Właściwie nie wiem od czego zacząć… Rok temu przyjechałam do pracy do hotelu, w którym wcześniej odbywałam praktyki szkolne. Miałam zostać miesiąc, a mieszkam po dzień dzisiejszy. W wyniku różnych (nieprzyjemnych) zdarzeń dowiedziałam się o DDA.

Długo broniłam się przed jakąkolwiek terapią, ale w końcu zgodziłam się. Pamiętam jak dziś dzień 21 lipca 2010 roku. Wtedy to pewien psycholog po kilku zamienionych zdaniach zrobił mi test, po którym okazało się, że nie mogę uczęszczać na terapię DDA, ponieważ jestem alkoholikiem. Byłam wściekła, bo usłyszałam prawdę, przed którą się broniłam. Po pewnym czasie zaczęłam uczęszczać początkowo na indywidualną terapię AA. Niestety regulamin obejmuje tylko kilka spotkań indywidualnych.

Kolejnym etapem jest terapia grupowa. Byłam przerażona – powiedziałam o moich obawach terapeucie. Stwierdził, że zawsze warto spróbować, więc tak też zrobiłam. Niestety poszłam tylko na trzy lub cztery spotkania. Pewnego dnia pomyliłam godziny spotkania i tak zakończyła się moja
"przygoda" z AA. Jednak dzięki ogromnemu wsparciu osób, które spotkałam w hotelu (szczególnie jednej, która jest dla mnie ważniejsza niż rodzina) zaczęłam ograniczać spożywanie alkoholu. Zdarzały mi się jeszcze wpadki, których skutki były dramatyczne dla psychiki i mojej i osób, którym na mnie zależało, ale stopniowo było ich coraz mniej.

Dziś chcąc napisać jak długi jest okres mojej abstynencji nie jestem w stanie dokładnie odpowiedzieć, więc chyba mogę uznać ten fakt za sukces. Logicznie myśląc, jeśli nie mam problemów z alkoholem (aczkolwiek wiem, że taką decyzję wydają tylko specjaliści i z alkoholizmu do końca życia się nie wyleczę) mogłabym iść na terapię DDA. Jednak cholernie się boję.

W dzieciństwie od kiedy pamiętam matka piła całymi dniami… Ojciec mniej i raczej wieczorami. Dochodziło do rękoczynów – tak chyba najłatwiej dla mnie jest to opisać. Jednak za tym zdaniem kryje się tyle łez, krzyków, bijatyk, strachu, ucieczek i wiele, wiele innych traumatycznych przeżyć, które do dziś tkwią głęboko w mojej głowie i co jakiś czas "wyrzucają na powierzchnię" masę smutku, przygnębienia, wyrzutów sumienia…

Teraz właśnie jest ten czas. W takie dni najchętniej wtuliłabym się w kogoś komu ufam i przeczekała aż przejdzie… Ciężko mi i z każdym kolejnym razem jest gorzej/ciężej. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Wiem też, że nie mam w sobie tyle odwagi, żeby pójść na terapię czy to indywidualną, czy grupową. Te wszystkie przeżycia wydają mi się być zbyt osobiste i mówienie o nich na forum wydaje mi się zbyt wstydliwe i przygnębiające. Jednak chciałabym "coś" zrobić z tymi powracającym przykrymi wspomnieniami.

Rok temu odpowiadając na testy dotyczące DDA (w internecie) wszystkie objawy pasowały do mnie w stu procentach. Dziś po roku życia z ludźmi, między którymi są normalne/zdrowe relacje, część z nich już nie pasuje. Jednak niestety została ta część, która ma bardzo duży wpływ na moje życie i życie ludzi z mojego otoczenia.

Znów zrywam się w nocy, znów pojawiają się sny z krzyczącą/płaczącą matką bitą przez ojca, sny w których wszyscy odmawiają pomocy, znów wróciły tiki najczęściej podczas popołudniowych drzemek lub gdy odsypiam nocki(praca).

Ciężko, smutno i samotnie.

Pozdrawiam, Justyna