Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • Pawel12345
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

      Bez spiny. Spokojnie i nie mam przy okazji żadnych pretensji (dlatego czkałem z odpisaniem plus bylem zajęty sprawami życia codziennego).

      Nie odczuwam w sobie syndromu DDA (nie koloryzuje złych stron z przeszłości) tylko zastawiam się „dlaczego” tak jest po prostu tyle i aż tyle. Po prostu przeszłości nie zmienię.

      Też miałem kiedyś złamaną rękę. Przytyłem wtedy 15 kg i osiągnąłem swój życiowy rekord masy Poświęciłem 200 godzin na hobby. Mieszkałem u moich teściów, którzy starali się być mili, ale im nie wychodziło. Moje małżeństwo upadało. Wywalono mnie z pracy (marnie płatnej, ale jedynej, jaką wówczas miałem), bo nie potrzebowali takich, co chodzą na 1,5-miesięczne zwolnienie.

      Ogólnie w moim przypadku to bardziej zrzuciłem te 10 kg niż przytyłem mimo iż niewiele w swojej diecie zmieniłem. Fakt jak masz prawą rękę w szynie to nie wiele samemu można zrobić do żarcia. Ja na szczęście mam fajną perspektywę pracy robię coś w tym kierunku (zmiana stanowiska) i staram się być optymistą, a zaczynałem z niczym mimo matury, studium policealnego plus chronią mnie związki zawodowe, a firma jest stabilna i mimo iż mam od cholery zaległości to nigdy nie miałem z tym problemów umiem się dostosować, ale w życiu uczuciowym? Jedno wielkie nic.

      Jak pisałem wyżej umiem rozmawiać nawet nieświadomie flirtować z dziewczynami/kobietami w różnym wieku (może z tymi starszymi to tak nie za bardzo) i różnych nazwijmy to dyplomatyczny większych gabarytach fizycznych, ale mimo tego iż kiedyś miałem dość burzliwą, fajną oraz namiętną relacje z pewną dziewczyną w czasach szkolnych (z trzymaniem się za ręce i całowaniem). Czy mogę to nazwać związkiem? W jakimś stopniu chyba tak i stąd czuje tą pustkę emocjonalną. I być może tutaj leży problem, a co do psychologa? Staram się mieć naprawdę otwarty umysł na różne kwestie jakie daje nam ziemski byt.

      Paweł, z Twojego ostatniego posta bije coś innego niż wcześniej – to nie elokwencja, siła czy poukładanie, ale prawdziwość. A to bycie sobą prawdziwym, bez osłon i masek, może być jedną z najcenniejszych wartości w życiu.

      Nie dla wszystkich jest to oczywista oczywistość. Większość ludzi to zwykli dwulicowi hipokryci.

      Być może jednak tę swoją złamaną rękę możesz traktować jako prezent od losu. Bo uzmysłowiła Ci, że samą pracą zawodową daleko nie zajedziesz. Że przyjdzie moment, kiedy zdasz sobie sprawę, że tak naprawdę jesteś sam i czujesz się samotny. I może lepiej, żeby przyszedł on teraz, niż kiedy będzie już na jakiekolwiek działania za późno.

      Czasami tak mi się wydaje, ale potem przychodzi zwątpienie, że robię wszystko co mogę zrobić, a i tak nic się nie zmienia bo zostaje na końcu z niczym czyli sam. Portale randkowe odpadają bo tylko skarbonka bez z dna, a większość kobiet tam będących ma takie oczekiwania jakby faktycznie szukały księcia z bajki lecąc w opisie z tekstami w stylu „z niższym niż 172 cm nie będę bo to nie facet” – to niech szuka „nadfaceta”, którym nie jestem i to jest ich problem nie mój tak naprawdę. Oczywiście nie wszystkie tak robią, ale przez pewien czas miał taką fazę na portale randkowe i mi przeszło. Szkoda tracić czasu i pieniędzy tak naprawdę na nic. A potem takie płaczą jak ich ideał potraktuje je w taki sam sposób – ot ironia losu.

      Przedłużająca się rehabilitacja może być jednym z elementòw podcięcia poczucia wartości, jakiegoś smutku, irytacji przy czym czytając Ciebie mam poczucie, że 'przeszkadza’ Ci ona trochę w uciekaniu. W kontekście rehabilitacji zaczerpnę tutaj jeden z wpisòw Fenix o podejściu do takich momentòw jak do stanu przejściowego.

      Zgadzam się, że po ostatnim złamaniu lewej ręki miałem zupełnie inne podejście, a teraz mam zwyczajnie pretensje do całego świata „czym ja sobie na to zasłużyłem?” oraz „co jeszcze?” mimo iż wiem, że inni mają gorzej (śmiertelne choróbska, brak kończyn etc), a mimo wszystko straciłem pewność siebie, zacząłem analizować i kwestionować swoje dotychczasowe życie mimo iż nigdy nie narzekam bo zawsze może być gorzej niż jest. Podobnie jak z uczuciami czy znalezieniem swojej drugiej połówki.

      Teza, że wszystkie fajne kobiety są już zajęte, jest całkowicie nieprawdziwa.

      Wiem i mam tego świadomość, ale te znajomości z zajętymi kobietami też są po coś i mają mnie czegoś nauczyć o sobie może właśnie po to, aby umieć z nimi rozmawiać o wszystkim oraz niczym? Ja odbieram to jako pewną naukę, a mimo to nadal nic się nie dzieje.

      Ot po prostu zwyczajnie tracę nadzieje na poznanie fajnej dziewczyny z szansą na coś więcej, a moja nadzieja jest na takiej rezerwie, że motywacja oraz chęci są zwyczajnie jest już na dnie albo bardzo bliska dna.

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Pawel12345.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Pawel12345.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Pawel12345.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Pawel12345.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Pawel12345.
      Pawel12345
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Paradoksalnie, ten „gorszy” czas może Cię skłonić do przyjrzenia się temu, co może było ukryte i przyklepane, a jest powodem Twoich problemów – i zmierzenia się z tym.

        Może tak, może czas pokaże. Bo na razie za dużo o tym myślę/analizuje co także najwidoczniej przeszkadza w życiu uczuciowym bo zawodowym już niekoniecznie.

        Piszesz o swoim pozytywnym nastawieniu, a jednocześnie, że masz „wywalone” (co dla mnie trochę się nawzajem wyklucza), o sarkazmie, którego inni nie rozumieją i o byciu poukładanym. A czy nie kryje się pod tym wszystkim przypadkiem złość?

        Złość czasami u mnie występuje szczególnie w tym gorszym okresie bo wtedy zamiast skupić się na czymś innym jak np pracy to mam za dużo wolnego, i nie ma jak zagospodarować czasem mimo iż staram się to robić, a brak kogoś bliskiego z poza kręgu rodzinnego jeszcze bardziej dobija i obniża samopoczucie czego mam świadomość, a wcześniej nie miałem takich problemów z akceptacją tego co mnie spotyka/spotkało.

        Po prostu czuje wewnętrznie, że coś ważnego mnie omija coś i stąd jest we mnie złość pretensje do wszystkich, całego świata….oraz także do siebie – bo nie wiem czy mam czekać, szukać odpuścić szukanie czy coś innego jeszcze.

        Naprawdę nie mam pojęcia co robię źle czy robię to dobrze bo jednak coś robię i stąd cała ta złość się bierze, a nie dlatego, że nie mam pretensje do matki/ojca za to jak swoje życie ułożyli podobnie jak większość moich rówieśnicy lepiej lub gorzej, ale jednak z kimś byli/są mają dzieci, a ja tkwię w czymś co jest ciężko zaakceptować bo nie uważam się za gorszego od innych, a tym bardziej za lepszego bo takich ludzi jak ja lub podobnych są tysiące zarówno mężczyzn czy kobiet (bo tych tzw „nowych” płci nie liczę). Nikt mnie tego nie uczył/nie na uczył do tego dochodzi brak doświadczenia w tej materii co powoduje pewnego rodzaju obecną sytuacje.

        Co do sarkazmu. Może źle to sformułowałem z tym „sarkaźmie, którego inni nie rozumieją” ,a bardziej chodzi o fakt, że żyjemy w czasach pewnej poprawności politycznej, w tym sensie. Jeśli nie byłem precyzyjny to przepraszam za niecelowe wprowadzenie w błąd.

        Sam czasami nie rozumiem, kiedy ktoś czasami mówi w takim stylu więc on jest praktycznie też mogę go nie rozumieć. Jeśli chodzi o mieć wywalone oraz pozytywne nastawienie wynika z podejścia do życia jako takiego względem tego na co nie mam tak naprawdę wpływu i jest niezależne ode mnie, bo gdybym miał się przejmować wszystkim dosadnie to już dawno popadłbym w depresje, osiwiał, przechodził załamanie nerwowe, miał myśli samobójcze czy bym się zwyczajnie poddał mimo iż nie widzę w tej „walce” szans na zwycięstwo, a przynajmniej jest tak na ten moment mojego życia. Zbyt dużo negatywnych spraw nałożyło się na raz i to jest najpewniej, że pierwszy raz w życiu nie jestem wstanie tego mentalnie udźwignąć.

        W kwestii terapii nie wiem czy mi pomoże bo może wcale nie polepszyć sytuacji wręcz przeciwnie może ją pogorszyć co też zależy od terapeuty, a z nimi jak z różnej maści fachowcami. Wolę taką terapię jak ta tutaj w jakimś stopniu też może przecież pomóc.

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
        Pawel12345
        Uczestnik
          Liczba postów: 8

          Kurczę, też mam wrażenie, że coś w tym jest, Pawle. Bo z jednej strony robisz wrażenie osoby pewnej siebie, świadomej swojej wartości, krótko mówiąc samca alfa.

          A z drugiej strony pesymizm, fatalizm i jakby w rzeczywistym kontakcie z kobietą gdzieś to uciekało. Pytanie: dlaczego?

          Gdybym znał pytanie dlaczego tak jest to bym nie szukam odpowiedzi, a tym nie zakładałbym takiego wątku. Ogólnie to staram się być naprawdę pozytywnie nastawiony i mieć w pewnym sensie „wywalone” (jak mawia pewne polskie niezbyt ładne przysłowie) nie wieje ode mnie takim pesymizmem jak teraz, który wynika pewnej sytuacji w jakiej się znalazłem, ale nie robię i nie chce robić z siebie „ofiary” tylko zwyczajnie tak mi się wydaje, że po raz pierwszy w życiu czuje się bezradny, zniechęcony, poirytowany tym, że to rehabilitacja trwa dość długo i nie tylko. Zwyczajnie parę spraw nałożyło się na siebie bo zazwyczaj nie jestem nadal staram się coś robić w różnych kierunkach swojego życia czy to rozwoju czy uczuciowego (chociaż tutaj jest ono kompletną klapą i nie mam problemu, żeby się do tego przyznać sam przed sobą). Do tego przychodzi pewnego rodzaju kryzys „formy” psychicznej (kiedyś pewnie by to nastąpiło), jeszcze wcześniej wypalenie zawodowe, zwątpienie w sens bycia, życia, miłości etc.

          Pewnie później jak na to spojrzę z większym dystansem (może nie teraz bo teraz patrzę na to bardziej pesymistycznie) jak to mam zwyczaju robić i pewnie tak zrobię także wstanę otrzepię się jak po faulu i „pobiegnę” dalej mimo iż nie umiem biegać taka zdrowa racjonalna aluzja do samego siebie lub jak kto woli tzw dystans.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
          Pawel12345
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Natomiast osobiście daleki byłbym interpretacji, że „tak jest, bo tak musi być”. Bliższy jestem interpretacji, że tak jest dziś, bo jutro może ma przynieść coś zupełnie innego.

            10 czy nawet 15 lat temu też miałem takie podejście „że tak dzisiaj jest, bo jutro ma przynieść coś zupełnie innego”, ale po tych x latach wiem, że tak w moim przypadku nie jest jeśli weźmiemy tzw miłość pod uwagę, i fakt iż zaczynam się powoli godzić z tymże niektórzy na to z jakiś niezależnych przyczyn chociaż nie wiem co by robili w swoim życiu to i tak jej nie znajdą/nie spotkają. Po prostu to jest zwykle idealizowanie czegoś co nie istnieje tzn na coś na co tak naprawdę nie mamy żadnego wpływu. Tak wieje ze mnie pesymizm, ale takie są realia życia, które jest brutalne i podłe. Znam to aż za dobrze i jestem na takim etapie, że mam być po prostu sam i tyle i należy ten fakt zwyczajnie przyjąć do wiadomości bo najwidoczniej bez względu na to co zrobię nie zasłużyłem na własny związek/rodzinę.

            Najwyższa pora to olać tak jak to „coś” olewa mnie od x lat bo nie wierzę w zbiegi okoliczności czy przeznaczenie albo zwyczajnie nie zawracać tym sobie głowy skoro i tak nie wiele się tutaj zmieni bez względu na to czy się starasz czy masz gdzieś jak ja na tym etapie życia. Nie wiem może to jesienna chandra spowodowana przedłużającą się rehabilitacją, ale zwyczajnie nie mam już sił na czekanie/szukanie i nie szukanie skoro z jakiś powodów na to nie zasłużyłem tylko na to co złe bo dobre rzeczy mogę policzyć bez problemu na palcach jednej ręki.

            „Czasem w życiu jest jak w komputerowej grze – nie możesz przejść na inny poziom dopóki nie znajdziesz sekretnych drzwi. A zmiany przychodzą zupełnie niespodziewanie.”

            To jest on na najwyższym poziomie trudności zaś reszta to niedostępne dla niektórych dlc szczególnie tych płatnych mających zaporowe ceny. Zmiany o których piszesz to zazwyczaj kopniak, a nie coś pozytywnego np w postaci spotkania „miłości życia”. Tak ten świat niestety nie działa, a przynajmniej nie działa w moim przypadku.

            Pawel12345
            Uczestnik
              Liczba postów: 8

              Przyczyną problemów mogłoby być, gdybyś cierpiał na depresję.

              Depresji nie mam bo inaczej mógłbym się targnąć na własne życie, a w tym wypadku jest to opcja dla tchórzy.

              Po prostu jak każdy mogę mieć chwilę zwątpienia czy nawet braku chęci ze względu na aktualnie stagnacyjną formę życia lub wegetatywną – ot żyje bo żyję i tyle, a tym bardziej w momencie kiedy życie daje kolejnego kopa w tyłek jak z tym złamaniem.

              Twój ojciec pewnie nie był aniołkiem, ale to niedobrze, jeśli dziecko jest wciągane w wojnę pomiędzy rodzicami. Na ile Twoje przekonania na temat ojca są wynikiem Twoich własnych przemyśleń/obserwacji, a na ile zostały Ci wpojone?

              Są kwestie, których wolałbym nie poruszać bo różne sceny się działy od typowych awantur kłótni po bardziej złożone na podłożu psychologicznym, że tak to ujmę. Finał tego był taki, że to moja matka złożyła pozwem o rozwód, który stał się faktem.

              Z tego, co piszesz, swoje relacje z kobietami traktujesz tylko w kategoriach aseksualnych (kolega – koleżanka, brat – siostra). Czy samo to nie wydaje Ci się zastanawiające?

              Nie może czasami. Natomiast bardziej wynika to z faktów, które znam tzn w 95% moje znajome mają partnerów. Jedna nawet wyszła za mąż. Tak Więc kwestia dobrego wychownania światopoglądu, a nie aseksualność i mam też takie koleżanki, które mi się podobają, ale no właśnie są w długoletnim związku i nie chce być palantem, który to rozwalił. Po prostu wiem na ile sobie w tego typu sytuacjach mogę pozwolić.

              Tymczasem rzeczywistość zwykle jest bardziej złożona – z reguły kiepski mąż alkoholik i kiepska dysfunkcyjna żona chodzą w parze.

              Rzeczywistość jest niestety brutalna i wiele razy się o tym przekonałem. Wg mnie blokada może wynikać z pewnej nieśmiałości jeśli chodzi o fakt podrywania braku doświadczenia obycia w związkach bo co innego rozmawiać bez zobowiązań na totalnym luzie bez oczekiwań, a co innego w kwestii już bardziej złożonej jak właśnie nieszczęsne związki/małżeństwo/rodzina.

              Pomimo iż jestem pewny siebie oraz nie czuje się skrępowany kiedy rozmawiam z dziewczynami wręcz przeciwnie i to jest najbardziej irytujące wręcz zastanawiające dlaczego jednym idzie łatwiej, a takim jak ja trudniej. Może tak po prostu musi być i na nic innego nie mamy wpływy bez względu na to czy coś robimy, aby zmienić swoje życie czy też nie robić nic bo i tak z góry, gdzieś ktoś określił naszą egzystencje od A do Z.

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
              Pawel12345
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                Kobiety bardzo łatwo wyczuwają w mężczyźnie lęk, napięcie, frustrację, niepewność czy złość. I to zwykle je odstrasza – ja bardzo często tak miałem.

                Poza tym warto się liczyć z tym, że jeśli jesteś uporządkowany i poukładany, bliska osoba na pewno wniesie do Twojego życia pewien chaos. Choć będzie to „pozytywny chaos”

                Bardzo bym chciał tak jak chyba każdy, ale w obecnej nawet przestałem się już oglądać na dziewczyny po prostu z braku przekonania, motywacji, chęci czy wiary z nadzieją włącznie że się coś pod tym względem zmieni na lepsze. Aż tak naiwny nie jestem, że ot tak nagle trafi mi się ta jedyna jak ślepej kurze ziarno. Może to brzmi dość pesymistycznie albo jak jesienna chandra (lub coś podobnego), ale zwyczajnie zaczynam się z tym godzić, że nic takiego mnie już nie spotka.

                a jak wyglądały Twoje relacje z matką? Czy myślisz, że na Twoje obecne położenie mogą rzutować jakieś Twoje przekonania na temat płci przeciwnej albo związków w ogóle?

                Ogólnie są po poprawne w miarę dobre, ale nie wiem tak do końca jakie to ma przełożenie na moje wyobrażenia o związkach czy płci przeciwnej lub przekonaniach na to jak powinno to wyglądać. Ciężko mi to ocenić czy faktycznie tak jest.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Pawel12345.
                Pawel12345
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  Co do ręki to kwestia jest nie samej ręki tylko jej górnej części (przy łokciu – z postępem w rehabilitacji, który daje jakieś możliwości ruchowe). W przypadku poznawania nowych ludzi to faktycznie nie mam z tym żadnego problemu, a z sarkazmem czy ironią, a nawet autoironią to też przy bliżej poznanych ludziach niż tych, których nie znam bo niektórzy faktycznie nie umieją jej interpretować co jest niestety smutne.

                  Nie wiem, ale rozglądam/rozglądałem się i nic niestety. Ba nawet się już przestałem starać bo był moment, że się starałem za bardzo i też nic. Może tak ma być, że mam być sam i już i nawet jeśli coś robię lub robiłem w tej materii to zamiast tego dostaje kolejny raz po głowie od życia.

                  Ja zwyczajnie nie mam sił na oglądanie się bo to i tak nic nie daje w moim przypadku i coraz bardziej godzę się z faktem, że bez względu na wszystko kogoś takiego nie poznam lub większość jest już niestety zajęta (przynajmniej osoby będące w moim wieku). Po prostu nie mam już chęci czy siły na czekanie czy szukanie i zastanawiam się czy się nie poddać w szukaniu czegoś co nigdy się nie stało i prawdopodobnie nie wydarzy w tej materii.

                  Ponadto gdybym miał utknąć w przeszłości bo mój ojciec pił praktycznie zawsze odkąd pamiętam to byłbym w takim samym bagnie jak on. Stwierdziłem, że nie będę w tym bagnie co on, a na tamten moment, w którym wtedy byłem bardzo pomógł mi futbol (może nie trenowałem bo zdrowie na to nie pozwalało, ale stało się to pasją a oglądanie meczów ulubionej drużyny rytuałem – nawet udało się pojechać na mecz i planuje kolejny), który był odskocznią od tego co się działo i dzięki temu wydaje mi się wyjść na prostą czyli nie iść w jego stronę.

                  ps

                  Do kina chodzę (na różne filmy nie tylko s-f), ale w większości widzę tylko i wyłącznie pary lub przedział licealny. Tak więc też w dzisiejszych czasach tego typu próby różnie mogą być odbierane.

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)