Nazywam się Kuba, mam 20 lat i nie wiem jak zacząć.

Prowadzę podwójne życie. Na co dzień jestem uśmiechnięty i wesoły. Może nie tryskam energią, ale ludzie odbierają mnie jako osobę niefrasobliwą, z poczuciem humoru i dużym dystansem do otaczającego mnie świata. Ludzie chętnie zapraszają mnie na imprezy i spotkania, zwierzają się ze swoich problemów, jakby podświadomie wiedzieli, że ich zrozumiem i doradzę. Twierdzą, że jestem inteligenty i dobrze słucham. Mam wielu przyjaciół, osób na które mogę liczyć, a mimo to czuję się samotny i tak jakbym ich wszystkich okłamywał, nie potrafiąc przyznać się do swojej prawdziwej osobowości.
Tak naprawdę to żyję w ciągłej niepewności, boję się ludzi, a tym bardziej nawiązywania bliższych relacji. Nie mam problemu porozmawiać z obcymi ludźmi na jakieś imprezie, bo wiem, że najprawdopodobniej nigdy więcej ich nie spotkam, a oni i tak mnie nie zapamiętają. Nigdy nie byłem w długoterminowym związku, z resztą chyba w żadnym związku w ogóle. Boję się bliskości, boję się odrzucenia i tego, że nie będę potrafił odwzajemnić uczuć, uciekam gdy tylko zauważę, że ktoś zaczyna się do mnie zbliżać.

Swojego dzieciństwa nie pamiętam. A raczej wypieram wszystkie wspomnienia. Urodziłem się w rodzinie wyjątkowo barwnej pod względem dysfunkcji. Mój ojciec jest alkoholikiem odkąd tylko pamiętam, tak jak jego nieżyjący już ojciec oraz piątka jego rodzeństwa, w tym trójka już nieżyjąca. Podobnie jest od strony matki, jej ojciec, mój dziadek, też jest alkoholikiem. Moje wspomnienia z dzieciństwa ograniczają się do ciągłych pogrzebów, jako że moja babcia miała 7 rodzeństwa i sama miała 6 dzieci, moja rodzina powiększała się, a tym samym sposoby na odejście z tego świata. Prawie każdy wyjazd do babci był związany z czyimś pogrzebem czy wypadkiem. Przez ostatnie 20 lat tylko mój dziadek zmarł śmiercią naturalną. Mam w rodzinie samobójców, ofiary pożarów, wypadków samochodowych, przedawkowania alkoholu, chorób, każdy zmarł inaczej. Pamiętam też, że zawsze nocowaliśmy w domu mojej babci, która mieszkała wraz z córką i jej mężem, który w nocy bił swoje dzieci. Słysząc wszystko przez cienkie ściany nie mogłem zasnąć.

Mimo wszystko potrafię oddzielić te wszystkie złe wspomnienia i emocje im towarzyszące, pozostając przy tym osobą bez nałogów, napadów agresji czy innych autodestrukcyjnych cech. Wydaje mi się, że to przez tę całą otoczkę ciągłej obecności śmierci w mojej rodzinie nabrałem pewnego dystansu i zrozumienia, że życie nigdy nie będzie takie jak w filmach, wszyscy umrzemy w pewnym momencie i to w najmniej oczekiwanym. Czerpię dużo przyjemności z drobnych sukcesów i spotkań z przyjaciółmi, doceniam to co mam, bo widziałem, jak źle może być.

Nie winię mojego ojca za to, jak wpłynął na moje życie. Nigdy go w nim tak naprawdę nie było. Nie mogłem liczyć na jego pomoc w trudnych chwilach, nie nauczył mnie jeździć na rowerze, nie był ze mną nigdy na basenie, nie woził w wózku jak byłem mały. Jest statystą w moim życiu, idealnym współlokatorem, który nie zadaje pytań i płaci czynsz na czas. Po prostu jest, tło na które nie zwraca się uwagi. Gdy byłem mały zdarzało się, że mnie bił. Nigdy bez powodu i nigdy bardzo surowo, raz jak przez przypadek zbiłem reflektor w samochodzie sąsiada, czy jak wdałem się w bójkę w szkole. Zawsze po jakimś czasie przychodził do mnie i ze łzami w oczach mnie przepraszał.
Mój ojciec nie jest złym człowiekiem, jest w pewnym sensie postacią tragiczną, która zdając sobie sprawę z własnej klęski nie jest wstanie przeciwdziałać. Jest w pełni świadomy i stara się jak może i to widzę, niestety pochłania to jego całą energię i chyba dlatego nigdy go przy mnie nie było. Tak bardzo starał się nie zniszczyć mi i mojemu bratu życia, że bał się nas dotknąć, porozmawiać z nami. Bał się, że źle na nas wpłynie. Ironia losu.

W każdym razie i tak moje dorastanie przesiąkło zapachem jego alkoholu i papierosów. Stłumiło emocje, marzenia, wiarę w siebie i możliwość zaufania drugiej osobie.
I w pewnym sensie wiem, że to uczucie niedoskonałości będzie mi już zawsze towarzyszyć. Chcę choć trochę je stłumić, może lepiej zrozumieć i przez to złagodzić.

Piszę to wszystko, bo mój ojciec miał kilka dni temu zawał i czuję, że to moja ostatnia szansa, żeby choć przez moment nawiązać z nim relację ojciec – syn.

Kuba