Edyta, 27 lat, DDA

Cześć!

Tydzień temu uświadomiłam sobie, że jestem DDA. Było to dla mnie zaskoczeniem, olśnieniem, jakże przecież oczywistym.

Alkohol uczestniczył w moim życiu przez ostatnie piętnaście lat, hm… może raczej przez całe moje obecne świadome życie.

Przez dłuższy czas próbowałam pomóc mojemu bratu w tym problemie, skłaniałam go do leczenia i gdzieś ocierałam się o literaturę fachową. A tu nagle, eureka! Przecież ja też potrzebuję pomocy… Olśnienie i ulga…

Ulga, że nie jestem nienormalna, ulga, że to po prostu alkohol w moim domu odcisnął piętno na mojej psychice, a nie ja… Ulga, że jak zacznę czytać o DDA, jak zacznę uczestniczyć w terapii, uda mi się naprawić siebie. Uda mi się w końcu cieszyć życiem i być szczęśliwą.

Najlepiej będzie jak zacznę od początku.

Mam brata w wieku 43 lat i siostrę 44 lata. W moim domu rodzinnym, alkoholizm mojego brata był punktem centralnym od ponad piętnastu lat. Wcześniej mój tata też miał problemy alkoholowe, ale nie pamiętam tego tak bardzo, jak różnych sytuacji z moim bratem. Bardzo często, to mnie delegowano, aby uspokajać, rozmawiać z bratem. Czułam na sobie odpowiedzialność. Moja siostra również wyszła za mąż za alkoholika. W chwili obecnej staram się ją wspierać.

Skupię się jednak na moim bracie.

W tym momencie mój brat jest osobą uzależnioną, psychicznie i fizycznie, od alkoholu. Wielokrotnie namawiałam rodziców do tego, by złożyli wniosek o przymusowe leczenie brata, jednakże oni wspierają go i tolerują jego „pod wpływem”.

Dlaczego zdecydowałam się na terapię?

Postawiłam bratu kilka warunków. Po pierwsze, aby nie dzwonił do mnie po pijanemu, po drugie, aby nie przyjeżdżał pijany do naszego rodzinnego domu.
Co do pierwszej zasady zawsze się stosowałam, co do drugiej łamałam. Ostatnio zjawił się ponownie podpity i ja w końcu powiedziałam „pas”. Wygoniłam go z domu i powiedziałam, żeby się więcej nie pokazywał.

On uniósł się honorem i zawinął na pięciem ze wzrokiem jakbym go skrzywdziła.

Chorowałam cztery dni, byłam przygnębiona, osowiała, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zastanawiałam się, może nie powinnam tak postąpić, może to ja popełniłam błąd, myślałam jak mu pomóc, szukałam ośrodka, aż natrafiłam na charakterystykę DDA. I wszystko się zgadzało… aż się popłakałam.

Zazwyczaj zimą mam okresową depresję, podchodzę do ludzi z wrogością, w nowym towarzystwie czuję się gorsza pod jakimś względem. Zawsze uważałam się za mało atrakcyjną, mądrą, mało zdolną. I jeszcze ten lęk, stres, nieśmiałość przed poznawaniem nowych ludzi. Moje związki zazwyczaj kończyłam przez strach, przed zaangażowaniem, zawsze lubię mieć kontrolę nad wszystkim…

W zeszłym roku byłam na kursie pod tytułem „Jak żyć szczęśliwiej”. Dotyczył systemów motywacyjnych. Był dla mnie bardzo przydatny, dał mi wiele do myślenia.
Starałam się przeciwdziałać temu, że mi się nic nie chce. Tak sobie myślałam, że skoro zdecydowałam się żyć, to nie po to, by marudzić i jęczeć, tylko po to, aby cieszyć się życiem.

Zaczęły mnie w końcu interesować własne plany, możliwości. Znów zaczęłam marzyć i wierzyć, że jak chcę, to mogę wiele osiągnąć.

To, że uświadomiłam sobie, że jestem DDA pozwala mi zrobić kolejny krok do przodu. Teraz chcę, aby było tylko lepiej i będzie :-), bo wiem, gdzie tkwi problem.

Wszystko może się zmienić, jeśli tylko tego chcemy 🙂


Edyta, 27 lat, DDA