Grzech czy choroba
W.Osiatyński, Wyd. „Akuracik”
fragmenty:
-Jak pani rozumie tę duchowość?
-Trudno o jednoznaczne określenie, bo każdy rozumie to na swój sposób. Słuchając jednak ludzi w AA można spostrzec, że niemal wszyscy zaczynają od uwierzenia w istnienie jakiejś Siły Wyższej, która jest większa od nich samych. Ma to absolutnie podstawowe znaczenie, bo uwierzenie w Siłę Wyższą jest równoznaczne z usunięciem samego siebie z centrum wszechświata. Pamiętajmy, że wszyscy bez wyjątku alkoholicy to egocentrycy, wykazujący olbrzymie dążenie do kontroli, i to nie tylko nad alkoholem, ale nad wszystkim i wszystkimi w ich otoczeniu. A przecież u podstaw wszelkiej duchowości leży akceptacja braku kontroli. „To nie ja jestem panem wszechświata, nie ja jestem jego centrum, ja nie mam kontroli nad światem”. Kontrola zostaje przekazana komuś innemu – Bogu, istocie Wyższej lub wyższemu porządkowi, prawom natury – i odtąd znajduje się ona na zewnątrz człowieka. Dla alkoholika jest to coś zupełnie nowego.
*
(…) -Jakie cechy Polaków dostrzega ktoś, kto zawodowo szuka rady na ludzkie problemy i musi przenikać rozmaite sposoby samooszukiwania się?
-Dostrzegłem dużo podobnych cech, jakie znam z Islandii. (…) Ponadto odnoszę wrażenie, jakby każdy Polak, którego spotkałem, był alkoholikiem albo ko-alkoholikiem, albo jednym i drugim jednocześnie (…) Są gotowi na wszystko, by pomóc drugiemu człowiekowi.
-Czy to źle?
-Gdy mówię, że są gotowi na wszystko, mam na myśli skłonność, by oddać drugiemu więcej niż się samemu posiada. Polak może osobiście znajdować się na skraju bankructwa i załamania, a jednocześnie jego „ja” będzie zmuszało go, by dogadzał komuś, kto wcale nie jest w równie wielkiej potrzebie, jak on sam. Wielu Polaków zdaje się nie wiedzieć, kto jest najważniejszym człowiekiem w ich życiu.
-Kto?
-On sam. Bo to jest wszystko, co człowiek ma. A wy jesteście zbyt zajęci tym, by dogadzać innym. To przejaw braku poczucia własnej wartości i skłonności do depresji.
*
(…) Jest jeszcze coś w twoim dzienniku, z czego powinieneś zdawać sobie sprawę. Otóż wygląda na to, jakbyś był bardzo zależny od innych ludzi, od tego, co oni czują. Nastroje innych ludzi zdają się wywierać na ciebie silny wpływ. Jest w tobie wiele uczuć, ale nie bardzo wiesz, co z nimi zrobić. Wiem, że skutecznie troszczysz się o potrzeby innych. Ale czasem powinieneś również zrobić coś po prostu dla siebie samego. Zdaje mi się, że jest w tobie wiele współuzależnienia. Co o tym sądzisz?
-Nie wiem, skąd wzięłoby się u mnie współuzależnienie. Czy w ogóle powinienem szukać jego źródeł?
-Nic nie powinieneś, zapomnij o tym słowie. Jesteś, kim jesteś. I tak jesteś najlepszym sobą, jakiego masz. Zaakceptuj to. Sądzę natomiast, że zastanowienie się nad współuzależnieniem pomoże ci lepiej niż co innego rozpoznać te zachowania i reakcje, które przynoszą ci szkodę.
-Sądzisz, że szkodzi mi przesadna wrażliwość na to, co myślą o mnie inni?
-Tak mi się wydaje. Wygląda na to, że traktujesz ludzi bardzo dobrze. Ale to nie znaczy, że równie dobrze traktujesz samego siebie. Chyba zdarza się, że nie robisz tego, co naprawdę chciałbyś. Czasem, zupełnie nieumyślnie, możesz traktować swoich najbliższych gorzej niż ludzi, którzy mają bez porównania mniejsze znaczenie w twoim życiu. Nie mam pojęcia, skąd się to bierze. Ale to może osłabiać twoją zdolność koncentracji, utrudniać ci życie i pracę. Myślę, że bardzo starasz się kochać ludzi, ale nie wiesz, jak kochać samego siebie. Wygląda na to, że masz dużo pracy przed sobą.
(…) co teraz czujesz?
-Złość i lęk. Boję się, że nasz związek się rozleci.
-To uzasadniony lęk. Złość to tylko maska. Porzuć złość i naucz się przeżywać lęk, bo to twoje prawdziwe uczucie. To dobrze, że zaczynasz mieć z nim kontakt. Lęk to bardzo duchowe uczucie, bardzo naturalne i zdrowe. Staje się szkodliwe i destruktywne, gdy skrywa się je w sobie lub pokrywa maską złości. Albo wówczas, gdy obwinia się za nie rzekomych wrogów.
(…)
-Co zrobić, żeby przedostać się przez maskę?
-Zdjąć własną. Podzielić się z żoną swymi prawdziwymi uczuciami. Powiedzieć, że się boisz. I zapytać: „A czy ty też się boisz?”
-Nie powie.
-Spróbuj. Podziel się swymi uczuciami. I mów tylko o uczuciach. Trzymaj się serca. Gdy tylko przejdziesz z serca do głowy i zaczniesz wyrażać swoje myśli i opinie – oznacza to natychmiastowy koniec porozumienia między wami. Bo uczucia są uczciwe, a myśli bardzo rzadko; myśli często służą skrywaniu uczuć przed samym sobą i obwinianiu innych. Jesteś tym, co czujesz, a nie tym, co myślisz. Gdy więc w kontaktach z żoną ograniczysz się do swoich myśli, zawsze będziesz jeszcze bardziej przerażony i samotny.
-Czy to znaczy, że mam nie myśleć? Nie wiem, czy będę umiał?
-Masz nie wyrażać swoich opinii. Nie mówić, co należy zrobić, przynajmniej dopóki żona cię o to sama nie zapyta. Sam się nie spiesz ze swymi cudownymi receptami. Powiedz, co czujesz. Nie tłumacz, dlaczego tak czujesz, nie obwiniaj nikogo za swoje uczucia. Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć albo do czegoś razem z żoną dojść – zadawaj pytania. Nawet wtedy, gdy chcesz coś powiedzieć lub zaproponować, też zadawaj pytania. A potem słuchaj. (…) Bo słuchanie to w komunikacji międzyludzkiej umiejętność numer jeden, dwa, trzy, cztery i pięć. Język jest najbardziej pomocny w komunikacji międzyludzkiej wówczas, gdy trzymasz go za zębami. Więc kup sobie szeroką grubą taśmę i zalep sobie usta. A potem słuchaj. Cierpliwie czekaj i traktuj swoją żonę z szacunkiem. Nawet nie musisz jej zawsze lubić. Musisz natomiast traktować ją z ufnością i szacunkiem. I jeśli naprawdę chcesz zrobić coś dobrego dla siebie, bądź dobry dla swojej żony.