Mam na imię Weronika, mam 25 lat. Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika.

O tym syndromie dowiedziałam się kilka lat temu.

Na początku po prostu przyjęłam to do wiadomości nie zastanawiając się nad tym. Nie miałam wtedy pojęcia jak ogromny wpływ ma to na moje życie. Gdy byłam nastolatką i mieszkałam w domu rodzinnym, żyłam nadzieją, że mój koszmar się skończy, gdy się wyprowadzę.

To nie znaczy, że mój koszmar zaczął się w wieku nastoletnim. Mieliśmy bardzo mały dom dzielony z dziadkami, dwa pomieszczenia zajmowali dziadkowie, a jedno ja, mój starszy brat i rodzice. Z różnych względów, między innymi z powodu alkoholizmu taty, od 5 roku życia mieszkałam u babci i praktycznie to ona mnie wychowywała.

Z wielką radością wyprowadziłam się z domu i zaczęłam życie w wielkim mieście przekonana o tym, że mój koszmar się skończył. Nie pamiętam już dobrze, czy tej radości starczyło mi na miesiąc, czy może dwa. Cały koszmar jednak wrócił, ja wyprowadziłam się z domu, jednak zabrałam ze sobą cały ogromny, ciężki bagaż traumatycznych przeżyć i doświadczeń. Teraz to wiem, wtedy tego nie wiedziałam. Myślałam, że jestem jakaś nienormalna, żyłam jak przeciętny młody człowiek – studiując, pracując i wynajmując mieszkanie, ale nie zachowywałam się jak przeciętny młody człowiek. Ciągle byłam nieszczęśliwa i smutna, nie potrafiłam sobie z tym poradzić.

Spotkałam jednak na swojej drodze dobrych ludzi, którzy wytłumaczyli mi co się ze mną dzieje, dlaczego tak ciężko mi żyć, i pokierowali na terapię. Przez 2 lata chodziłam na terapię indywidualną, miałam sugestię, aby skorzystać z grupowej, jednak na tamtym etapie nie byłam na to gotowa.

Po 2-letniej przerwie od terapii indywidualnej na skutek pewnych doświadczeń i sytuacji, w której się znalazłam, okazało się, że bardzo dużo wiem, widzę, nazywam – jednak nie potrafię normalnie funkcjonować. Było to na tyle trudne i bolesne, że postanowiłam podjąć terapie grupową.

Szłam na tą terapie z dużą determinacją i nadzieją. Jednak nie chciało mi się wierzyć do końca w to, że ja mogę być szczęśliwa. To czego tam doświadczyłam to był cud za cudem, zarówno w moim życiu, jak i w życiu innych ludzi z mojej grupy. Poczułam jak ogromna siła jest w grupie. Ja gdzieś – głęboko pozamykana, nieufna i podejrzliwa nagle – zaczynam ufać, cieszyć się z bycia przy drugim człowieku, i nie na rozum ale całą sobą, co wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia. Coś, co kiedyś było tylko w intelekcie teraz zamieniło się na doświadczenie.

Terapia nie sprawiła, że przeszłość przestała istnieć, ale sprawiła, że ja z tą przeszłością mogę żyć i być naprawdę szczęśliwą. Terapia odkryła mi pola do pracy nad sobą i dała narzędzia do wykonywania tej pracy. Pomogła przyjąć fakt, że cierpienie nie zniknie, ale że mam w sobie wszystkie potrzebne środki i siłę, aby to cierpienie przyjąć i znieść.

Przez to że pojednałam się ze sobą i pokochałam siebie byłam w stanie prawdziwie przyjąć Miłość Boga i zobaczyć jak nieprawdziwy Jego obraz w sobie nosiłam. Bóg mnie podniósł i uzdrowił, nie w sposób magiczny, ale bazując na naturze i posługując się również drugim człowiekiem. Nie wydarzyło się to natychmiast lecz trwało latami, i nadal trwa. Bóg ciągle odkrywa mi prawdę o mnie, ale nigdy nie więcej niż byłabym na dany moment w stanie znieść. Jestem Mu za to wszystko bardzo wdzięczna i dziękuje Mu za każdą osobę, którą na mojej drodze postawił. To wszystko wpłynęło na to, kim jestem dziś.

Weronika