Historii DDD jest zdecydowanie najmniej w necie więc ja dorzucę swoją.
W moim domu nie nadużywano alkoholu. Tutaj rodzice byli zawsze correct. Było za to coś innego. Właśnie… to COS, czego nie potrafiłam nigdy nazwać, a co wracało do mnie jak bumerang przez wiele jeszcze lat po tym jak wyprowadziłam się z domu moich rodziców.
Pozornie wszystko było w porządku. Rodzice zapewniali mi dach nad głową, jedzenie, płacili za naukę, jednym słowem dostarczali mi (i mojej młodszej siostrze) wszystko co niezbędne. W domu panowała żelazna dyscyplina. Despotyczny ojciec nie wahał się stosować kar cielesnych, szczególnie wtedy, gdy przynosiłam kiepskie oceny ze szkoły. Przed każdą wywiadówką w szkole zaczynało się piekło w domu. Ponieważ bałam się przyznawać do kiepskich ocen na bieżąco (z obawy przed praniem tyłka), to zatajałam wszystkie dwóje i siedziałam cicho, aż do pamiętnych wywiadówek.
Nigdy nie zapomnę tej specyficznej atmosfery w domu tuż przed. Matka stawała się milcząca i odcinała się od całego świata robiąc coś w kuchni. Ojciec się szykował długo i namiętnie, a ja z siostrą zamykałyśmy się w naszym małym pokoiku i zaczynało się oczekiwanie i odliczanie…. Oczywiście było wiadomo, że dostanę lanie, bo jakżeby inaczej. Jak wracał w domu była totalna cisza. Krzątał się jeszcze chwilę po przedpokoju, wyjmował skórzany pas i wieszał go na klamce kuchennych drzwi. Później wkraczał do naszego małego pokoiku i oznajmiał z zaciętą miną, że mam się szykować na pasy. Zapłakana czekałam na niego w pokoju, a siostra uciekała do drugiego. Matka nie wkraczała, siostra płakała, a ojciec lał mnie i cedził przez zęby, że mam go nie oszukiwać i wyzywał mnie od baranów, nierobów i nieuków.
Późnym wieczorem, kiedy leżałam już w łóżku potrafił zajrzeć do naszego pokoju żeby powiedzieć coś w stylu „żeby mi się to więcej nie powtórzyło” a czasem zdarzało mu się nawet mnie pogłaskać po głowie i powiedzieć, że ma nadzieję „że wszystko zrozumiałam i że to dla mojego własnego dobra”.

Można powiedzieć, że mój dom rodzinny to był raczej dom oziębły. Matka nigdy nie potrafiła przytulić, powiedzieć „kocham” czy pochwalić. Ojciec-tyran czasami okazywał nam czułość, ale powiem szczerze, że zawsze w takich chwilach miałam dysonans. Ręka, która jeszcze nie tak dawno mnie lała dzisiaj mnie głaszcze i przytula… Obrzydliwe wręcz… Czasami nawet jak dzisiaj próbuje się do mnie zbliżyć, to odskakuję jak poparzona, bo czuję się dziwnie, niezręcznie…

Moje poczucie wartości jest równe zeru. Czego bym nie osiągnęła i czego w życiu nie dokonała – nigdy nie jestem z siebie dumna. Gdy ktoś mnie podziwia czy chwali, nie potrafię się odnaleźć, zareagować. Są to dla mnie tak dziwne sytuacje, że wolałabym, żeby ich w ogóle nie było.

Zaliczyłam kilka dłuższych związków – w tym małżeństwo z facetem – zaborczym despotą, które się rozpadło po 2 latach. Dzisiaj jestem w kolejnym związku i wciąż nie potrafię się odnaleźć i widzę, że cały czas popełniam te same błędy, powielam zakodowane schematy… Ciągle gram zimną, niedostępną kobietę, nie potrafię mówić o swoich uczuciach, nie potrafię ich nawet nazwać, już nic nie wspominając o ich okazywaniu.

Męczę się sama ze sobą, cierpię jak facet okazuje mi mniejsze zainteresowanie bo od razu wyobrażam sobie, że mnie porzuci, bo przestał kochać.

To co przeczytaliście wyżej to mały ułamek mojej historii, która ma kupę wątków.
Nie jestem wyjątkiem, takich domów jak mój (a nawet gorszych) było i jest wiele.

Ja chcę zmienić swoje życie, tym bardziej, że wkrótce będę mamą i nie wyobrażam sobie, żeby moja dziecinka miała żebrać o miłość w życiu dorosłym tylko dlatego, że nie dostała jej jak była dzieckiem.

Pozdrawiam ciepło wszystkie DD i życzę sobie i Wam wyzdrowienia,
Paulina.

Paulina, DDD, 31 lat