Powiem szczerze, próbuję to sobie jakoś powoli poukładać.
Zacznijmy od żony, bo ona jest najważniejsza. Twierdzi że póki była na wizycie wiedziała jeszcze jak ugryźć temat ale im bardziej zaczęła o tym myśleć tym coraz mniej jest pewna.
Co do reszty, nigdy nie patrzyłem na siebie przez pryzmat opiekuna, z kolei do „stylu bycia” rodziców żony i ich zachowań jest mi zdecydowanie daleko. Niemniej jednak (jeśli się mylę proszę mnie poprawić) chcąc wspierać małżonkę bardziej jestem przeszkodą w jej zdrowieniu?
Kolejno, jeśli jestem bardziej opiekunem niż mężem – co mogę zrobić aby terapia była bardziej skuteczna?