Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 31)
  • Autor
    Wpisy
  • Cinis
    Uczestnik
      Liczba postów: 32
      w odpowiedzi na: Wpisujcie maile. :) #463489

      Chcesz porozmawiać?

      cinis@interia.pl

      Cinis
      Uczestnik
        Liczba postów: 32
        w odpowiedzi na: Wspomnień Czar #463429

        Opisałeś trudną sytuację, bardzo Ci współczuję. Relacje z ludźmi, zwłaszcza bliskość taką jak przyjaźń, miłość, odbieram jako najtrudniejsze wyzwanie w tej całej przygodzie życia. Nie potrafię odpowiedzieć Ci tak, jak zrobiłby w tej sytuacji specjalista, a myślę, że skorzystanie z profesjonalnej pomocy mogłoby okazać się dla Was bardzo korzystne. Nie jestem pewna, czy można jednoznacznie stwierdzić, że jest się winnym, czy jest się bezpośrednią przyczyną próby targnięcia się na własne życie bliskiej osoby. Ta decyzja świadczy jednak o głębszych przyczynach problemu, próba samobójcza jest ostatecznym alarmem świadczącym o tym, że ktoś potrzebuje pomocy. Taka osoba może silnie temu zaprzeczać, bagatelizować tę sytuację. Pamiętam, że nawet po próbie samobójczej wydawało mi się, że nic się nie stało, że nadal sama dam sobie radę. Bardzo trudno było mi rozpocząć terapię i zrobiłam to dopiero będąc w sytuacji kryzysowej. Szczerze polecam Ci to rozwiązanie, nigdy nie jest za późno, a naprawdę warto zdecydować się na ten krok.

        Dziękuję Ci za dobre słowo. 😉 Nie wiem, czy potrafię rzeczywiście komuś pomóc, nie mam takich kompetencji. Piszę tylko to, co znam ze swojego doświadczenia, jeśli jest to komuś bliskie, cieszę się. Mnie też podnoszą na duchu słowa innych.

        Cinis
        Uczestnik
          Liczba postów: 32
          w odpowiedzi na: Wspomnień Czar #463425

          Podejście z humorem, zwłaszcza takiej klasy, jak „Latający Cyrk”, jest jak najbardziej ok. 🙂 Trudno jest odsłonić swoje najbardziej bolesne przeżycia. Humor może być też dobrym sposobem na ten pierwszy krok, to wcale nie był głupi pomysł. Jeśli Tobie to pomogło wejść w ten ciemny obszar dziecięcego cierpienia, żeby je wyrazić, wszystko jest w porządku. Jestem jak najbardziej po Twojej stronie. W trudnych chwilach mam czasem ochotę wyrazić bardzo dosadnie pewne rzeczy, dla samego wypowiedzenia tego „na głos”, towarzyszą temu silne emocje.

          Takie sytuacje niestety pozornie hartują, wtłaczają nas w pewne mechanizmy, które pozwalają „przetrwać”. To piętno jest w pewnym stopniu odwracalne, przynajmniej ja doświadczyłam tego pod wpływem terapii. Wiem, że było warto ją podjąć, sama nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić.

          Współczuję Ci z powodu bycia świadkiem próby samobójczej. Nie chciałabym Cię skłaniać do pisania na ten temat, jeśli nie czujesz takiej potrzeby, ale chcę dać Ci taki sygnał, że jeśli zostałeś obarczony przez któregoś z rodziców taką „odpowiedzialnością”, miej pewność, że to nie jest Twoja wina. Zdarza się, że rodzice szantażują dzieci również w taki sposób i obciążają tak niewyobrażalnym przekazem jak „przez ciebie się zabiję” itp. To jest manipulacja. Jeśli miało to miejsce, Ty nie jesteś za to odpowiedzialny i to Ty zostałeś poszkodowany w tej sytuacji.

          Cinis
          Uczestnik
            Liczba postów: 32
            w odpowiedzi na: Wspomnień Czar #463421

            Hej, Danielu,

            Podchwytliwy tytuł Twojego wątku kojarzy mi się z sentymentalnym klimatem utworu Urszuli „Cudownych rodziców mam” (bo jakże by inaczej?). Odchodząc od ckliwej tematyki weselnych szlagierów, muszę przyznać, że ten filmik Monty Python’a rozłożył mnie na łopatki. 🙂 Uwielbiam ich humor, a ten skecz jakoś umknął mojej uwadze. Dziękuję!

            Opisałeś fragment swoich dziecięcych wspomnień. Rozumiem, że to jest przede wszystkim dla siebie, żeby zrzucić ten ciężar. Chciałabym jednak przyznać Ci rację: tak, zostałeś skrzywdzony, spotkało Cię ogromne, trudne do uniesienia cierpienie. Ja też mam czasami taką potrzebę, żeby w jakiś sposób wyznać przed innymi to, co mnie zraniło, zniszczyło i przy tym chciałabym mieć pewność, że to nie będzie zanegowane, podważone, unieważnione. Dobrze jest to z siebie wyrzucić. Z drugiej strony samo wyrzucenie tego z siebie nie pomaga mi poradzić sobie z problemem, czuję, że rana jest jeszcze bardziej rozjątrzona. Przeszłam terapię, która bardzo mi pomogła, ale wiadomo, że to nie jest magiczna gumka, która raz na zawsze wymazuje z kart naszego życia ciemne obrazy. Pomaga natomiast radzić sobie z życiem pomimo tego, co było.

            Pamiętam takie chwile, kiedy starałam się bronić humorem i maską osoby „twardej” przed tym, co mnie bolało, wypierałam wspomnienia, negowałam to, co czułam naprawdę. Wracając jeszcze do tego skeczu – jest oparty na zasadzie licytacji na cierpienia. W kontekście humorystycznym to jest jak najbardziej ok, ale wiadomo, że w rzeczywistości to tak nie działa. Rozumiem, że zachęciłeś do wymiany doświadczeń w tym stylu z dużym przymrużeniem oka. Nikt przecież nie chciałby po wyznaniu swoich przeżyć usłyszeć: „ale luksusy!”. 🙂 Niestety tak się może zdarzyć w środowisku rodzinnym, to jest ten „Latający Cyrk” w realu, trochę mniej śmieszny. Wiadomo, że wśród „najbliższych” najtrudniej o prawdziwie bliską osobę, która da rzeczywiste wsparcie. Można usłyszeć słowa typu: „Ty nie cierpiałeś, kuzyn X – o, tak, on to dopiero cierpiał! Ojciec kroił go nożem kuchennym i zawijał w gazetę na dobranoc.”. Z tego powodu o wiele lepiej jest znaleźć wsparcie tam, gdzie można je otrzymać. Samo mówienie o tym i uzyskanie zrozumienia od osób z podobnymi doświadczeniami pomaga przełamać barierę tabu i w pewnym stopniu odciąża, pomaga. Nie chcę zachęcać Cię do rozglądania się za terapią, skoro obecnie nie odczuwasz takiej potrzeby, ale z perspektywy moich doświadczeń mogę bez cienia przesady stwierdzić, że terapii zawdzięczam życie – też w dosłownym znaczeniu, ponieważ kolejna próba samobójcza mogła się potoczyć „pomyślnie”. 😉 Myślę, że człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z tym cierpieniem tak, jakby chciał strząsnąć z ubrania krople deszczu, kiedy tak naprawdę to było bombardowanie.

            Pozdrawiam Cię ciepło. 🙂

            Cinis
            Uczestnik
              Liczba postów: 32
              w odpowiedzi na: Dziś czuję się ….. #463328

              Witaj, Moni

              Jeśli potrzebujesz, żeby ktoś Ciebie wysłuchał, to jestem przy Tobie. Nie wiem, czy potrafię dać Ci wsparcie, jakiego potrzebujesz, ale Twoje uczucia są mi bliskie. Mogę pobyć tutaj z Tobą, jeśli chcesz, żebyś wiedziała, że nie jesteś sama. Pozdrawiam ciepło.

              Cinis
              Uczestnik
                Liczba postów: 32

                Tak trochę na marginesie: Kitko, wspomniałaś o jodze. Przepraszam, że poruszam w sumie temat osobistych zainteresowań, ale chciałbym Cię ostrzec przed tymi zajęciami. Na Zachodzie jest popularyzowana jako metoda relaksacji, sport, ale w rzeczywistości jest to niebezpieczna praktyka związana ze sferą duchową. Osoby uprawiające jogę (również nieświadomie, jako ćwiczenia fizyczne), prędzej, czy później zaczynają doświadczać negatywnych skutków tych praktyk. W sieci można znaleźć relacje osób, które praktykowały jogę i ostrzegają przed nią.

                Bardzo poruszyła mnie historia, którą w skrócie Ci przedstawię: Francuski zakonnik, Ojciec Jacques Verlinde, z wykształcenia dr fizyki, specjalista w dziedzinie chemii nuklearnej, zanim nawrócił się i został zakonnikiem, kilkanaście lat swojego życia spędził praktykując jogę w Himalajach pod kierunkiem mistrzów duchowych. Wskutek tych praktyk, zdobył tzw. moce siddhi, takie jak uzdrawianie, jasnowidzenie, był w stanie nawet lewitować. Te moce pochodzą ze sfery duchowej, demonicznej, na którą człowiek otwiera się pod wpływem jogi, nawet będąc tego nieświadomym. Jacques Verlinde przeżył niezwykłe nawrócenie, dzięki któremu opuścił Himalaje i wrócił do Europy. Okazało się, że jest opętany, do czego doprowadziły go praktyki okultyzmu wschodniego. Został poddany egzorcyzmom, w sumie potrzebował 7 lat na całkowite uwolnienie. Wszelkie moce opuściły go wraz z odejściem złych duchów, którym dał do siebie dostęp. Odkrył powołanie zakonne, obecnie przestrzega przed zagrożeniami duchowymi, płynącymi m.in ze Wschodu. Jeśli chciałabyś posłuchać historii jego życia, tutaj podaję Ci link:

                Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

                Cinis
                Uczestnik
                  Liczba postów: 32

                  Hej, Kitko,

                  Ja Tobie też bardzo dziękuję. Sposób, w jaki sobie poradziłaś jest naprawdę niesamowity. Jestem pełna podziwu dla Ciebie. To duża ulga, zrzucić z siebie taki ciężar. Twoja postawa jest dla mnie motywacją do mierzenia się z moim wyjściem. 😉 W poniedziałek mam podobną konfrontację, też muszę przełamać ciąg nieobecności. Cieszę się, że nie jestem sama, ja też nie mam żadnego wsparcia i nie znam nikogo z takimi problemami, a niestety przechodzę trudny etap.

                  Czy znasz temat fobii szkolnej? Mnie ten problem dotyczył w szkole podstawowej i liceum. Silny, paniczny lęk wrócił w pewnym momencie na studiach, kiedy byłam przytłoczona dużym obciążeniem nauką i koniecznością zaliczenia przedmiotów, z którymi wiążą się bardzo przykre przeżycia jeszcze z podstawówki (znęcający się nauczyciel, który chciał mi utrudnić ukończenie szkoły).

                  Mam tak samo z odpuszczaniem i wmawianiem sobie, że podejdę następnym razem (lepiej przygotowana itp.). Taki neurotyczny perfekcjonizm sprawia, że zdarza mi się wcale nie podołać czemuś, co było do zrobienia. Mam tendencję do działania na zasadzie „wszystko, albo nic”, wkładam zbyt dużo pracy w rzeczy, które tego nie wymagają. Może Ty też tak masz? Bardzo trudno jest z tym walczyć.

                  Kilka razy też miałam dość studiowania, ale nie chciałam zrezygnować. Zależy mi na studiach, bo wybrałam je zgodnie z moimi potrzebami i włożyłam w nie dużo wysiłku. Chciałabym uzyskać wykształcenie i wybrać zgodną z nim drogę zawodową. Czuję, że to jest to, co chcę robić, więc nie chciałabym tego porzucić ze względu na obecne trudności.

                  Ja też mam takie same obawy odnośnie przyszłości. Mam wrażenie, że to jest praca na całe życie, ale terapia może nauczyć radzenia sobie z problemami i bardzo wiele zmienić. Widzę zdecydowaną różnicę między „przed” i „po” terapii. Korzystałam z terapii indywidualnej przez wiele lat (koniec liceum, studia) z przerwami, z cofaniem się wstecz. Dla mnie początkowe lata były bardzo intensywną pracą, takim niezbędnym minimum, porządkującym najważniejsze sprawy. Nie wykluczam możliwości ponownego skorzystania z terapii.

                   

                  Cinis
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 32
                    w odpowiedzi na: Chciałbym Jej pomóc #463309

                    Hej,

                    Pierwszym , dobrym krokiem jest to, że masz świadomość tego, na czym polega problem. Im wcześniej jest to rozpoznane, tym lepiej. Może to jest właśnie dobry moment na rozważenie możliwości podjęcia własnej terapii? Wytrzymałość DDA jest ogromna, ale jej koszt jest ogromny i prędzej, czy później problemy dają o sobie znać.

                    Ja jestem DDD. Dla mnie motywacją do zmiany było to, że nie miałam już innego wyjścia, niż poddać się, przestać zaprzeczać, że sobie nie radzę. Byłam wtedy w wieku ok. 18 lat, miałam już za sobą bardzo przykre przeżycia, m.in. próby samobójcze. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, gdzie leży przyczyna tego, co się ze mną dzieje, chociaż od dziecka buntowałam się przeciw temu, co działo się w rodzinie. Na etapie liceum rodzice szukali dla mnie pomocy psychologicznej z założeniem, że to „ze mną są problemy”, od dzieciństwa byłam obciążona rolą „złego dziecka”, kozła ofiarnego. Nic do nich nie docierało, nawet słowa psychologa, kiedy zostali wezwani na wspólną rozmowę. Sugestia, że problem może dotyczyć całej rodziny wywołała oburzenie mojej matki. Według niej psychologowie szukają „winy” w rodzicach. To jest absolutny mur nie do przebicia do tej pory. Kiedy trafiłam na terapię indywidualną do terapeutki, która wzbudziła moje zaufanie, długo trwało dokopywanie się do przyczyn moich problemów. Stopniowo i bardzo powoli różne sprawy wychodziły na jaw. Pamiętam taki moment na terapii, kiedy usłyszałam o rolach dzieci w rodzinie alkoholowej. Nie potrafiłam tego wcale odnieść do siebie, potrzebowałam bardzo długiego czasu, żeby w pełni to sobie uświadomić. Myślę, że taki moment nastąpił całkiem niedawno, parę lat temu, po doświadczeniu bardzo silnego kryzysu. Kiedy trafiłam na audiobook o DDA „Rozwinąć skrzydła” Ks. Grzegorza Poloka (polecam!), włączyłam płytę mojej matce, słuchała bardzo niechętnie. Miałam nadzieję, że coś zrozumie i chociaż raz w życiu przyzna, że mówię prawdę. Usłyszała wypowiedzi wielu ludzi, księdza, który im pomaga, ale jej reakcją było zaprzeczenie. Stwierdziła, że „to jest wymyślone przez psychologów”. Będę musiała zaakceptować to, że prawdopodobnie nigdy nie przyzna mi racji i to co ja czuję, będzie nieważne.

                    Terapii zawdzięczam bardzo wiele. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym jej nie podjęła. Nauczyłam się inaczej funkcjonować, zaczęłam przejmować odpowiedzialność za siebie, wyszłam z autodestrukcyjnych schematów działania. Bardzo ważne jest to, że otrzymałam zupełnie inne informacje o sobie od terapeutki, niż te, którymi obciążono mnie w rodzinie. Dzięki temu mogłam przestać siebie niszczyć i zacząć się rozwijać. To jest trudny i długotrwały proces, praca na całe życie, jak napisała koleżanka wyżej. Nie od razu, ale w końcu pojawiają się efekty i zaczynają cieszyć.

                    Jak możesz zmotywować dziewczynę? Nie wiem, czy są jakieś skuteczne metody. 😉 Myślę, że świadomość tego, że problem jej dotyczy może ją skłonić do szukania pomocy. Przejmowanie za nią odpowiedzialności raczej nie jest dobre ani dla Ciebie, ani dla niej, może nawet utrudnić jej wzięcie odpowiedzialności za samą siebie. Początkiem wzięcia tej odpowiedzialności jest właśnie decyzja o zrobieniu czegoś na swoją korzyść, przełamanie obaw.

                    Cinis
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 32
                      w odpowiedzi na: Chciałbym Jej pomóc #463300

                      Witaj, TW417049,

                      To bardzo piękne, że starasz się pomóc swojej dziewczynie. Walka o zmianę na lepsze bliskiej osoby jest bardzo trudna, ważne, żeby nie stała się wyniszczająca dla Ciebie. Kluczową sprawą jest jej własna gotowość do podjęcia terapii, jej decyzja. Kiedy będzie gotowa, wtedy może lepiej skorzystać z pomocy terapeuty i wytrwa na terapii. Równie ważne są Twoje potrzeby. Wspomniałeś wcześniej o drugiej, bliskiej Ci osobie DDA – Twojej mamie. Jest możliwe, że Ciebie także dotyka cierpienie z tym związane, możesz również potrzebować troski o samego siebie, wsparcia. To może być trudne do rozpoznania. Chciałabym Cię zachęcić do odsłuchania cyklu audycji radiowych „DDA Na własne nogi”, w których wypowiadali się terapeuci ze Stowarzyszenia OD -DO, Anna Maria Seweryńska i Cezary Biernacki oraz osoby w trakcie i po terapii, które podzieliły się swoimi doświadczeniami. To jest bardzo przystępny i obszerny materiał o DDA, DDD. Trzy odcinki są poświęcone związkom, relacjom, rozstaniom („O związkach”, „Ja z DDA”, „Rozstania”). Polecam do odsłuchania, tutaj wklejam link do pierwszej audycji „DDA  – początek”:

                      https://www.youtube.com/watch?v=zdNoswBMrHk

                      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego!

                      Cinis
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 32

                        Dziękuję Ci, Kitko za odpowiedź. Ogromnie się cieszę, że udało Ci się zrobić ten krok. Serdecznie Ci gratuluję. Czytając Twoją wiadomość, byłam bardzo wzruszona, aktualnie przechodzę podobne trudności i staram się walczyć o swoje życie. Być na granicy przetrwania – doskonale to ujęłaś, znam to uczucie niestety.

                        Jestem dziewczyną około trzydziestki, DDD. Dzięki pomocy terapeuty, którą otrzymałam na końcowym etapie liceum, udało mi się wyjść z depresji, odnaleźć swoją drogę na studiach. Zaczęłam lepiej funkcjonować, budować swoje życie. Od paru lat zmagam się z PTSD. Kiedy zaczęłam wydostawać się z ciężkiego stanu, podjęłam od nowa studia. Początek był najtrudniejszy. Każdy dzień był drogą przez piekło, sam widok budynku uczelni powodował paraliżujący lęk, zdarzało mi się wracać do domu, zanim dojechałam do celu. Wejście do budynku i wytrwanie wśród ludzi było prawie nie do wytrzymania. Po powrocie do domu padałam na łóżko, nie miałam już siły na nic po takim dniu.

                        Wiele razy nie udało mi się wyjść na zajęcia. Wszystko przychodzi mi nadal z dużą trudnością, ale starałam się nie poddawać. Co jakiś czas może zdarzyć się poślizg, ale to, czego doświadczyłam wcześniej, pomaga mi spojrzeć realnie na obecną sytuację, rozpoznać i postarać się opanować znane odruchy. Nie skapitulować do końca i spróbować przerwać błędne koło, kiedy w nie wpadnę.

                        Tak jak i Ty, zyskałam już wcześniej nowe, pozytywne informacje o sobie w postaci doświadczeń własnej siły, umiejętności, potencjału, z których staram się korzystać. Nie jest to łatwe, ale jednak pomaga, bo jest to coś, czego nie da się unieważnić. Przypominam sobie chwile, kiedy zdobyte już pozytywne doświadczenia i nawyki zaczęły dawać mi ten konieczny własny grunt pod nogami. Staram się wracać właśnie do tej bazy „pozytywnych danych”, przypominam sobie, jak wtedy się czułam, jak funkcjonowałam. Tym razem też będzie to możliwe, mogę dać sobie szansę. Każde nowe, pozytywne doświadczenie pomaga stopniowo oddzielić to, co dzieje się „tu i teraz” od pamięci krzywdy, bardziej świadomie odnajdywać się w aktualnej sytuacji, oswajać się z nią.

                        Pozdrawiam Cię serdecznie i dodaję otuchy. Mam nadzieję, że wyjście na kolejne zajęcia może się okazać już trochę mniej straszne, niż tym razem, po dłuższej nieobecności. Ten krok to sukces, który w pełni należy do Ciebie. To jest Twoje męstwo, Twoja odwaga.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 31)