Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Kompleks edypa #487922
Dziekuję za odpowiedzi. Ustosunkuje się do każdej z nich osobno:
Jedyną cechą, która mnie od niej odrzuca jest to, że czasem stawia na swoim i musi być po jej myśli. Wtedy czuje się zdominowany i mam ochotę uciekać. To ja mam dominować, muszę to potwierdzać przy każdej decyzji, wtedy jest okej. Jako uległa kojarzy mi się była dziewczyna, która wcale taka nie była gdy sięgam pamięcią. To, że chce założyć rodzinę i pójść dalej podoba mi się bo akurat ja też tego aktualnie chce i mam dość wizji przychodzenia do domu napić się browara, pooglądać mecz i nawalić z kolegami w weekend. Chce wybudować dom i mieć dzieci, wracać do domu pełnego szczęścia. Jeśli chodzi o przywiązanie jako bohater, ona też jest zaradna, energiczna i odważna, nie jest szarą myszką o którą trzeba się troszczyć ( czy ja szukam myszki do opieki?)
Zapomniałem o tym napisać a jest to raczej kluczowe, moja partnerka również DDA z tym, że jej matka odeszła od pijącego ojca gdy ona miała 4 lata, następnie jej mama utworzyła szczęśliwy związek z nowym mężczyzną, który do dziś traktuje moją narzeczoną jak córkę.
Wątek ograniczania do jednej kobiety chyba potęguje problemy głębsze, bo czuje straszny żal gdy pomyśle, że inne kobiety przejdą mi koło nosa. Jeśli chodzi o moje kontakty z matką, nie jestem z nią za blisko, czasem spotykamy się u rodziców na kawie lub obiad, przeważnie widujemy się raz w miesiacu i to mi odpowiada a wchodzenie w role męża było czysto emocjonalne. Jednak moja matka mnie brzydzi swoją nieporadnością przez lata, oschłością i tym, że naciągnęła mojego ojca na dziecko, tzn. mój brat nie jest mojego ojca ale o tym dowiedzieliśmy się od niej po latach. Rzuciła się na bogatego Niemca w czasach młodości gdy ten po prostu przyjechał do PL „poużywać”. Strasznie brzydzą mnie takie kobiety. Może widzę moją partnerkę jako „odrzucającą” z tego powodu? Wiem jednak, że jest ona mi wierna i bardzo mnie kocha, ufam jej.
Tak, rozmawiamy o moim strachu przed ślubem, problem jednak w tym, że ja nie wiem czego tak naprawdę się boję. Rozmawiamy o tym, dochodzimy do jakiegoś porozumienia i zwykle czuje się lepiej ale potem to wraca. Nie boje się o odpowiedzialność za rodzinę, lubie troszczyć się o moja partnerkę i chciałbym mieć w przyszłosci dzieci. Prawdą jest, że zaręczyny były trochę wymuszone ale nie żałuje tej decyzji.
w odpowiedzi na: Ciągnący się za mną alkohol #484815Dzięki za wpisy
Nie wiem, co jest w mojej głowie. 1,5 roku terapii, chodzenie po psychoterapeutach, książki, fora. A ja ciągle czuje się niedostateczny, niewystarczający. Ciągle czuję, że czegoś mi brakuje jako formy wiedzy o sobie/świecie/życiu. Czuje, że odstaję od reszty, że inni są lepsi. Nie wiem jak z tym już walczyć.
Najgorsze jest to poczucie, że już tyle nad sobą pracuję, a mam wrażenie, że to jakaś minimalna cząstka mnie się zmieniła. Dalej nic nie rozumiem. To najbardziej mnie przeraża.
Myślę o tym piciu, myślę o tym, jak pójdę w sobotę do kolegi na urodziny i oznajmię, że dziś nie piję. Waham się między niepiciem a wypiciem trochę (co zwykle i tak zawsze kończy się uchlaniem się). Boję się reakcji innych a może nie najbardziej tego. Boję się, że po prostu nie dam rady, że przegram walkę sam ze sobą. Ale z kim ja właściwie walcze mówiąc sam ze sobą? Z własną pokusą, pociągiem do alkoholu? Może walczę z tym mechanizmem który podpowiada, że żeby ukoić stres pojawiający się przy stole muszę się napić? Tego nie rozumiem i przez to czuje się źle.
-
AutorWpisy