Oto moja historia małżeństwa z osobą z ciężkim dzieciństwem.
Moje małżeństwo powoli, lecz nieubłaganie przestaje istnieć. Ale zacznijmy od początku…
Ojciec bardzo często pił, zawsze się go wstydziłem. W mojej rodzinie alkohol zawsze był na pierwszym miejscu, pił ojciec, pili dziadkowie, wujkowie, ciotki, okazji zawsze były do picia – czy to urodziny, imieniny, komunie lub bez okazji. Dzieciństwo upłynęło mi jak pamiętam dość dobrze, duża zasługa matki, która starała się, żebyśmy z braćmi mieli dobre dzieciństwo (mam dwóch braci). Dbała abyśmy nie chodzili brudni i głodni. Patrząc na to, co alkohol robi z ludźmi i jaki ból dotyka osoby im bliskie, postanowiłem, że sam taki nie będę. Nigdy nie miałem problemu z alkoholem, nie znaczy że od czasu do czasu nie wypiję piwa czy innego alkoholu, ale jest to bardzo rzadko.
Od zawsze pragnąłem założyć rodzinę. Wiadomo – żona, dzieci… Chciałem być lepszym ojcem od swojego, stworzyć dla swoich dzieci lepszy dom – bez alkoholu, z dużą ilością miłości. Stworzyć normalną rodzinę. Kochać i być kochanym.
Aż wreszcie poznałem Alicję – miłość mojego życia – w której się od razu zakochałem. Miłość, na którą zawsze czekałem, prawdziwą i jedyną.
Start nie był łatwy, ale nigdy nie jest. Ona była w trudnym i toksycznym związku, po kłótni z rodzicami wyprowadziła się z domu i zamieszkała ze mną. Szybko się oświadczyłem, potem szybki ślub, bo na co miałem czekać, byłem pewny swojej miłości.
Alicja bardzo często opowiadała mi, jakie miała dzieciństwo, gdzie ojciec pił, matka go broniła, sama nie doceniana przez rodziców, nie chwalona, bez oparcia od nich, gdzie o wszystko musiała walczyć, gdzie ciężko musiała pracować na gospodarce. O ciągłych kłótniach. O swoim byłym chłopaku.
Ja ją kochałem i chciałem być dla niej wszystkim. Chciałem jej pomóc. Po pewnym czasie na świecie pojawiła się Natalka, potem Martyna – nasze córki.
Staram się być dobrym ojcem, każdą wolną chwilę poświęcam córkom, często się denerwuję, czy dam klapsa (wiem, nie powinienem), ale chcę żeby wyrosły na dobrych ludzi, a w dzisiejszym świecie jest to trudne. Ale bardzo je kocham i często im to mówię.
Mój czas poświęcam żonie, córkom, pracy. Gotuję, sprzątam, pomagam żonie w codziennych obowiązkach, naprawdę się staram. Pełna kochająca się rodzina.
Ale od pewnego czasu z żoną nie układa się. Często rozmawiamy o nas, o naszych problemach, o tym że mało czasu poświęcam żonie a więcej dzieciom, że się przestałem starać. Często w gniewie wyzywałem ją, ale bałem się, że mnie zostawi. Chciałbym żeby nam się udało.
Żona mówi że miłość do mnie już się wypaliła, że po części winne jest jej dzieciństwo. Że nie umie mnie kochać taką miłością, jaką ja bym chciał. Chciałbym dla żony być wszystkim – mężem, przyjacielem, kochankiem. Ona dla mnie jest wszystkim.
Jak widzicie nie tylko osobą z DD jest ciężko, ale ich partnerom także. Ja będę walczył o moje małżeństwo. Chciałbym, żeby żona pokonała swoje lęki i pokochała mnie miłością bezgraniczną.
Marcin lat 32, marcinekz1983@wp.pl