Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • drozzdzyk
    Uczestnik
      Liczba postów: 7

      Widzę Kaczor, że podjąłeś się trudnej roli bycia forumowym promykiem nadziei. Dzięki za dobre słowo !

      drozzdzyk
      Uczestnik
        Liczba postów: 7

        Mase…

        wiesz z czego niedawno zdałam sobie sprawę ?że jeśli chodzi o moje życie to ja się kompletnie poddałam, jestem leniwa ale w jakim sensie ? że nie pracuje nad żadną kwestią w moim życiu. Rozmowa z koleżanką uświadomiła mi, że ja ciągle czekam, na zbawienie ? na rozwiązanie? na podaną dłoń? na partnera który się mną „zajmie”, ale nie doczekam się żadnej z tych rzeczy bo nie tak wygląda życie.

        Co dziwne w pracy daje z siebie wszystko, często przychodzę zmęczona bo wzięłam sobie danego dnia za dużo na głowę, do tego wszystkim się przejmuje, nie raz nie śpię po nocach przejmując się pracą zamiast przejmować się tym co będzie ze mną jeśli nic nie zmienię. I nie zmieniam. Czasem nawet nie chce mi się posprzątać w mieszkaniu i włóczę się po nim z kąta w kąt.Jak mam okazję wyjść to wolę zostać w domu, bo najzwyczajniej się boję. Dzisiaj chyba pierwszy raz od roku zostałam zaproszona na „babskie” spotkanie. Bardzo się boję  i już jestem nastawiona, że po co ja tam pójdę. Boję się ludzi a ludzie boją się mnie. Nie chce już nawet pisać ile jeszcze złych myśli mam… Jednym słowem nienawidzę siebie i swojego życia i cokolwiek  miałabym zrobić wymaga mojej włożonej pracy a ja nie zrobię tego dla siebie…

        drozzdzyk
        Uczestnik
          Liczba postów: 7
          w odpowiedzi na: Muzyka, muzyka… #383418
          drozzdzyk
          Uczestnik
            Liczba postów: 7

            Powiem Wam coś – moje osobiste odczucia co do terapii. Zastrzegam, że jest to tylko moje zdanie 🙂

            Chodziłam przez ok 2 lata na terapię – najpierw indywidualną, później grupową (bo ta rzekomo miała mi pomóc najbardziej). Opory miałam ogromne gdyż zderzenie z grupą obcych ludzi jest dla mnie jedną z najbardziej stresujących sytuacji życiowych.

            Po jakimś czasie przełamałam się i zaczęłam dość swobodnie wypowiadać się – choć nie raz kosztowało mnie to wiele emocji (drżący głos, trzęsące się ręce). Ale nadal czułam się zblokowana, tak było tak naprawdę do samego końca. No właśnie dlaczego końca? Bo prawda była taka, że jak już jakimś cudem udało mi się poczuć tam w miarę bezpiecznie i zaakceptować siebie wśród tych ludzi i znaleźć jakąś odwagę by rozmawiać to zauważyłam, że czułam się tak tylko tam, tylko w tym budynku, w tym pomieszczeniu gdzie odbywały się zajęcia. Jak wychodziłam stamtąd to znów wracałam do świata w którym czułam się zagubiona, gorsza, zahukana. Nie umiałam w żaden sposób przełożyć tego co dawały mi zajęcia na własne „prawdziwe” życie poza grupą. Wychodząc stamtąd za każdym razem czułam się taka uskrzydlona, silna, a chwilę później jakaś sytuacja i znów jestem ja.

            Nie wiem dlaczego tak się działo, ale wiem jedno, że żadna terapia mi nie pomoże jeśli ja sama nie będę miała siły aby zmieniać swoje zachowania, przyzwyczajenia. Jeśli ja sama nie przełamię lęków które we mnie tkwią i nie poustawiam sobie w głowie tych wszystkich fałszywych przekonań na temat mnie samej i mojego życia. Tak ja uważam. Przez większość życia towarzyszy mi toksyczny wstyd. Wstydzę się tego jaka jestem, jak wyglądam, co osiągnęłam w życiu. Wyobraźcie sobie nawet, że wstydzę się biegać – tak ! Od jakiegoś czasu chciałam zacząć biegać, ale poszłam dwa razy i wstydzę się wzroku ludzi, których mijam tego jak wyglądam podczas biegu, że jestem czerwona, rozczochrana. Ktoś powie, że to śmieszne ale właśnie z takich problemów składa się moje życie…

             

             

            drozzdzyk
            Uczestnik
              Liczba postów: 7

              kaczor – tak tutaj wiem, że wielu rozumie. Powiem więcej chyba nigdy nie spotkałam się na tym forum z odrzuceniem czy zbagatelizowaniem moich problemów – może poza jednym przypadkiem ale to stare czasy i pamiętają je tylko starzy wyjadacze forum 😉

               

              Wiesz … to prawda możliwe, że jest tak jak piszesz, że brakuje mi zwykłej rozmowy i to nawet nie takiej wirtualnej czy telefonicznej ale takiej gdzie siedzisz na łące wieczorem lub na moście nad rzeką i rozmawiasz z kimś o życiu, o tym co boli, co martwi, co męczy a co daje nadzieje. Tak chyba takiej osoby mi właśnie brakuje, ale takie osoby też nie znajdują się z dnia na dzień i nie każdemu jest „dane” takiego kogoś w życiu spotkać. Bo musi być to osoba albo bardzo otwarta i nie negująca tego co ktoś czuje, albo ktoś kto po prostu też swoje w życiu widział, swoje przeżył i jak to się mówi „niewiele go już zdziwi”.

               

              Więc wam Forumowiczom śmiało mogę powiedzieć – JEŚLI MACIE KOGOŚ TAKIEGO JESTEŚCIE SZCZĘŚCIARZAMI.

              Wiesz ja na co dzień bardzo bardzo strzegę swojej prywatności, a może po prostu mam tak grubą zbroję. Rzadko komu opowiadam o swoim życiu, nigdy staram się nie okazywać za wiele emocji, trzymam je zazwyczaj na wodzy, przez co też wiele tego duszę w sobie a to odbija się na moim zdrowiu (bezsenność, krwawienie z nosa, brak apetytu, napady płaczu – oczywiście to wszystko w czterech ścianach tak żeby nikt nie wiedział, że jestem „słaba”)

              W relacjach międzyludzkich trzymam ogromny dystans, jestem nieufna, wycofana. Ciężko mi się do kogoś zbliżyć, nawiązać jakąś więź, relację. Unikam sytuacji dla siebie niekomfortowych czyli np wiele nieznanych mi osób. Nie sprzyja to nawiązywaniu przyjaźni 😉 więc koło się zamyka.

              Co do rozpisywania na tym forum – wierz mi, że nie raz się tu rozpisałam tylko to było jakiś czas temu, tylko prawda jest taka, że chyba niewiele za bardzo się od tych wpisów we mnie zmieniło… 🙁

              drozzdzyk
              Uczestnik
                Liczba postów: 7

                hej Janka,

                ja niestety ostatnio mam te gorsze dni:( paradoksalnie im cieplej im więcej ludzi w parkach, na ulicach, ja czuję się coraz gorzej. Może po prostu im zazdroszczę, że się uśmiechają, że mają przyjaciół, rodzinę.

                Ja nie bardzo mam komu się wygadać, szczerze mówiąc łatwiej mi być 100% szczerą tu na forum niż w stosunku do osób, które mnie otaczają. Myślę, że rodzice widzą, że nie jestem szczęśliwa i że często jestem smutna bez energii do życia, ale od nich słyszę tylko że powinnam więcej się uśmiechać bo jestem młoda i co oni mają powiedzieć… z bratem z którym w ostatnich latach niby kontakt mi się poprawił nie chcę o tym rozmawiać, bo mam wrażenie, że w jego oczach z nas trójki rodzeńśtwa i tak jestem już największym nieudacznikiem więc po co się pogrążać. Mam jedną bliską koleżankę ale ona teraz jest ciężko chora i walczy z rakiem więc w rozmowach z nią w zasadzie wstyd mi w ogóle na cokolowiek się żalić z wiadomych powodów. Prawda jest taka, że przez większość czasu czuję się „inna” i gdzieś w głębi wiem, że nikt i tak tego nie zrozumie…

                drozzdzyk
                Uczestnik
                  Liczba postów: 7

                  Janka

                  bardzo chciałam Ci odpisać ale nie mogłam przez parę dni sie zalogować na forum , odzyskiwałam hasło i znów nie mogłam. Musiałam więc założyć nowy profil a na to się zbierałam.

                  Jeśli chodzi o mnie ja mam takie fazy raz mam dni kiedy czuję się ok – może nie jest to jakiś nadmierny optymizm bo taką osobą nie jestem, ale raczej taka myśl, że radzę sobie i, że w gruncie rzeczy póki jestem zdrowa moje życie jest całkiem w porządku. Są natomiast dni kiedy kompletnie nie potrafię znaleźć żadnej jasnej strony ani swojego życia ani swojej osobowości. W takich dniach nie jestem zadowolona z niczego – ani z tego jak wyglądam, jaka jestem, jak się zachowuje uśmiecham, nie widzę niczego sensownego w moim życiu.

                  Jeśli chodzi o pracę to tak – na szczęście ją mam. I choć też czasem pomstuje i stresuję się bardzo przez nią to wiem że to dla mnie zbawienie bo tam jednak mam szansę spotkać się z ludźmi zająć czymś co jest potrzebne do zrobienia, czuję że coś znaczę – chociażby w zakresie moich obowiązków. Poza tym sama motywacja, że rano wstaję jem śniadanie, przygotowuję się, maluję dobieram ubranie sprawia że widzę jakiś sens. Bez tego nie wiem co by się stało.

                  Szkoda że zabrakło Ci odwagi na ten rozwód. NIe znam oczywiście Twojej sytuacji ale z tego co piszesz jestem pod dużym wpływem manipulacji i kompleksów swojego męża. Myślę że ta decyzja i jej zrealizowanie bardzo pomogło by Tobie psychicznie. Poczułabyś się silniejsza, poczułabyś że jesteś kowalem swojego losu i że masz prawo zmieniać to co Tobie nie pasuje. Ale ok może za jakiś czas? Może to jeszcze nie był ten moment? Ale może jednak jeszcze spróbuj tego dokonać, tym bardziej że pisałaś że masz ludzi którzy wspierają Cię w tej decyzji.

                  Zawsze uważałam że bez względu na sytuację najgorsze co może zrobić kobieta to uzależnić się finansowo od mężczyzny bo wtedy tak naprawdę to on stawia warunki, a jak jeszcze jest małe dziecko…

                  Jedno co mi pomaga to staram się już tak dużo nie analizować, zauważam że zazwyczaj to ja sama wpędzam się w doła, w poczucie winy. Myślę, że za dużo jest myślenia o przeszłości (której przecież nie można już zmienić) i o przyszłości(która przecież zawsze niepewna) a za mało życia po prostu tu i teraz. Do tej pory żyłam trochę tak jakbym ciągle czekała „na ten lepszy czas” na „odpowiedni moment” a przecież mam tylko co teraz i tu i teraz nad tym staram się pracować.

                  pozdrawiam

                   

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)