Od dawna wiedziałem, że sytuacja w moim domu nie jest zdrowa.
Uświadomiła mi to także moja mama mówiąc, że ma nadzieję, że nie będę taki jak mój ojciec. Zauważyłem to po kolejnym nieudanym związku, także po pytaniu koleżanki czy mam przyjaciół.
O haśle DDA, DDD słyszałem już wcześniej, jednak uspokajałem się, że to mnie nie dotyczy – byłem lubiany, bezkonfliktowy, wywiązywałem się bardzo dobrze z zadań. Dopiero po kolejnej znajomości z dziewczyną, której uczucia odrzuciłem w panice przed byciem bliżej, przekroczeniem pewnej bezpiecznej granicy i zaufaniu jej, uświadomiłem sobie, że coś jest ze mną nie tak.
Wróciłem do tematu DDA, DDD i znalazłem tam swój opis.
– Co takiego musiało się stać w Twoim życiu, żebyś zaczął szukać pomocy?
Przeprowadzka na studia do dużego miasta, samotność z powodu nieumiejętności wchodzenia w bliższe kontakty niż tylko kolega, koleżanka. Kolejna znajomość z dziewczyną. Znajomość której się boję, nie wiem co mam robić i zaczynam się oddalać.
Kiedy ojciec pracował i mieszkał razem z nami, życie toczyło się do godziny 17. Później zaczynał się stres związany z tym, w jakim nastroju wróci, co mu nie będzie pasować i kogo pierwszego wybierze do "odstrzału". Sztywne zasady to był standard, rzadko kiedy ojciec zajmował się czymś innym niż pracą, spaniem, oglądaniem telewizji i kontrolowaniem dzieci.
Starałem się już wtedy pytać go, dlaczego jest taki zimny, bezwzględny? Nigdy nie było racjonalnej odpowiedzi. Może chodziło tylko o wyrzucenie z siebie frustracji.
Ja jako najstarszy z męskiego rodzeństwa dostawałem i byłem obrażany głównie za nieposłuszeństwo i bunt. Młodszy brat też nie był w centrum jego "uwagi". Najczęściej dostawała moja siostra i najmłodszy brat, głównie za to jacy są, ojcu mógł nie podobać się ich wygląd lub wady. Zamiast pomagać, bił i obrażał.
Bardzo rzadko bił tak, żeby pozostawały siniaki, raczej stawał nad daną osobą, osaczał ją, stosował przemoc fizyczną i psychiczną. Właściwie dni bez takich wydarzeń mniejszych, większych lub czyjegoś płaczu należały do wartych uwagi.
Kiedy miałem około 15 lat, zacząłem stawać w obronie rodzeństwa, po czym zdarzało mi się uciekać z domu na krótki czas. Ledwo to pamiętam, ale kiedyś potrafił przyjść i przeprosić za to co zrobił, w późniejszym okresie już nie. Był zimny, oschły, wymagający i odległy.
Jego strategią było to, że chwilę po wyrządzeniu jakiejś krzywdy uważał, że nic się nie stało i przechodził do nakazania jakiejś pracy, lub chciał żeby mu pomóc. Można było być obrażonym godzinę, dwie, dzień, tydzień, lecz to nic nie dawało. Zero reakcji z jego strony. Jego relacje z naszą mamą odkąd pamiętam to kłótnie, docinanie sobie nawzajem, udowadnianie racji lub milczenie.
Od dawna wdawałem się w bójki w szkole, uważałem że to normalne, a ten kto się nie bije ten się boi. W grupie rówieśniczej udowadniałem, że jestem najsilniejszy, a jeżeli było inaczej, to się izolowałem. Potrafiłem także bić moich braci, do pewnego wieku, zanim uświadomiłem sobie, że powielam "schemat". Ojciec uważał także, że moja mama go zdradza, potrafił ją uderzyć, obelgi to była codzienność. Mówił, że pokaże mi dowody, lecz nigdy to nie nastąpiło.
Najgorsze piekło działo się w momentach, kiedy dopadały go podejrzenia o jej zdradę. W domu gościła policja, lub szukały go po okolicy karetki z zakładu psychiatrycznego wzywane przez naszą mamę, był też pistolet straszak, podsłuch na komputer, szpiegowski GPS i wiele więcej. Potrafiło nas obudzić o 7 rano w sobotę wykrzyczane "Ty ku***".
Przyzwyczaiłem się do takiego życia uważając, że kiedyś się wyniosę albo będę silniejszy i zapobiegnę wszystkiemu. Przypuszczam, że większość osób z naszej wsi uważało naszą rodzinę za szczęśliwą. Ojciec dla ludzi obcych był bardzo miły, pomocny. Na pytanie, dlaczego jest milszy dla obcych, nigdy nie odpowiadał.
Teraz jestem od niego silniejszy. On wie, że jeżeli kogoś skrzywdzi z rodziny, to nie zawaham się ich bronić i myślę, że to trochę skróciło jego rączki.
Piszę wiele rzeczy w formie przeszłej, ponieważ teraz wraca do domu tylko na weekendy i trochę się polepszyło. Ja sam wyjechałem z domu.
Sytuacja, która wywarła na mnie największy wpływ: Mama dolała mu szamponu do 40 litrów wina, żeby się nie upijał, on w zamian "zadźgał" nożem kino domowe. Kiedy z płaczem powiedziałem, że to był prezent dla mnie, to zniknął. Poszedłem go szukać i zobaczyłem przez okno w garażu stryczek. Wiedziałem co się będzie dziać, więc zacząłem kopać w zamknięte drzwi, aż zaczęły pękać. Wtedy je otworzył, a na moje pytanie, dlaczego to tu wisi i dlaczego robi przelewy bankowe, odpowiedział "to nic, to jest nic". Później uciekł, a ja pobiegłem za nim, musiałem go pilnować, ukrywał się przed policją, którą wezwała mama, w drodze mówił, że nie ma po co żyć i że olewa nas wszystkich. Później była nieprzespana noc z nim w roli głównej. Całe to wydarzenie i następny tydzień pamiętam jako kilka obrazów. On nie pamięta nic, albo nie chce pamiętać. Na argumenty i pytania nie odpowiada, jeżeli mu nie pasują, siedzi i tylko patrzy, albo idzie gdzie indziej.
Te wszystkie sytuacje i atmosfera odcisnęły na całej mojej rodzinie piętno. Każde z nas jest bardziej zamknięte w sobie, niezbyt skore do zabawy. Gdyby nie moja mama, to sobie nie wyobrażam, jak źle mogłoby być. Ona zmieniła się z kobiety bojaźliwej i niepewnej w pewną siebię i odważną. Wybrała się do sądu, wywalczyła alimenty i nie boi się przeciwstawić ojcu. Sam zamierzam wziąć z niej przykład i wybieram się na najbliższe otwarte spotkanie DDA (chociaż u mnie nie występował alkohol).
Miałem kolegę, który potrafił uciekać z domu, jego ojciec pił. Sam nigdy nie mówił o sobie, był "śmieszkiem", wszyscy go lubili. Palił papierosy i nie stronił od narkotyków, kiedy chciał coś powiedzieć poważniejszego, to najczęściej było to uważane za żarty.
Rok temu się powiesił.
Zachęcam każdego, ponieważ uważam, że skoro takie grupy wsparcia istnieją bardzo długi czas, to muszą przynosić pewną zmianę na lepsze.
Tomek, 19 lat