Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
  • Autor
    Wpisy
  • corkaRaphaela
    Uczestnik
      Liczba postów: 3

      Dzięki Waszej pomocy, tydzień temu nabrałam siły i zapisałam się na terapię. Pierwszą wizytę mam 11 sierpnia i zastanawiam się jak mi pójdzie. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się swojej reakcji w dniu rejestracji. Byłam bardzo spięta i zdenerwowana, zaczęłam czepiać się wszystkiego. Zdziwiło mnie to gdyż zazwyczaj robiłam tak jedynie w obecności mojej matki. Zastanawiam się jak ja dam radę tam chodzić i rozmawiać o tych sprawach. Gdy zapisywałam się na zwykłą terapię nie miałam takich problemów. Bałam się ale nie byłam tak spięta i wściekła. Tak naprawdę gdyby nie  uporczywe mdłości to nie poszłabym do psychologa. Naprawdę bardzo chcę uwierzyć, że to co przeżyłam jest poważne, jednak nie potrafię. Robię co trzeba w kierunku wyleczenia ale nie mogę przyznać się do tego co się działo. Gdy tylko to robię wzrasta u mnie gniew i nienawiść. Chciałabym już być zdrowa i nie przechodzić przez to wszystko.

      Zauważyłam, że w niektórych afirmacjach na tej stronie internetowej i nawet  na ścianie w budynku gdzie będę mieć terapię, są wzmianki o Bogu i ogólnej wierze. Nie jestem ateistką ale mam awersję do spraw religijnych, głównie z powodu fanatyzmu mojej mamy. Nie osądzam ludzi, którzy mocno wierzą, ponieważ wiem że to im pomaga w życiu ale nie potrafię tego słuchać bez niesmaku, nawet jeśli rozumiem. Możliwe że rozmowa o tym z psychoterapeutą pomoże mi pozbyć się tego. Czy na terapii będę musiała przyjąć wiarę w Boga jako ważną część wyleczenia?

      Druga sprawa to moje mdłości. Ostatnio mam dość trudny okres, w którym nie wyrabiam z pracą i teraz jeszcze zmagam się z wspomnieniami z przeszłości. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że jednak nie pogodziłam się z śmiercią brata i chyba mam jakąś traume. Ojciec mojego partnera miał udar mózgu i musieliśmy przyjechać aby zająć się mieszkaniem. Wszystko było pozostawione jakby ktoś przed chwilą z tego korzystał, jednakże towarzyszyła mi świadomość, że tej osoby nie ma tam od wcześniejszego dnia. Krew, wybite okno, zostawiony telefon i pustka to łączy wspomnienia ze śmiercią brata. Dostałam ataku paniki i prawie zwymiotowałam ze stresu. W porę mnie uspokojono, jednak nie mogłam zostać sama. Wrócił mój strach przed ciemnością, który był tak silny, że wariowałam w myślach jak p. wychodził z pomieszczenia lub odsuwał się ode mnie. Podobno to jest strach przed osamotnieniem. Ostatnio zresztą nawiedzają mnie sny, w których moi bliscy umierają na moich rękach na różne sposoby, bardzo się to odbija na mojej psychice. Dzisiaj byliśmy w szpitalu aby zobaczyć w jakim tata jest stanie. Przypomniała mi się moja babcia, ogólnie ten stres, duszności i jęki chorych ludzi spowodowały u mnie ogromny stres. Serce biło mi strasznie szybko i prawie zemdlałam. Ostatnio też mnie to spotkało i dzięki temu wiedziałam jak to rozpoznać i zareagować w porę. Jak moglabym się czuć gdybym straciła przytomność w takiej chwili, to byłoby za dużo dla ukochanego, wiem o tym. Widzę jak moja odporność psychiczna spadła do minimum. Jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Ciągłe mdłości utrzymujące się już prawie rok, nigdy nie były tak silne jak teraz. Nie mogę myśleć o tym wszystkim, nie mogę o tym słyszeć ani widzieć smutnej miny partnera, ponieważ mdłości narastą i robią się nieznośne. Nawet teraz gdy to piszę nudności są silniejsze. Jestem poza domem i żeby wrócić muszę jechać pociągiem ponad 2 godziny licząc na mękę z sekundy na sekunde z powodu mdłości i choroby lokomocyjnej. Marudzę i jestem wściekła, że myślę o tym wszystkim gdy tata tak cierpi, partner tak cierpi. Wspieram i rozweselam, pocieszam ale on widzi, że mnie to przerasta. Dodaję mu następny problem. Znowu jestem problemem. W niedzielę muszę wrócić do domu gdzie będę całkiem sama z lękiem przed ciemnością i iść w poniedziałek do pracy, w której wykańczam swój organizm (praca fizyczna i słaba wytrzymałość z mojej strony). Jutro chcę iść do apteki i poprosić o jakieś leki uspokajające, widzę że moja psychika już ledwo zipie, bez tabletek nie dam rady. Moja umiejętność chowania swoich uczuć i strachów obróciła się przeciwko mnie. Kiedyś była bezcenna, gdyż mogłam poradzić sobie z problemem, który normalnie przerastałby moje siły ale teraz mój organizm nie ma na to siły. Jestem wykończona.

      Powiedzcie mi proszę czy mogę zgłosić to w rejestracji i poprosić o przyśpieszenie wizyty u psychoterapeuty? Przynajmniej, żeby przypisał mi leki, cokolwiek abym mogła przetrwać bez rezygnowania z czegokolwiek. Jeśli teraz zrezygnuję z pracy, będe musiała wrócić do rodziny, do toksycznej matki, która też nie ma lekko. Prędzej umrę niż to zrobię, nie wrócę tam, to nie jest moja rodzina.

      Drugie pytanie to czy ktoś miał lub ma podobne objawy (dolegliwości żołądkowe, mdłości, zamglony wzrok, kręcenie się w głowie, osłabienie a w najgorszym przypadku wymioty i zaburzenia ostrości wzroku) i czy terapia grupowa coś w tym pomaga? Czy powinnam mieć nadzieję, że terapia DDA pomoże mi wyleczyć się z tych objawów? Wiem, że te objawy napewno są spowodwane lękiem, który nabyłam po przeżyciach w domu. Robiłam inne badania i nic nie wykazano.

      Zastanawiałam się czy zadzwonić na bezpłatny numer, gdzie mogę uzyskać pomocy słownej (niebieska linia?). Jednakże od dawna mam objawy fobii społecznej i bardzo się boję dzwonić. Może pomimo strachu zadzwoniłabym ale teraz już nie mam na to siły, sama myśl sprawia, że mam odruchy wymiotne.

      Błagam niech ktoś mi pomoże, czuję się …. samotna, zagubiona. Tak bardzo chciałabym odpocząć. Tak bardzo chciałabym być silniejsza.

       

      corkaRaphaela
      Uczestnik
        Liczba postów: 3

        Dziękuję Wam za odpowiedzi, naprawdę bardzo to doceniam.

         

        Oj, pomyliłam DDA z chorobą, przepraszam. Psychalog też nie nazwał tego diagnozą, po prostu tak mi łatwiej poukładać myśli, gdy mam konkretne słowa na to co mnie spotyka.

         

        Tak naprawdę wiele zawdzięczam mojemu partnerowi. To on uświadomił mi, że moja mama jest toksyczna i mną manipuluje oraz wyciągnął mnie z tego bagna. Gdyby nie on i jego praca, wciąż siedziałabym bez motywacji i chęci do życia, pocieszając swoją mamę oraz denerwując się na nią (nie mam już do niej cerpliwości). Rozumiem, że przecierpiała więcej niż ja, jednak jest mi smutno ponieważ nigdy nie traktowała mnie jak córkę, brakowało tego ciepła, którego pewnie i ona sama potrzebowała.

         

        Powinnam być na studiach ale jestem dopiero w pierwszej klasie liceum i to zaocznie. Wbrew pozorom nie robię tak wiele. Pracuję tylko po 4 godziny dziennie. Z wielu spraw jestem wyręczana, zwaszcza w domu. Po prostu nie radzę już sobie ze stresem a przeszłość mnie dogania. Nie ma od tego ucieczki..

         

        Bardzo się cieszę, że ktoś odpowiedział i użyczył mi słów wsparcia. Bardzo chciałabym uwierzyć w to, że jestem silna. Chcę iść na terapie również po to, aby nie czuć się słaba.

        Justyś, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na coś co mnie bardzo zaskoczyło. Chodzi o szacunek do siebie i swojego limitu. Muszę się temu bardziej przyjrzeć, może uda mi się to podreperować 🙂

        Co do leków to ostatnio częściej o nich myślę. Nigdy nie brałam antydepresantów ani leków uspokajających (może przez to jestem tak wykończona psychicznie). Myślałam o jakiś leku uspokajających ponieważ moje zachowania bardzo odbijają się na pracy. Raz zemdlałam z wycieńczenia, ponieważ kilka dni, przez osiem godzin bez rzadnej przerwy, nawet na posiłek, pracowałam fizycznie. A wszystko to, przez moją niechęć zwrócenia na siebie uwagi oraz obawy o brak akceptacji i negatywne spojrzenia pracowników, spowodowane tym iż nie jestem stałym pracownikiem i nie zasługuję na przerwy. Zaczęłam chodzić na przerwy w te cięższe dni, ale wciąż mam bardzo duże opory. Nad tym też muszę popracować, bo ciągłe myślenie o tym w pracy mnie wykańcza. To praca na pół etatu (w te dni kiedy zemdlałam, pracowałam po 8 godzin), na więcej nie mam siły.

        Poczytałam o PTSD i część objawów się zgadza, powiem o tym terapeucie, ciekawi mnie czy weźmie to pod uwagę. Powiem szczerze, że jeden z moich braci ma takie same objawy, (zresztą chyba wszyscy z braci to mają, ale u tniego najbardziej to widać). Jednak dochodzi u niego jeszcze zamknięcie się w sobie i niemożność powiedzenia o swoich uczuciach. Chciałabym mu pomóc, pokazać że rozumiem ale nie mam odwagi. Niestety on mieszka z mamą, czuje obowiązek opiekowania się nią. Widzę jak powoli gaśnie, ostatnio strasznie mnie to zdołowało, bo nie chcę aby tak się czuł. Jeden z głównych powodów pójścia na terapie, chęć dotarcia do rodzeństwa. Wszyscy mamy ten sam problem a jesteśmy tak daleko od siebie. Fajnie, że mogę to wszystko tu napisać bez obawy o wyśmianie. Muszę to sobie uporządkować w głowie i zmotywować siebie do uczestniczenia na terapii. Teraz mówię o tym, że pójdę ale gdy przyjdzie co do czego przychodzą obawy, które teraz się ukrywają.

        Dziękuję za porady oraz poradnik, poczytam i się dowiem gdzie muszę się zapisać.

         

        Edyta, cieszę się, że u Ciebie jest już lepiej i zaczynasz cieszysz się życiem. Mam nadzieję, że i ja kiedyś to osiągnę i nie będę już zmęczona. Będę się starać i pójdę na terapię. Przeczekam skrępowanie, postaram się. Przede wszystkim musze w sobie wyrobić nie poddawanie się w stresującej sytuacji. Zawsze bagatelizuję swoje potrzeby.

        Cieszę się, że dotrwaliście w czytaniu, dostałam wiele cennych porad. Przeanalizuję i zachowam je w sercu, aby iść dalej nie tracąć za dużo.

         

        Ważne jest dla mnie to, iż zwróciliście uwagę na to, jak poważna jest sytuacja. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ wszyscy wokół mnie chcą bagatelizować, bo przecież „przeszłość to przeszłość”. Dla mnie osobiście moje życie to coś naturalnego, ale gdy widzę spokojnych i cierpliwych ojców z córkami, lub słyszę jak partner miał wspaniałą mamę, czuję tą różnicę i bardzo mnie to dołuje. Wiem, że nic nie jest idealne ale jednak u mnie coś jest nie tak. Z całych sił postaram się uwierzyć i nie rezygnować z nadchodzącej terapii. Zapisuję się w poniedziałek, pragnę być szczęśliwa dla mojej nowej rodziny (dla siebie również się postaram, mam nadzieję) 🙂

      Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)