Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czy w ogóle się łudzić ? Czy komuś się udało ?

Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 58)
  • Autor
    Wpisy
  • janka
    Uczestnik
      Liczba postów: 33

      Nie udalo mi się po raz kolejny,juz nie będę próbować,chyba nie jest mi dane rozpisywać się nadmiernie

      kaczor54
      Uczestnik
        Liczba postów: 135

        Masakra … To musi być bardzo irytujące :/ Jak chcesz to pisz na maila kaczor54@gmail.com – to tylko luźna propozycja. Wiem jaką masz sytuację i może to być bardzo niewygodne. Zrozumiem 😉

        drozzdzyk
        Uczestnik
          Liczba postów: 7

          Janka

          bardzo chciałam Ci odpisać ale nie mogłam przez parę dni sie zalogować na forum , odzyskiwałam hasło i znów nie mogłam. Musiałam więc założyć nowy profil a na to się zbierałam.

          Jeśli chodzi o mnie ja mam takie fazy raz mam dni kiedy czuję się ok – może nie jest to jakiś nadmierny optymizm bo taką osobą nie jestem, ale raczej taka myśl, że radzę sobie i, że w gruncie rzeczy póki jestem zdrowa moje życie jest całkiem w porządku. Są natomiast dni kiedy kompletnie nie potrafię znaleźć żadnej jasnej strony ani swojego życia ani swojej osobowości. W takich dniach nie jestem zadowolona z niczego – ani z tego jak wyglądam, jaka jestem, jak się zachowuje uśmiecham, nie widzę niczego sensownego w moim życiu.

          Jeśli chodzi o pracę to tak – na szczęście ją mam. I choć też czasem pomstuje i stresuję się bardzo przez nią to wiem że to dla mnie zbawienie bo tam jednak mam szansę spotkać się z ludźmi zająć czymś co jest potrzebne do zrobienia, czuję że coś znaczę – chociażby w zakresie moich obowiązków. Poza tym sama motywacja, że rano wstaję jem śniadanie, przygotowuję się, maluję dobieram ubranie sprawia że widzę jakiś sens. Bez tego nie wiem co by się stało.

          Szkoda że zabrakło Ci odwagi na ten rozwód. NIe znam oczywiście Twojej sytuacji ale z tego co piszesz jestem pod dużym wpływem manipulacji i kompleksów swojego męża. Myślę że ta decyzja i jej zrealizowanie bardzo pomogło by Tobie psychicznie. Poczułabyś się silniejsza, poczułabyś że jesteś kowalem swojego losu i że masz prawo zmieniać to co Tobie nie pasuje. Ale ok może za jakiś czas? Może to jeszcze nie był ten moment? Ale może jednak jeszcze spróbuj tego dokonać, tym bardziej że pisałaś że masz ludzi którzy wspierają Cię w tej decyzji.

          Zawsze uważałam że bez względu na sytuację najgorsze co może zrobić kobieta to uzależnić się finansowo od mężczyzny bo wtedy tak naprawdę to on stawia warunki, a jak jeszcze jest małe dziecko…

          Jedno co mi pomaga to staram się już tak dużo nie analizować, zauważam że zazwyczaj to ja sama wpędzam się w doła, w poczucie winy. Myślę, że za dużo jest myślenia o przeszłości (której przecież nie można już zmienić) i o przyszłości(która przecież zawsze niepewna) a za mało życia po prostu tu i teraz. Do tej pory żyłam trochę tak jakbym ciągle czekała „na ten lepszy czas” na „odpowiedni moment” a przecież mam tylko co teraz i tu i teraz nad tym staram się pracować.

          pozdrawiam

           

          janka
          Uczestnik
            Liczba postów: 33

            Witaj drozdzyk,dawno nie zaglądałam na stronę dda stąd to opóźnienie w odp. Cóż mogę tylko powiedzieć że czuje sie tak samo jak ty,również mam gorsze i lepsze dni,ostatnio częściej lepsze,a to jest zasluga wiosny,zawsze na wiosnę odzywam:) ja pracę porzuciłam bo stwierdziłam ze za bardzo mnie stresuje, to byl blad,niestety,to mój mąż mnie bardziej stresowal,robiąc codziennie wyrzuty z kim rozmawiałam,czy ktoś mnie podrywal,dlaczego zostalam 5min dluzej itp. To mnie wykańczało, a teraz jestem z nim i jakoś leci dzien za dniem,co będzie za kilka lat,nie mam pojęcia.

            Drozdzyk masz kogoś w kim mogłabyś znaleźć oparcie? Bo to moim zdaniem jest bardzo ważne, mieć kogoś komu mozna sie wygadać…

            drozzdzyk
            Uczestnik
              Liczba postów: 7

              hej Janka,

              ja niestety ostatnio mam te gorsze dni:( paradoksalnie im cieplej im więcej ludzi w parkach, na ulicach, ja czuję się coraz gorzej. Może po prostu im zazdroszczę, że się uśmiechają, że mają przyjaciół, rodzinę.

              Ja nie bardzo mam komu się wygadać, szczerze mówiąc łatwiej mi być 100% szczerą tu na forum niż w stosunku do osób, które mnie otaczają. Myślę, że rodzice widzą, że nie jestem szczęśliwa i że często jestem smutna bez energii do życia, ale od nich słyszę tylko że powinnam więcej się uśmiechać bo jestem młoda i co oni mają powiedzieć… z bratem z którym w ostatnich latach niby kontakt mi się poprawił nie chcę o tym rozmawiać, bo mam wrażenie, że w jego oczach z nas trójki rodzeńśtwa i tak jestem już największym nieudacznikiem więc po co się pogrążać. Mam jedną bliską koleżankę ale ona teraz jest ciężko chora i walczy z rakiem więc w rozmowach z nią w zasadzie wstyd mi w ogóle na cokolowiek się żalić z wiadomych powodów. Prawda jest taka, że przez większość czasu czuję się „inna” i gdzieś w głębi wiem, że nikt i tak tego nie zrozumie…

              kaczor54
              Uczestnik
                Liczba postów: 135

                drozzdzyk – tutaj rozumie wielu 🙂 Ale nic nie zastąpi niestety kontaktu fizycznego z innym człowiekiem. Najlepiej częstego i na tu i teraz. I myślę, tego Ci brakuje, między innymi. By móc komuś się wygadać i pogadać. Przydałby się ktoś, z kimś poczujesz się normalnie i będziesz mogła o tym porozmawiać, bez myślenia o tym, że przez to czujesz się od kogoś gorsza. Brakuje tej wolności, która oferuje kontakt z odpowiednimi ludźmi? Prawda? 🙁 Miło byłoby wiedzieć, że ta druga osoba nie ocenia i czego by się nie powiedziało i jak by się nie narzekało, nie pomyśli o Tobie źle i nie zacznie oceniać.

                Taka bierna postawa bliskich za bardzo nie pomaga prawda? Stwierdzenie faktu, że jest się w ich oczach bez energii do życia i postawienie szybkiej diagnozy i metody leczenia  „powinnaś się uśmiechać” nic nie daje. Bo to tak samo jakby komuś bez nóg powiedzieć, że ich nie ma i ma iść …

                A, i nie jesteś największym nieudacznikiem. Nie jesteś nikim bezwartościowym. To, że masz problem, jesteś zagubiona, nie znaczy, że jesteś od kogoś gorsza. Jesteś takim samym człowiekiem, jak każdy inny. I nikt normalny nie powie Ci, że jesteś nikim. Jesteś wszystkim.

                Za to wydaje mi się, że bardzo dobrze wiesz, co by Ci się pomogło pozbierać. Bliskość kogoś z kim mogłabyś pogadać o sobie i rozryczeć na te wszystkie tematy, które trzymasz w sobie. Na teraz – jest jedno wyjście – rozpisać się tutaj na forum, lub znaleźć kogoś z forum, kto będzie dobrym „słuchaczem” 🙂

                 

                drozzdzyk
                Uczestnik
                  Liczba postów: 7

                  kaczor – tak tutaj wiem, że wielu rozumie. Powiem więcej chyba nigdy nie spotkałam się na tym forum z odrzuceniem czy zbagatelizowaniem moich problemów – może poza jednym przypadkiem ale to stare czasy i pamiętają je tylko starzy wyjadacze forum 😉

                   

                  Wiesz … to prawda możliwe, że jest tak jak piszesz, że brakuje mi zwykłej rozmowy i to nawet nie takiej wirtualnej czy telefonicznej ale takiej gdzie siedzisz na łące wieczorem lub na moście nad rzeką i rozmawiasz z kimś o życiu, o tym co boli, co martwi, co męczy a co daje nadzieje. Tak chyba takiej osoby mi właśnie brakuje, ale takie osoby też nie znajdują się z dnia na dzień i nie każdemu jest „dane” takiego kogoś w życiu spotkać. Bo musi być to osoba albo bardzo otwarta i nie negująca tego co ktoś czuje, albo ktoś kto po prostu też swoje w życiu widział, swoje przeżył i jak to się mówi „niewiele go już zdziwi”.

                   

                  Więc wam Forumowiczom śmiało mogę powiedzieć – JEŚLI MACIE KOGOŚ TAKIEGO JESTEŚCIE SZCZĘŚCIARZAMI.

                  Wiesz ja na co dzień bardzo bardzo strzegę swojej prywatności, a może po prostu mam tak grubą zbroję. Rzadko komu opowiadam o swoim życiu, nigdy staram się nie okazywać za wiele emocji, trzymam je zazwyczaj na wodzy, przez co też wiele tego duszę w sobie a to odbija się na moim zdrowiu (bezsenność, krwawienie z nosa, brak apetytu, napady płaczu – oczywiście to wszystko w czterech ścianach tak żeby nikt nie wiedział, że jestem „słaba”)

                  W relacjach międzyludzkich trzymam ogromny dystans, jestem nieufna, wycofana. Ciężko mi się do kogoś zbliżyć, nawiązać jakąś więź, relację. Unikam sytuacji dla siebie niekomfortowych czyli np wiele nieznanych mi osób. Nie sprzyja to nawiązywaniu przyjaźni 😉 więc koło się zamyka.

                  Co do rozpisywania na tym forum – wierz mi, że nie raz się tu rozpisałam tylko to było jakiś czas temu, tylko prawda jest taka, że chyba niewiele za bardzo się od tych wpisów we mnie zmieniło… 🙁

                  kaczor54
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 135

                    „może poza jednym przypadkiem ale to stare czasy i pamiętają je tylko starzy wyjadacze forum” – okej, kumam aluzję – jestem nieopierzony w stosunku do Ciebie na tym forum 😀 😀 😀 – żart oczywiście 😉

                    ” ale takie osoby też nie znajdują się z dnia na dzień i nie każdemu jest ?dane? takiego kogoś w życiu spotkać. Bo musi być to osoba albo bardzo otwarta i nie negująca tego co ktoś czuje, albo ktoś kto po prostu też swoje w życiu widział, swoje przeżył i jak to się mówi ?niewiele go już zdziwi?.” – tak czy siak, podstawowy warunek to chęć poznania kogokolwiek 🙂 Czasem można się zdziwić, że akurat z tego coś wyjdzie 😉

                    Mam taką osobę/ osoby – i wierz mi, jest to plus, ale mimo wszystko to … też nie to samo co znać kogoś DDA, z kim można pogadać. Już tego doświadczyłem na tym forum 🙂 Dobrze jest mieć kontakt z kimś, kto czuje podobnie 🙂

                    Rozumiem 🙂 Też strzegę swojej prywatności, choć ostatnio stałem się jakoś bardziej otwarty. Może to dlatego, że mam ten „lepszy” okres? Wiem tyle, że nawet osobę zamkniętą w sobie można zauważyć i zainteresować się 😉

                    Aaaaaaaaa gdyby tak … zacząć z kimś rozmawiać, choćby przez maila? :>

                    Wera25
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 1

                      Mam na imię Weronika, mam 25 lat. Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. O tym syndromie dowiedziałam się kilka lat temu.
                      Na początku po prostu przyjęłam to do wiadomości nie zastanawiając się nad tym.
                      Nie miałam wtedy pojęcia jak ogromny wpływ ma to na moje życie. Gdy byłam nastolatką
                      i mieszkałam w domu rodzinnym, żyłam nadzieją, że mój koszmar się skończy, gdy się wyprowadzę.

                      To nie znaczy, że mój koszmar zaczął się w wieku nastoletnim. Mieliśmy bardzo mały dom dzielony z dziadkami, dwa pomieszczenia zajmowali dziadkowie, a jedno ja mój starszy brat
                      i rodzice. Z różnych względów, między innymi z powodu alkoholizmu taty od 5 roku życia mieszkałam u babci i praktycznie to ona mnie wychowywała.

                      Z wielką radością wyprowadziłam się z domu i zaczęłam życie w wielkim mieście przekonana o tym, że mój koszmar się skończył. Nie pamiętam już dobrze czy tej radości starczyło mi na miesiąc, czy może dwa. Cały koszmar jednak wrócił, ja wyprowadziłam się z domu, jednak zabrałam ze sobą cały ogromny, ciężki bagaż traumatycznych przeżyć i doświadczeń. Teraz to wiem wtedy tego nie wiedziałam. Myślałam, że jestem jakaś nienormalna, żyłam jak przeciętny młody człowiek – studiując, pracując i wynajmując mieszkanie, ale nie zachowywałam się jak przeciętny młody człowiek. Ciągle byłam nieszczęśliwa i smutna, nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
                      Spotkałam jednak na swojej drodze dobrych ludzi, którzy wytłumaczyli mi co się ze mną dzieje, dlaczego tak ciężko mi żyć,
                      i pokierowali na terapie. Przez 2 lata chodziłam na terapie indywidualną, miałam sugestie, aby skorzystać z grupowej jednak na tamtym etapie nie byłam na to gotowa.
                      Po 2 letniej przerwie od terapii indywidualnej na skutek pewnych doświadczeń i sytuacji,
                      w której się znalazłam okazało się, że bardzo dużo wiem, widzę nazywam jednak nie potrafię normalnie funkcjonować. Było to na tyle trudne i bolesne, że postanowiłam podjąć terapie grupową.
                      Szłam na tą terapie z dużą determinacją i nadzieją. Jednak nie chciało mi się wierzyć
                      do końca w to, że ja mogę być szczęśliwa. To czego tam doświadczyłam to był cud za cudem zarówno w moim życiu jak i w życiu innych ludzi
                      z mojej grupy. Poczułam jak ogromna siła jest w grupie. Ja gdzieś – głęboko pozamykana, nieufna i podejrzliwa nagle – zaczynam ufać, cieszyć się z bycia przy drugim człowieku, i nie na rozum ale całą sobą, co wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia. Coś, co kiedyś było tylko w intelekcie teraz zamieniło się na doświadczenie.
                      Terapia nie sprawiła, że przeszłość przestała istnieć, ale sprawiła że ja z tą przeszłością mogę żyć i być naprawdę szczęśliwą. Terapia odkryła mi pola do pracy nad sobą i dała narzędzia do wykonywania tej pracy. Pomogła przyjąć fakt, że cierpienie nie zniknie, ale że mam
                      w sobie wszystkie potrzebne środki i siłę aby te cierpienie przyjąć i znieść.
                      Przez to że pojednałam się ze sobą i pokochałam siebie byłam w stanie prawdziwie przyjąć Miłość Boga i zobaczyć jak nieprawdziwy Jego obraz w sobie nosiłam. Bóg mnie podniósł
                      i uzdrowił, nie w sposób magiczny, ale bazując na naturze i posługując się również drugim człowiekiem. Nie wydarzyło się to natychmiast lecz trwało latami, i nadal trwa. Bóg ciągle odkrywa mi prawdę o mnie, ale nigdy nie więcej niż była bym na dany moment w stanie znieść. Jestem Mu za to wszystko bardzo wdzięczna i dziękuje Mu za każdą osobę, którą na mojej drodze postawił. To wszystko stanowiło o tym, kim jestem dziś.

                      Weronika

                      wwwnika100
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 14

                        Cześć

                        być może moja wypowiedź będzie chaotyczna z góry za to przepraszam.  Być może nikt jej nie przeczyta, ale muszę komuś opowiedzieć bo już nie daję sobie rady ze sobą. Pochodzę z małej miejscowości gdzie  przez chorobę mojej mamy i  tym kim był mój ojciec byłam wytykana palcami. Nie miałam przyjaciół nie miałam nikogo. W wakacje szłam wtedy do 4 klasy przyjechaliśmy do babci.  Mama była tak bardzo pijana przewróciła się uderzyła w głowę 3 dni była w szpitalu. Od pobytu w szpitalu 7 lat nie piła. przeprowadziliśmy się  na stałe do babci. Jednak koszmar się odnowił. Mimo, że pracowała żyło się dobrze. Zaczęła obwiniać mnie, że nigdy nie miała powody żeby się mną pochwalić. Że to przeze mnie musiała się przeprowadzić do zagrzybionego mieszkania. Jakoś sobie radziłam jak twierdziłam, że dam rade ją z tego wyciągnąć. Zdałam maturę, prawo jazdy, jestem na studiach. Wraz z narzeczonym wynajęliśmy 3 mieszkanie myśleliśmy , że to coś pomoże coś zmieni. Potem moja babcia trafiła do hospicjum. Mam poczucie winy, że coś zaniedbałam w stosunku do babci. Od 2 lat dorabiam bo nie można nazwać tego pracą na zabezpieczeniu imprez masowych. Taka praca pomaga mi pilnować mamy( wiem, że przez wielu bede za to potempiona) ale tak co dziennie ją zaprowadzam i przyprowadzam . Bo gdy tylko ja lub Paweł tego nie zrobimy ona upije się do nie przytomności. Z biegem czasu nabawiłam się  fobii społecznej co prowadzi teraz,że nie potrafię z ludzmi rozmawiać . Po prostu sie boje . Może się to wydawać śmieszne . Ale nie przeszkadza mi rozmowa z człowiekiem którego wiem, że spotkam tylko raz. Problem pojawia się gdy wiem, że rozmowy będą częste . To już uciekam, albo zwalam na kogoś prosząc by to załatwił za mnie. Terapia tylko zaleca to wszystko. A ja coraz bardziej nie daje rady z tym żyć

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 58)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.