Mam 17 lat, jestem DDA. Może jeszcze nie takim dorosłym dzieckiem.

Mój tato pije od zawsze. Odkąd jestem na świecie. Jestem córeczką tatusia, łączy nas jakaś więź, dlatego zawsze się martwiłam o niego, litowałam, wybaczałam. Nie potrafiłam powiedzieć „nie tato, tym razem nie chcę cię znać” tylko ze łzami w oczach przyjmowałam jego błagania o wybaczenie. I czułam na sobie nienawistny wzrok młodszego brata oraz słuchałam jego „jak możesz wybaczać takiemu pijakowi”…

Tato zdradził mamę, nie było go wtedy miesiąc w domu. Przeżywaliśmy koszmar, zresztą jak za każdym razem, gdy znikał bez śladu na długie dni i tygodnie… Tyle, że ten czas był inny, mama miała depresję. I po 3 tygodniach wrócił nadal pijany, prosząc mnie na kolanach o wybaczenie. A ja co? „Ja zawsze wybaczam” – mówiłam. I klęłam w duchu, tak bardzo chciałam powiedzieć nie, ale litość wzięła górę.
Po kilku godzinach mama wróciła z pracy i zobaczyła śpiącego ojca. Przejrzała mu telefon, po jej minie wraz z rodzeństwem wiedzieliśmy co było grane. Esemesy, jeden ciągle wybierany numer. Potem mama zadzwoniła pod ów numer i ta kobieta okazała się kochanką ojca. Co potem było? Awantura na cały blok, płacz, przekleństwa, krzyk i wszystko co możliwe. Na szczęście tato nas nie bije, za to mama nie raz dała tacie w twarz… Kazała mu się wynosić, ale po paru minutach poleciała za nim. Wrócili. Potem długie kłótnie i wysłuchiwania o „bzykaniu z tą szmatą” itp.

Po jakimś czasie mu wybaczyła, ale wypominała przy pierwszej lepszej ucieczce taty w alkohol.

W czasie jego delirki było okropnie. Tyle razy się bałam, że nie przeżyje, dlatego robiłam co mogłam, by było mu lepiej. Tak wiem, żałosna byłam. Ale nie potrafiłam tak odwrócić się od niego.

Potem tato straszył moją rodzinę samobójstwem. Chciał skakać przez balkon, a my go powstrzymywaliśmy. Ryczeliśmy wszyscy i łaziliśmy za nim krok w krok. W końcu się uspokoił i obiecał mi, że to nie powtórzy się więcej. Naiwna uwierzyłam i oczywiście miesiąc po chował kable do kurtki i chciał wyjść. Znowu awantura i znowu strach. A potem zaczęły się moje wizje martwego ojca. Wszędzie to widzę.

Kiedy zauważyłam, że jestem DDA? Dosyć niedawno, może z miesiąc temu. Panicznie zaczęłam się bać, dosłownie o wszystko, nawet o swoje życie. Bałam się agresji brata i taty wobec siebie. Boję się wchodzić do pustego domu, boję się wychodzić rano z pokoju, gdy wszyscy jeszcze śpią… Strasznie szybko reaguję płaczem na każdy podniesiony na mnie głos. Zaczęłam się chwiać emocjonalnie, a to przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.
Porozmawiałam ze swoim chłopakiem i powiedział, bym zgłosiła się do psychologa lub napisała do jakiegoś online. No i napisałam do trzech i nic. Potem myślałam o rozmowie w 4 oczy, ale się bałam, poza tym kolejki do niego, płatność i różne wykręty. I zaczęłam czytać o alkoholizmie o dzieciach alkoholików i stąd się wzięłam na tej stronie.

Kiedyś moje życie wyglądało tak samo jak dziś. Jeszcze nie podjęłam żadnego leczenia, nie wiem kiedy się zdecyduję. Nie wiem, co mam powiedzieć innym. Sama jeszcze nie umiem wyjść z tej matni. Jest coraz gorzej ze mną i z moją rodziną.

Siedemnastolatka