Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
  • Autor
    Wpisy
  • milka37
    Uczestnik
      Liczba postów: 18
      w odpowiedzi na: Agresja #471098

      KiiXa – cieszę się, trzymam za Ciebie kciuki! To nie jest najłatwiejsza zmiana nawyków, jest trudna i długotrwała, ale myślę, że naprawdę warto.

      dorotaa77 – na pewno jest dużo łatwiej, jeśli w dzieciństwie miało się wzór rodzica opiekuńczego. Łatwiej jest robić coś co się mogło chociaż przez chwilę poobserwować. Ale jestem przekonana, że nawet jeśli nie czujesz w sobie rodzica-opiekuna w tej chwili, to on gdzieś tam jest. Ja zaczęłam od tego, że po prostu wyobrażałam sobie jak traktuję swoich bliskich i zwierzęta – z wsparciem i zrozumieniem i zaczęłam stosować na sobie.

      Mam wrażenie, że mamy (dda) w sobie dużo takich autoagresywnych i dążących do realizacji popędu śmierci ( 😉 ) zachowań i po prostu trzeba się nauczyć być dla siebie miłym, wyrozumiałym i tłumaczyć sobie. Wszystko co boli, często i dużo tłumaczyć.

       

      milka37
      Uczestnik
        Liczba postów: 18

        A Ty pozbyłaś się krytyka na dobre? Czy czasem jeszcze się odzywa?

        milka37
        Uczestnik
          Liczba postów: 18

          Ja najczęściej (już) też 🙂 Już mam w swojej głowie obszar, który zajmuje się dbaniem o siebie, w znaczeniu dawania sobie takich głasków.

          Ale moja głowa jeszcze nie jest super spokojna i super stabilna, czasem są momenty, w których wracają do mnie stare nawyki i stare schematy. U mnie ten krytyczny rodzic miał kiedyś bardzo dużo do powiedzenia – mówił mi, że inni mają gorzej i nie wolno mi czuć niektórych rzeczy. Karcił mnie za złość, za radość i za wszystko co odbiegało od takiego stanu constans.

          Czasem się jeszcze zapominam. Czasem jeszcze pozwalam mu przejąć ster i wtedy wyjście z tego schematu jest często bolesne (sam proces), ale przynosi dużo ulgi i poczucia takiej stabilności i spokoju.

          Ja to w ogóle mam wrażenie, że być może trochę zbyt głęboko i zbyt rozlegle na raz działałam i wykopałam sobie trochę za dużo, żeby trzymać nad wszystkim kontrolę. Jak mam dobry dzień/ tydzień/ ogólnie okres to jestem stabilna i spokojna, ale jak tylko coś mnie wytrąci z równowagi to zawsze zaczynam zapominać o jakimś obszarze i coś tam leci na łeb na szyję. Najczęściej to właśnie ta kontrola nad krytykiem. Być może dlatego, że poza byciem krytycznym ta część mnie jest też całkiem niezła w gaszeniu pożarów i rozwiązywaniu problemów 😉

          milka37
          Uczestnik
            Liczba postów: 18
            w odpowiedzi na: Gorszy dzień #471058

            Masz rację, że nie ma sensu, to chyba po prostu taki głupi nawyk, który też pochodzi z dzieciństwa – czemu płaczesz/ smucisz się, przecież inni mają gorzej :/

            Ja też nie mogłam przeżywać złości. Z resztą euforii i radości też nie. O tyle o ile radości i emocji dobrych dość szybko się nauczyłam, o tyle złość jest dalej dla mnie czarną magią. Już ją czuję i nawet ją przeżywam, ale strasznie się na niej spalam.

            Jak mnie coś rozzłości to najczęściej kończy się to jeszcze wybuchem i potem takim spadkiem energii, że często po prostu idę się przespać.

            A jak Ci idzie z przeżywaniem emocji teraz? Czasem się zaczynam poważnie zastanawiać, czy jak coś jest dla nas, aż tak nienaturalną emocją jak dla mnie złość, to czy w ogóle można się jej nauczyć? Czy to już zawsze potem jest emocją tak nienaturalną, że aż wykańczającą?

            milka37
            Uczestnik
              Liczba postów: 18

              To jest pojęcie, które funkcjonuje w analizie transakcyjnej – ja generalnie opieram swoje zdrowienie bardzo mocno na analizie transakcyjnej, na teorii stanów ego, teorii gier, talonów właśnie.

              Talony psychologiczne, to są takie Twoje ulubione emocje, które sobie zbierasz w relacjach z drugim człowiekiem. Tak analogicznie do zbierania np. naklejek na Świeżaki (:P) zbierasz sobie takie uczucie, ale poza tym, że naklejasz je sobie na karteczkę i odkładasz do szufladki to nic więcej na razie z nim nie robisz – nie rozmawiasz o nim z osobą, której to dotyczy i nawet jej często o tym nie informujesz. Dopiero jak już uzbierasz odpowiednią ilość tych talonów, to możesz odebrać nagrodę. I to, w zależności od tego o co grasz może być np nieziemska awantura (masz przecież o co! Nazbierało się 😉 ), rozwód albo nawet samobójstwo.

              Moja siostra ostatnio podesłała mi link, gdzie jest to w miarę po ludzku opisane: https://blogblizej.wordpress.com/2012/02/06/milosnik-psychologiczny-odslona-trzecia-o-pieciu-zasadach-ktore-warto-wprowadzic-do-zwiazku-aby-zblizyc-sie-do-partnerskiego-idealu/ a akapicie „okazujcie sobie uczucia”.

              Odnalezienie swoich talonów trochę mi zajęło. Miałam kilka teorii i po kolei je sprawdzałam – obserwowałam siebie i, nie regulując jeszcze swojego zachowania, sprawdzałam co odkładam, a co rozwiązuje na bierząco.

              Ja zbierałam poczucie skrzywdzenia. Zbierałam je sobie do szufladki i odkładałam, żeby jak już przyjdzie czas odbierania nagród móc to wszystkim pokazać i usprawiedliwić swoje samobójstwo. Chyba nie chciałam go faktycznie popełniać, chciałam tylko mieć na nie usprawiedliwienie. Chciałam, żeby ludzie patrzyli na to i mówili, że jestem taka silna i że to cud, że jeszcze żyje. Piszę w trybie przeszłym, bo jak wspomniałam zrezygnowałam ze zbierania tych talonów.

              Zostawienie tego co prawda zabrało mi trochę stabilności i wymaga ode mnie mierzenia się od razu z tym co mnie ew zaboli, ale dało mi niesamowitą ilość poczucia sprawczości. I poczucia wpływu.

              milka37
              Uczestnik
                Liczba postów: 18

                Myślę, że byłoby sto razy łatwiej.

                Myślę, że nam wszystkim byłoby łatwiej, gdyby ten schemat pomagania rodzicom na starość nie był tak mocno zakorzeniony w naszych głowach.

                Ja nie jestem osobą, która jakoś mocno się martwi tym co ludzie powiedzą. Powiedzą co powiedzą, ja nie muszę tego brać. Jednocześnie ludzie też mówią bardzo wiele rzeczy, które mocno ukształtowały mój życiowy skrypt i myślę, że ten obowiązek pomocy rodzicom może być jedną z takich rzeczy,

                Myślę, że to nie jest tak, że gdyby łatka „niewdzięcznego dziecka” nie istniała, to nie byłoby poczucia obowiązku – pewnie też w jakimś stopniu by był. Ale ona istnieje i podsyca ten obowiązek.

                 

                Abstrakcyjne to i bardzo chciałabym już tego nie czuć, ale chyba jeszcze chwilę mi zajmie zanim się nauczę i naprawdę poczuję, że nie muszę, nie mam obowiązku, i że nawet jeśli zostanę „niewdzięcznym dzieckiem” to nie wpłynie to na moje poczucie wartości.

                milka37
                Uczestnik
                  Liczba postów: 18
                  w odpowiedzi na: Agresja #471052

                  Ja mam podobnie.

                  U mnie w domu nie było fizycznej przemocy, albo sobie z niej nie zdawałam sprawy. Było za to dość sporo napięcia i bardzo dużo właśnie takiej autoagresji – mój tata bardzo często powtarzał, że popełni samobójstwo.

                  Często mam w sobie takie poczucie, że zrobienie sobie krzywdy da jakiś upust targającym mną emocjom. Naprawdę bardzo często mam myśli samobójcze. W swoim życiu okaleczyłam się raz – jako nastolatka pocięłam sobie rękę żyletką. Nigdy więcej już potem nie pozwoliłam sobie być dla siebie niedobra.

                  Mam całe mnóstwo czarnych scenariuszy w swojej głowie. Mój chłopak też w mojej głownie non stop mnie nie kocha i mnie porzuci – mimo, że mieszkamy ze sobą już 7 lat, mamy za sobą kawał historii, który wręcz powinien nie pozwalać mi myśleć o nim w ten sposób, ale moja głowa odrzuca racjonalne myślenie. Moja głowa „lubi” myśleć kastastrofą, bo katastrofy zna i umie się w nich odnaleźć. Noc jest najgorsza. Listopad jest dramatem bo noc trwa długo…

                  Jak sobie z tym radzę?

                  Po pierwsze rozmawiam ze sobą. Jak nie ma nikogo w pobliżu to nawet na głos. Opowiadam sobie dlaczego te wymyślone katastrofy są tylko wymyślone. Mówię do siebie miłe rzeczy, odczytuje sobie swoją listę swoich zalet i mocnych stron. Odtwarzam sobie wszystkie swoje nowe automatyczne myśli (stworzone po to, żeby dać sobie siłę do działania). Jeśli nie przechodzi i napięcie fizyczne jest tak duże, że muszę coś zrobić – to robię. Tylko nie robię sobie krzywdy, nie tnę się nie uderzam głową w ścianę, robię rzeczy miłe. Robie rzeczy, które przynoszą mi spokojne ukojenie. Biorę kąpiel, robie sobie herbatkę, jem czekoladę, głaszcze królika itp. Czasem idę na spacer, czasem wsiadam na rower. Czasem piszę do siostry, o bzdurkach zwykle, po prostu rozmawiam, ale to bardzo pomaga.

                  To są wszystko takie bardzo zastępcze czyny, i nie przynoszą ulgi jak ręką odjął. Pierwsze minuty robienia tych rzeczy to jest straszna walka sama ze sobą – taka walka, że czasem czuję, że nie mogę oddychać – ale na dłuższą mete działają dobrze. Moje dziecko zaczyna rozumieć, że agresja i samobójstwo nie rozwiązuje problemów. Że w ogóle nie ono musi rozwiązywać te problemy, ono musi tylko poczuć się dobrze, problemem zajmie się później dorosły 😉

                  milka37
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 18
                    w odpowiedzi na: Gorszy dzień #471051

                    Wiecie, ten gorszy dzień chyba jednak zamienił się w gorszy tydzień 🙁

                    Dziękuję za podpowiedzi, popróbuję się trochę rozruszać, bo wiem, że adrenalina i endorfinki są teraz moimi największymi przyjaciółmi 😉 Autopsychoanaliza… nie tak bym to nazwała u siebie, ale faktycznie takie rozłożenie sytuacji na czynniki pierwsze bardzo pomaga. Można zobaczyć wtedy bardzo dobrze, co się dzieje i wydaje mi się, że ostatnio w swoim życiowym pędzie po prostu zapomniałam, że trzeba też zadbać o swoje wewnętrzne dziecko. Chyba zrzuciłam na siebie za dużo obowiązków i za dużo terminów, a potrzebuję najzwyczajniej na świecie trochę się pobawić 😛

                     

                    Rozważam te mitingi bardzo mocno. Mam wrażenie, że to jest miejsce, w którym mogę spotkać osoby, które po prostu zrozumieją, że czasem dzień jest do dupy. Tydzień, czy nawet miesiąc. Że czasem zdarzają się w życiu takie spadki, że ciężko jest się samemu z tego wygrzebać. Jednocześnie mam z nimi taki problem, że boję się, że będą mnie przytłaczać.

                    No i też martwię się o to, że moje przeżycia są błahe. Na ostatnim mitingu na jakim byłam ludzie opowiadali naprawdę mrożące krew w żyłach historie ze swojego dzieciństwa. Opowiadali je, po czym wychodzili na przerwę i rozmawiali ze sobą o planach na weekend i pasjach.

                    Ja nie przeżyłam w dzieciństwie nawet połowy tego o czym usłyszałam, a jednocześnie mam takie weekendy, że moje plany to przespać ten niezagospodarowany czas :/ Bo często zagospodarowanie go wydaje mi się ponad moje fizyczne siły.

                    milka37
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 18

                      Ja przez ostatnie trzy lata zrobiłam z sobą ogromną robotę. Uczęszczam z małymi przerwami na terapię indywidualną, dwa razy byłam też już ze swoim chłopakiem na wspólnej terapii dla par (jesteśmy teraz właśnie w takiej terapii).

                      To daje cholernie dużo. Indywidualna terapia nauczyła mnie patrzeć na siebie przychylniej, ale też bardziej analitycznie, potrafię zobaczyć dużo swoich zachowań, które są destrukcyjne i potrafię je zmienić. Potrafię określić z jakiego stanu mojego ego pochodzą dane emocje i zachowania, potrafię je sobie wytłumaczyć i potrafię sobie z nimi poradzić. Nakierowałam swojego opiekuńczego rodzica na siebie, a nie na innych (jak było wcześniej). Mam jeszcze dużo pracy z dzieckiem wyuczonym, bo ono jest bardzo poranione i bardzo cierpi wciąż, ale też już bardzo dużo rozumie 😉 Nauczyłam się widzieć w sobie to pokrzywdzenie i go nie zakopywać w odmętach swojej głowy, tylko brać w swoje ręce, oglądać i działać.

                      Poznałam swoje myśli automatyczne i nauczyłam się sobie na nie odpowiadać. Nie wszystkie są jeszcze pokonane, ale zdecydowana większość ma już swoją prawie równie automatyczną odpowiedź.

                      Dowiedziałam się jakie talony psychologiczne zbieram, dlaczego je zbieram i świadomie z nich rezygnuje.

                      Na wspólnej terapii nauczyłam się nie realizować swoich talonów w relacji z moim chłopakiem. Nauczyłam się spokoju i wyrozumiałości do niego i przede wszystkim miałam okazję obejrzeć i usłyszeć jego historię i zrozumieć ją na tyle na ile druga osoba może zrozumieć. Nauczyłam się, że w momentach, w których czuję się skrzywdzona zwykle to nie on mnie krzywdzi tylko echo dawnych wspomnień. A jeśli krzywdzi mnie on, to wiem teraz, że nie robi tego specjalnie i wiem jak mu zakomunikować skrzywdzenie, tak żeby spotkać się ze zrozumieniem i sprostowaniem.

                       

                      Te ostatnie trzy lata to jest ogromna ale też bardzo trudna robota. Dużo udało się osiągnąć – jestem w stanie żyć i funkcjonować na satysfakcjonującym poziomie, ale żeby pisać o szczęściu chyba potrzebuję jeszcze trochę czasu, pracy i bardzo dużej ilości uwagi na siebie.

                      milka37
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 18
                        w odpowiedzi na: dda40plus #471046

                        Ja nie czuję się niedojrzała, wręcz przeciwnie, czasem czuję się aż przejrzała. Od niepamiętnych czasów czuję się starzej niż wskazywałby na to mój wiek, świetnie też dogaduje się ze starszymi od siebie ludźmi – z tymi w swoim przedziale wiekowym bardzo trudno jest mi nawiązać jakaś głębszą i bardziej satysfakcjonującą relację.

                        Ale kiedy sobie tak na to patrzę i biorę to uczucie „na warsztat” to widzę, że ta przejżałość mocno wiąże się u mnie z bardzo wysokim poziomem samokrytycyzmu. Mam tendencję do niedopuszczania do głosu swojego naturalnego dziecka. Zamiast niego często słyszę krytycznego rodzica i dziecko wyuczone. Nauczyłam się to widzieć i nauczyłam się dość płynnie już przeskakiwać w bardziej pożądany stan swojego ego, ale niezmiennie moim schematem myślenia jest krytyczny rodzic + dziecko wyuczone.

                        Natomiast czuję też to o czym pisała edmonitta, ten problem z planowaniem swojej przyszłości. Ja co prawda mam plany i marzenia, ale niezmiennie czuję, że zwyczajnie do nich nie dożyję. Mam taką myśl automatyczną (mam ich wiele, ale zdecydowaną większość udało mi się wykluczyć, albo przynajmniej wyciszyć), że nie ma sensu się za bardzo starać i za bardzo dążyć do osiągnięcia czegoś, bo i tak ostatecznie umrę zanim go osiągnę.

                        To nie jest tak, że nie próbuję – wiem przecież na poziomie realistycznym, że raczej nie umrę zanim np skończę studia – ale te próby i to zaanagażowanie w osiąganie celu są takie… płaskie.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)