Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD kilka refleksji

Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
  • Autor
    Wpisy
  • Makenzen
    Uczestnik
      Liczba postów: 219

      Właśnie dopiero co wróciłam z urlopu. Byłam na rejsie na Mazurach, przeżyłam również tę słynną burzę, która miała miejsce 21 sierpnia – mieliśmy szczęście, bo byliśmy akurat w Kanale Tałckim, płynęliśmy dezetą na silniku, z położonymi masztami. Gdy nadciągnęły czarne burzowe chmury, zatrzymaliśmy się przy brzegu kanału i trzymając łodzie na cumach, przeczekaliśmy ścianę deszczu i gromy. W tym samym czasie mój kolega walczył z żywiołem na środku Jeziora Mikołajskiego – cała pięcioosobowa załoga wraz z jachtem wyszła z tego cało.
      Ale nie o tym tak naprawdę chciałam tu pisać. Zacznę od tego, że lato 2007 przejdzie do historii jako wyjątkowo bogate w wydarzenia w moim życiu, i w gruncie rzeczy dobre, choć bywało trudno.
      Moje życie nabrało szalonego tempa. Spełnia się moje marzenie o tym, by się realizować muzycznie (w czerwcu założyliśmy ze znajomymi zespół, na jesień przewidujemy pierwsze publiczne występy), mam za sobą bardzo udany rejs pełen przygód (urządziliśmy sobie m.in. "bitwę morską" – ganialiśmy się dezetami po jeziorze, lejąc się wodą z wiader, garów, butelek po wodzie mineralnej i piwie – czym popadnie, a także braliśmy udział w całodobowych regatach DZ w Giżycku – po raz pierwszy zakosztowałam nocnego żeglowania i zakochałam się w tym na zabój).
      Z rejsem tym wiązałam też pewne nadzieje na to, że może wreszcie poznam jakiegoś chłopaka, ale – jak zwykle bryndza. Zawiązały się co prawda dwa romanse, ale w żadnym z nich nie miałam udziału. Jedną z osób, które odnalazły swoje szczęście, była moja koleżanka, która jeszcze kilka dni wcześniej rozpaczała, że jej były chłopak sobie znalazł dziewczynę i jest szczęśliwy, a ona nadal sama. Popłakała dwa wieczory, a trzeciego dojechał do nas nowy chłopak i koleżanka "zmieniła orientację polityczną". Poczułam, jak bardzo jej zazdroszczę – wystarczyło jej porozpaczać dwie noce i jej prośby wznoszone do niebios zostały wysłuchane. A ja na miłość czekam bezskutecznie od 14 lat – czyli od momentu, kiedy po raz pierwszy poczułam, że jej pragnę.
      Podczas rejsu usłyszałam od koleżanki, że brakuje mi dystansu do samej siebie, że się strasznie jeżę, kiedy ktoś mi zwróci uwagę lub sobie ze mnie zażartuje, że wybucham agresją z byle powodu i dlatego nie przyciągam mężczyzn, a zamiast tego ich odpycham. Ja na to – przecież nie mam na czole napisane: "uwaga, gryzę!" – a koleżanka odpowiedziała, że to widać w każdym moim ruchu i w każdej mojej reakcji. Jestem tego całkowicie nieświadoma… chciałabym czasami umieć stanąć obok i spojrzeć na siebie z perspektywy kogoś z zewnątrz, żeby wiedzieć, jak jestem odbierana.
      Był na rejsie chłopak, który mi się podoba, ale zabrakło mi odwagi, żeby nad nim "popracować". Jest we mnie ogromnie dużo lęku przed mężczyznami (i przed ludźmi w ogóle) i tym, że zostanę odrzucona, że znowu się zakocham bez wzajemności. Boję się wykazać inicjatywę, nie umiem tego robić.
      Mimo że wokół mnie dzieje się tyle dobrego – mogę tworzyć i wykonywać muzykę, przeżywać radość żeglowania, szaleć na koncertach szantowych, spotykać się z przyjaciółmi – tak bardzo mi brakuje tego jednego… by kochać i być kochaną…

      Edytowany przez: makenzen, w: 2007/09/01 01:10

      Hawana
      Uczestnik
        Liczba postów: 554

        Witaj mi tez brakuje miłości, nigdy nie byłam w zw3iązku, z facetem.Kochałam bez wzjemności i też bardzo cierpiałam:) może kiedyś będziemy kochały , ja narazie staram się mnie szukać miłości, nie myśleć o tym.Pokochałam chłopaka z dobrgo domu ale on mnie odepchnął, nic między nami nie było.To była jedna wielka pomyłka:(

        Netka
        Uczestnik
          Liczba postów: 512

          Dobrze, że nic Ci się stało i super że realizujesz swoje marzenia 😉 Tak trzymaj …
          Lęk przed bliskością skąd ja to znam … u mnie "normalny" związek nie ma szans 🙁 za każdym razem socjopata … jest ich podobno tylko 3 % a ja już chyba znam całe 2 % :unsure: Co zrobić? Lepiej nie mieć związków czy cierpieć na każdym kroku? Zobaczysz że na Ciebie też przyjdzie pora …
          Fajnie, że masz koleżanki, które Ci mówią nad czym możesz pracować 😉

          Katarzynka21
          Uczestnik
            Liczba postów: 808

            Kiedys uslyszalam, ze nigdy nie bedzie w zwiazku szczesliwy ten, kto nie jest szczesliwy ze soba. Kto nie ma partnera/ki ma szanse na popracowanie nad soba, swoja samoocena i wejscie w zwiazek z jak najmniejsza iloscia obciazen. Mi zwiazek z moim mezem otworzyl oczy, zmusil do pracy nad soba i wiem, ze bez tego nigdy bym sie nie opamietala. Wy macie ta wielka przewage, ze same doszlyscie do tego, ze cos jest nie tak, a przez to czas, ktory jest Wam dany przed wejsciem w naprawde wartosciowy zwiazek mozecie we wspanialy sposob wykorzystac i nie zameczac pozniej partnera swoimi problemami. Czasem chcialabym wrocic czas i moc spotkac Wojtka pozniej, po tym wszytkim, ale tez wiem ze bez niego nigdy bym sie nie ocknela. Bardzo duzo brudow miedzy nami i bardzo chcialabym aby on o tym zapomnial, ale tak sie zycie ulozylo. Spotkalam go widocznie we wlasciwym czasie. Wasza kolejnosc jest inna i troche Wam zazdroszcze.

            luckra
            Uczestnik
              Liczba postów: 299

              Wchodzenie w zwiazki ….
              Dobry, szczery zwiazek dwojga ludzi, aż serce sie raduje na taka mysl. Dla mnie w tym tkwi sens zycia. Siegajac myslami w przyszłosc nie wyobrazam sobie samotnego zycia…
              Problem tkwi w tym, aby nie dac sie "skusic" na chwilowe rozwiazania…Niesione nadziejami poczucie, moze tym razem bedzie inaczej…
              Obawiam sie, ze my jako DDA mamy szczegolne predyspozycje do wchodzenia w przypadkowe zwiazki, byle by tylko szukac ciepła i pozornej bliskosci..
              Zastanawiam sie czy zwiazek dwóch bardzo okaleczonych zyciowo osób jest mozliwy. Rozmawiałam niedawno z mezczyzna 50 paroletnim z długim małżenskim stażem. Powiedział, ze ich zwiazek nadal trwa, bowiem on ciagle na nowo szuka zrozumienia swojej doswidczonej zony..On miał normalny dom, ona prócz dachu nad głowa domu nie miała…
              Do tej pory wiazłam sie z osobami, ktore podobnie jak niosa mase obciazen..Nie udało nam sie stworzyc dobrego zwiazku. Moze lekarstwem jest szukanie "zdrowej" osoby ? Sama nie wiem…

              Katarzynka21
              Uczestnik
                Liczba postów: 808

                Mysle, ze dwie osoby z problemami emocjonalnymi maja bardzo male szanse na powodzenie. Same siebie nie potrafia zrozumiec, zaakceptowac, a co dopiero ta druga osobe. Mysle, ze w zwiazkach z DDA/DDD potrzebna jest wytrwalosc, stabilnosc, cierpliwosc, ktorych to cech osobom z syndromem DDA/DDD niezmiernie brakuje, wiec nie moga tym obdarowac kogos innego. Bez tych cech taki zwiazek zwiazek moze byc co najwyzej ciagla szarpanina, wybuchami namietnosc, wielkich skrajnych uczuc i iluzja szczescia.

                luckra
                Uczestnik
                  Liczba postów: 299

                  Mysle, ze prawda jest to, co piszesz…Usłyszałam niedawno, ze powinnam znalezc osobe "zdrowa", bowiem wewnetrzenie jestem zbyt okaleczona, co utrudnia szanse na stworzenie dobrego zwiazku.
                  Zastanawiam sie jednak, czy taka "segregacja" ludzi na zdrowych i chorych nei jest krzywdzaca…W moim odczuciu jest. Bo to tak, jakby sie powiedziało..Ty jestes z dobrego domu, a Ty ze złego…wiec wybieram Ciebie…
                  Jednak jaki rodzaj komunikacji moze miec miejsce miedzy dwoma, emocjonalnie chorymi osobami? Jak pokonywac przeciwnosci w sytuacji, gdy oboje nie mamy sił, ani odwagi na wyjscie w strone partnera?
                  To jakby taki konflikt miedzy tym, co płynie z serca, a tym co racjonalne…

                  Katarzynka21
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 808

                    Czasem to co z serca pokrywa sie z tym co racjonalne i wtedy jest dobrze. Ja nie uwazam, ze trzeba przeprowadzac jakas swiadoma segregacje, bo uczucia nie da sie wzbudzic przez podjecie racjonalnej decyzji o zwiazaniu sie z ta konkretna osoba. Nie potrafie odpoweidzeic na pytanie co zrobic, zeby pokochac osobe wlasciwa, ale wiem, ze jesli spotkasz osobe niewlasciwa to masz na to wplyw i mozesz nie brnac w taki zwiazek. W zwiazku z osoba DDA/DDD potrzeba duzo madrosci, rozwagi, zrozumienia, cierpliwosci i wiele innych. To sa uczucia , ktore przydaja sie w kazdym zwiazku, ale w zwiazku z DDA/DDD sa po prostu . koniecznoscia. A zadne DDA/DDD nie potrafi tym obdazyc innej osoby. W zwiazku potrzebna jest dojrzalosc emocjonalna- a my jestesmy doroslymi DZIECMI. Zwiazek miedzy osoba z syndromem DDA i taka niepokaleczona zawsze na swoj sposob bedzie niesymetryczny, ale plus jest taki, ze masz przy sobie w koncu, prawdopodobnie pierwszy raz w zyciu, osobe stabilna, przy ktorej mozna nad soba pracowac. Jak DDA/DDD moze pracowac nad soba, swoja dorosloscia jak jest z osoba podobna do siebie i kazdy dzien polega na walce, na okazywaniu wszelkich typowych dla DDA uczuc, zachowan. Podczas takiego zwiazku nie ma szans na dojrzalosc i prace nad samouzdrowieniem. Bo pamietac trzeba, ze bliskie relacje sprzyjaja rozkwitowi problemow emocjonalnych i stawianiu sie w nich w pozycjach takich w jakich stawalismy w stosunku do rodzicow, albo dokladnie przeciwnych Staramy sie od tej osoby najblizszej, ktorej sie "uczepilismy" otrzymac to czego nie otrzymalismy od rodzicow. Stad czesta zazdrosc ponad miare, bo w koncu dziecko ma prawo do calkowitej i niepodzielnej uwagi swoich rodzicow i ma prawo o to sie ubiegac (tego nie dostalismy i dalej tego szukamy), stad obrazanie sie na partnera jak czegos, nawet najbardziej irracjonalnego od niego/niej nie otrzymamy, bo tak jak dzieci walczymy o zabawke z wystawy, czy ogladanie bajki. Stad krzyki i wrzaski, bo dzieci tak wlasnie wlacza o swoje. Mieszamy role. Chcemy, zeby partner zapelnil luke, ktorej nie zapelnili rodzice, ale to jest niemozliwe. Jesli druga strona tez ma zaburzenia podobnego typu to nic z tego dobrego byc nie moze ;-(

                    luckra
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 299

                      Musze przyznac, ze wiele czescie wychodze do ludzi pokrzywdzonych, niz zdrowych…
                      Czasem smutne spojrzenie przykuwa wzrok, a czasem wystarczy aby ktos słowo powiedział i wiem juz…Mysle, ze szynciej nawiazuje własnie takie kontakty. Gdzie mozemy porozmwaiac o tym, co nas boli, gdzie potrafimy porozumiec sie bez słow.
                      Jednak mowiac o zwiazku zgadzam sie z Toba…Nie zastanawiałam sie nad tym wczesniej, poki podobnych słow w zewnetrznymj swiecie nie usłyszałam. Mysle , ze teraz, kiedy jestem o to bogatsza, mam wiekszy wpływ na dokonywane przez siebie wybory…bardziej swiadome miejmy nadzieje.

                      Edytowany przez: luckra, w: 2007/09/04 14:21

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.