Hej.
Mam na imię Malwina, mam 27 lat i jestem DDA.
W zeszłym roku miałam problemy zdrowotne – uporczywe migreny, których następstwem stały się lęki przed kolejnym atakiem. Nadmiar stresu i zmęczenie spowodowały, że podupadłam na zdrowiu psychicznym. Pomoc znalazłam najpierw u psychiatry potem u psychoterapeuty.
Dopóki brałam leki było ok. Po odstawieniu wpadłam w mega dół, chyba największy w swoim życiu. Ponieważ nigdy wcześniej nie rozmawiałam z psychiatrą o mojej sytuacji rodzinnej, była ona przekonana, że przyczyną moich problemów jest praca, zmęczenie i migreny. Po nawrocie choroby spytała mnie wprost, czy jest coś jeszcze, co może powodować u mnie napady lęków, może jakieś problemy z dzieciństwa. Moja pierwsza myśl – ojciec alkoholik.
Odbyłyśmy długą rozmowę, z której wypłynęło wiele rzeczy które postaram się opisać poniżej.

Mój ojciec jest alkoholikiem od ponad 20 lat. Od ponad 15 nie pracuje. Dom od tego czasu utrzymuje mama i tylko dzięki jej zaradności wyszliśmy na ludzi.
Odkąd sięgam pamięcią w naszym domu były awantury. Nigdy, żadne z nas w ich wyniku nie ucierpiało, chociaż mam wrażenie, że mogłoby, gdyby nie to, że zawsze ktoś jest w pobliżu. W związku z tym mam wpisane pod kopułką, żeby zawsze ktoś był z mamą w domu, kiedy ojciec pije. Ponieważ moje rodzeństwo, nie czuje na sobie aż takiej odpowiedzialności, zwykle to ja zostaję.
Od kilku lat zauważam, że dom to jest, paradoksalnie, jedyne miejsce w którym czuję jako taki komfort psychiczny. Może właśnie dlatego tak ciężko jest mi się z kimś związać na dłużej, wyprowadzić z domu, może założyć rodzinę…
Od ponad 2 lat nie byłam w poważnym związku. Mój ostatni chłopak został przeze mnie porzucony, podobnie jak wszyscy wcześniejsi bez większej przyczyny. Tzn. kiedy go zostawiałam miałam milion argumentów, teraz ciężko mi znaleźć jeden konkretny.
Jestem osobą zakompleksioną. Od zawsze mankamenty urody próbowałam nadrabiać urokiem osobistym i inteligencją. Interesuję się wszystkim, ciągle muszę wiedzieć więcej.
W podstawówce i w LO byłam zawsze w czołówce najlepszych uczniów, sportowców, a mimo tego zawsze czułam się niedouczona i niedowartościowana.
Zostało mi to do dziś. Jak nie usłyszę wprost, że coś jest dobre to znaczy, że nie jest.
Mam 27 lat, skończyłam studia, już na pierwszym roku zaczęłam pracować i zdążyłam już 4 razy pracę zmienić. Może dlatego, że jestem idealistką i romantyczką, tak trudno zaakceptować mi wszystko, co odstaje choć trochę od ideału. Jak coś nie jest ok pod każdym względem, to jest do kitu i do wymiany. Czy to będzie chłopak czy praca… wszystko jedno.
Do tego wszystkiego pod koniec podstawówki doszły mi bóle migrenowe głowy z aurami.
Zaczyna się od drętwienia palców, połowy głowy, zaburzeniach mowy i widzenia, a kończy 2 dniowym bólem głowy. Od roku kiedy się nasiliły, zaczęłam odczuwać potworne lęki, że atak znowu przyjdzie, w jakimś ważnym momencie mojego życia, a ja dam plamę. Odkąd biorę leki przeciwlękowe jest lepiej, ale nie chcę być na tabletkach całe życie.
Wcześniej, kiedy migreny mi nie dokuczały wydawało mi się, że panuję nad moim życiem, że wszelkie te objawy DDA są do opanowania, teraz czuję się bezradna…
Nie pamiętam kiedy byłam totalnie wyluzowana, ciagle tylko ten stres… Nie chce mi się chodzić do psychologa, bo czuję się wtedy jeszcze bardziej spięta, nie chcę brać leków, bo czuję się wtedy jeszcze bardziej chora…

To chyba tyle…
Dziękuję, z góry tym wszystkim, którym będzie chciało się to czytać.
Pozdrawiam,
Malwina