Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nigdy nie wiem czego chcę, wiecznie nieszczęśliwa

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • pocojazyje
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      Cześć,

      Trochę tu jestem, bo znalazłam się w miejscu w moim życiu w którym zderzyłam się ze ścianą. Nie widzę rozwiązania, nie wiem co ze sobą mam zrobić, a tak jak ja żyję… nie pociągnę już tak dłużej.

      DDA kochają za bardzo. Tak. Przechodziłam przez to. W skrócie o sobie. Mam 27 lat, ojca alkoholika, matkę w głębokiej depresji (odkąd sięgam pamięcią), zawsze umartwioną, smutną, narzekającą, skrajną pesymistkę. Pochodzę z niezamożnej rodziny, mam czwórkę rodzeństwa i nie przelewało się w domu. Wyjechałam, gdy miałam 18 lat z małego miasta do Warszawy, tam mieszkałam 5 lat. Studiowałam zaocznie, pracowałam po 12 h dziennie w gastronomii, by móc utrzymać studia i opłacić mieszkanie w Warszawie. Przyjechał do mnie mój chłopak. Zamieszkaliśmy razem. Wprowadził się do mojego pokoju. Po roku związku wyszło, że ma ogromny problem z hazardem. Sam był/jest też DDA. Zimny emocjonalnie, choleryk, bardzo nerwowy. Lubił też wypić. Był wesoły i uśmiechnięty tylko po alkoholu. Gdy dowiedziałam się o jego problemie z hazardem, postanowiłam mu pomóc. Ja nie palę, nie nadużywam alkoholu, jestem nadmiernie odpowiedzialna. Czułam, że muszę mu pomóc, było mi go żal no i tak go kochałam, że serce się krajało, gdy widziałam jak się stacza. Za każdym razem kiedy zagrał, tracił pieniądze, rozmawiałam z nim. Chciałam być jego Aniołem Stróżem i wierzyłam, że moje rozmowy z nim coś pomogą. Przytulałam, wspierałam, tłumaczyłam. Jednak problem narastał. Okradł mnie, okradł swoją rodzinę, okradł jednego członka mojej rodziny z pieniędzy. Z każdą taką akcją, ja czułam jeszcze większą miłość do niego! Czułam, że muszę mu pomóc. Ja bardzo chciałam mu pomóc. Wybaczałam mu za każdym razem, niosłam mu wielkie miłosierdzie niczym Matka Teresa z Kalkuty. Czułam, że tylko ja mogę go „uzdrowić”, zmienić. Byłam umartwiona. Katowałam się, biczowałam, stawiałam w roli ofiary, bo co ciekawe, będąc z nim mogłam ponarzekać jak mi w życiu ciężko, źle, jaki niosę krzyż.  Zdarzało się, że pod wpływem alkoholu szarpał mną. Uderzył. Mój starszy brat to widział, właściwie cała moja rodzina była przeciw temu związkowi, lecz ja dalej go bardzo kochałam. Paradoks. Chore i nienormalne, bo z jednej strony stawiałam siebie w roli ofiary, a z drugiej nie potrafiłam odejść. Najgorsze było to, że nie potrafiłam odejść. Właściwie oboje nie umieliśmy tego zrobić.

      Nie miałam ciekawego życia. Byłam wypalona zawodowo. Nie zarabiałam wiele, 1500-1800 zł netto na Warszawę, to bardzo mało, a z tego MUSIAŁAM opłacić studia zaoczne i mieszkanie. Nie miałam w nikim wsparcia. Wiązałam ledwo koniec z końcem. Wegetowałam. Oszczędzałam na podstawowych rzeczach! Przymus opłacania rachunków i wegetacja, a także wypalenie zawodowe, ponieważ przez 4 lata pracowałam w kawiarni bez możliwości rozwoju, doprowadziły do tego, że popadłam w depresję… Dodam, że borykam się z niskim poczuciem własnej wartości. Z fobią społeczną, paraliżującą nieśmiałością. Dlatego tak ciężko było mi uwierzyć w siebie, uwierzyć w to, że zasługuję na lepszą pracę. Paraliżował mnie strach przed nieznanym, przed nowymi obowiązkami, a przede wszystkim nowymi ludźmi. W tym trudnym dla mnie okresie nadal mieszkałam z moim chłopakiem, ale i z bratem, który również miał problem z alkoholem i hazardem. W mieszkaniu nie mogłam zapanować nad porządkiem. Był ciągle bałagan, mimo iż, mieliśmy listę sprzątającą, którą starałam się egzekwować nadaremnie. Trudnym momentem, było również to, jak niemal w jednym momencie mój brat i mój chłopak okradli mnie z pieniędzy. Siedziałam w tym bałaganie, zapłakana i krzyczałam do Boga: Dlaczego?! Dlaczego mnie to spotyka, dlaczego otaczam się takimi ludźmi i nie umiem tego zmienić! Dlaczego?! Byłam bezsilna, nie miałam w nikim wsparcia… Niestety w mojej mamie również go nie odnalazłam. Finansowo były takie miesiące, że mi dokładała owszem czasem 100 zł, czasem 200 zł, bo np. w pracy zarobiłam mniej z racji tego, że nie było nadgodzin, tylko 1300 zł, a to stanowczo za mało na Warszawę i opłatę wszystkich rachunków. Jeśli chodzi o motywację do zmiany pracy, słyszałam tylko „ale takie jest życie, ludzie tak żyją, dorosłe życie tak wygląda!”…  Baaardzo biedne podejście do życia – myślałam i buntowałam się w sobie.

      W końcu zaczęłam szukać ratunku sama dla siebie. Trafiłam w Internecie, dokładnie na YouTube na filmiki motywacyjne Braina Tracy o sile pewności siebie. Trafił do mnie jego przekaz o braniu odpowiedzialności za własne życie i to popchnęło mnie nieco do przodu. Nagrywałam się na telefon z „pozytywnymi afirmacjami” i włączałam sobie przed każdym pójściem spać. Ta mantra która zostawała mi w głowie, po wysłuchaniu afirmacji „zasługujesz na dobre życie”, przyczyniła się do tego, że znalazłam lepszą pracę. W biurze, praca od poniedziałku do piątku po 8 h dziennie, 2000 zł netto. Na stanowisku asystentki biura. Nie zapomnę, gdy po dwóch etapach rekrutacji otrzymałam maila z informacją, że zostałam przyjęta na umowę zlecenia za 1800 zł netto przez pierwsze 3 miesiące a następnie 2000 zł netto. Wiecie co? Czułam taką radość, jakbym wygrała w lotto! Oczywiście z czasem okazało się, że to była i tak zbyt mała suma pieniędzy, żebym mogła żyć godnie w Warszawie, lecz mój schemat pieniędzy wyniesiony z domu rodzinnego nauczył mnie, że takie pieniądze „to dużo” (Ha ha ha…<ironia>).

      Po roku pracy w biurze czułam, że nadal nie jestem szczęśliwa. Niewiele się zmieniło. Poziom życia właściwie się nie zmienił, nadal nie mogłam pozwolić sobie na zmianę mieszkania, w którym się dusiłam ze względu na ciągły bałagan, alkohol i strach przed utratą pieniędzy. Nadal trwałam w związku, który był wielką niewiadomą. Dochodziłam do wieku (czyli prawie 26 lat), w którym moje koleżanki wychodziły za mąż i rodziły dzieci a ja? A ja w bardzo niestabilnym związku, ponieważ nadal przychodziły listy z ponagleniem zapłaty z Filarum, Vivus i wszelkiego tego typu lichwiarskie firmy, które żerowały na tych biednych chorych ludziach uzależnionych od hazardu. W końcu nie wiedziałam, czy ja kocham swojego chłopaka czy nie. Po prostu nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Pojechałam więc na konsultację terapeutyczną. Pamiętam, że przyjęła mnie pewna Siostra Zakonna. Powiedziała mi coś co utkwiło mi w pamięci. Powiedziała, że kiedyś miała pewną klientkę, która miała męża – zdradzał ją. Zdradził ją raz. Wybaczyła. Zdradził drugi raz. Wybaczyła. Zdradził trzeci raz, wybaczyła. Walczyła o małżeństwo. Za czwartym razem, to on oznajmił swojej małżonce, że odchodzi. Wyprowadził się do innej kobiety. Ta kobieta, w końcu sama wylądowała na terapii, bo nie mogła poradzić sobie z tym jak została potraktowana przez męża. Dało mi to wiele do myślenia, bo mój chłopak w kółko obiecywał, że nie zagra więcej, że jest ze mną szczery, a do mieszkania przychodziły listy z odsetkami piętrzącymi się za długi. Pomyślałam, teraz albo nigdy. Muszę coś zrobić.

      Zmęczona brakiem pieniędzy, wpadłam na pomysł, że wyjadę za granicę na rok, podszkolę język angielski i z racji tego, że skończyłam z powodzeniem studia, po powrocie wrócę do Polski i poszukam lepszej pracy, bo wiem, że w Warszawie bez  dobrej znajomości języka angielskiego się nie obędzie. Taki był plan, posłuchajcie dalej…

      W między czasie życia w Warszawie zapisałam się poprzez NFZ do poradni terapeutycznej, jednak jest tak dużo potrzebujących ludzi, że czekałam w kolejce na tyle długo, że byłam już poza granicą Polski, a ja nadal czekałam na swoją kolej.

      Jest rok 2017. Zima. Żegnam się ze swoim chłopakiem, on rozpacza. Nie chce żebym leciała, nie chce żebym go zostawiała. Ja liczyłam, że lecę tylko na kilka miesięcy i wrócę, tak mu obiecałam, jednak w duszy wiedziałam, że jest to jedyna ucieczka przed życiem i przed nim… chociaż na jakiś czas by dowiedzieć się, czy go kocham. Wylot z kuzynką, bo to właśnie jej zaproponowałam wyjazd do pracy. Właściwie nie znałyśmy się dobrze, ona wiodła swoje życie w Polsce a ja swoje w różnych miastach, lecz wiedziałam, że ona również chce zmienić pracę, więc to była odpowiednia osoba, którą postanowiłam zapytać.

      Mieszkałyśmy przez pierwszy miesiąc w jednym pokoju u jej brata. Miałyśmy różne charaktery i temperamenty, ale nie kłóciłyśmy się. Ja jestem bardzo bezkonfliktowym człowiekiem. Po miesiącu musiałyśmy poszukać czegoś dla siebie. Akurat jej brat u którego się zatrzymałyśmy miał kolegę, który był na etapie poszukiwań domu. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy zamieszkać w 3 osoby, zawsze to taniej przy wynajmie domu.  Tak też się stało i od tego czasu wszystko się zmieniło. Niestety moja kuzynka najwidoczniej postanowiła wejść ze mną na ścieżkę wojenną. Nie wiem do dziś dlaczego. Choć postronni znajomi mówią, że przez zazdrość, lecz ja nigdy nie uważałam, żeby można mi było czegoś szczególnie zazdrościć. Ona jest o 2 lata starsza ode mnie i wyjechała z postanowieniem znalezienia chłopaka, bo bardzo pragnęła założyć już rodzinę, a w Polsce nie udało jej się z nikim związać. Do rzeczy. Chłopak, z którym mieszkałyśmy był starszy od nas. Miał 31 lat. Spodobałam się mu, więc zaczął mnie podrywać, zapraszać na randki. Chciałam dać temu szansę, więc wychodziliśmy np na obiad we dwójkę, lecz bardzo dużo czasu spędzaliśmy też w trójkę w domu. Jednak ona bardzo, ale to bardzo zaczęła mi wbijać różnego rodzaju szpilki w plecy, z perspektywy czasu już wiem, że kierowała nią faktycznie zazdrość. Była dla mnie złośliwa i umiała moje wady wykorzystać w taki sposób, żeby zrobić mi przykrość. Np ona miała przewagę komunikacyjną zarówno w języku angielskim jak i w otwartości do ludzi. Pracowałyśmy w jednej firmie. Ja jak wspominałam wcześniej jestem osobą nieśmiała. Małomówną, zamkniętą w sobie. Bardzo było krzywdzące dla mnie to, że obgadywała mnie do naszych wspólnych znajomych za plecami, oczerniając mnie. Nie wiedziałam za bardzo jak się przed tym bronić.

      c d n.

       

      • Ten temat został zmodyfikowany , temu przez pocojazyje.
      Meliska
      Uczestnik
        Liczba postów: 98

        Przepraszam, ze pisze bez polskich znakow, ale pisze to z telefonu. Dziękuje, ze opisalas swa historie. U mnie to taki moment uporzadkowania, pewnego poczucia, ze probuje cos zrobić, kiedy tak grzebie w swej przeszlosci. Z Twoim chlopakiem sytuacja byla identyczna jak u mojej bylej przyjaciolki, tyle, ze jej partner byl narkomanem. Coz, bycie w takim zwiazku jest trudne, bo zarowno hazard jak i narkomania to powazne uzaleznienie, choroba, z ktora bardzo ciezko wygrac samemu. Nie wiem, jak skonczy sie Twa opowiesc, bo napisalas, ze „ciag dalszy nastapi” ale ona zalezy od Ciebie, tylko od Ciebie, a jesli czujesz, ze nie dajesz juz rady( pewnie tez przez trudne doswiadczenia, przeszlosc, bycie w relacjach, w ktrych nie bylo prawdziwego wsparcia),  moze warto pozwolic sobie na kolejne poszukanie pomocy  u kogos kompetentnego, kto pokazalby Ci pewne sciezki w poukladaniu czesci rzeczy na nowo…

        Tigermiau
        Uczestnik
          Liczba postów: 50

          Myślę, że warto wybrać się na miting DDA, aby wyjść z izolacji. Trwanie w dysfunkcyjnych raniących relacjach jest bezsensu. Życzę Tobie odwagi w szukaniu pomocy.

          Na stronie http://dda.org.pl możesz znaleźć listę aktualnych mitingów DDA w Polsce jak i zagranicą.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Tigermiau.
          pocojazyje
          Uczestnik
            Liczba postów: 2

            cd był taki, że moje życie w bliskiej relacji z moją kuzynką odbierało mi szczęście. Nigdy nie byłam przez nikogo w ten sposób prześladowana. Kolejna toksyczna osoba na mojej drodze życiowej, przez którą czułam nienawiść do siebie. Nienawidziłam się do tego stopnia, że płakałam i dusiłam ręcznikiem z nienawiści do siebie. Nienawidziłam siebie, bo perfekcyjnie umiała wykorzystać moje słabe strony, by „poczuć się lepsza”, Moje niskie poczucie własnej wartości wierzyło w to, co ona mówiła na mój temat. Wiedziałam, że jest toksyczna dla mnie. Zaczęłam szukać innej pracy. Ale wcześniej poleciałam do Polski na urlop. Zadzwonili w końcu do mnie z Ośrodka terapeutycznego, że mogę rozpocząć terapię, kolejka do mnie dotarła ale ja musiałam wracać do UK. Na ten moment nie mogłam rozpocząć terapii. Zwierzyłam się mamie, jak źle czuje się sama ze sobą w relacji z kuzynką, że nie mogę zrozumieć dlaczego tak mnie nie może znieść i wbija mi szpilki w plecy. Że czuję się gorsza w pracy, że czuję, że ludzie ze mną nie chcą rozmawiać i patrzą na mnie z dystansem. Wyśmiała mnie. Powiedziała, że jestem nienormalna. Psychiczna i „taka jak ojciec”. W nocy wyłam w poduszkę. Nie miałam w nikim wsparcia poza moim współlokatorem. W podobnym czasie był w PL na urlopie. Zadzwonił, czy może przyjechać – zgodziłam się. Był u mnie dwa dni. Jedną noc przenocował i to była jedna jedyna z nim noc, która zapisała się w historii… Wrócił do siebie, ja miałam jeszcze kilka dni urlopu po czym wróciłam do zagranicę. On też. Po dwóch tygodniach okazało się, że jestem z nim w ciąży. Cały świat mi zawirował. Nieplanowana ciąża, za pierwszym razem wpadka, (nawiasem mówiąc byłam 5 lat z poprzednim chłopakiem, z którym nic. Po prostu nic, a z nowym a pierwszym razem). Tak tak wiem skąd biorą się dzieci. Nie znaliśmy się długo, znaliśmy się pół roku. Nagle zaczęłam się buntować. Myślę. kurcze „dlaczego teraz” akurat, gdy miałam po pół roku wrócić do Polski, rozpoczać terapię. Znaleźć lepszą pracę w Polsce, nie zagranicą w fabryce, w końcu skonczyłam studia i chciałabym pracować na poziomie. Miałam taki dobry plan, wydawałoby się. Nagle BUNT. NAGLE wrociły wspomnienia z poprzedniego zwiazku. Obecny chlopak jest bardzo dobrym czlowiekiem (dzięki Bogu). Ale obsesyjne mysli o byłym nie pozwalaly mi na rozpoczecie nowego etapu. Pytam sie dlaczego???? jestem nienormalna, nie mam juz do siebie sił. Byłam z hazardzista było źle – bardzo źle. A gdy juz drzwi zamknely do przeszlosci nagle poczulam olsnienie. Ze ja go Kocham! Czy to nie jest chore!!!!??? to jest nienrmalne i sie pytam, jak mam sie wyleczyc ze swojego beznadziejnego podejscia do zycia. Wiecznie niezadowolona, wiecznie nieszczesliwa… nie bez powodu taki temat. Z obecnym chlopakiem staramy sie stworzyc cos razem, ale obsesyjnie mysle o bylym. CHORE. jest w ogole na to jakas rada… trace nadzieje. jestem nienormalna.. tacy ludzie nie powinni jak ja w ogole istniec.

            truskawek
            Uczestnik
              Liczba postów: 581

              Cześć, dzięki że napisałaś. Strasznie smutno mi się czytało twoją opowieść, ale nie zdziwiła mnie. Jestem DDD i nic z tego nie brzmiało dla mnie zaskakująco, zwłaszcza że zaczęłaś od tego, jakich masz rodziców, a jeszcze potem napisałaś jak mama ci dokopała, zamiast wspomóc. Nie mam wrażenia, ze jesteś nienormalna – to są problemy, które znam albo z własnego życia (funkcjonowanie w depresji i bez nadziei, obsesyjne myśli, opiekowanie się trudnym partnerem… itd.), albo z życia innych DDA/DDD. Na terapii dowiedziałem się, że to wszystko jest normalne, gdy się wychodzi z dysfunkcyjnego domu, ale udało mi się zrzucić ten ciężar i po trochu uczę się żyć w zgodzie ze sobą.

              Jak rozumiem ty w zasadzie masz już jasny plan co z tym zrobić, tylko nie udało ci się dotąd dotrzeć na terapię. Czy masz możliwość znaleźć ją w UK? Co z tą terapią w Polsce?

              jokuki
              Uczestnik
                Liczba postów: 1

                kochana, wysylam ci usciski.

                prosze cie zapisz sie na jakas terapie w anglii i poszukaj pomocy w grupach wsparcia sprawdz czy sa jakies w twoim miescie. bardzo dobrze rozumiem twoja sytuacje bo sama mnie ciagnie do ludzi ktorzy potrzebuja pomocy zamiast do tych ktorzy sa nie toksyczni.

                my tutaj na forum mozemy cie tylko wesprzec ale nie zalatwimy terapii.

                badz dla siebie dobra i nie wyamgaj od siebie za duzo male kroki sa dobre:-)

                kokuz
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1

                  Może warto byłoby skorzystać z pomocy kogoś kto się na tym zna. Sam mogę polecić ośrodek „Olcha” w Warszawie. Tam można zapytać się o radę, oni na pewno ze wszystkim by pomogli. Uzależnienie od hazardu to jedne z najgorszych, ale można z tego wyjść tylko trzeba się udać w odpowiednie miejsce.

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.