Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: jestem przerażona #77280
Pisząc tego posta, nie chodziło mi o pomoc tylko o pytanie czy ktoś przeżywał coś podobnego :huh:
w odpowiedzi na: Ide dzis do lekarza po tabletki uspokajające #46490To chyba kwestia osobnicza 😉
Mi Persen pomaga.
Tylko śpię po nim aż za mocno. Ale ogólnie to bardzo delikatne, ziołowe tabletki.No i możesz go kupować na "listki" za jeden listek zapłacisz jakieś 3,5 zł.
I wg mnie Persen drażetki są dużo lepsze niż mocniejsza wersja Persen Forte (na mnie nie działa :blink:)Edytowany przez: jolcia, w: 2007/10/05 17:05
w odpowiedzi na: szukam w Lublinie #45749hej, ja na razie po psychoterapii, przynajmniej przez najbliższy rok. ale mam pytanie (dla kolezanki) czy mogłabym jakiś kontakt na abramowicką dostać? mój mail: iolika@gazeta.pl
ja obecnie się wybieram do psychiatry :woohoo: tez na abramowicką, lekarz upatrzony 😛ps. aaa dzięki, dopiero zobaczyłam telefon 😛
Edytowany przez: jolcia, w: 2007/09/26 17:53
Edytowany przez: jolcia, w: 2007/10/05 16:41
w odpowiedzi na: brak strachu przed terapią #43177Zgadzam się z wami.
Gonzo napisał:
„A kto teraz jest odpowiedzialny za Twoje zycie?
Ty czy terapueuta ?
”
Coś takiego powiedziałam kiedyś na spotkaniu. Moje t. odpowiedziała że CZASEM są takie okresy w życiu, że potrzeba zrzucić odpowiedzialność za swoje życie na kogoś innego.Ja lubiłam moją terapię i lubiłam na nią chodzić.
Jak wychodziłam czułam się o tonę lżejsza i spokojniejsza. Choć często odczuwałam pewien niepokój przed spotkaniem i dużo oporu na początku spotkania. Ale potem to najczęściej mijało. A mój opór łączył się z tym, że dotykało się bolesnych rzeczy. Podobno serdeczna relacja z terapeutą oparta na zaufaniu jest bardzo istotna. I to ona tez ma funkcję leczącą.
To Ty jesteś _momo i to TWOJA terapia 🙂 Nie moja, nie Anny Marii ani nikogo innego 🙂w odpowiedzi na: Oświecenie? #41687Joanna2906 napisał:
” poniewaz czytajac na forum( wieksza czesc watkow), dostaje totalnego przerazenia i zastanawiam sie czy przypadkiem sie nie wycofac.. ”Jejku, mam nadzieję, że nie po moim :huh: bo zastanawiam się czy go nie usunąć :unsure:
I absolutnie się nie wycofuj :cheer:Edytowany przez: Jolcia, w: 2007/06/28 22:44
w odpowiedzi na: Co nam dała terapia? #41646patrz: post "koniec terapii"
w odpowiedzi na: Koniec terapii #41645Jeśli chodzi o koniec terapii tak tak to wyglądało: (teraz już dużo lepiej, jest to napisane w czasie teraźniejszym, bo pisałam to już dawno)
Mam w sobie napięcie, trudności z koncentracją, nie mogę przestać myśleć o terapii, o tym jak było, co straciłam. Odczuwam żal, że spotkania się skończyły, jest mi pusto i smutno z tego powodu. Emocjonalne delirium… Skończyła się bardzo ważna relacja w moim życiu – z terapeutka, specyficzna i lecząca. Jest mi smutno bo na terapii czułam się akceptowana, czułam że ktoś się mną opiekuje. Widzę, że są to uczucia małej Joli we mnie. Teraz dalej muszę sama być dla niej dobra, przytulać ją i mówić do niej, radzić sobie bez pomocy terapeuty. To ma prawo boleć, ale dlaczego akurat dzieje się podczas sesji? 😛 Litry łez przepłakałam
Pigeon pytasz o cele – nie mogłam zrealizować celów, jakie sobie postawiłam, bo nie postawiłam sobie żadnych na początku, miałam taki chaos i zamęt w sobie, że nawet na takie pytanie nie mogłam znaleźć przestrzeni. Cel był może tylko taki, żeby odnaleźć siebie > to się udało. Przyszłam do psychologa zupełnie nie wiedząc kim jestem, po co jestem i z pytaniem dlaczego mam taki chaos w sobie. Pani psycholog powiedziała, że potrzebuję terapii i posłuchałam :laugh:
Nie potrafiłam zupełnie wtedy odpowiedzieć na pytanie co czujesz? straszliwie mnie to drażniło..Jeśli chodzi o wgląd w siebie to chodziło o pewną samoświadomość, rozumienie mechanizmów jakie wkradły się w moje życie, rozumienie własnych emocji i radzenie sobie z nimi. Zmierzyłam się z głównymi zmorami mojej przeszłości.
Dowiedziałam się, iże w ogóle są takie są!
Przychodząc na terapię miałam przekonanie, że moja rodzina jest dobra i tak w sumie to nie ma żadnego punktu zaczepienia – skąd wzięły się moje lęki, mój niepokój. Po nitce do kłębka, po napięciu do łez jakoś się udało dotrzeć do bólu i krzywdy dzieciństwa. Nie czuję już tyle lęku. Ale wiem, że nikt mnie cudownie nie ozdrowi. Co się zmieniło:– zdałam sobie sprawę z mojej symbiotycznej relacji z rodzicami, o ich nadopiekuńczości a jednoczesnym braku więzi z nimi. Dostrzegłam dużo problemów, dużo nienormalnych rzeczy w mojej rodzinie, jakiegoś wstydu wiszącego w powietrzu. Zobaczyłam, że ja też mogę mieć rację, swoje zdanie, że ma ona prawo bytu. Jestem dorosłą kobietą i zasługuję na poważne traktowanie.
-zobaczyłam, że nie potrafię nawiązywać bliskich relacji (wcześniej myślałam, że w relacjach w ludźmi nie mam problemów) dowiedziałam się, co to w ogóle znaczy. Ze spotkanie, rozmowa mają ogromne znaczenie, a to co u mnie w rodzinie uchodzi na pozytywne „siedzenie w domu” nic dobrego nie daje…
– przestałam „przeżuwać” rozmowy, sytuacje, nie muszę pamiętać już o tym co powiedziałam, jak się zachowałam i okrutnie oceniać siebie, „jaka jestem beznadziejna”.
-mam trochę dystansu do siebie, nie traktuję siebie tak śmiertelnie poważnie.
-nie czuję niepokoju w sobie, potrafię wytłumaczyć (nie zawsze…) swój nastrój.
-rzadko czuję poczucie niższości i poczucie winy
-jestem spokojniejsza i nie wstydzę się tak wielu rzeczy jak wcześniej, szczególnie sfery seksualnej.
-dostrzegłam jakieś piekielne przekonanie w sobie że jestem beznadziejna, wiem że jest ona nieprawdziwe i złości mnie strasznie.
-przeszły mi moje absurdalne natręctwa i nie mam w sobie przez to takiego napięcia
-wiem, że mogę się rozwijać (że JA mogę, że o dotyczy też mnie) i zobaczyłam co to w ogóle znaczy rozwój i sprawach nie miałam zielonego pojęcia
-wcale nie jestem inna niż reszta… eh.. tylko mam w sobie ogromną wrażliwość, która czasem przeszkadza żyć :laugh:
-staram się o siebie dbać, być cierpliwa, kocham siebie (choć różnie o z tym bywa) zerwałam z fikcyjnymi obrazami siebie Jolki idealnej i wyjątkowej oraz tej beznadziejnej, która jest pomyłką. Dostrzegam ja realne, czyli prawdziwą siebie. I wiem, że mam prawo się mylić i popełniać błędy.
-wierzę w to, że mam w sobie zalety i zdolności (hmm… tylko jakie) nawet niektóre dostrzegam.
-już nie jestem tą wiecznie uśmiechniętą radosną „dziewczynką” jaką mnie wszyscy postrzegają. Stereotyp trwa wprawdzie nadal, ale tak bardzo nie przeszkadza.Nie będę tego oceniać. I nie będę się z nikim porównywać.
Upss… nie przewidziałam, że tak dużo napiszę
:blink:Edytowany przez: Jolcia, w: 2007/06/28 13:12
w odpowiedzi na: gdybym mogła cofnąć czas … #41578ja napiszę jak skończę egzaminy… :unsure:
w odpowiedzi na: propozycja na wakacje #41491Zdecydowanie polecam pielgrzymkę dominikańską z Krakowa do Częstochowy :cheer:
I grupę B1 🙂 ja w tym roku wyjątkowo nie pójdę na żadną 🙁 -
AutorWpisy