Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Motywacja życia w obecnej rzeczywistości #488113
Hm, fajne pytanie… Wydaje mi się, że stopniowe zdejmowanie z siebie lęków i poczucia winy oraz podążanie za swoją ciekawością, która chyba najmniej była tłamszona w moim dzieciństwie. Dzięki temu robię rzeczy, które lubię i które mnie pociągają, i o nic nie muszę się już starać, po prostu chce mi się tego, a więc i żyć. Pomaga mi też wyuczony na terapii kontakt z emocjami, to też daje lepsze podążanie za swoimi potrzebami.
w odpowiedzi na: Kryzys po latach . #488092Najwyraźniej coś w tej sprawie robisz, więc jak najbardziej widzę szansę. W trakcie terapii będziesz mógł się w ogóle zastanowić czego dokładnie chcesz, bo „uratować małżeństwo” to bardzo mglisty cel, no i oczywiście zależy także od twojej żony.
w odpowiedzi na: DDA – moja historia i droga do równowagi #488059Mnie terapia pomogła właśnie pójść krok dalej i poukładać sobie trochę rzeczy, ale już nie przez głowę (bo te rozwojowe materiały trafiały do mnie tą drogą), tylko bardziej przez emocje, które miałem zaniedbane.
Terapia wydaje mi się o tyle cenna, że nie kręcę się jedynie we własnych wyobrażeniach, tylko dostaję jakieś sygnały zwrotne od innych ludzi – terapeutów czy grupy. Co jest o tyle ważne, że DDA/DDD to kwestia wyuczonych sposobów relacji z innymi ludźmi, więc jak dla mnie więcej sensu ma poprawianie sobie tego właśnie z ludźmi (zwłaszcza z grupą), a nie samemu.
Mnie terapeuci mówili, że terapia to jak zdjęcie plasterka i wyczyszczenie starej rany, która się pod spodem nie chce zagoić. Zdjęcie plasterka boli, ale dopóki on jest, to się i tak nie zagoi, bo to za duża rana.
Problemy żony poza tym, że realnie utrudniają wam życie, są też pewnie wyzwalaczem twoich własnych ran, to się przecież nie wyklucza. Terapia pozwala zająć się przynajmniej tą częścią, na którą masz wpływ.
To, że sobie radzisz, nie jest według mnie argumentem przeciw terapii, bo ważne jest też jaką cenę płacisz za to radzenie sobie, a nie że tylko fizycznie jakoś żyjesz. A idziesz po prostu z tym, że jest ci ciężko, a nie że masz za małą wiedzę, choć oczywiście trochę wiedzy też tam dostaniesz, ale to nie jest główny cel.
Jeśli jest ci trudno, to jest całkiem dobra motywacja żeby pójść na terapię, bo jeśli akurat nie ma żadnego kryzysu, to niby skąd miałaby się brać. Ale nawet bycie wysłuchanym może być ważnym doświadczeniem. Na szczęście możesz spróbować i sam stwierdzić czy coś ci to daje czy nie.
w odpowiedzi na: Ojciec nie zyje #487749Hej,
Współczuję ci, nie tylko śmierci taty, ale także tego uwikłania miłości w manipulację i parentyfikację. Rozumiem i twoją złość na niego, tęsknotę, wdzięczność i poczucie winy, bo takie słyszę emocje w tym co napisałaś.
Czy potrzebujesz teraz jakiegoś wsparcia z zewnątrz, albo w sprawie poukładania sobie spraw z tatą albo szerzej życiowo?
w odpowiedzi na: Stosunkowo udane małżeństwo z dda #487748Cześć, oczywiście z boku trudno powiedzieć, ale z tego co opisalaś to mam wrażenie, że jasno widzisz co się dzieje w waszym domu, bo to częsty obrazek, nie tylko u ciebie tak to wygląda,
Bliskie mi jest twoje nastawienie na zajęcie się sobą i dziećmi. Od siebie mogę powiedzieć tylko tyle, że polecam się na chwilę zastanowić także nad swoim domem rodzinnym – rodzina to system i skoro tak funkcjonujecie, to być może masz też swoje schematy relacji uzupełniające do tych jakie on ma? Tak czy inaczej polecam znaleźć profesjonalistę od uzależnień i/lub DDA/DDD i pogadać nad tym jakiego wsparcia (może np. terapii) potrzebujesz, żeby wprowadzić te zmiany i nie cofnąć się jak jemu się znowu na chwilę „poprawi”. Myślę, że nawet krótka rozmowa ze specjalistą może ci wiele wyjaśnić i ustrzec przed typowymi problemami.
Jeśli zdecydujesz się zająć sobą, to być może on z czasem też się dołączy, tego z góry nie wiadomo i nie ma na co czekać, bo od czekania nic się pewnie nie zmieni. Ktoś musi zacząć i mam wrażenie, że jesteś już do tego gotowa. Powodzenia!
w odpowiedzi na: Trudna rozmowa z mamą #487177Cześć, @agatka23. Mama zrobiła dokładnie to, co napisałaś – zaprzeczyła wszystkiemu temu, co rzeczywiście czujesz. Owszem, doskonale znam bagatelizowanie moich problemów i unikanie jak ognia rozmów o uczuciach. To był standard w moim domu i nic się nie zmieniło z jej strony.
Terapia jest po to, żebyś to ty mogła coś zmienić w swoim życiu, jeśli tak wybierzesz. Nie wiadomo jak zareagują inni ludzie w twoim otoczeniu, oni mają własne problemy i strategie radzenia sobie z nimi. Zamykanie oczu, bagatelizowanie i unikanie to jeden z (dysfunkcyjnych) sposobów.
Przykro mi, że mama cię nie zrozumiała i w zasadzie się odcięła. Możesz czuć żal, wściekłość, rozpacz, poczucie winy – tak to słyszę, ale najlepiej sama sprawdź czy rzeczywiście to.
Masz kogoś w otoczeniu, kto cię wspiera i rozumie?
w odpowiedzi na: jak przestać myśleć o rodzicu alkoholiku #486645w odpowiedzi na: jak przestać myśleć o rodzicu alkoholiku #486603Rozumiem. A czy chciałabyś poszukać wsparcia w jakiejś grupie nie terapeutycznej? Samodzielne dbanie o siebie jest ważne, ale bez wsparcia z zewnątrz jest po prostu ciężko. Częścią problemu DDA jest właśnie poczucie samotności i przygniecenie poczuciem, że wszystko trzeba zrobić samemu.
w odpowiedzi na: jak przestać myśleć o rodzicu alkoholiku #486580Cześć,
A czy szukałaś dla siebie pomocy na przykład na psychoterapii?
Bardzo trudno przestać o czymś myśleć, zwłaszcza emocjonalnie ważnym – może znasz tę anegdotę, że proponuje się, żeby nie myśleć o różowym słoniu, i pytanie o czym się myśli po takim zaleceniu?…
Na szczęście zamiast się próbować powstrzymywać, można się zająć sobą i swoimi potrzebami. Jeśli jesteś DDA, to prawdopodobnie tak byłaś wychowywana, żeby odrzucać siebie i poświęcać uwagę tylko innym ludziom. A już zwłaszcza rodzicom. Nie wiem czy słyszałaś takie pojęcie, ale to się nazywa parentyfikacja, czyli postawienie na głowie relacji rodzic-dziecko. Ale tak jak trudno zapomnieć o różowym słoniu, to już zupełnie nie da się zapomnieć o swoich potrzebach, ale jeśli się je ignoruje, to oczywiście wywołuje to wiele cierpienia. To kwestia wypróbowania i nauczenia się nowych reakcji i stawiania granic, a to jest możliwe.
w odpowiedzi na: A ja bym chciał żeby mnie panna zostawiła. #486492Nie bardzo wiem o czym chcesz rozmawiać – że jest ci źle? Powiedziałeś, rozumiem. Że nie umiesz postawić granic? Znam to, też było mi z tym bardzo trudno, rozumiem, też ci o tym opowiedziałem.
Nie wiem czego chcesz – uznania twoich problemów? Masz to. Uznania, że jesteś dziwny i nic z tym się nie da zrobić? Ja się z tym po prostu nie zgadzam i powiedziałem ci co ja z tym zrobiłem. Nie, nie jest to wcale proste, jak sugerujesz, ale wykonalne. Chcesz o tym posłuchać, jesteś ciekaw? To powiedz, mogę się podzielić co mnie pomogło.
Chcesz tylko ponarzekać i nic nie zmieniać? No to już to zrobiłeś, tylko co to za rozmowa, jak ktoś powtarza to samo zdanie w kółko? Chcesz żeby ona zrobiła to o czym tylko myślisz? Na razie samo to chcenie nic nie zmieniło i w ogóle mnie to nie dziwi.
Na głównej stronie jest między innymi to zdanie, które trochę mówi po co tu ludzie przychodzą:
Naszym celem nie jest znalezienie usprawiedliwienia dla wszystkich naszych wad i niepowodzeń, lecz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, a w szczególności nauczenie się przeżywania go z pozycji osoby dorosłej zamiast z pozycji zranionego dziecka.
Nie wiem, czy w ogóle przeczytałeś to i czy się z tym zgadzasz, ale na razie mam wrażenie, że całą energię pakujesz właśnie w usprawiedliwienie tego, że jest ci źle w tej relacji i czekanie aż ona coś zmieni, a sam umywasz ręce. Omijasz wszystko co wiąże się z uczeniem.
Z tym nastawieniem nie widzę najmniejszych szans, żeby było ci lepiej, bo niby jak, jakąś telepatią albo magią? Tego akurat nie rozumiem.
-
AutorWpisy