Kiedy zauważyłam że jestem DDA?

Jakieś trzy lata temu.
Zaczęłam uczęszczać na mitingi AA i tam, od znajomych dowiedziałam się o istnieniu czegoś takiego jak DDA. Pamiętam ze poczułam ulgę. Pomyślałam wtedy że przynajmniej nie jestem nienormalna, jak sądziłam, tylko pokrzywdzona. Dowiedziałam się tez o istnieniu innych takich jak ja i to było tez dużą ulga. Zobaczyłam wtedy światełko, nadzieje. Ale w tamtym czasie poradzono mi, aby najpierw zająć się swoim problemem alkoholowym. Posłuchałam. Mam trzy lata abstynencji, jestem po terapii. Ale moje urazy z dzieciństwa powróciły. Nie umiem sobie z nimi poradzić. Czasem patrzę na moja mamę i nienawidzę jej, choć nie chciałabym tego czuć. Mam problemy z akceptacja siebie, z nawiązywaniem bliskich kontaktów z innymi, bardzo boję się odrzucenia, nie umiem kochać, boję się. Nie umiem się bawić, jestem przesadnie odpowiedzialna i kontroluję cały świat wokół siebie. Nie wiem co to spontaniczność. Czasem mam wrażenie że moje życie to jakaś paranoja…

Co takiego musiało si
ę stać w moim życiu, że zaczęłam szukać pomocy?

Mój znajomy, z którym spotykam si
ę kilka miesięcy przez trzy dni z rzędu napisał do mnie tylko(!!) 6 sms-ów. 3 na dzień dobry i 3 na dobranoc. Po trzech dniach uznałam, że przestał mnie kochać, że już nie pisze nic więcej, ze poznał na pewno kogoś innego itp. Zrobiłam mu straszna awanturę. Płakałam, krzyczałam, wszystko straciło sens. I faktycznie to ja, nie on zerwałam ten związek. A to wszystko tak naprawdę sobie wymyśliłam, z lęku przed odrzuceniem, z niepewności, spanikowałam. Ale on był przy mnie, nie przestał kochać, zdenerwował się, bo to nie pierwszy raz tak się zachowywałam. Bo nie umiem zaufać, bo wciąż się boję, że mnie zostawi (jak mój ojciec), bo tak trudno mi uwierzyć, że zasługuję na miłość jak wszyscy inni, że nie jestem gorsza… Co takiego się stało? Zapragnęłam żyć w końcu normalnie.

Jak wyglądało moje życie kiedy
ś a jak wygląda ono dziś?

Przede wszystkim dziś nie jestem już bezbronnym małym dzieckiem. Bardzo szybko postarałam się o niezależność finansową (to też ze strachu), nauczyłam się mówić mojej matce „nie”, nauczyłam się konsekwencji, mówienia wprost co mnie boli i czego nie znoszę w naszym domu, wywalczyłam swój własny kąt, i przestrzeganie moich granic, nie sprzątam po jej imprezach, nie kupuję jej wódki, wymagam ciszy nocnej. Tylko wciąż nie umiem mówić o tym jak bardzo czuję si
ę zraniona przez nią i tatę w dzieciństwie. Wci
ąż nie umiem powiedzieć, że nigdy nie czułam, że mnie kocha, że mnie słucha, że dotrzyma obietnicy, że tak bardzo się za nią wstydziłam, że przepiła moje dzieciństwo i ono już nie wróci, że moje wymarzone spodnie kosztowały tyle ile jej flaszka. Dzisiaj już nie daję się krzywdzić, kiedyś nie umiałam się bronić. Dzisiaj umiem aż za bardzo…

Co chciałabym powiedzieć komuś kto jeszcze cierpi?


To samo, co sobie samej.
Idź na terapię. Masz jeszcze czas na szczęśliwe dzieciństwo, na szczęśliwe życie. Nie jesteś sam, ja jestem. Może razem sobie poradzimy… Chcesz, opowiem Ci, jak wyglądało moje życie zanim….


Magda, 24 lata