieniłam wyżej nie miałam prawie w ogóle. Obiektywnie, pewnie były momenty gdzie było ok ale ja pamiętam to wszystko jakbym głównie nie miała. Nie miałam czasu żeby się nasycić i sytuacje „bez ostrzeżenia” były notoryczne. Pamiętam takie coś że jako 4 czy 5 latka poznałam dziewczynkę na osiedlu i tak się zakolegowałyśmy (fascynacja) że spędziłam z nią cały dzień. Pod wieczór, robiło się już ciemno (było lato) ona mówi że idzie już do domu. To ja mówię, to ja z tobą pójdę. Ona się zgodziła. Poszłam do niej a tam jej mama mówi że dziewczynka musi się już iść kąpać. A ja na to czy ja mogę z nią do tej wanny. A ta mama mówi że no nie bardzo i czy moja mama mnie nie szuka bo już późno. Mowie że nie,  na pewno nie. Nie wiem jak to się skończyło ostatecznie ale w końcu wyszłam od nich (nie kąpałyśmy się razem) i poszłam do domu, a w domu dostałam opierdziel że mama nie wie gdzie jestem, gdzie ja łażę itd. No i tak… Analizując teraz – byłam nienasycona, odrzucona, a potem jeszcze poczucie winy miałam że nie mogę realizować swoich potrzeb jak już trafia się okazja raz na ruski rok, ktoś chce ze mną być i dawać mi swoja uwagę. I tak mam do dziś. Każda przyjemność wiąże się z wyrzutami sumienia. Oczywiście mam już świadomość tego mechanizmu i odrzucam te wyrzuty. Ale, było jak było, co przeżyłam to moje…

        ona.ddd
        Uczestnik
          Liczba postów: 73
          w odpowiedzi na: Głód uwagi #479804

          Wchodzenie w różne role – rzeczywiście, tak było, chociaż dopiero teraz sobie uświadomiłam że w sumie często byłam też w roli ofiary.

          Ale już wiem, że to robię tylko dlatego, że nie znałem innego sposobu wyrażenia swoich emocji i nieraz ten automat mi się włącza. Bo jak w głębi siebie nie wierzę, że mogę na przykład czuć złość, to szukam usprawiedliwienia.
          A ostatnio zaczynam wierzyć i po prostu się czymś złoszczę. Ja, bo tak czuję, a nie ?a bo on mi??. I jak to mi się udaje, to okazuje się, że wcale nie mam potrzeby bycia ofiarą ani agresorem, nie muszę w ogóle się usprawiedliwiać, to nie jest dla mnie ani ważne ani interesujące.

          Tego za bardzo nie rozumiem. Co to znaczy że się po prostu złościsz, a nie złościsz się „bo on mi…”. Nie mogę dostrzec różnicy. Jak była sytuacja gdzie „on coś tam”, to się złościsz przecież „bo on coś tam”, czyli z jakiegoś powodu, czy czyjegoś powodu.

          ***

          Fascynacja ludźmi.

          Albo właśnie ta fascynacja ludźmi. Nie mogę tak ?powoli? coś polubić, zachcieć tylko tak agresywnie? Od razu musi być aż taka fascynacja-atak?

          Hm, jakoś mnie to nie przekonuje, że to jest atak i agresja z twojej strony. Czemu właściwie tak o tym myślisz? Czy sama tak to widzisz, czy na przykład ktoś tak to nazywał?

          Ja to widzę. Nie zawsze, ale często. Mam świadomość tego jak to wygląda. Bardziej bym nazwała to jednak atakiem niż agresją. Agresja ma negatywny wydźwięk, a tu chodzi o fascynację pozytywną. No i partner mi mówi, że tak robię. Ja częściowo wiem skąd mam takie coś. Wydaje mi się, że to jest związane z tym, że jak czegoś potrzebowałam jako dziecko ze strony rodziców (uwaga, bezpieczeństwo) to tego nie dostawałam. I jak tylko natrafiała się okazja, że nagle dostaję tą uwagę, to korzystam ile wlezie, na maksa, na zapas, bo zaraz się skończy, zaraz tata znowu będzie zły, będzie pijany albo będzie bił i znowu rutyna dnia codziennego. I to przekładam na wszystko inne teraz. Jak coś mi się spodoba i czegoś chcę to się rzucam na to łapczywie. Hmm teraz jak to napisałam to jednak widzę że to ledwie w połowie tłumaczy te ataki. Czyli że rzucam się atakiem i łapczywie jak już dostanę przyzwolenie. Jak ktoś się zgodzi i okaże mi swoją uwagę. Tylko że ja się rzucam ZANIM ten ktoś się zgodzi i okaże uwagę. Tego dalej jednak nie wiem. Dlaczego tak się dzieje. Może to jest coś w stylu: o, coś mi się podoba tu i teraz. Zaraz to może zniknąć, ta okazja może zniknąć. To co robimy? Wóz albo przewóz, działam albo nie działam bo zaraz będzie za późno. To atakujemy! Nie ma nic do stracenia i nie ma czasu na wolne gierki. Może to tak działa? Słowo klucz tutaj, które wyszło tak mimochodem, ale zawsze go używałam i ostatnio dzięki tym naszym rozmowom już wiem jakie ono jest ważne. Ja właśnie mam coś do stracenia rzucając się tak i to dużo! Swój święty spokój. Bo jak nie wypali, jak nie dostanę to jest dramat i to co opisuję poniżej…

          Ja z tego co napisałaś usłyszałem, że to nie jest po prostu brak fascynacji i chcenia, ale ogromny żal. Wydaje mi się, że chce ci się może i nadal, ale masz wielkie poczucie odrzucenia, którego nic nie jest w stanie zrównoważyć.
          Wyraźnie słyszę, że twoje emocje wcale wtedy nie znikają, tylko schodzą do podziemia, bo nie masz na nie akceptacji ? pewnie jej nie dostałaś.

          To było odkrywcze i cenne co powiedziałeś. O tych emocjach które nie znikają ale zepchnięte są do podświadomości już słyszałam (Magda z selfmastery świetnie o tym mówi w jednym filmie), ale znowu – ileś tam razy muszę to usłyszeć, przeczytać, przemyśleć aż zassa coś i zostanie na dłużej ta myśl, świadomość tego. Racja. Pojawia się dużo żalu, rozczarowanie, smutek, bezradność, odrzucenie, wstyd. I tego nie chcę czuć bo mnie te emocje zabijają. Więc je spycham w ciemny kąt podświadomości. Już ich nie widzę. Ale one są i sączą jad.. I tak całe życie człowiek smutny, podtruty.

          I pytanie jakie to właściwie emocje, co je wyzwala, jak chciałbym je wyrazić wprost, gdyby nie ta cenzura itd.

          Co je wyzwala? Nie wiem. Może inna bezpieczna atmosfera? Jak chciałabym je wyrazić wprost? No w tym sęk że ja nie chcę, bo to boli. Ale wiedząc że dobrze mi to zrobi, to chyba powiedziałabym wprost tej osobie której sytuacja dotyczy, że nie dostałam tego czego chciałam. Tylko w sumie nie wiem co to da. Bo chyba będę oczekiwała że jak powiem to wtedy ta osoba powie, aha, no to sorry to ok, masz. Do tego jak to się ma do realizacji tego w innej bezpiecznej atmosferze? Czyli w sumie chyba nie tędy droga. Hmm, jak bym je chciała realizować. Może przepłakać? Nie wiem… Jedyne co mi przychodzi do głowy to to żeby powiedzieć tej osobie. A pierwsza myśl najlepsza zawsze chyba…

          ona.ddd
          Uczestnik
            Liczba postów: 73
            w odpowiedzi na: Głód uwagi #479803

            Pisz elaboraty śmiało, ja lubię takie długie 🙂 Tylko żeby odpisać potrzebuję więcej czasu i spokoju wokół siebie, dlatego czasem z takim opóźnieniem to wychodzi. Zauważyłam, że piszesz nocą chyba zazwyczaj. Nie śpisz o tej porze?? Czy jesteś w innej strefie?

            ***
            Też wolę ludzi mówiących wprost. Zawsze tak wolałam. To jest też takie bardziej męskie. Kobiety jak coś im nie leży,  zazwyczaj kręcą coś na boku, po cichu, knują, zamiast powiedzieć w twarz komuś o co chodzi. I konflikty się ciągną przez to w nieskończoność. Chociaż czasem to o konfliktach nie można mówić tylko o jakimś krzywym klimacie, bo przecież nic nie jest na wierzchu, nie ma jawnego konfliktu. Faceci to kawę na ławę, po pysku sobie dadzą i spokój. Ja nigdy nie byłam w babskim towarzystwie, ani na studiach ani w pracy i z tego co słyszałam jakie kobiety wredne potrafią być to masakra. Mi zawsze bardziej po drodze z mężczyznami było i jak już wspominałam, wszystko co męskie mnie bardziej pociągało przez to że był ojciec którego nie mogłam zdobyć dla siebie. Czy Ty ze względu na swoją mamę wolisz towarzystwo kobiet i lepiej się z nimi dogadujesz z niż z mężczyznami? Czy też masz jakieś takie nie wiem jak to nazwać, „uprzedzenia” co do swojej płci przez to? Ja np. zawsze uważałam że kobiety są gorsze, głupsze, nudniejsze, mniej poważne. Straszne to…ale tak myślałam. Tzn. dalej to we mnie jest. Nie pozbyłam się tego przekonania od tak. Ja na razie wiem że to są tylko przekonania, a nie obiektywna prawda, wiec odwracam myślenie. Dobrze wreszcie wiedzieć, że to przekonania, bo jednocześnie z pogardą dla kobiet (i siebie oczywiście) byłam zażartą obrończynią kobiet i feministką, chcąca łamać wszelkie stereotypy związane z płcią. Ten rozdźwięk był straszny. Byłam rozdarta kompletnie, nie wiedziałam kim jestem. I się zastanawiam czy Ty też coś takiego miałeś i jeśli tak to jestem ciekawa co myślałeś o mężczyznach.

            ona.ddd
            Uczestnik
              Liczba postów: 73
              w odpowiedzi na: Czy jestem DDA? #479795

              Cześć Karolina,

              Mam podobne doświadczenia z domu rodzinnego. Pewnie czułaś się tak jak ja biedaku 🙁 Teraz czuję żal i smutek za siebie i za Ciebie. Ja poszłam na terapię dopiero jak kompletnie się rozwaliłam psychicznie. Nie czekaj do takiej chwili. Jak tylko świta Ci w głowie żeby iść to idź czym prędzej. Nie patrz na nic, a już zwłaszcza na partnera. I tak na terapii będziesz bez niego (o ile nie myslisz o terapii małżeńskiej czy coś w tym stylu). Powiem jeszcze coś. Po przeczytaniu Twojego postu od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Uciekaj od alkoholika jak najdalej od razu! Nie ma że 4 piwa to norma, że nie bije itd. To jest schemat z domu. Znamy go, więc wydaje się ok ale to jest złudne. Nie znam przypadku że można być szczęśliwym przy alkoholiku. Uciekaj i ratuj sie póki czas. Terapia u specjalisty to bedzie dobry pierwszy krok.

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez ona.ddd.
              ona.ddd
              Uczestnik
                Liczba postów: 73
                w odpowiedzi na: Głód uwagi #479752

                Jejku ale te wpisy gigantyczne wychodzą. Mam nadzieję że czytelne i zrozumiałe jest to wszystko. Kilka wątków się miesza zawsze i wychodzi groch z kapustą totalny.

                Chciałam też napisać że znowu dziękuję, tym razem za to:

                Mnie zafascynowało, że masz podobne problemy, ale ja akurat wiem co chcę robić i właśnie to robię ? gadam z tobą bez pośpiechu. To jest bardzo przyjemne i uspokajające dla mnie. Nie nakręcam się, raczej czuję wdzięczność i korzystam z okazji.

                Wydaje mi się, że po prostu masz taki duży głód uwagi, że trudno to napełnić jednym razem. Ten deficyt rośnie latami, pewnie przez całe życie, i tylko dlatego jest taki duży. Tak jak nie tyje się od jednej imprezy i nie zostaje specjalistą po przeczytaniu jednej książki, to wszystko się dzieje z czasem. I dlatego także zaspokajanie tych potrzeb zajmuje czas.

                Miło było to przeczytać 🙂 Bardzo mnie to podniosło na duchu, dodało pewności i poprawiło humor 🙂

                ona.ddd
                Uczestnik
                  Liczba postów: 73
                  w odpowiedzi na: Głód uwagi #479751

                  Nie chcę iść na terapię grupową z dwóch powodów. Jeden to to, że boję się zwierzać przed rożnymi ludźmi z jednej miejscowości. Terapeucie to co innego. Obowiązuje ich tajemnica. Tu na forum czuję się bardzo anonimowo i to mi daje swobodę wypowiedzi. Nie odważyłabym się na tyle będąc twarzą w twarz z ludźmi na terapii. Druga sprawa to to, że obawiam się że na takiej grupowej czułabym się zaniedbana. Zanim się inni wypowiedzą, zanim do mnie dojdzie, sesja się skończy. Mam potrzebę żeby uwaga była skupiona na mnie. Nie chcę jej dzielić z innymi. Wracając w związku z tym do dzieciństwa, do potrzeby uwagi w tamtych czasach. Ja tą potrzebę miałam od wczesnych lat. Pamiętam różne sytuacje już z czasów kiedy miałam ok 4 lata, kiedy mi tej uwagi brakowało. Ostatnio w rozmowie rodzinnej napomknęłam że nie znosiłam przedszkola bo czułam się tam zawsze samotna. Nie miałam się z kim bawić, nie miałam koleżanek. A mama na to że to ja przecież nie chciałam się z nikim bawić (nie że ktoś ze mną nie chciał). Nawet jak szłam do piaskownicy to chciałam żeby mama była obok i nie chciałam się bawić z innymi dziećmi tylko żeby z mamą być. Ja tego akurat nie pamiętam co ona opowiedziała ale pamiętam dobrze że chciałam: 1 – faktycznie być z mamą, bawić się z mamą i spędzać z nią czas i to co zapamiętałam z dzieciństwa to nie wspólne zabawy (nie wiem czy były), tylko właśnie to że ja chcę a jej nie ma, albo ona mówi żebym szła do dzieci i nie idzie ze mną. 2-chciałam się bawić z innymi dziećmi (nie tylko z samą mamą) ale z tego co zapamiętałam z dzieciństwa to były chwile kiedy jakieś dziecko ode mnie odchodzi do innych dzieci się bawić. Więc jak widać, z dzieciństwa mam totalny brak uwagi z mamy strony i ten brak odczuwam do dziś. Ale nie chcę dzisiaj uwagi mamy. Mama dziś by ze mną gadała chętnie, bywała ze mną, ale ja nie chcę. Nie mam potrzeby z nią być, nie chcę i nie umiem się jej zwierzać. Jest na dystans. Czyli była zapewne kiedyś ta fascynacja mamą ale mi minęła bo nie dostałam tego czego chciałam. Co ciekawe, zrobiło mi się coś takiego dziwnego już w dzieciństwie, że jak czegoś chcę i chcę ta potrzebę zrealizować, to nie umiem spokojnie, tylko rzucam się jak lew na ofiarę, albo jak nie wiem co. Przykład. Ja nie pamiętam tego ale mama opowiada to czasem w ramach żartów: po przeprowadzce na inne osiedle (6 lat miałam około) nikogo nie znałam i podobno w ramach zapoznawania się, poszłam kiedyś pod blok gdzie na ławce siedziały obok siebie dwie dziewczynki i gadały. I ja przyszłam i wepchałam się między nie i tak siedziałam. I nie to że było dużo miejsca między niemi. Musiałam się trochę pokręcić tyłkiem żeby się miedzy nie wepchać. I tyle. Ani me ani be, ani czy mogę. Ryp tyłkiem i jestem, kochajcie mnie… No jest to dziwne i nienaturalne. Albo właśnie ta fascynacja ludźmi. Nie mogę tak „powoli” coś polubić, zachcieć tylko tak agresywnie? Od razu musi być aż taka fascynacja-atak?
                  Także widzę powiązanie braku uwagi w dzieciństwie z brakiem uwagi teraz ale nie wiem co z tego wynika i co mogę z tym zrobić.

                   

                  I mówię, bo się uczę, że można mówić wprost. Wczoraj wymieniałem SMS-em spontanicznie czułości z przyjaciółką i czułem w związku z tym niepokój, bo nie nauczyłem się tego w domu, ale okazało się, że to był miły moment i reszta dnia była miła, nic strasznego nie nastąpiło.

                  Ja mam chyba odwrotnie bo właśnie nie mam oporów żeby walnąć wprost. Tu jest problem że nie umiem jakoś tak wstęp zrobić czy coś. I ja też jak Ty wysyłam np. tego smsa i też mam niepokój. I tu się rozjeżdżamy chyba. Czyli Ty nie byłeś nauczony mówić wprost i stąd obawa jak zareaguje koleżanka tak? No ja niby też nie byłam nauczona bo nie można było mówić tego czego ci potrzeba. Ale jakoś robię i mówię wprost (o ile wiem czego chcę). Za bardzo wprost aż. Skąd mi się to wzięło akurat to nie wiem. Jak z tym siadaniem na ławce miedzy dziewczynkami. Wychodzi nietaktownie, nie tak jak trzeba. I niestety zazwyczaj nie jest tak jak u Ciebie:

                  okazało się, że to był miły moment i reszta dnia była miła, nic strasznego nie nastąpiło.

                  Wychodzi jakiś kwas, ktoś się nie odezwie albo nie tak jak ja oczekuję, nie poświęca mi uwagi tyle ile chcę. A ja nie umiem przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że to co dostaję to tyle ile druga osoba jest mi w stanie dać i takie jest jej święte prawo. Tylko jest mi źle, do tego stopnia ze odechciewa mi się. Fascynacja mija. Ale. Są dwa przypadki gdzie nie mija. Jeden to ojciec. Nie mogę odpuścić potrzeby żeby górować nad nim, żeby był mi całkiem posłuszny, zależny. Ja do dziś się go boję chociaż nie mam podstaw. A drugi przypadek to właśnie ten ważny były partner. Nie umiem odpuścić i zapomnieć o tym.

                  Fascynacja, romans, uwaga – tego mi brakuje.

                  Raz tak miałam z tamtym byłym partnerem (tym ważnym). Zgraliśmy się tak jakoś i przez rok byliśmy na takim haju fascynacyjnym. Potem nadal byliśmy razem ale już bez haju (ale też było fajnie).

                  A jak było bez haju? Brakowało ci tego czy nie, bo było po prostu inaczej?

                  Po tym wpisie myślałam trochę i doszłam chyba do tego dlaczego i jak fascynacja w tym związku minęła. Było tak, że on zdecydował się na wyjazd zagraniczny na 3 miesiące pomimo moich próśb żeby nie jechał (wcale nie musiał, po prostu chciał). Strasznie to przeżywałam, byłam dziko samotna, wyobrażałam sobie jak to będzie cudownie jak wróci. I wrócił w końcu. Ja do ostatnich dni jego nieobecności męczyłam się tym że go nie ma. I doznałam szoku i kompletnego zawodu jak w końcu go zobaczyłam, bo kompletnie nic nie czułam. Zero. Tak czekałam na ta chwilę i tu nic. Widać zadziałał mechanizm – skoro nie mogę mieć czego chcę, to odcinam emocje, odcinam się od tego i już tego nie potrzebuje. Śmieszne jest to że dopiero teraz świadomie widzę ten mechanizm a znam go od lat. Kiedyś komuś powiedziałam, że ja nie mam w życiu porażek. Nie czuję że jej mam, bo jak tylko coś mi nie wychodzi, nie idzie coś zgodnie z planem, to ja zmieniam plan, już tamtego nie chcę i jadę dalej i jest fajnie. Taki mechanizm sprytny… Wracając do pytania „jak było bez haju”. Źle było bez haju bo była totalna pustka, bezsens jakiś, nicość. Tyle że zaraz mi emocje wróciły bo było tak że on widział że stałam się jakaś lodowata. Twierdził że próbował być dla mnie miły bardziej ale to nic nie dało i odpuścił. Zaczął się oddalać. I mi wtedy oczywiście widząc że go tracę włączyły się emocje. Już go chciałam i…już było fajnie. Bo miałam „co robić”, o czym myśleć i już nie było pustki. Znany mechanizm znowu ddd – żeby się coś działo. Nie ważne, zakochanie czy porzucenie, byle się działo…. Tak więc tak z tym hajem.

                   

                  ona.ddd
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 73
                    w odpowiedzi na: Głód uwagi #479747

                    Truskawek, wracając do Twoich postów z weekendu. Bardzo Ci za nie dziękuję bo wprawiły mnie w dobry nastrój i miałam dobry humor cały weekend. Nawet strach który przyszedł po tamtym artykule był nie za długi. Generalnie czułam się dobrze 🙂 Cieszę się też że pisząc mi, też u siebie widzisz nowe rzeczy, czyli że nie jestem tu zbędna 🙂

                    ***

                    (…)to może by się przerobił na partnera, zamiast być tym opiekunem..? (…)

                    On się raczej w nic nie przerobi 😉 jeśli sam tego nie będzie chciał. Jest możliwość, że on się czuje wygodnie w takiej roli i nie zamierza z niej wychodzić, czyli to co pisałem ostatnio o swoim związku. Tak samo z tobą ? być może tobie jest bardziej potrzebny w roli rodzica, a nie partnera, i akurat z nim w tej chwili nie chcesz tego zmieniać?

                    Mówiąc że „on się przerobi” miałam na myśli że w mojej głowie się przerobi. Bo ja obecnie nie widzę w nim partnera kompletnie. A potrzebuję i partnera i opiekuna. Tak jak pisałes że trzeba samemu wyjść z inicjatywą i powiedzieć o tych swoich potrzebach, ja mu o tym mówiłam że widzę go jako opiekuna, a nie partnera i brakuje mi romansu i chciałabym widzieć w nim też partnera. Także on wie, ale sam jakoś nie może czy nie chce podjąć kroków takich żebyśmy byli tymi partnerami. Ja sama, poza tym że mu powiedziałam, też nie podejmuję innych kroków, bo nie dam rady. Dla mnie jakiś taki romans z nim jest czymś dziwnym, nienaturalnym wręcz. Tak jak to zauważyła moja pani psych, skoro mam go za rodzica, to trudno żeby mieć romans z rodzicem. I tak cały czas myślę co ja mam zmienić w swoim myśleniu żeby u siebie w głowie przerobić go z opiekuna na partnera. Najlepiej by było żeby nie stracić tego opiekuna przy okazji, tylko żeby był 2 w1. Nie wiem czy tak się da…

                    ***

                    (…) jak powiedziałem, że siedzę i nie wiem jak się dostać do emocji, to raz wyjątkowo dostałem taką radę: ?odciąć głowę?? Nie rozumiałem tego wtedy ani nie rozumiem teraz, ale mogę ci powtórzyć, może ci coś da? Ja w każdym razie w którymś momencie poszedłem dalej, a raczej głębiej.

                    Ja to rozumiem tak żeby przestać o tym myśleć, przestać analizować, kontrolować. Niech sobie leży, dojrzewa. Ale kuszące jest to żeby coś robić i działać. Człowiek tak chciałby już iść dalej, załatwić i mieć spokój. Ciężko tak pieprznąć tym wszystkim i niech się dzieje co i jak chce. Rozumiem że jak w którymś momencie poszedłeś dalej, to samo tak wyszło? Nie było żadnego impulsu wtedy jakiegoś albo zdarzenia? Czy było coś?

                    ona.ddd
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 73
                      w odpowiedzi na: Głód uwagi #479657

                      Ok, mam chwilkę to siadam i piszę o co chodzi mi z tym artykułem. Tak w ogóle to uważam że jet świetnie napisany, kawał wiadomości historycznych też jest. Szkoda że mi się nic głowy nie trzyma i zaraz zapominam, ale co zrobić… W każdym razie. W artykule poruszona jest kwestia tego, że mamy obecnie czasy gdzie do głosu dochodzi tzw. motłoch. Obniżają się standardy dyskusji, wychodzą na światło dzienne skrywane dotąd uprzedzenia, radykalne postawy, one same też pod wpływem tego jak jest coraz bardziej się radykalizują. Bardzo tu upraszczam oczywiście. Artykuł napisany jest fenomenalnie, natomiast mi chodzi o to, że właśnie tego się boję jak jest teraz na świecie i czuję się niepewnie. Boję się tego, że otacza nas tyle nieutajonego już zła, tyle agresji, tyle postaw destrukcyjnych. Co gorsza, jak pokazuje historia, jest to równia pochyła w dół. I tak jak mówiłam kilka postów temu o tym że chciałabym żeby było uprzejmie, dobrze, żeby był szacunek to miałam też na myśli tą sytuację w jakiej obecnie znajduje się Polska, Europa, świat. Te warunki nie sprzyjają temu żeby wychodzić na prostą z DDD, bo nie czuję się bezpiecznie. Bardzo brakuje mi poczucia bezpieczeństwa a tu nie ma gdzie uciec, bo globalnie jest niebezpiecznie. Do tego jako typ dziecko bohater zawsze chciałam działać, walczyć, naprawiać świat. Niedawno dopiero dotarło do mnie że taka postawa to jest jedynie przekonanie. Ja wcale taka nie jestem. Nie chcę zbawiać świata, ratować go. Ja nie mam na to siły, to nie moja prawdziwa natura. Zaczęłam dawać sobie prawo do tego że nie muszę tego robić. Nie muszę się użerać, choćby wiecznie walczyć z tymi ludźmi wywalającymi śmieci. I przeczytałam artykuł i tam było napisane że dziś za swój osobisty święty spokój płacimy milczeniem na świństwa, ale jutro już za ten święty spokój zapłacimy więcej, np. tym że trzeba będzie jakieś świństwo jawnie poprzeć. Itd, itd. aż zabraknie nam wolności. W związku z tym trzeba walczyć, zduszać zło jeszcze w zalążku. Czyli co, muszę walczyć jednak, tak? Bo jak nie ja, jak nie ty, to kto? I zasmuciłam się, zatrwożyłam i zgłupiałam. Co właściwie mam robić? Z jednej strony jako DDD dziecko bohater jestem walczakiem. Z drugiej jako osoba już uświadomiona co do swojego problemu, wiem że nie muszę walczyć. Z trzeciej jak nie będę walczyć to cały ten nasz bezpieczny świat który nas otacza zginie, bo swoją biernością doprowadzimy do jakiejś katastrofy. Taka jest nieuchronna. To pokazuje historia. Artykuł jet też o tyle ciekawy że pokazuje jak pewne mechanizmy działają niezmiennie. Jak historia się powtarza, jak te same techniki manipulacyjne są wykorzystywane od zawsze i jak zawsze odnoszą ten sam skutek. To jest przerażające. Ta wizja. Co będzie? Kiedy rypnie ten „stary europejski ład”. Co się stanie, czy będzie wojna? Czuje się bardzo niepewnie. Po prostu się boję i nie wiem co zrobić. Walczyć czy nie walczyć.  Czy też tak macie? Jak odbieracie ten artykuł i to jak w ogóle wygląda sytuacja na świecie dziś. Czy to że jesteście DDD/DDA nie oddziałuje na Was to jeszcze mocniej niż na innych? Też to Was tak martwi jak mnie? Ja myślę że bardziej emocjonalnie do tego podchodzę niż inni (nie DDD/DDA). Może ktoś uznać że przesadzam, że gdzie tam wojna jakaś, itd. Mam tego swiadomosć że może za bardzo w to wchodzę emocjonalnie, ale to jest właśnie przez to że jestem DDD i na ten problem patrzę przez pryzmat domu. Nie umiem dobrze oddać tego co czuję i o co mi chodzi, ale może to łapiecie. No nic, ciekawa jestem opinii.

                      ona.ddd
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 73
                        w odpowiedzi na: Głód uwagi #479653

                        Zanim odniosę się do Twoich postów Truskawek, chciałabym polecić ten artykuł który właśnie przeczytalam:

                        http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,25388028,adam-michnik-europa-kaczynskiego-kontynent-ludzi.html

                         

                        Zrobił na mnie wrażenie i mam do tych spraw pewien specyficzny stosunek,  jako że jestem DDD. Napiszę coś więcej potem, a póki co zachęcam do lektury. Mam nadzieję że też Was zainteresuje.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 72)