Mam na imię Joanna i mam 39 lat. Pochodzę z patologicznej rodziny.

Alkohol w mojej rodzinie był, odkąd pamiętam. Wychowywałam się w rodzinie z ojczymem, który nigdy mnie nie akceptował, bo nie byłam jego dzieckiem. Ciągłe wyzwiska, poniżanie, awantury.

Pili oboje. Matka potrafiła pić tygodniami. Wtedy uciekała i nie było jej w domu. Była na melinach, a poźniej wracała jakby nic się nie stało. Ojczym nie zajmował się nami. Czasami nie mieliśmy co jeść. Wtedy chodziłam do sąsiadki po parę kromek chleba.

Dzieciństwo moje to wyzwiska, awantury, uciekanie z domu. Tak bardzo nienawidziłam tego domu. Zazdrościłam innym, że mają tatę i mamę. Że mają się do kogo przytulić, z kim porozmawiać. Chciałam tylko miłości.

Byłam osoba nieśmiałą, nie potrafiłam nawiązać kontaktu z innymi, wycofaną. Gdy miałam 19 lat, poznałam ojca swojego dziecka. Byłam szczęśliwa, że mnie ktoś pokochał. Urodziła się córka. Była moim całym światem. Obiecałam sobie, że dam jej wszystko to, czego ja nie doświadczyłam. Miłość, żeby czuła się kochana i zawsze mogła na mnie liczyć.

Po 10 latach związku ojciec dziecka nas zostawił. Jak się póżniej okazało – dla innej. Najpierw mnie pobił, bił tak, żeby nie było widac. Mówił, że to przeze mnie, że to ja go wepchnęlam w ramiona innej, bo nie mógł ze mną wytrzymać.

Zostałam bez pieniędzy, z długami i z dzieckiem, które szło do komunii. Płakałam nocami. Chciałam tylko spać.

Wróciłam znowu do domu. Wyzwiska, poniżanie, pijąca matka po kątach. Szukała tylko okazji, zeby pojechać do sklepu i wypić. Wódkę chowała na strychu, w butach, gdzie tylko się dało… Tak nie dało się żyć. Nie miałam ochoty wracać do domu, patrzeć na to wszystko. Trzeba było być cicho, bo ojczym poszedł pijany spać i nie można było go obudzić.

Po 2 latach nie wytrzymałam i odeszłam z córką.Nie miałyśmy mieszkania, spałyśmy w samochodzie. Udało mi się wynająć pokój, ale dla mnie to było najważniejsze, że będziemy same, będziemy miały spokój.

Z matką kontakt był minimalny. Piła nadal, nie interesowała się nami. Zamieszkała na jakiejś melinie.
Tak bardzo jej potrzebowałam. Jej miłości, wsparcia, przytulenia, dobrego słowa.

Później był kolejny związek. Było dobrze, dopóki nie pojawił się alkohol. Zaczął pić, pił dopóki nie padł. Zaczęły się awantury, interwencje policji. Szantaż, że się zabije, jak od niego odejdę.
Zaczął się leczyć, ale to nic nie dało. Zaczął pić dalej. Kiedy mnie pobił, dopiero zrozumiałam, że muszę odejść.

Odeszłam. Zmieniłam stancję, pracę. Żeby mnie nie nachodził.
Mając 36 lat poznałam obecnego partnera, z którym jestem do dzisiaj. Jest odemnie starszy. Jest dobry, dba o rodzinę, troszczy się, żeby niczego nie brakowało. Ale ja nie potrafię się z tego cieszyć, nie potrafię bawić się, śmiać.

Czuję, że uszło ze mnie życie.

joasia76, 39 lat
asiaz1507@gmail.com