Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • smok71
    Uczestnik
      Liczba postów: 8
      w odpowiedzi na: Klamstwo w związku #480723

      Witajcie,
      Kochani,
      Przeczytałem wszystkie wasze posty. Normalnie to tak sobie kibicuję tutaj, poza linią końcową tego boiska ale tym razem przykro okropnie mi się zrobiło, że inni ludzie przechodzą wszystko to przez co ja przechodziłem dotkliwie przez 20 lat związku. Te, wydawać by się mogło bezsensowne, kłamstwa mają na celu ochronę własnego wizerunku przed, czasem nawet wymyślonymi, atakami świata zewnętrznego. Ci „kłamcy” mają w swojej głowie bardzo pieczołowicie tworzony obraz tego kim są. Nigdy żadne z was nie dowie się bezpośrednio od nich jak wygląda ten obraz. Nie cofną się przed niczym i nikim, są w stanie poświęcić dosłownie wszystko, aby tylko świat zewnętrzny postrzegał ich takimi jaki oni wiedzą, że są. Wśród narzędzi jakimi się posługują, aby na ich „ja” nie widać było choćby najmniejszej rysy znajdziecie: kłamstwo, obgadywanie za plecami, pozyskiwanie waszych przyjaciół rodziny czy znajomych jako świadków (te pozyskane osoby nazywają się flying monkeys i to nie ja ich tak nazwałem), że to wy jesteście oprawcą a on/ona ofiarą, manipulacje psychiczne, dzięki którym to wy będziecie święcie przekonani, że problem jest w was a nie u niej/niego, że to wy musicie coś na ten temat robić i nad sobą pracować, skoro odczuwacie, że coś tu jest między wami „nie halo”. Wśród tych narzędzi znaleźć też można „wsparcie” w waszych psychicznych walkach o wyjście z traumy przeszłości po to tylko aby uzyskane w ten sposób informacje można było użyć jako amunicja ciężkiego kalibru przeciw wam (gdy zajdzie taka potrzeba), to „wsparcie” ma także na celu utwierdzać was w poczuciu winy za to, że wasz związek potrzebuje ciągłych napraw i ciężkiej pracy z WASZEJ strony. Ci nasi „kłamcy” nie czują zupełnie jakiejkolwiek wewnętrznej potrzeby pracy nad sobą, gdyż oni są PERFEKCYJNI a my ciężko uszkodzeni i poturbowani przez przeszłość.
      Mógłbym ciągnąć tą wypowiedź naprawdę długo, ale, sam wiem, jak długość opowieści wpływa na jej przekaz. KONKRETY, bo nie ma co się tu nad tematem roztrząsać. Cały mechanizm relacji, o których piszecie jest zbadany a informacje i sposoby przeżycia takiej „jazdy bez trzymanki” są ogólnie dostępne w necie i literaturze. WIEM CO MÓWIĘ. Ale, jak z każdą cenną wiedzą muszą być spełnione dwa warunki: musicie naprawdę być gotowi na tę wiedzę oraz być cholernie zdeterminowani by ją zdobyć i nie odpuszczać, gdy pojawią się problemy techniczne.
      W moim przypadku odbyło się to następująco: Wpadł mi w ucho strzępek informacji na „ten” temat i zacząłem kopać, ryć jak kret w każdej wolnej chwili. Znalazłem książkę (wtedy dostępną jedynie w oryginale – jak jest teraz nie wiem) oto link do informacji o tej publikacji: https://pieknoumyslu.com/teoria-rosenberga-ludzki-magnes/
      Z tej książki wyciągnąłem podstawy do tego, aby dalej szukać w necie na temat codependency, narcissistic personality disorder itd. I tak jak ze wszystkim najczęściej jest (gdy postanowiłeś kupić Ferrari nagle zobaczyłeś, że na ulicach jeździ ich mnóstwo, wcześniej ani jeden nie jeździł) okazało się, że net jest tego pełny po brzegi. Przestrzegam jednak przed braniem wszystkiego „na wiarę”, sporo jest też zwykłych bzdur i dziwnych mistycznych Guru. Weryfikować, sprawdzać, czytać i na trzeźwo myśleć.
      To nie musi tak być jak jest! A pojęcie DDA jest tak szerokie jak morze Bełtyckie, wiele pomieści.
      Moje 20 lat paskudztwa być może Wam pozwoli skrócić waszą „odsiadkę”.
      Ps. Niczego nie reklamuje, nie sprzedaje i nie prowadzę żadnej agitacji w jakiejkolwiek formie.
      Trzymajcie się i nie dajcie się.

      smok71
      Uczestnik
        Liczba postów: 8
        w odpowiedzi na: Ucieczki… #480328

        Drogi Truskawku (jeśli mogę),

        Bardzo dziękuję za tych słów kilka Twojego komentarza.

        Nie masz pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy, bo zawsze przekonany byłem, że tylko ja takie ucieczki popełniam. Okazuje się, że jednak jest nas paru (taki wpis na tym forum kiedyś się we mnie zrodził). Dziena wielka!.

        Ty słuchawki fajne kupiłeś a ja poszedłem jeszcze dalej, gdyż, na potrzeby tych ucieczek muzycznych, zmodyfikowałem projekt domu po to aby zmieściło się tam kino domowe (ekran 4X2 metry!) wraz z całym osprzętem systemu 5.1. Durną kasę to wszystko kosztowało ale jak sobie coś w głowie nagotuję to już wyjścia nie ma i, po prostu, musi być. I jest. I koniec. (skoro mleko piję to czemu krowy nie kupić?)

        Kluczowej tutaj nuty dotknąłeś pisząc o obsesyjnych ucieczkach. Dla mnie to forma ratowania się, przetrwania, wręcz sprawa życia i śmierci. Mechanizm jest to u mnie nawet już nie obronny ale, dla mojego istnienia, fundamentalny. I nie tylko o muzykę chodzi ale o wszystkie ucieczki (o muzyce i chwili napisałem ale o innych jeszcze nie. Owszem, zamierzenie było takie aby opisać także ucieczki w inne drogi, nawet te toksyczne jak alkohol, seks, pieniądze. Takie było zamierzenie ale zabrakło odwagi, siły, powodów -no bo kogo to właściwie obchodzi co ja sobie tam przeżywam?).

        Ja też nie mam poczucia winy gdy ucieknę, gdy skryję się, jakoś zabezpieczę i przeżyję. Jest tak, bo napięcie u mnie zależne jest od poziomu czułości percepsji. Innymi słowy ja dostrzegam i odbieram rzeczywistość wokół mnie bardzo dogłębnie, słucham, patrzę i odbieram wszystko to co dzieje się wokół mnie. Robię to bardzo uważnie gdyż nie chcę aby mnie cokolwiek w moim życiu ominęło, abym czegoś nie przegapił, przeoczył (mój wielki apetyt na życie nakazuje mi trwanie w ciągłym stanie wyczulenia na zewnętrzny świat).

        Gratuluję Ci tego, że Twoje ucieczki nie są zamiast. (czegokolwiek). Sza po ba, Stary, pełen szacun za robotę, którą nad sobą wykonałeś. Ja do dbania o siebie mam jeszcze chyba drogę bardzo daleką.

        Jeszcze raz dziękuję za słowa.

         

        smok71
        Uczestnik
          Liczba postów: 8
          w odpowiedzi na: Ucieczki… #480276

          _ w problemy chwili (czyli w teraz)

          ..i nagle przyszedł szef ze swoim krzykiem, że to jest do poprawy, że tamto niedorobione, że to, że sro i owo. Tak jakby wiadrem wody zimnej chlusnął i z dziennego snu pracowniczego wyrwał na zimny bruk zarobkowej rzeczywistości (ależ ciężko było wypracować ochronną zbroję, kokon taki, świat własny i bezpieczny na czas od ósmej do szesnastej). Bezpardonowo i brutalnie wylał, jak dziecko z kąpielą, zestaw poleceń, zaleceń, instrukcji i wytycznych. O żesz Ty! taki i owaki! Ty myślisz, kmiocie, że tak łatwo mnie ze mnie wyrwiesz?, że ja tu i teraz będę tobie podległy? Już ja ci pokażę…

          i zaczyna się ta pracownicza orka, ta bez trzymanki jazda, której celem jest pokazać, udowodnić, nogą tupnąć lub też postawić swój osobisty znak na przełożonym. Zostawione na tzw. zaś sprawy odmuchujesz z kurzu dni i załatwiasz choć sensu w tym nie widzisz. Odłożone na pózniej niedoróbki zamieniasz w priorytety i rozwiązujesz problemy, które rozwiązań warte nie były. Wyciągasz sprawy z zapomnianych już segregatorów, piszesz odpowiedzi na maile, których adresat się nigdy nie spodziewał. Szum, huk, jazgot i zadyma!! Niech wszyscy widzą i niech widzi szef!

          …i w takim duchu mija parę dni, czasem tygodni. Zdyszany, zmęczony i (znów) bardzo samotny wracasz do siebie jak po delegacji. Minął czas niezauważalnie i wtedy, gdy tak gnałeś, nie istniało innego nic. Świata, z jego Twoimi problemami, normalnie nie było. Czarna dziura w życiorysie.

          ale w tym samym czasie, w tej gonitwie, w swoim własnym życiu Cie wcale nie było. Nieobecność na własne życzenie lecz bez poczucia własnego jestestwa Ci się zdarzyła. I nie wiesz czy za czas ten sobie dziękować czy też siebie przeklinać.

          ot, taka chwila w teraz (czyli we wtedy) ucieczki przed sobą i od siebie.

          (a czas nie wybacza, bo dla niego nie ma próżni).

          smok71
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Hej,

            Ja znalazłem sposób bardzo dawno temu. Wielokrotnie przetestowałem i (przynajmniej dla mnie) działa.

            Trzeba mieć plan!

            Polega to na tym, że gdy czuje iż, coś mnie bierze, że nadchodzi, że choróbsko mnie dopada znajduję sobie coś ważnego do zrobienia w domu. To musi być coś mi potrzebnego, coś co sobie obiecywałem już dawno jednak nie miałem czasu aby tej obietnicy dotrzymać. Ustalam (i to ważne jest!) REALNY I OSIĄGALNY plan działania, wiedząc, że zaraz będę chory jak pies i nie w 100% sprawny. A potem to już lekarz, eL quatro (e-zwolnienie w dzisiejszych czasach) i do dzieła! Biorę się za to co ustaliłem i to robię. Mam czas, którego normalnie bym nie miał a choróbsko jest jednym z czynników stojących na mojej drodze, problemem do zwalczenia na drodze do celu. Mojego celu! Nie rozczulam się nad sobą gdyż coś DLA SIEBIE robię.

            Czasem to, aż człowiek by pochorował. Tyle jest do zrobienia, tyle by się chciało….

            Zdróweczka życzę

            się trzymać i się nie dać się!

            W.

            smok71
            Uczestnik
              Liczba postów: 8
              w odpowiedzi na: szukam DDA z Warszawy #475443

              Julio,

              Jeśli strach wciąż trzyma Cię w swej garści to może wybralibyśmy się razem? Tak jak Ty, chciałbym się tam pojawić i tak jak Ty mam obawy. Odezwij się proszę. Może uda się coś ustalić, podjąć kroki.

              Pozdrawiam

              Wojtek

              mail: smok71@o2.pl

               

              smok71
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                Gotowe, pozdrawiam i życzę zaliczenia w pierwszym terminie.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)