Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Wspomnień Czar

Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
  • Autor
    Wpisy
  • Dan1el
    Uczestnik
      Liczba postów: 5

      Nie uczęszczam i nie zamierzam uczęszczać na terapię, więc może dlatego czasem potrzebuje coś z siebie wyrzucić 🙂

      Zachęcam inne osoby chcące podzielić się jakąś historią by pisały w tym temacie nawet na zasadzie jak w tym  https://www.youtube.com/watch?v=4v9KUDJUXu0   skeczu Monty python’a czyli kto miał gorzej 🙂

      No, ale do rzeczy

      Była noc pomimo libacji w naszym mieszkaniu ja i moje rodzeństwo wreszcie zasnęliśmy.
      Nagle obudził mnie huk drzwi, które puszczone z impetem, odbiły się i pozostały otwarte.
      Moi pijani rodzice uznali, że noc to najlepsza pora by podrzeć na siebie mordę na klatce schodowej tak, aby cały blok słyszał.
      Nie bałem się, nie płakałem, ich nocne awantury, to dla mnie nie pierwszyzna. Nakryłem więc głowę poduszką i czekałem, aż skończą.
      Wreszcie krzyki ucichły. Wstałem z łóżka zamknąć drzwi. Było zimno i dziwnie cicho.
      Wyszedłem na korytarz, na którym panował przeciąg. Na klatce schodowej zobaczyłem matkę. Siedziała na schodach, miała spuszczoną głowę i coś mamrotała, wyglądała jak pijane zombi.
      Chyba płakała.
      Wyszedłem do niej na bosaka, miałem drgawki, ale nie było mi z zimno.
      Majaczyła coś, przeklinała, nie reagowała na nic.
      Siedziała w nocnej koszuli na tych pieprzonych zimnych schodach, błagałem ją by wstała, a ona mi złorzeczyła.
      Ciągnąłem ją ku górze za bezwładne ramie, ale była dla mnie za ciężka. Ogarnął mnie bezmiar bezsilności i poryczałem się.
      Wtedy chyba mnie poznała, bo Wstała, a ja mogłem pomóc jej utrzymać równowagę. Chwiejnym krokiem opierając się na moim ramieniu doszła do łóżka, na które zwaliła się jak kłoda.
      Nakryłem ją kołdrą i odszedłem.
      Od płaczu miałem z ciśnięte gardło i chciałem napić się wody. Poszedłem do kuchni, ale na stole spał jakiś obcy pijany facet. Wycofałem się i przewróciłem pustą butelkę po wódce.
      Odechciało mi się pić i wróciłem do łóżka.
      W ciemności słyszałem jak wymiotuje moja mama.

      Tamtej nocy już nie zasnąłem.
      Myślałem.
      Czy w szkole się dowiedzą i stanę się obiektem drwin? Czy będzie coś do jedzenia na śniadanie ? Czy sąsiedzi znów będą się na mnie gapić, tak jak czasem ludzie gapią się na osoby niepełnosprawne? czy ktoś wreszcie wezwie policję? Kto zamknie drzwi, gdy obcy postanowi wyjść, a ja przypadkiem zasnę?
      Takie tam przeciętne dziecięce troski.

      Miałem niecałe 10 lat gdy umarły we mnie normalny sny, a narodziły się koszmarne robale, których nigdy nie wyrzucę z głowy.

      Jeszcze raz zachęcam do opisywania swoich „robali”

      Cinis
      Uczestnik
        Liczba postów: 32

        Hej, Danielu,

        Podchwytliwy tytuł Twojego wątku kojarzy mi się z sentymentalnym klimatem utworu Urszuli „Cudownych rodziców mam” (bo jakże by inaczej?). Odchodząc od ckliwej tematyki weselnych szlagierów, muszę przyznać, że ten filmik Monty Python’a rozłożył mnie na łopatki. 🙂 Uwielbiam ich humor, a ten skecz jakoś umknął mojej uwadze. Dziękuję!

        Opisałeś fragment swoich dziecięcych wspomnień. Rozumiem, że to jest przede wszystkim dla siebie, żeby zrzucić ten ciężar. Chciałabym jednak przyznać Ci rację: tak, zostałeś skrzywdzony, spotkało Cię ogromne, trudne do uniesienia cierpienie. Ja też mam czasami taką potrzebę, żeby w jakiś sposób wyznać przed innymi to, co mnie zraniło, zniszczyło i przy tym chciałabym mieć pewność, że to nie będzie zanegowane, podważone, unieważnione. Dobrze jest to z siebie wyrzucić. Z drugiej strony samo wyrzucenie tego z siebie nie pomaga mi poradzić sobie z problemem, czuję, że rana jest jeszcze bardziej rozjątrzona. Przeszłam terapię, która bardzo mi pomogła, ale wiadomo, że to nie jest magiczna gumka, która raz na zawsze wymazuje z kart naszego życia ciemne obrazy. Pomaga natomiast radzić sobie z życiem pomimo tego, co było.

        Pamiętam takie chwile, kiedy starałam się bronić humorem i maską osoby „twardej” przed tym, co mnie bolało, wypierałam wspomnienia, negowałam to, co czułam naprawdę. Wracając jeszcze do tego skeczu – jest oparty na zasadzie licytacji na cierpienia. W kontekście humorystycznym to jest jak najbardziej ok, ale wiadomo, że w rzeczywistości to tak nie działa. Rozumiem, że zachęciłeś do wymiany doświadczeń w tym stylu z dużym przymrużeniem oka. Nikt przecież nie chciałby po wyznaniu swoich przeżyć usłyszeć: „ale luksusy!”. 🙂 Niestety tak się może zdarzyć w środowisku rodzinnym, to jest ten „Latający Cyrk” w realu, trochę mniej śmieszny. Wiadomo, że wśród „najbliższych” najtrudniej o prawdziwie bliską osobę, która da rzeczywiste wsparcie. Można usłyszeć słowa typu: „Ty nie cierpiałeś, kuzyn X – o, tak, on to dopiero cierpiał! Ojciec kroił go nożem kuchennym i zawijał w gazetę na dobranoc.”. Z tego powodu o wiele lepiej jest znaleźć wsparcie tam, gdzie można je otrzymać. Samo mówienie o tym i uzyskanie zrozumienia od osób z podobnymi doświadczeniami pomaga przełamać barierę tabu i w pewnym stopniu odciąża, pomaga. Nie chcę zachęcać Cię do rozglądania się za terapią, skoro obecnie nie odczuwasz takiej potrzeby, ale z perspektywy moich doświadczeń mogę bez cienia przesady stwierdzić, że terapii zawdzięczam życie – też w dosłownym znaczeniu, ponieważ kolejna próba samobójcza mogła się potoczyć „pomyślnie”. 😉 Myślę, że człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z tym cierpieniem tak, jakby chciał strząsnąć z ubrania krople deszczu, kiedy tak naprawdę to było bombardowanie.

        Pozdrawiam Cię ciepło. 🙂

        Dan1el
        Uczestnik
          Liczba postów: 5

          Dziękuję ślicznie za odzew choć nie o taki mi chodziło 🙂 To był jednak głupi pomysł, by zamieścić swoje wynurzenie zwłaszcza w kontekście skeczu.Oczywiście nie da się zmierzyć takich cierpień, zwłaszcza jeśli przeżywają je dzieci. Kiedyś myślałem, że takie i inne sytuacje zahartowały mnie na całe życie cóż jakiś czas temu dowiedziałem się, że odcisnęły nieodwracalne piętno.
          Niby jestem dorosłym facetem, ale za kierownicę czasem pcha się mały skrzywdzony chłopczyk, który nie wie jak prowadzić, ale wciska gaz do dechy, by za chwile zaciągać ręczny i jechać w drugim kierunku 🙂

          Prób samobójczych nie polecam za dużo przy tym bałaganu 🙂 (i znów mój debilny humor)…a tak na serio to taki „wyczyn” najbliższej mi osoby był najgorszą chwilą w moim życiu zwłaszcza w kontekście, że byłem najprawdopodobniej bezpośrednią przyczyną….także tego..

          również pozdrawiam ciepło.

          Cinis
          Uczestnik
            Liczba postów: 32

            Podejście z humorem, zwłaszcza takiej klasy, jak „Latający Cyrk”, jest jak najbardziej ok. 🙂 Trudno jest odsłonić swoje najbardziej bolesne przeżycia. Humor może być też dobrym sposobem na ten pierwszy krok, to wcale nie był głupi pomysł. Jeśli Tobie to pomogło wejść w ten ciemny obszar dziecięcego cierpienia, żeby je wyrazić, wszystko jest w porządku. Jestem jak najbardziej po Twojej stronie. W trudnych chwilach mam czasem ochotę wyrazić bardzo dosadnie pewne rzeczy, dla samego wypowiedzenia tego „na głos”, towarzyszą temu silne emocje.

            Takie sytuacje niestety pozornie hartują, wtłaczają nas w pewne mechanizmy, które pozwalają „przetrwać”. To piętno jest w pewnym stopniu odwracalne, przynajmniej ja doświadczyłam tego pod wpływem terapii. Wiem, że było warto ją podjąć, sama nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić.

            Współczuję Ci z powodu bycia świadkiem próby samobójczej. Nie chciałabym Cię skłaniać do pisania na ten temat, jeśli nie czujesz takiej potrzeby, ale chcę dać Ci taki sygnał, że jeśli zostałeś obarczony przez któregoś z rodziców taką „odpowiedzialnością”, miej pewność, że to nie jest Twoja wina. Zdarza się, że rodzice szantażują dzieci również w taki sposób i obciążają tak niewyobrażalnym przekazem jak „przez ciebie się zabiję” itp. To jest manipulacja. Jeśli miało to miejsce, Ty nie jesteś za to odpowiedzialny i to Ty zostałeś poszkodowany w tej sytuacji.

            Dan1el
            Uczestnik
              Liczba postów: 5

              W jaki sposób zetknąłem się z próbą „S” pewnie nigdy nie ubiorę w słowa i nie najprawdopodobniej, ale na pewno byłem przyczyną tej próby :(. Nie ubiorę bo przyznam, że bywam/jestem emocjonalnym zerem.

              Spróbuję tak

              DDA mężczyzna + DDA kobieta piecze w piekarniku ciasto o nazwie „małżeństwo”
              Na początku same dobre rzeczy słodka namiętność, karmelowe porozumienie dusz i w ogóle to co masz najlepsze 🙂
              Niby nie macie przepisu, ale jakoś rośnie i podobno niektórym wyszło.
              Przychodzi czas, że dolewacie gorzki sos PROZA ŻYCIA firmy „codzienne problemy”
              Słonych łez dodał nie wiadomo kto.
              W niewytłumaczalny sposób dorzucam kwaśne rodzynki ZDRADA,
              ona to widzi i wpieprza do ciasta jakieś tabletki
              bum….tort wybucha wam w twarz, i kończysz w szpitalu na oddziale ratunkowym

              Proces „wypieku” był oczywiście o wiele dłuższy na potrzeby posta skróciłem.

              Cieszę się, że odnalazłaś przepis o nazwie TERAPIA i u Ciebie to się sprawdza, może kiedyś spróbuję.
              Jeśli lubisz podtrzymywać innych na duchu i pomagać, bo Tobie to pomaga, to wiedz że robisz to dobrze:)

              Cinis
              Uczestnik
                Liczba postów: 32

                Opisałeś trudną sytuację, bardzo Ci współczuję. Relacje z ludźmi, zwłaszcza bliskość taką jak przyjaźń, miłość, odbieram jako najtrudniejsze wyzwanie w tej całej przygodzie życia. Nie potrafię odpowiedzieć Ci tak, jak zrobiłby w tej sytuacji specjalista, a myślę, że skorzystanie z profesjonalnej pomocy mogłoby okazać się dla Was bardzo korzystne. Nie jestem pewna, czy można jednoznacznie stwierdzić, że jest się winnym, czy jest się bezpośrednią przyczyną próby targnięcia się na własne życie bliskiej osoby. Ta decyzja świadczy jednak o głębszych przyczynach problemu, próba samobójcza jest ostatecznym alarmem świadczącym o tym, że ktoś potrzebuje pomocy. Taka osoba może silnie temu zaprzeczać, bagatelizować tę sytuację. Pamiętam, że nawet po próbie samobójczej wydawało mi się, że nic się nie stało, że nadal sama dam sobie radę. Bardzo trudno było mi rozpocząć terapię i zrobiłam to dopiero będąc w sytuacji kryzysowej. Szczerze polecam Ci to rozwiązanie, nigdy nie jest za późno, a naprawdę warto zdecydować się na ten krok.

                Dziękuję Ci za dobre słowo. 😉 Nie wiem, czy potrafię rzeczywiście komuś pomóc, nie mam takich kompetencji. Piszę tylko to, co znam ze swojego doświadczenia, jeśli jest to komuś bliskie, cieszę się. Mnie też podnoszą na duchu słowa innych.

                Delta
                Uczestnik
                  Liczba postów: 100

                  Dan1el masz talent pisarki i wybrałeś taką formę ekspresji.

                  Podzielę się moim doświadczeniem. Kiedy chodziłam na terapie psycholog zauważyła że śmieję się gdy mówię o rzeczach smutnych, powiedziała że wtedy tracę dużo energii na bycie kimś nieautentycznym i że mogę sobie pozwolić być smutna kiedy  jestem smutna, wesoła kiedy jestem wesoła, że nie muszę stale „zagajać” i dbać by rozmówca się przy mnie czuł komfortowo. Kiedy sobie to uświadomiłam i zaczęłam stosować mam więcej energii niż kiedyś ale cały czas zdarza mi się bardziej dbać o dobrostan innych niż swój. Nauczyłam się tego w domu bo stale musiałam być czujna i dbać aby wszystko było dobrze, aby niczym nie rozpętać świrowania starych. Za to oni niczym się nie ograniczali, moja krzywa mina , odmowa zjedzenia czegoś niesmacznego wszystko mogło wywołać awanturę. Gdy mam być niemiła , powiedzieć publicznie swoje zdanie paraliżuje mnie strach bo podświadomie boję się że zachowają się jak starzy że moja życie lub zdrowie będzie zagrożone tak jak w dzieciństwie. Ludzie myślą jaka fajna spokojna miła kobieta – gdyby tylko wiedzieli ….

                Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.