Witam, trafiłem tu całkiem przypadkiem. Parę dni temu przeczytałem artykuł na temat DDA, tak rozpoczęły się moje poszukiwania.

Właściwie w moim przypadku bardziej pasuje skrót DD.
Nie pochodzę jak większość z Was z rodzin gdzie nadużywało się alkoholu, oczywiście bywał, ale tylko przy okazji urodzin, imienin itd.

Zastanawiam się teraz, ile lat musiało minąć, abym znalazł (przynajmniej tak mi się wydaje) żródło swoich problemów.

Pochodzę z rodziny gdzie osobą rządzącą był ojciec, człowiek despotyczny, mający wszystkich za nic, mający zawsze rację, wiedzący wszystko najlepiej.

Nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu. Jak daleko sięgnąć pamięcią, zawsze byłem gdzieś obok. Matka, osoba kochająca, była zawsze obok mnie, ale bywały momenty, gdy nawet ona nie potrafiła mi pomóc.

Momenty. Mimo swojego wieku wciąż za często widzę te momenty. Pierwszy raz dostałem, kiedy uczyłem się liczyć do 10 na zapałkach. Miałem może 4 lata. Przy każdej okazji, kiedy czegoś nie potrafiłem zrobić, nauczyć się, pojawiały się złość, potem wyzwiska, a potem bicie. Za każdym razem.

Bywały chwile, że leżałem pod stołem, a on stał nade mną z pasem lub smyczą i z tą swoją furią na twarzy udowadniał mi, że jestem nic nie wart, że jestem głupi, beznadziejny. Byłem jego nieudaną inwestycją.

Z czasem zacząłem zamykać się we własnym idealnym świecie, w swoim pokoju, gdzie miałem chociaż trochę spokoju.

Mijały lata. Dostawałem więcej, byłem jeszcze głupszy, bardziej beznadziejny, czasem z sinymi pręgami na ciele. Zacząłem oszukiwać, kłamać, bo był to jedyny sposób, żeby mieć spokój.

Do dzisiaj noszę w sobie strach przed nim. Dzisiaj nie potrafię żyć normalnie, mimo że mam wspaniałą żonę i dwójkę dzieci. Do dzisiaj uciekam przed wszystkimi, brak mi pewności siebie, nie potrafię uwierzyć w siebie.

Jedynym miejscem, gdzie tak naprawdę dowartościowuję się jest praca. Otaczam się drogimi rzeczami, które dodają mi pewności, bo mam najlepsze. Do dzisiaj kłamię i oszukuję, bo uważam, że tak będzie bezpieczniej. Ktoś podnosi na mnie głos – uciekam w kąt, bo nie wiem co zrobić. Brak mi szacunku do innych, bo nikt mi nigdy nie powiedział, jaką ja mam wartość. Zawsze żyłem w przekonaniu że jestem zerem.

Jakieś 3 lata temu chodziłem do psychologa, szukałem odpowiedzi. Niestety zawsze unikałem tematu ojca. Teraz żałuję. Dzisiaj rozpada mi się wszystko. Jestem jeszcze bardziej przekonany o swojej niskiej wartości. Szukam w sobie winy. Winy, że byłem traktowany tak a nie inaczej, winy za to, że rozpada mi się związek, winy za wszystko.

Jedyne na co mnie stać teraz, to na podziękowania dla mojego ojca za to WSPANIAŁE I CUDOWNE ŻYCIE jakie mam dzięki niemu.

Żyjcie w spokoju.



Damian, DD