Cześć, mam na imię Asia i jestem DDA.
Przede mną jeszcze długa droga do normalnego życia, dziś stoję na jej początku, czy wytrwam tego nie wiem.
Alkohol w rodzinie odebrał mi normalne dzieciństwo, wiarę w siebie. W „prezencie” natomiast zostawił agresję, bardzo krytyczną samoocenę, skłonność do dramatyzowania, użalania się nad sobą i uzależnienia od innych.
Ciągłe poczucie winy wykańcza mnie od środka. Dziś ktoś głośno nazwał, to co się ze mną dzieje i to co sama podejrzewałam od dawna, ale bałam się przed sobą i innymi do tego przyznać. Ze strachu przed odrzuceniem…
Skutki uboczne alkoholizmu znam od małego, bo dziadek pił i bił, rodzice pili (jakimś cudem się opamiętali, ale we mnie i tak jest strach, że to w kiedyś wróci), a i tak rok temu wpakowałam się w związek z alkoholikiem…
Od dawna zmagałam się z depresją, ale byłam z tym sama, niby głośno krzyczałam o pomoc, ale nie chciałam jej przyjąć. Odkąd pamiętam byłam osobą bardzo wrażliwą i strasznie płaczliwą. Osobą strasznie niepewną siebie i swych umiejętności, która zawsze szukała przyzwolenia, akceptacji u innych. Od 6 lat walczę o swoją samodzielność, byle jak najdalej od nich, mimo, że nie piją od jakichś 4 miesięcy, to i tak gdy w święta zobaczyłam alkohol na stole byłam przerażona, że ten koszmar znów się zacznie. Nie wiem co się stało, że z tym skończyli, wiem jednak, że wyrządzili mi ogromną krzywdę.
A gdy próbowałam z nimi rozmawiać i walczyć o normalny dom, wiecznie słyszałam, że przecież niczego mi nie brakuje, mam dach nad głową, mam co jeść, że ona miała gorzej, że była bita i wyzywana…
Tak mówiła córka nieżyjącego już alkoholika, która taką samą krzywdę robiła własnym dzieciom, twierdząc, że nic złego nie robi.
Zaczęłam z nimi rozmawiać jakieś dwa lata temu i to chyba właśnie wtedy sobie uświadomiłam, że to co się dzieje nie jest normalne. Ze brakuje mi wsparcia dorosłych ludzi i ich miłości, okazywania uczuć, czy zwykłego zainteresowania się mną.
Po dziś dzień mam przed oczami scenę z przed kilku lat, gdy wybuchła wielka awantura i ojciec po pijaku próbował udusić matkę i gdyby ta w ostatniej chwili nie złapała noża, to nie wiem co by było, to co dalej się działo było jeszcze gorsze, nie chcę już do tego wracać…
Do niedawna byłam przekonana, że tylko krzykiem, obrażaniem się mogę coś zyskać, że swoje szczęście mogę tylko zbudować na czyjejś krzywdzie. Wyżywanie i odgrywanie się na innych sprawiało mi ogromną radość. Jest mi cholernie wstyd i dziś wiele osób powinnam za to przeprosić, ale nieświadomie powielałam to co obserwowałam w domu…
Czytając kiedyś artykuł o DDA stwierdziłam, że mnie to nie dotyczy. Dziś wiem, że byłam w błędzie i to ogromnym.
Pisząc to już wiem, że niebawem czeka mnie pierwsze spotkanie z psychologiem, chcę walczyć o siebie, by móc godnie żyć, by być szczęśliwą i już do tego co było nie wracać.
Wiem, że temu co napisałam brakuje ładu i składu…
A osobom, które boją powiedzieć się głośno o tym co je gnębi, chcę powiedzieć, że pora spojrzeć prawdzie w oczy i nie chować już głowy w piasek. Nie ma sensu się zamykać w sobie, życie nas już wystarczająco skrzywdziło…
Asia, 22 lata