Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 101)
  • Autor
    Wpisy
  • amelka
    Uczestnik
      Liczba postów: 106

      Jezu, Agawa, jak bym siebie samą usłyszała.

      Jakiś czas temu zaczęło mnie drażnić typowe dla "naszego kręgu" usprawiedliwianie swoich czynów czy zaniechań poprzez twierdzenia typu: mam do tego prawo, przecież to ja jestem dzieckiem, to mnie się stała krzywda, do niczego się nie muszę naginać, itp.
      Problem w tym, że już nie jestem dzieckiem i jako dojrzały człowiek oczekiwałabym od siebie dojrzałego zachowania. Dlatego też chciałabym wznieść się chociażby ponad ten wieczny ton pretensji, jak to moja mama zafundowała mi smutne dzieciństwo, zostając z tatą. Chciałabym, bo mnie to wkurza, jest dziecinne i do tego przypomina bunt dwulatka walącego pięściami w podłogę w supermarkecie (i jest to kwestia smaku).

      Problem w tym, że Twoja i moja chęć do przeskoczenia o poziom wyżej przypomina mi jedną sytuację z mojego życia, kiedy miałam jakieś 19 lat i byłam bardzo religijna. Słyszałam dużo o wybaczeniu i tak pewnego dnia postanowiłam wybaczyć mojemu tacie. Siadłam na łóżku po turecku, zrobiłam sobie nastrój jakąś świeczką, pod ręką miałam modlitewnik i napięłam się jak, za przeproszeniem, przy robieniu kupy…
      mmmmmm, wybaczone!
      🙂

      No nie da się ot tak! Gdybym była Twoją przyjaciółką, to bym Ci poradziła, żebyś sobie odpuściła. Ze przyjdzie taki moment, kiedy najzwyczajniej w świecie nie będziesz tego obwiniania całego świata potrzebować. Samo przejdzie. A jak na razie najwyraźniej jeszcze tego potrzebujesz.

      Chcę wierzyć, że ten moment dla nas naprawdę sam przyjdzie.

      PS. Boję się tylko, że mój ojciec tego nie dożyje, ale to już inna opowieść.

      amelka
      Uczestnik
        Liczba postów: 106
        w odpowiedzi na: Pozytywy #110295

        Buczka,
        a jak długo jesteście razem? Pytam z czystej ciekawości.

        amelka
        Uczestnik
          Liczba postów: 106

          Cat, i ja się tego boję!
          Najgorsze jest to, że od zawsze próbuję uciekać przed życiem, jakie umościła dla siebie matka, a to i tak mnie to dogania! Mnie się wydawało, że idę kompletnie inną drogą, a nagle zaczynam dostrzegać mnóstwo przerażających podobieństw.
          Tyle że nie wiem, na ile są one poważne, a na ile tylko projektuję na świat swoje lęki.

          amelka
          Uczestnik
            Liczba postów: 106
            w odpowiedzi na: DDA – Kraków #98918

            Czy spotkania przy ul. Bonarka odbywają się w czasie wakacji? Będę wdzięczna za informację.

            amelka
            Uczestnik
              Liczba postów: 106

              Doskonale Was wszystkich rozumiem. Moja mama mnie potwornie wkurza! tak, że wytrzymanie pięciominutowej rozmowy telefonicznej graniczy z cudem.

              Ale jestem trochę "starsza", jestem w wieku, w którym moja mama mnie urodziła. Od sześciu lat mam chłopaka, z którym mam pewne problemy, a które obiektywnie mogłyby być idealnym powodem do rozstania. Mimo to nadal z nim jestem i wydaje mi się, że zyskałam mgliste pojęcie o tym, co mogła myśleć i jak mogła czuć.

              Moja matka ze strachu nie zrobiła nic. Wolała zostawić swoje życie w takim stanie, jakim jest, licząc na to, że usterki da się wyeliminować. Może bojąc się, że będzie absolutnie samotna. Ze strachu przed zmianami lub może z miłości (z "miłości"?) zafundowała sobie nieszczęśliwe życie, a mi popaprane dzieciństwo.

              A może to życie nie było nieszczęśliwe? Bo przecież miała kogoś blisko? Dlaczego przyjęłam, że życie mojej matki było nieszczęśliwe? Wybrała jedno, płacąc za to swoją cenę. Dlaczego w ogóle myślę, że powinna zrobić inaczej? Z zewnątrz wygląda to źle, ale jakie to ma znaczenie.
              Już jakiś czas temu, kiedy słyszałam z pokoju, jak oglądają jakąś bzdurę w telewizji, wymieniają się uwagami i śmieją z kiepskich dowcipów, pomyślałam, że może to wszystko dla takich chwil?

              Wiem, że złość i żal dużo dają (siłę, żeby się bronić, likwidują poczucie winy, itd.). Sama nie umiem się z tymi uczuciami rozstać, ale coraz bardziej rozumiem "ludzkość", a więc i słabość mojej matki. Chciałoby się, żeby rodzic był bogiem, no ale niestety nie jest. I to jest zarówno konstatacja smutna, jak i dająca nadzieję.

              amelka
              Uczestnik
                Liczba postów: 106
                w odpowiedzi na: ojciec #98913

                ” nie jestem jeszcze gotowa, żeby wybaczyć, odpuścić, bo póki co jest to dla mnie równoznaczne z usprawiedliwieniem. Na terapii się przez to ciągle szarpię, bo chciałabym pójść dalej, ale jeszcze nie umiem.”

                Minęły trzy lata i kompletnie nic się nie zmieniło.

                Dzisiaj dowiedziałam się od siostry, że tata żalił jej się, że nie utrzymuję z nim kontaktu, nie daję znaku życia.
                I dopadł mnie bezbrzeżny smutek.

                Mimo że od momentu, w którym przestałam zmuszać się do kurtuazyjnych telefonów, tłumaczę się tym, że on też ma mój numer! I też może zadzwonić, a tego nie robi! Więc równie dobrze to ja mogę czuć, że tata się mną nie interesuje! Nie mam zamiaru udawać, że interesuje mnie samopoczucie taty. Zdecydowałam się na milczenie, które powinno mówić za mnie.

                Ale z drugiej strony nurtuje mnie pytanie:

                co ze mnie za człowiek?!

                Mądrość ludowa głosi, że rodzinie trzeba pomagać, interesować się nią, nie odcinać się od niej.

                Chcę być dobra i szczęśliwa, a jestem tylko dwudziestosiedmioletnim zatwardziałym kawałkiem żalu z zaciśniętymi zębami 🙁

                Edytowany przez: amelka, w: 2011/08/28 20:46

                amelka
                Uczestnik
                  Liczba postów: 106
                  w odpowiedzi na: Dni Skupienia Zakroczyn #73853

                  Ale dla ludzi, którzy nie są religijnie nastawieni do poradzenia sobie z problemem, raczej nie jest to dobry pomysł. Nigdy nie byłam, ale miałam epizod radzenia sobie z sobą przy pomocy zakonników. Teraz jestem od Kościoła daleko i raczej bym się na taki wyjazd nie zdecydowała.

                  amelka
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 106
                    w odpowiedzi na: paraliżujący lęk #73852

                    Znam ten lęk, to moja codzienność. Jakiś czas temu, po kilkumiesięcznej terapii, miałam taki moment, że wydawało mi się, że wszystko mogę i nic mi nie straszne, że o ile w życiu rodzinnym nie jest idealnie, o tyle w zawodowym nieźle sobie radzę. Teraz natomiast sprawy rodzinne nie zaprzątają mi głowy zbyt często, ale przyszłość związana z pracą jawi mi się jak przysłowiowa czarna dupa.

                    Bo że się boję, to mało powiedziane. Nie wierzę w siebie, wydaje mi się, że jestem kiepska w tym, co robię, do tego humanistyczne wykształcenie stawia mnie od razu na przegranej pozycji. Nie odnajduję w sobie cech, które pozwalają iść przez życie jak lodołamacz. Boję się kontaktów z ludźmi na stopie zawodowej, zdarza mi się nie odbierać telefonów, bo nie mam siły udawać, jaka to jestem profesjonalna i jak to łatwo się ze mną dogadać. Stresuje mnie konieczność udawania (udawania!) dorosłej, która się nie boi dużego pana biznesmena.

                    A ponad to jedyną dla mnie szansą na wyjście z szarej strefy i systematycznego odkładania na emeryturę jest otwarcie własnej firmy. I boję się, że utknę w takim momencie jak Wy teraz. Bo strach mnie paraliżuje, ogranicza i uniemożliwia rozwój. Jak Ty, Bronislavus, za często mam ochotę schować się do szafy albo pod dywan, i jak Ty, lanserek, bez niezależności finansowej sobie siebie nie wyobrażam. A wiem, że mam potencjał. Ze jestem głupia umiarkowanie i gdyby nie ten cholerny lęk, mogłabym dużo.

                    I nie może się ostatnio ode mnie odczepić myśl, że NAJWIĘKSZYM DLA MNIE OGRANICZENIEM JESTEM JA SAMA.

                    amelka
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 106
                      w odpowiedzi na: samotność #65067

                      Zadzwoniła do mnie siostra, że nie będzie mogła odwiedzić mnie w weekend. Z jednej strony mi ulżyło – nie będę musiała silić się na dobry nastrój, mimo że do takiego jeszcze mi daleko (dlaczego w ogóle myślę, że muszę się silić na dobry nastrój? – kiedyś to pytanie padło na terapii, chyba jeszcze nie wpadłam na odpowiedź). Będę mogła stracić weekend w swojej wewnętrznej samotni, a może będę mogła go wreszcie jakoś twórczo we własnym przekonaniu wykorzystać. W każdym razie weekend będzie mój.

                      Nie lubię tego u siebie, że mam tak mało energii i chęci na robienie jakichś fajnych rzeczy. Podróży, wyjazdów, spotkań. Ze jestem taka atowarzyska. Ze najbardziej lubię, jak mam w perspektywie cały dzień wolny i mogę czytać w łóżku gazetę do popołudnia albo oglądać filmy. Chciałabym, żeby mi się chciało inaczej. Z drugiej strony ja to lubię. I o ile kiedyś akceptowałam, że tak jest i byłam nawet zadowolona, że udało mi się odkryć siebie (w sensie, że ja to osoba, która lubi spędzać wolny czas w domu), to w pewnym momencie zaczęło mi to przeszkadzać. Kiedy zaczęłam mieć więcej wolnego czasu.

                      Jest też druga strona mnie, która lubi towarzystwo. I tej drugiej przykro, że mnie siostra z dziećmi nie odwiedzi. Ja naprawdę lubię gości, w pewnym sensie. Zawsze marzyłam o wielkim, otwartym domu, gościach, ludziach, kawach, pogaduchach. Lubię to, tylko nie umiem tego robić. Strasznie mi się to podoba i się przy takich domach i ludziach grzeję, ale sama nie umiem tego praktykować. A może po prostu bardziej od ludzi lubię samotność.

                      Jestem jakaś podwójna, drze mnie w obydwie strony i stąd jakaś mentalna schizofrenia. I wkurzenie na siebie, że jestem i autystyczna jakaś, i leniwa.

                      amelka
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 106
                        w odpowiedzi na: alternatywa dla terapii #65035

                        Dziękuję Wam bardzo.
                        Wiem, że terapia lepsza i efektywniejsza. Tak jak pisałam, półtora roku na niej spędziłam i wiele rzeczy przepracowałam. Zatrzymałam się na złości, której nie chciałam odpuścić, bo dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa i wiary w siebie samą. Nie wiem, czy teraz byłabym gotowa. Nie wiem nawet, czy jeszcze się złoszczę.
                        niewielemiejsca – nie wiem, skąd się to moje przygnębienie wzięło. Może z DDA nie ma nic wspólnego, choć od razu w głowie mi się myśl klekoce, że nie wszystko zostało zamknięte. Czuję się tak nie tylko dzisiaj, ale przez ostatnie tygodnie, więc raczej stan ten się przedłuża. Trochę to głupie, ale mniej pracuję i mam więcej czasu dla siebie – zamiast się cieszyć, zaczynam węszyć, w siebie wątpić i tym, co mi dokucza, to brak wiary w siebie właśnie.
                        Dlatego eddi – poszukuję książki w Internecie, o której pisałaś. Myślę, że się przyda.
                        Czasem się pewnie załamki zdarzają i będą zdarzać, chciałabym spróbować poradzić z tym sobie sama. Nauczyć się powracać do pionu.

                        Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 101)