O tym, że jestem DDA, dowiedziałam się niedawno. Odkryłam to podczas rozmyślania dlaczego ciągle czuję się gorsza od innych. Pomimo tego, że jestem mądra, ładna, zgrabna, mam wrażenie, że jestem okropna i z niczym sobie nie poradzę, a dodatkowo zastanawiałam się dlaczego ja jako dorosła kobieta mam takie okropne relacje z moją matką. Uświadomiłam sobie, że kiedyś lepiej się dogadywałyśmy, ponieważ ciągle się jej podporzadkowywałam. Zawsze robiłam to, co chciała, tak, aby ją zadowolić.

Wychowałam się w biedzie, przemocy i alkoholizmie. Myślałam, że problem DDA mnie nie dotyczy, ponieważ mój ojciec – alkoholik – umarł gdy miałam 9 lat. A potem zostałam sama z mamą i wreszcie mogłyśmy zaznać spokoju. Ojciec ciągle ją bił, musiałyśmy uciekać z domu nawet w nocy, brała moją wanienkę do kąpania, pakowała w nią rzeczy i uciekałyśmy do jej bylego męża, również alkoholika, który mieszkał parę kroków dalej.

Matka ze swoim pierwszym mężem miała dwójkę dzieci. Mój przyrodni brat w wieku 16 lat został zabrany przez ciotkę i więcej nie wrócił do rodzinnego domu. Siostra w wieku 8 lat została bez opieki, zostawiła ją i odeszła do mojego ojca. Do tej pory tłumaczy, że przecież ją odwiedzała i płaciła alimenty, po 100 zł.

Ja byłam najmłodsza, wszystkimi swoimi emocjami obarczała mnie. Jako dziecko musiałam ją ciągle pocieszać, jak ojciec przychodził pijany, jak ją pobił, jak umarł. Matka całe życie stawiała siebie w roli ofiary i wymagała ode mnie poświęcenia wobec siebie. Byłam dzieckiem idealnym, dobrze się uczyłam, byłam grzeczna, wykonywałam wszystko, co chciała, ponieważ chciałam ją uszczęśliwić. Relacje z rówieśnikami miałam słabe, w szkole byłam kozłem ofiarnym, wyśmiewali się ze mnie. Wyrosłam w poczuciu gorszości.

Matka ciągle skupiała się na sobie. Całe życie odgrywała rolę ofiary i męczennicy. Pomimo, że ma 60 lat, świat ciągle widzi jako niebezpieczny, boi się nawet pralki włączyć. Obwiniam ją za moje dzieciństwo, za to, jak mnie traktuje do tej pory. Gdy przestałam zadowalać ją za wszelką cenę, obraziła się, nie odzywa się ponad pół roku.

Ona ciągle rywalizuje ze mną. Tego lata chciała mi udowodnić, że ma ładniejszy ogródek od mojego i chociaż pozwoliła mi mieć swój, to za wszelką cenę robiła wszystko, aby jej był piękniejszy. Nie mogę mieć własnego zdania, nie raz kazała mi się zamknąć, bo nie mam racji.

Dom odziedzicyłam po ojcu, ona nie ma do niego żadnych praw, nie mieli ślubu, ale mieszka u mnie. Nic nie pomaga, leży cały dzień przed telewizorem albo modli się po kilkanaście razy dziennie, według mnie ma nerwicę na tle religijnym.

Ja z mężem pracujemy po 10 godzin dziennie, mąż często nawet dłużej. Do tego dochodzi pranie, sprzątanie, gotowanie, moje studia, a matka mówi, że nie dbamy o dom, bo trawa nie skoszona, sama natomiast nie robi nic, bo twierdzi, że nie umie. Całe życie nic nie umiała. Chodzi tylko ciągle, krytykuje i dokazuje.

Bardzo męczy mnie życie z nią, ale to w końcu mój dom, nie wyprowdzę się z niego, a matki nie wyrzucę. Przykro mi, że nie potrafi żyć z innymi ludźmi, nie dopuszcza, że ktoś ma inne zdanie, inaczej myśli. Nawet jak ogląda telewizor, to wyzywa ludzi od głupich. Wszystko musi być tak, jak ona chce, bo w innym wypadku wypomina, że ona się tyle poświęciła i należy jej się wdzięczność. Ostatnio wypomniała mi, że ona nie spała w nocy jak byłam mała i miałam gorączkę.

Często też przypisuje sobie różne zasługi, pomimo, że niewiele się do nich przyczyniła. Mówi np. „gdyby nie ja, to ty byś nie skończyła studiów”, chociaż finansowo mi nie pomagała. Moje rodzeństwo też nie chce jej u siebie, wiedzą, że ma trudny charakter. Ja wiem, że ona dużo przeszła, ale ja już się wystarczająco dużo nacierpiałam. Nie mam zamiaru nadal jej zadowalać i żyć pod jej dyktando. Ona nie chce nad sobą pracować, nie widzi w sobie problemu. Ona jest idealna, wszyscy są przeciwko niej.

Ze swojego dzieciństwa pamiętam niewiele, prawie wszystko wyparłam ze swojej pamięci. Pamiętam jak ojciec wracał pijany, pamiętam awantury, jak mnie bił i matkę, jak miała posiniaczone oczy, pakowała nas i uciekałyśmy. Potrafili zbudzić mnie w środku nocy, bo była burza i kazała mi się ubierać, bo będziemy uciekać. Pamiętam straszne uczucie, po którym zrywałam się w nocy ze snu, wydawało mi się, że ja się kurczę, a cały świat wokół mnie się rozszerza.

Jako małe dziecko skarżyłam się na ból głowy, chyba tylko to zwracało ich uwagę. Teraz już wiem, że nie miałam zapewnionego poczucia bezpieczeństwa. Nie wolno było się nawet śmiać, bo to denerwowało ich. Pamiętam, że jako kilkuletnie dziecko planowałam im wydatki, bo ciągle nie mieli pieniędzy. Liczyłam ile kosztuje chleb, margaryna i rachunki. Szkoda, że wtedy nie wiedziałam ile kosztuje alkohol i papierosy. Nie miałam dzieciństwa. Staram się walczyć teraz, żeby wszystko przeżyć po swojemu.

Z siostrą kontakt też mi się urwał, ona ciągle myśli o zadowalaniu matki, chociaż ja uważam, że ona ucierpiała najbardziej, była dzieckiem porzuconym, zostawionym bez opieki. Teraz jako dorosła, starsza ode mnie o 8 lat kobieta, jest całkowicie zależna od męża, nigdy nie pracowała, nie ma nic swojego. Z bratem nigdy nie miałam żadnych relacji, wiem tylko, że brzydzi się alkoholem, też jest DDA.

Ja staram układać sobie życie, mam męża, synka, u mnie w rodzinie jest inaczej. Chcę, aby mój syn codziennie się śmiał, nie tak jak ja płakał w kącie pozostawiony sam sobie. Codziennie mu powtarzam, że go kocham i że sobie da radę, gdy ma jakiś problem. Mój mąż też jest dla mnie oparciem. Jest wspaniałym mężczyzną, wyrozumiały, kochający, czuły, taki niepodobny do mojego ojca. Moi mężczyźni dają mi siłę. Chciałabym tylko zmienić pracę, pracować z dziećmi, a nie sprzedawać w sklepie.

Dzieci – dobrze je rozumiem, noszę w sobie moje małe dziecko, które staram się już tylko pielęgnować, nie krzyczeć na nie i nie krytykować, aby już nie musiało płakać i kulić się ze strachu. Nie byłam nigdy na terapii, ja sama uczę się siebie na nowo.

Przepraszam za wszelkie błędy i dziękuję tym, którzy przeczytali.

Monika, 26 lat
monikagrz1993@wp.pl