W mojej rodzinie problem alkoholu dotyczył mojego taty, który pił odkąd pamiętam.

Pierwsze bardzo niemiłe wspomnienia z tym związane mam z wieku około 2 lat. Kiedy ojciec był pijany stawał się agresywny w stosunku do matki. Nieraz miała miejsce sytuacja, że musiałyśmy uciekać z domu – mama, ja i moja młodsza siostra. Jako dziecko, nastolatka, miałam wielkie trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami. Zawsze zamknięta w sobie, wylękniona, nieśmiała, z niskim poczuciem własnej wartości. Bardzo wcześnie wyszłam za mąż i urodziłam pierwsze dziecko. Moje małżeństwo było totalnym koszmarem.

Mąż w ogóle nie liczył się z moim zdaniem, ja w żadnej sprawie nie miałam nic do powiedzenia. W końcu po 10 latach odważyłam się zakończyć ten związek, choć to bardzo dużo mnie kosztowało. Nie potrafiłam żyć sama, czułam się strasznie, a swoje smutki zaczęłam ku mojemu przerażeniu topić w alkoholu.

Wtedy poznałam swojego obecnego partnera, nawet nie starałam się go dobrze poznać, tylko cieszyłam się, że znalazł się ktoś, kto chce być ze mną i z moim dzieckiem. Po roku znajomości pojawił się syn i wtedy pojawiły się problemy. Zaczęłam miewać bardzo duże wahania nastroju, swoimi myślami potrafiłam się doprowadzić do takiego stanu, iż podejmowałam próby samobójcze, upijałam się by nie czuć, w tym momencie traciłam całkowitą kontrolę nad sobą. Takie spadki nastroju pojawiały się różnie – raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, aż w końcu nie mogąc poradzić sobie sama ze sobą zaczęłam szukać pomocy u psychologa i to właśnie on nakierował mnie na DDA.

Kiedy przeczytałam kilka artykułów na ten temat zrozumiałam, że to właśnie może być powodem moich zachowań. Mam zamiar dalej uczęszczać na spotkania z psychologiem i zacząć w końcu normalnie żyć. Teraz wiem, że jest nadzieja i że nie tylko ja borykam się z tego typu problemem. Chcę ratować swój związek i swoją rodzinę. Nie chcę, aby moje dzieci przechodziły to samo, co ja z matką alkoholiczką, bo jak na razie alkohol daje mi ukojenie, co bardzo mnie martwi. Zdaję sobie sprawę, że nie prowadzi to do niczego dobrego.


Ania, DDA, 33 lata