Mam na imię Kasia, mam 25 lat.

Kiedy myślę od czego zacząć, czuję straszny ból… czy można to opisać? Czasami nienawidzę sama siebie, ponieważ nie umiem docenić tego co mam: jestem zdrowa, mam możliwość studiowania, mam wspaniałego narzeczonego… Jest jednak coś, co mnie niszczy, zabija, odbiera wiarę w siebie i sprawia, że czasami nienawidzę życia.

Mam czworo rodzeństwa, pamiętam te noce, kiedy leżałam w łóżku każdego dnia modląc się, by tata przyszedł trzeźwy… Zazwyczaj wszyscy już spaliśmy, kiedy wybudzały nas ze snu krzyki, a potem dźwięk otwieranych drzwi do naszego pokoju. To nie ja obrywałam, ale moje starsze rodzeństwo, do tej pory mam w uszach krzyki, płacz, błaganie, żeby nie bił… Potem wracali do łóżek i długo płakali. A ja? Ja zawsze byłam tą grzeczną córeczką, która robiła wszystko idealnie mając nadzieję, że w ten sposób naprawi swoją rodzinę…

W tym wszystkim była jeszcze mama, początkowo biernie się przyglądająca, choć pamiętam jak czasami sama potrafiła bez powodu znęcać się nad moim starszym bratem. Potem sama zaczęła pić… Tak już zostało do tej pory…

Najgorzej wspominam czasy, kiedy przygotowywałam się do matury… Wracałam do domu modląc się, by tym razem było normalnie… I po raz kolejny się zawodząc. Mama zazwyczaj piła z koleżankami, teraz już nie potrzebuje towarzystwa. Pije sama, myślę że codziennie. Chowając się po kątach, udając że nic nie piła, jak gdyby ten smród alkoholu można było ukryć. Tyle razy płakałam, błagałam, aby przestali pić… Obiecywali mi wiele razy płacząc razem ze mną, raniąc mnie podwójnie przychodząc na drugi dzień nachlanymi.

Chcę zaznaczyć, że nigdy nie brakowało nam jedzenia, chodziliśmy czyści i ubrani. Kiedy nie piją są normalni, kochani? Nasycam się wtedy nimi, bo to daje mi siłę, by żyć… Pamiętam, jak stawałam między nimi podczas awantur, kiedy już moje starsze rodzeństwo się wyprowadziło, mama rzucała w tatę wszystkim, co było pod ręką, chciałam go obronić, wtedy trochę się opamiętywała, ale zadawała ciosy słowami, które jak nic w życiu bolą najbardziej do dzisiaj. Tata oczywiści nie pozostawał jej dłużny…

Dziś mieszkam razem z chłopakiem 200 km od nich. Jestem na 5 roku studiów, czasami łapie się na tym, że tak jak kiedyś, robię wszystko, by byli dumni ze mnie… Każdy mój dzień jest wypełniony lękiem, boją się, że odbiorę telefon i ktoś powie mi, że to się właśnie stało, że stała się tragedia. Każdą moją miłą chwilę w życiu przerywa wewnętrzny głos ?Ty się bawisz, cieszysz, a co robią oni? Są pijani? Zadzwoń i sprawdź!? Mam lęki, boję się wychodzić z domu, czasami nie mam sił wstać z łóżka. Często czuję się, jak zwykły śmieć. Dziś właśnie wróciłam z weekendu spędzonego u nich. Byli pijani, ale nie awanturowali się. Mimo to leżałam w tym samym pokoju nasłuchując każdego stuknięcia, trzęsąc się ze strachu. Dom, który tak kocham, jest dla mnie zarazem miejscem przerażającym, w którym budzą się wszystkie złe wspomnienia. Mimo to nie potrafię tam nie wracać… Wracam i za każdym razem nie śpię w nocy, przeżywając wszystko od nowa…

Kasia, 25 lat